Выбрать главу

Po zakończeniu rozmowy Geary siedział w półmroku kajuty, zastanawiając się nad jej radą. Poznaj wroga. To była bardzo stara prawda. Ale Tania miała rację. Skupiał się wyłącznie na tym, czego mogą dokonać jego siły, pomijając całkowicie to, co zrobi przeciwnik, a właściwie do czego będzie zdolny. Zagłębił się w ten problem jeszcze bardziej, gdy dotarło do niego, że sam nigdy nie zadałby sobie takiego pytania.

Na razie ludzie nie wiedzieli zbyt wiele na temat krodźwiedzi. W raportach porucznika Igera i opiniach cywilnych specjalistów roiło się od określeń: nieznane, zakładamy, przypuszczamy i możliwe że. Po ich lekturze Geary był tak zdesperowany, że zaczął sam szukać informacji dotyczących prawdziwych niedźwiedzi.

Zwierzęta te występowały na Starej Ziemi, ale ludzkość zabrała je potem w przestrzeń kosmiczną, gdzie trafiły na wiele nowo odkrytych planet. Poza tym natrafiono w odległych systemach gwiezdnych na kilka gatunków obcych stworzeń, które wykazywały duże podobieństwa zewnętrzne do ziemskich niedźwiedzi. Rzecz jasna, z genetycznego i biologicznego punktu widzenia nie miały nic wspólnego z popularnymi misiami, ale dla przeciętnego człowieka wszystkie pozostały „niedźwiedziami”, chociaż doprowadzało to zoologów do szewskiej pasji.

W przeglądanych archiwach nie znalazł więc nic przydatnego. Niedźwiedzie były samotnikami, czym różniły się, i to bardzo, od krów i tutejszej rasy Obcych, którzy wykazywali zadziwiający instynkt stadny. Poza tym niedźwiedzie były wszystkożerne, a badania szczątków ciał mieszkańców tego systemu dowiodły jednoznacznie, że ludzie mają do czynienia z roślinożercami.

Sprawdził więc takie hasła, jak: krowy, potem bydło, byki, stada i wiele innych podobnych, wczytując się w analizy, oglądając nagrania (niektóre z nich, jeśli wierzyć opisom, robione na Starej Ziemi).

W pewnym momencie skupił myśli na superpancernikach. Jednostki te nie były znacznie wolniejsze od mniejszych okrętów budowanych przez ludzi. I choć zabierało im to więcej czasu, osiągały w końcu podobne prędkości maksymalne. Z tego, co wiedział, przyspieszały właśnie, by zbliżyć się do jego floty. Potrzebowały jednak dużo czasu, znacznie więcej niż jego pancerniki, na wykonanie każdego manewru. Sprawcami tych problemów były nie tylko małe silniki, ale przede wszystkim ogromna masa samych jednostek. Zmuszenie tak potężnych okrętów do zmiany kierunku wymagało ogromnej ilości energii i jeszcze więcej czasu, a tego pierwszego dziełu Obcych z pewnością musiało brakować.

Zupełnie jak na tym przekazie, który właśnie oglądał. Szarżujący byk pędzi na oślep i niezdarnie mija cel, a potem rozgląda się natychmiast za następną ofiarą i wybiera człowieka w śmiesznym wdzianku, który schodzi zwinnie z drogi ataku, jakby umiał przewidzieć ruchy bestii…

Geary przeniósł wzrok na zastopowany hologram ostatniej symulacji, wciąż unoszący się nad blatem. Masywna forteca, mrowie samobójców, wymanewrowana armada superpancerników pozostająca w tyle. Tak właśnie przeprowadzał kolejne próby, najpierw pozbywał się z ogona armady wroga. Może gdyby…

— Taniu!

Bez zastanowienia użył nadrzędnego łącza dowódcy, uruchamiając zdalnie jej komunikator, nie dając jej szansy na obudzenie i odebranie. Patrzyła na niego z wyświetlacza, zaspana i półprzytomna.

— Lepiej, żeby chodziło o moją opinię, bo widzę, że zignorowałeś moją radę, choć ja posłuchałam twojej.

— Posłuchałem twojej rady, Taniu, i chyba wiem, jak to zrobić, ale nie znam się tak dobrze na manewrowaniu, by to przetestować. Chciałbym, abyś przeprowadziła symulację i sprawdziła, czy mam rację.

— Teraz?

Geary zawahał się, nagle dotarło do niego, że jest środek nocy. Siedział nad archiwami przez kilka godzin. A Tania zadała to pytanie z pełną powagą. Wiedział jednak, że usiądzie i wykona to polecenie, ponieważ jest cholernie dobrym oficerem.

— No… niekoniecznie. Jesteśmy wystarczająco daleko od punktu skoku, z którego musimy skorzystać, a armada Obcych także nam jeszcze nie zagraża. Możesz to sprawdzić jutro rano. Wracaj do łóżka i spróbuj zasnąć.

Odpowiedziała mu groźnym spojrzeniem, w którym wychwycił obietnicę okrutnej zemsty.

— Obudziłeś mnie — stwierdziła. — Powiedziałeś, że prawdopodobnie znalazłeś rozwiązanie, a potem każesz mi iść spać. Dziękuję pięknie. Prześlij mi ten swój pomysł. Mogę się mu przyjrzeć, skoro nie mam wielkich szans na dospanie do capstrzyku. Wiesz, że już prawie rano?

Może zapomni o zemście, jeśli pomysł okaże się dobry…

* * *

Armada Obcych, rosnąca bez przerwy dzięki dołączającym do niej kolejnym superpancernikom, leciała wciąż kursem na przejęcie ludzkiej floty. Okręty Geary’ego nie zmieniły jednak kursu i nadal zbliżały się łagodnym łukiem do następnego punktu skoku. Jeśli żadne z obu zgrupowań nie wykona gwałtownego zwrotu, już za trzydzieści dwie godziny uciekająca formacja znajdzie się w polu rażenia samobójców startujących z fortecy, a za trzydzieści pięć godzin ocalone z pogromu jednostki zostaną przechwycone przez superpancerniki.

Geary siedział, spoglądając na ekran wyświetlacza i zastanawiając się, co też Desjani pomyśli o jego planie. Tyle dobrego, że na razie nie uznała go za niewykonalny. A skoro nikt inny nie wysunął lepszego pomysłu, admirał nie miał wyjścia i musiał przyjąć to rozwiązanie.

Wyczerpany, ale wciąż zbyt pobudzony, by zasnąć, postanowił wyrwać się na chwilę z kajuty i przespacerować korytarzami „Nieulękłego”, na których tłoczno było od ludzi zmierzających na poranną wachtę. Powinni go zobaczyć, ujrzeć na własne oczy, że ich admirał jest ostoją pewności i spokoju. Nie czuł się specjalnie pewnie ani spokojnie, ale jako doświadczony dowódca wiedział, co robić, by sprawiać takie wrażenie. Nie przejmuj się tym, że podwładni zobaczą od czasu do czasu, iż jesteś czymś poruszony albo zaniepokojony, zwykła mawiać jedna z przełożonych, gdy Geary był jeszcze zwykłym porucznikiem. Dzięki temu zrozumieją, że masz wystarczająco wiele oleju w głowie, by dostrzegać trudności. Ale nie przesadzaj z tym zaniepokojeniem, bo pomyślą, że nie wiesz, co robić. I na miłość naszych przodków, nie próbuj nigdy sprawiać wrażenia, że niczego się nie boisz. W takim przypadku załoga może uznać, że jesteś idiotą. Ludzie wiedzą, że oficer to też człowiek, więc ma prawo do własnych obaw. Ale możesz być pewien, że pójdą za tobą w ogień, jeśli będą wierzyć, że wiesz, co robisz.

Geary uśmiechnął się mimowolnie na wspomnienie kobiety, która zmarła zapewne osiemdziesiąt albo więcej lat temu, w pierwszych dekadach wojny z Syndykami. Starszy bosman sztabowy Gioninni, którego spotkał jakiś czas temu, nie nosił tego samego nazwiska, ale bez problemu mógł być potomkiem komandor Voss. Bez wątpienia miał te same geny i przebiegłość, które przed laty uczyniły z Voss obiekt uwielbienia i strachu wszystkich młodych oficerów.

Członkowie załogi, których mijał podczas przechadzki, zauważali na jego twarzy uśmiech i ich zatroskanie ustępowało pewności. Admirał wie, co robi — byli tego pewni. Jak to dobrze, że Desjani jest jedyną osobą na pokładzie tego statku, która umie czytać w moich myślach…

Nogi zaniosły go aż do przedziału wyznaniowego, gdzie marynarze i oficerowie mogli pomodlić się na osobności. Wybrał maleńką kabinę i usiadł w niej sam, by zapalić cienką świeczkę. Przodkowie, pomóżcie mi podjąć właściwe decyzje. Czego jeszcze mógłby od nich chcieć? Nie przyszedł tu jednak, by tylko zanosić prośby. Dziękuję wam za to, że wasze porady zaprowadziły nas aż tak daleko.

Wstawał już, ale przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawie, więc opadł ponownie na ławę.