Smythe przytaknął.
— Rdzeń „Niezwyciężonego” wciąż działa. Możemy go przeciążyć, po eksplozji zostanie z niego tylko pył. Zanim to jednak zrobimy, chciałbym wymontować z wraku wszystko, co może się przydać. Na pokładzie znajduje się sporo sprzętu, który możemy wykorzystać na innych okrętach, zamiast produkować go od nowa.
Decyzja nie powinna nastręczać problemów. Inżynier pokroju kapitana Smythe zrobiłby wszystko, by wyposażenie „Niezwyciężonego” posłużyło mu za części zamienne. Ale…
— Taniu?
— Sir?
— Jak byś się czuła, pracując na urządzeniach wyszabrowanych z wraku „Niezwyciężonego”?
Potrząsnęła głową.
— Wolałabym nie mieć tutaj tak pechowego złomu, admirale.
Spodziewał się takiej odpowiedzi. Żeglarze pozostali tacy sami przez kilka tysięcy lat, dlaczego więc mieliby się zmienić na przestrzeni wieku, który Geary spędził w hibernacyjnym śnie? Wciąż jednak nie był w pełni przekonany do jej wyboru.
— W czasie wojny ze Światami Syndykatu musieliście przecież korzystać ze zdobytych tą drogą części.
— Z wyszabrowanych części — poprawiła go Desjani. — Ale nie. Nie było zbyt wielu okazji. Gdy służyłam na pokładzie „Tulwara,” mieliśmy część wyposażenia przeniesionego z wraku „Puklerza”, które zamontowano pomimo naszych protestów w przerwie między dwoma kolejnymi bitwami. Wszystko to zaczęło się pieprzyć, ledwie weszliśmy do akcji.
— Tam w grę wchodził wymuszony pośpiech prac…
— Testy wypadły świetnie, ale to był złom zabrany z wraku. Straciliśmy „Tulwara” właśnie z powodu awarii. Wątpię, aby któryś z kapitanów naszej floty chciał na pokładzie swojej jednostki widzieć części zabrane z „Niezwyciężonego”. Zwłaszcza z niego.
Geary chciał wydać rozkaz wymontowania wszystkiego, co się nadaje do dalszego użytku, ale wiedział, że opinię Desjani podzielają dowódcy wszystkich okrętów floty. Właśnie dlatego, że okrętem, o którym mowa, był „Niezwyciężony”. Wiązało się to z przesądem mówiącym, że jednostki noszące tę nazwę zazwyczaj są niszczone szybciej niż inne okręty. Gdy admirał zajrzał w statystyki, zrozumiał, że jego ludzie mają przesłanki do głoszenia podobnych tez. Równowaga sił i częste starcia powodowały, że okręty wojenne służyły we flocie nie dłużej niż kilka lat. Tak przynajmniej było do chwili, gdy Geary przejął dowodzenie. Natomiast wśród tych, które wiodły najkrótszy żywot, faktycznie często przewijała się ta jedna nazwa. Może żywe światło gwiazd uznało, że nazwanie jednostki zbudowanej przez człowieka mianem „Niezwyciężony” jest zbyt prowokujące?
Odwracając się do kapitana Smythe’a, admirał pokręcił głową.
— Nie. Opróżnijcie magazyny części zapasowych wraku, ale nie ruszajcie niczego, co zostało już zainstalowane. Wolałbym uniknąć spadku morale innych załóg z powodu przekazania im części zapasowych pochodzących z „Niezwyciężonego”.
Smythe miał minę inżyniera, którego zmuszono do kontaktu ze zwykłymi, nieracjonalnie myślącymi śmiertelnikami.
— To tylko sprzęt, admirale. Nie ma w nim duszy. Nie może być nawiedzony.
— Kapitanie Smythe, ten złom nie jest wart bólu głowy, którego może mi przysporzyć. — Morale we flocie faktycznie balansowało na krawędzi rozkładu. Ludzie powinni być teraz w swoich domach, gdzie po niemal stuletniej wojnie rozkoszowaliby się owocami zwycięstwa nad Światami Syndykatu. Mimo to on wydał rozkaz, by wsiedli na pokłady okrętów i polecieli daleko za granice znanej i kontrolowanej przestrzeni i tam zbadali, jak wielkim zagrożeniem może być nowo odkryta rasa Obcych zwanych Enigmami. Geary, wyruszając na tę misję, wykonał rozkaz przełożonych. Jego ludzie także wykonywali rozkazy, ale to wcale nie znaczyło, że oficerowie i załogi okrętów, wyczerpane tak długą walką, cieszą się z możliwości kontynuowania służby. W takiej sytuacji nawet drobiazg mógł spowodować znaczny spadek morale, a dla ludzi znajdujących się na podległych Geary’emu okrętach zamontowanie sprzętu pochodzącego z pechowego statku było czymś więcej niż drobiazgiem.
— „Tsunami” zbliżył się właśnie do „Niezwyciężonego”, by przejąć rannych — poinformował kapitana Smythe’a. — Nakażę jego dowódcy, by ewakuował także resztę załogi, ale wiem, że na pokładzie tej jednostki nie ma wystarczającej ilości miejsca dla tylu ludzi. Skoro „Tanuki” także znajduje się blisko pozycji „Niezwyciężonego”, chciałbym, żeby przerzucono na niego nadwyżki personelu, przynajmniej do chwili, gdy zorganizujemy przydziały na nowe okręty.
— Aye, aye, sir… — Smythe zamilkł na moment, a potem pokręcił głową. — Ci ludzie także będą pochodzili z „Niezwyciężonego” — zauważył. — A mimo to skorzysta pan z nich ponownie.
— Dziękuję, kapitanie Smythe.
— Mam pozostawić na pokładzie wraku kapitana Ventego, aby dać przykład innym dowódcom? Zakładam, że nie ma pan wielkiej ochoty na przydzielenie mu nowego stanowiska, a z tego, co wiem, kapitan Badaya wolałby go nie widzieć na pokładzie „Znamienitego”.
— Niech pan mnie nie kusi, kapitanie. — Arogancja i nieróbstwo Ventego nastawiły do niego wrogo większość dowódców floty, i to na długo przed ostatnią porażką. Nie mówiąc już o tym, że często miał obiekcje wobec rozkazów wydawanych przez Badayę, formalnego dowódcę szóstego dywizjonu okrętów liniowych, do którego należał „Niezwyciężony”. — Czy to już wszystko, kapitanie?
— Niezupełnie — odparł Smythe. — Możemy tak zaminować „Niezwyciężonego”, że nie eksploduje, dopóki Obcy nie spróbują wejść na jego pokład.
To była jeszcze bardziej kusząca perspektywa. Geary przyjrzał się liście ofiar ostatniego starcia. Obcy zaatakowali, nie próbując nawet ustalić intencji ludzkiej floty, i jak na razie nie odpowiadali na żadne wezwania…
Chęć zemsty nie mogła jednak służyć za podstawę do podjęcia tak ważnej decyzji.
— Nie, kapitanie Smythe. Nie wiemy jeszcze, czy nie uda nam się porozumieć z tymi istotami. A zastawienie na nie pułapki może bardzo skutecznie zatruć przyszłe relacje, choć nie przeczę, że w tym momencie nie widzę wielkich szans na pokojowe rozwiązanie.
— Pokazanie im w najbardziej bolesny sposób, co możemy zrobić z tymi, którzy zachodzą nam za skórę, może ich przekonać, że nie warto nas nie doceniać — zasugerował Smythe.
To była celna uwaga. Geary postanowił więc rozważyć ją nieco dokładniej. Desjani odezwała się, zanim doszedł do pierwszych wniosków:
— Nie wiemy, do czego te istoty są zdolne. Nie wiemy też, jakimi technologiami dysponują. Może potrafią obejść nasze pułapki. A skoro tak, podalibyśmy im na tacy wrak i znajdujący się w nim sprzęt.
Smythe skrzywił się, ale szybko przytaknął.
— Ma pani rację, kapitanie.
— Zatem zaminujcie „Niezwyciężonego” i wysadźcie go, gdy tylko nasze jednostki wyjdą poza pole rażenia.
— Tak zrobimy, admirale. I jeszcze jedno. Mechanicy z „Kupuy” właśnie zameldowali, że zakończyli ocenę stanu głównego napędu „Oriona”. Ich zdaniem uda się go naprawić w ciągu dziesięciu godzin. Do tego czasu pancernik może pozostać w szyku, o ile nie nakaże pan kolejnych dzikich manewrów. — Zanim połączenie zostało przerwane, Smythe westchnął niemal teatralnie. — Tyle sprzętu z „Niezwyciężonego”…
Geary zerknął w kierunku Desjani.
— Wydawało mi się, że poprzesz pomysł zamienienia „Niezwyciężonego” w pułapkę.
Uśmiechnęła się pod nosem.
— Wciąż próbuję cię zaskoczyć. Poza tym podeszłam do problemu jak najbardziej pragmatycznie.