— Z budynków, admirale. Niektóre poziomy to najzwyklejsze w świecie gospodarstwa rolne. A na niemal każdym dachu widzi pan obsiane pola.
— Ile tych istot może tam mieszkać?
Mało brakowało, by Iger wzruszył ramionami, na szczęście zdołał się opanować w ostatnim momencie. Oficerowie niższej rangi nie powinni tak reagować na pytania admiralicji.
— Ta planeta jest tylko nieco mniejsza od Ziemi, sir, ma też mniejsze kontynenty. Wiele jednak zależy od tego, jak duzi są jej mieszkańcy. Chodzi mi o wzrost i wagę tych istot. Jeśli są porównywalni do ludzi… — Iger zerknął gdzieś w bok, poza obiektyw — …może ich być tutaj nawet dwadzieścia miliardów.
— Dwadzieścia miliardów? Na planecie tej wielkości?
— Jeśli przypominają nas wzrostem i wagą — uściślił porucznik.
— Dajcie mi znać, gdy dowiecie się czegoś więcej — rozkazał Geary, zanim opadł na oparcie fotela, masując dłonią czoło. — O czym zapomniałem? — zapytał Desjani.
— O fortecach — odpowiedziała.
— Nie zapomniałem o tych cholernych fortecach. Są imponujące jak diabli, ale to tylko nieruchome cele na stałych orbitach. Możemy wystrzelić w ich kierunku parę głazów… — Geary zamilkł, widząc, że Desjani kręci głową. — Co znowu?
— Masz rację — powiedziała. — To nieruchome cele. Dlaczego więc je wybudowano? Dlaczego nadal tam są? Dlaczego ktoś inny już ich nie zniszczył? Enigmowie są dla mnie odrażający, ale wiem jedno, mają na tyle rozumu, że umieją wystrzeliwać pociski kinetyczne i trafiać w cele wielkości pomniejszych planet. Mimo to mieszkańcy tego systemu zadali sobie ogromny trud, by zbudować orbitalne fortece. Zauważyłeś przy okazji, jak niewiele asteroid krąży wokół tutejszej gwiazdy? Musieli zużyć większość z nich do budowy tych potworów. Tylko skończeni durnie zadaliby sobie tyle trudu, by zwiększyć liczbę łatwych celów.
Geary przyjrzał się mapie systemu.
— Mają systemy obrony przeciwkinetycznej?
— Mądrze byłoby założyć, że nimi dysponują, admirale.
— Sprawdźmy to. Ile waży największy kamyk, jaki mamy na pokładzie „Nieulęklego”?
Desjani się uśmiechnęła.
— Pięćset kilogramów.
— Możemy wystrzelić go w kierunku najbliższej fortecy, nie narażając przy tym żadnego z naszych okrętów?
Sprawdziła trajektorię, potem skinęła głową.
— Proszę o zezwolenie na odpalenie pocisku kinetycznego.
— Odpalić — rozkazał Geary.
Pocisk kinetyczny był najzwyklejszą bryłą litego metalu, wystarczająco ciężką, by kadłub „Nieulękłego” zadrżał przy wystrzeleniu jej w kierunku najbliższej z fortec, tej samej, z której wyruszyła flotylla ścigająca flotę Geary’ego.
— Sześćdziesiąt pięć minut do uderzenia — zameldowała Desjani, wciąż się uśmiechając.
Przynajmniej ona miała dobry humor.
Gdyby admirał mógł wyjrzeć przez nieistniejące okno w kadłubie „Nieulękłego” i gdyby mostek znajdował się gdzieś przy burcie, a nie w samym środku wrzecionowatej konstrukcji, zobaczyłby tylko miriady nieruchomych gwiazd. Gdyby włączył przekaz z innego okrętu floty, by popatrzeć z zewnątrz na własny liniowiec, zobaczyłby, że ten zawieszony w bezkresnej próżni okręt wojenny wydaje się nic nie znaczącym pyłkiem. Nic nie wskazywałoby na to, że liniowiec porusza się z prędkością .05 świetlnej, pokonując w sekundę niemal piętnaście tysięcy kilometrów. Tutaj, w przestrzeni międzygwiezdnej, ta niewyobrażalna w warunkach planetarnych prędkość wydawała się ślimaczym tempem. Gdyby człowiek musiał podróżować z tą prędkością między gwiazdami, każda podróż trwałaby lata, a nawet całe dekady.
Geary nie mógł sobie pozwolić na utknięcie w tym systemie, najodleglejszym ze wszystkich, do których dotarł kiedykolwiek człowiek, by walczyć z Obcymi, którzy nie wyglądali na specjalnie poruszonych perspektywą spotkania z ludźmi.
W tej sytuacji rząd Sojuszu nie będzie mógł mu zarzucić, że nie wykonał rozkazu. Cokolwiek mówić, znalazł w końcu granicę przestrzeni kontrolowanej przez Enigmów.
Siedział w fotelu, obserwując, jak jego flota powraca do dawnego szyku i grupuje się wokół „Nieulękłego”, jego okrętu flagowego. Czuł zadowolenie, widząc znajome kształty i fachowość przebijającą z każdego manewru.
— Przepraszam, admirale — odezwała się Desjani.
Wyrwała go z głębokiego zamyślenia, wzdrygnął się więc mimowolnie, przekonany, że jednak o czymś zapomniał.
— Słucham.
— Niepokoją mnie te superpancerniki Obcych. Zauważył pan, że ich pędniki są nieproporcjonalnie małe w stosunku do masy kadłubów?
— Są mniejsze niż nasze? — Geary spojrzał na nią z uwagą.
— Tak. — Desjani wskazała na własny wyświetlacz. — System wyliczył ich zdolność manewrową w porównaniu do naszych okrętów i wychodzi na to, że proporcje odpowiadają różnicom pomiędzy pancernikami a liniowcami Sojuszu. Te potwory potrzebują dużo czasu na przyspieszenie, a ich zwrotność musi być tragiczna.
Spojrzał na odległe o kilka godzin świetlnych gigantyczne okręty, które wciąż pozostawały na orbicie planety, nie mając pojęcia o obecności floty Sojuszu, ponieważ nie dotarły tam jeszcze fale świetlne ze skraju systemu, ale był pewien, że gdy tylko Obcy go zauważą, wykonają ostry zwrot i ruszą w jego kierunku na pełnym ciągu. Potem przeniósł spojrzenie na strzeżony przez złowieszczą fortecę punkt skoku, najbliższy z kilku podobnych, którym mógłby opuścić ten system.
— Moglibyśmy im uciec, tylko nie ma dokąd.
— Tak, ale… — Desjani wykonała charakterystyczny dla niej gest wskazujący na wahanie. — Te okręty zaprojektowano w taki sposób nie bez powodu. One mają określone zadanie do wykonania. Jak ty byś je wykorzystał na miejscu Obcych?
Geary potrząsnął głową, wyobrażając sobie starcie z gigantycznym superpancernikiem.
— Przeszedłby przez naszą flotę jak nóż przez masło. Nie zdołalibyśmy go powstrzymać. Czyżby do tego został stworzony? Do przebicia się przez każdą przeszkodę? — Zamilkł, widząc kolejny sygnał informujący o połączeniu przychodzącym. — Wybaczy pani, kapitanie.
Przed admirałem pojawiło się znów oblicze naczelnego lekarza floty. Tym razem doktor Nasr promieniał z satysfakcji.
— Zdołaliśmy zrekonstruować częściowo jedną z tych istot.
— Jak wy to robicie? — zapytał Geary, mając nadzieję, że odpowiedź nie wywróci mu żołądka na nice.
— Istnieje kilka sposobów… Pan pyta, jak zrobiliśmy to tym razem? Nie mieliśmy czasu na zbieranie fizycznych szczątków i dopasowywanie ich do siebie. Wszystkie próbki zostały poddane kwarantannie. Mamy jednak ich wirtualne kopie i to na nich pracowaliśmy, dopóki nie udało nam się poskładać wszystkiego w całość. — Sądząc po zachowaniu lekarza, praca polegająca na odtwarzaniu obcego organizmu z krwawych szczątków była pasjonującym zajęciem.
Obok lekarza pojawił się drugi, równie duży obraz.
Geary przyglądał mu się, nie mogąc wydobyć nawet słowa. W końcu odzyskał kontrolę nad krtanią i wcisnął klawisz, przesyłając ten wizerunek dalej.
— Tak wyglądają, Taniu — rzucił.
Zerknęła na niego z zaciekawieniem, potem usiadła i przyglądała się dłuższą chwilę przesłanemu jej obrazowi.
— Chyba żartujesz.
— Nie.
— Pluszowe misie — wymamrotała, wskazując na pulchne futrzaste stworzenie. — Zostaliśmy zaatakowani przez pluszowe misie?
Obcy mieli około metra wzrostu. Ich ciała pokrywało gęste kręcone włosie. Na wirtualnej rekonstrukcji nie było widać krwi ani odsłoniętych wnętrzności, te rejony, których nie zdołano odtworzyć, po prostu rozmyto. Stworzenie o lśniących oczach osadzonych nad pucołowatymi policzkami miało wydatny pysk, który upodabniał je bardziej do krowy niż niedźwiedzia, a okrągłe uszy zdobiące szczyt głowy nadawały całości… uroczy wygląd.