Выбрать главу

— Mówi komodor Marphissa z ciężkiego krążownika „Mantykora” należącego do floty systemu Midway.

— Komodor Marphissa z ciężkiego krążownika „Mantykora” — powtórzyła Desjani. — Stopnie wojskowe i nazwa okrętu? Coś tu się najwyraźniej pozmieniało. Nie wspomniała o tym, że jest przedstawicielem Światów Syndykatu, ale nadal wygląda jak jedna z nich.

— Ciekawe, co się stało z DON Kolani — mruknął Geary.

— Pewnie coś, o czym lepiej nie wiedzieć… — Tania wciąż przyglądała się podejrzliwie wizerunkowi pani komodor.

— Kolani wydawała mi się zagorzałą zwolenniczką Systemu Centralnego — dodał admirał — co może tłumaczyć, dlaczego komodorem tutejszej floty została Marphissa, a nie ona.

Komodor Marphissa milczała przez kilkanaście sekund, jakby zdawała sobie sprawę, że odbiorcy tej wiadomości będą komentować jej wypowiedź, a potem zniżonym, ale pewnym głosem dodała:

— Z wdzięcznością powitamy każdą pomoc w obronie systemu Midway ze strony floty Sojuszu dowodzonej przez admirała Geary’ego. Liczymy na to, że wspólnie odeprzemy wszystkie zagrożenia.

Nie sposób było nie zauważyć akcentu położonego na przedostatnie słowo.

— Wszystkie? — zdziwiła się Desjani. — Wszystkie? Ta zbuntowana suka próbuje nas wciągnąć w wewnętrzne rozgrywki z Systemem Centralnym. Ciekawe, skąd czerpie przekonanie, że pójdziemy na coś takiego?

— Lecimy w kierunku gazowego olbrzyma — kontynuowała tymczasem Marphissa. — Nie zmienimy tego kursu, dopóki nie natrafimy na wroga albo nie otrzymamy rozkazu wsparcia waszej floty. Niemniej przekazałam moim podwładnym już teraz, że admirał Geary zawsze będzie mile widzianym gościem naszego systemu. W imieniu ludu! Mówiła komodor Marphissa. Odbiór.

Geary skrzywił się, gdy wiadomość dobiegła końca.

— Słyszałaś to co ja?

— Każde słowo — zapewniła go Desjani ostrym tonem.

— Chodzi mi o zakończenie. Powiedziała: w imieniu ludu. Wielokrotnie słyszałem podobne zapewnienia padające z ust oficjeli Światów Syndykatu, ale nigdy nie było w tym zdaniu cienia emocji. Mamrotali to jak wyuczoną na pamięć, nic nie znaczącą formułkę.

Tania wzruszyła ramionami.

— I to cię dziwiło? Dobrze wiesz, że to kpina. W Światach Syndykatu nikt nigdy nie kierował się dobrem ludu.

— Sądząc po emfazie, można by sądzić, że Marphissa wierzy w to, co powiedziała — upierał się admirał.

Desjani odtworzyła raz jeszcze koniec nagrania, po czym przytaknęła, choć niechętnie.

— Masz rację. Teraz to słyszę. Ci ludzie zbuntowali się przeciw władzy DON-ów. Może rzeczywiście próbują stać się kimś więcej niż Syndykami. Nie zapominaj jednak, że oboje rządzący tym systemem, Iceni i Drakon, to byli DON-owie, więc albo zmienili barwy, albo mamy do czynienia ze zwykłym przedstawieniem. Ja doskonale wiem, na którą wersję bym postawiła.

Geary opadł na oparcie fotela, wbiwszy wzrok w ekrany wyświetlacza, na których okręty Sojuszu ścigały trzydzieści cztery ocalałe jednostki Enigmów. Każda z nich leciała innym kursem, ale wszystkie kierowały się w stronę planety albo wrót hipernetowych. Na wykresach żaden z wektorów nie krzyżował się jednak w punkcie przejęcia, co oznaczało, że wszyscy zbiedzy dotrą bez przeszkód do celu, o ile sami nie zwolnią albo nie zawrócą.

— Kimkolwiek są ci Syndycy, lepiej, żeby walczyli rozważnie. Nie zdołamy powstrzymać resztek Enigmów. Oni muszą to zrobić.

Na jednym z okienek pojawiły się sygnały alarmowe, ikonki podświetlały z dziesięć okrętów Obcych.

— Wystrzelili pociski kinetyczne — zameldowała Desjani. — Sądząc po trajektoriach, celują w zamieszkaną planetę. — Zacisnęła dłoń w pięść i uderzyła nią kilkakrotnie w podłokietnik fotela. Lekko, ale zdecydowanie. — Ani my, ani Syndycy nie jesteśmy w stanie ich powstrzymać.

Osiemnaście

„Nieulękły” leciał z prędkością niemal .2 świetlnej, pokonując prawie sześćdziesiąt tysięcy kilometrów w ciągu sekundy, ale nawet to nie pozwalało mu się zbliżyć do uciekających jednostek Enigmów. Pociski wystrzelone przez wroga także pozostawały poza jego zasięgiem.

Geary i pozostali członkowie załogi mogli jedynie siedzieć i patrzeć przez kilka najbliższych dni, jak kolejne głowice kinetyczne spadają na cele, ponieważ nie znali sposobu na powstrzymanie tej broni.

— Admirale, otrzymaliśmy wiadomość z zamieszkanej planety.

Geary pokręcił ze smutkiem głową.

— Nie wiedzą jeszcze, co leci w ich kierunku. Posłuchajmy, co ma do powiedzenia prezydent.

W nowo otwartym oknie zobaczył Iceni i towarzyszącego jej mężczyznę o groźnym wyglądzie, oboje siedzieli za wielkim biurkiem z polerowanego drewna. Facet nie wyglądał na jej zastępcę, tylko na kogoś równego wpływami.

Tym razem Iceni nie miała na sobie granatowego kostiumu będącego standardowym ubiorem DON-ów Światów Syndykatu. Jej nowy strój nie był zbyt ostentacyjny, niemniej sugerował, że nosząca go osoba jest kimś mającym spory autorytet i władzę. Towarzyszący jej mężczyzna włożył mundur nieznanego typu, który po bliższym przyjrzeniu się wyglądał na przerobiony syndycki uniform. Ale to nie strój sprawiał, że Geary widział w nim żołnierza, ten człowiek nawet w cywilnych ciuchach kojarzyłby się jednoznacznie.

— Mówi prezydent Iceni z niezależnego systemu Midway… — Po tych słowach zapadła cisza, którą przerwał dopiero chropawy głos mężczyzny.

— Mówi generał Drakon, głównodowodzący sił powierzchniowych systemu Midway.

— Witamy serdecznie powracającą do naszego systemu flotę Sojuszu — podjęła po nim Iceni. — Zwłaszcza w świetle skomplikowanej sytuacji i wcześniejszych ustaleń. Zrobimy wszystko, by obronić nasz system przed obcymi najeźdźcami, i prosimy tylko o wsparcie do chwili, gdy ludzie zamieszkujący Midway znów będą bezpieczni. Rozkazaliśmy już komodor Marphissie, by współpracowała z wami, o ile takie działania nie staną w jawnej sprzeczności z ciążącym na niej obowiązkiem obrony naszego systemu. Zwracamy także uwagę na fakt, że pancernik znajdujący się w naszej stoczni orbitalnej ma sprawny napęd, ale niedziałające tarcze oraz uzbrojenie, więc nie może brać udziału w walkach o Midway. W imieniu ludu mówiła prezydent Iceni, odbiór.

Gdy Rione pojawiła się u boku Geary’ego, zauważył na jej twarzy zdziwienie.

— Wcześniejsze ustalenia?

— Wcześniejsze ustalenia — potwierdził, starając się ukryć dręczące go mimo wszystko poczucie winy.

— Mówimy o czymś więcej niż o zawarciu traktatu pokojowego z Systemem Centralnym Światów Syndykatu? O dodatkowym porozumieniu?

— Dlaczego pani mnie o to pyta?

Teraz obie spoglądały na niego równie ostro, Desjani i Rione. Zdał sobie nagle sprawę, że został przez nie osaczony.

— Admirale, czy zawarł pan jakiś osobny pakt z władzami Midway?

Przytaknął.

— Zgodziłem się bronić ten system przed Enigmami, co moim zdaniem mieściło się w treści zawartego traktatu pokojowego.

— I to wszystko? — dopytywała się Rione. — Ta cała komodor także zdawała się oczekiwać od nas czegoś więcej, niż wymagają ustalenia traktatu pokojowego.

— Owszem — poparła ją Desjani. — Tak było.

Najgorszym, co mogło go spotkać, było uznanie przez nie obie, że zrobił coś nie tak.

— Czy powiedział pan cokolwiek — naciskała Rione — co prezydent Iceni mogła przekręcić, by ogłosić, że Black Jack wesprze działania buntowników przeciw legalnym władzom Światów Syndykatu?

— Nie. Niczego takiego nie obiecywałem. — Obie wpatrywały się w niego uważnie. — Wstrzymałem się jedynie, mając ku temu dobre powody, od publicznego oświadczenia, że nie będę bronił ich systemu przed podobnym zagrożeniem.