— Jeśli nadal będą się tak miotali — zauważyła Desjani — nikt inny ich nie dopadnie, chyba że pozwolisz działać okrętom ze zgrupowania Armusa.
— Nie pozwolę. — Admirał miał już dość. Zbyt wielu ludzi poległo w tej bitwie, a nikt nie mógł go zapewnić, że wróg nie staranuje jednostek pościgowych, które podejdą zbyt blisko. Utrata krążownika albo nawet kilku jednostek tej klasy za cenę kolejnego uszczuplenia sił Enigmów nie była jego zdaniem opłacalnym interesem, zwłaszcza gdy pomyślał o tym, jak ogromne straty zadano wcześniej przeciwnikowi.
Stacjonująca przy wrotach hipernetowych flotylla Boyensa nadal nie ruszyła się z miejsca.
Desjani zauważyła, że Geary zerka w tamtym kierunku.
— Moim zdaniem Boyens doszedł do wniosku, że przeczeka najgorsze, by wyjść z tej bitwy bez strat — powiedziała.
— Taka taktyka jest całkiem dobra, ale tylko na krótką metę — odparł Geary — aczkolwiek przyznam, że im więcej czasu mija, tym bardziej mnie to wkurza. Ale prawdę powiedziawszy, spodziewałem się po nim podobnego zachowania. Dlatego będzie miał teraz ze mną do czynienia. Wiem, że ludzie rządzący tym systemem także byli kiedyś DON-ami, ale oni przynajmniej posłali swoich ludzi do walki, a nie przyglądali się wszystkiemu z daleka.
— Nie mogę się doczekać treści jego pierwszej wiadomości do nas — rzuciła Tania. — Tak samo jak twojej odpowiedzi. A tak przy okazji, gratuluję.
— Czego? — Potrzebował chwili, by zrozumieć, o czym mówi.
— Hm, zwycięstwa? Ocalenia tego systemu gwiezdnego? Sugerowałabym posłanie za uciekającymi Enigmami kilku ciężkich krążowników i niszczycieli z sił Armusa, na wypadek gdyby przed dotarciem do punktu skoku zmienili zdanie, ale jestem pewna, że nawet żywe światło gwiazd nie miałoby nic przeciw temu, że pogratuluję ci sukcesu już teraz.
— Dziękuję, Taniu.
Gdy odprowadzał wzrokiem uciekającego wroga, nie czuł uniesienia tą chwilą tryumfu, tylko samo zmęczenie.
Dziewiętnaście
Midway zdaje sobie sprawę ze zobowiązań wynikających z traktatu, jaki zawarliście z rządem Światów Syndykatu w Systemie Centralnym — stwierdziła prezydent Iceni. — Niemniej, skoro jesteśmy teraz niezależnym systemem, widzimy także potrzebę renegocjacji pewnych ustaleń. Zapewniam, że szukamy takich rozwiązań, które będą korzystne zarówno dla Sojuszu, jak i dla nas. Nie sądzę też, by wypracowanie konsensusu wiązało się z jakimiś wielkimi problemami. W imieniu ludu. Mówiła Iceni. Odbiór.
Powinien przekazać tę sprawę w ręce Rione, ale musiał załatwić wcześniej kilka kwestii związanych z flotą. Wygładził więc mundur i nacisnął klawisz komunikatora.
— Mówi admirał Geary. Negocjacje pozostawiam w rękach dwojga emisariuszy rady Sojuszu, którzy przebywają na pokładzie mojego flagowca. Skontaktują się z wami już wkrótce. Oprócz tego mam sprawę niecierpiącą zwłoki. Moje jednostki pomocnicze mają puste ładownie. Proszę więc o zezwolenie na eksploatację złóż z kilku pobliskich asteroid, abyśmy jak najszybciej rozpoczęli usuwanie szkód powstałych podczas ostatniej bitwy.
Większość remontów miała dotyczyć wcześniejszych zniszczeń i awarii, ale uznał, że nie zaszkodzi podkreślić, iż to na jego flocie spoczywał główny ciężar walk o Midway, więc w żadnym wypadku nie prosi o przysługę.
— Proszę także o przekazanie komodor Marphissie oraz służącym pod jej dowództwem marynarzom moich osobistych gratulacji. Ci ludzie walczyli dzielnie i pomogli nam wydatnie w obronie systemu. — W myślach, choć przychodziło mu to z trudem, starał się traktować Marphissę, jakby nie była Syndykiem, bo tylko komuś takiemu mógł szczerze pogratulować sukcesu. — Na honor przodków. Mówił Geary. Odbiór. — Wybrał kolejny kontakt. — Kapitanie Smythe, spodziewam się lada godzina zezwolenia na podjęcie prac wydobywczych. Proszę przygotować sprzęt i skierować swoje jednostki w stronę najbardziej obiecujących asteroid.
Z nieznanych mu dotąd powodów okręty pająkowilków kręciły się wokół jego jednostek pomocniczych, i to od momentu zakończenia walk. Znajdowały się tak blisko wielkich przetwórni, że nieraz przelatywały między nimi. Marynarze z wielu okrętów zaczęli mówić o tych pląsach, nazywając je tańcem. Ich znaczenie dla Obcych pozostawało tajemnicą, ale ludziom najzwyczajniej w świecie się podobały, a to podnosiło morale załóg. Ocalenie planety przed bombardowaniem zmieniło całkowicie podejście ludzi do pająkowilków. Teraz nie byli już odrażającymi Obcymi, tylko mile widzianymi sojusznikami.
Żaden marynarz nie nazywał ich już odralami. Zamiast tego Geary słyszał coraz częściej słowo „tancerze”. A ludzie wypowiadali tę nazwę z prawdziwą nabożnością i podziwem. Admirał zniechęcił ich do używania pejoratywnych określeń, ale nie był w stanie ich wykorzenić, teraz pająkowilki sami zasłużyli sobie na bardziej zaszczytne miano.
Po nadaniu komunikatu Geary opadł ciężko na oparcie fotela, myśląc tylko o tym, czy uda mu się przespać choć chwilę, zanim znów zostanie wezwany na mostek.
— Trudno znaleźć chwilę dla siebie — zagadnęła go Rione.
— Jak widać. Co znowu?
— Nasz ulubiony DON raczył uznać, że zaszczyci nas kilkoma słowami.
— Cudowne wieści. — Geary usiadł prościej. — Jak źle to wygląda?
— Nie widziałam jeszcze tej wiadomości. Jest adresowana do pana. Ale nie powinna być zła.
DON Boyens wyglądał niemal identycznie jak w chwili, gdy uwalniali go tuż po zakończeniu wojny. Tyle że wtedy miał bardzo poważną minę, a teraz uśmiechał się nieszczerze, jak to było w zwyczaju wszystkich oficjeli Światów Syndykatu. Chyba ich tego uczą, pomyślał Geary. Kilka sekund po rozpoczęciu nagrania Boyens próbował uśmiechnąć się bardziej szczerze, jakby dotarło do niego, że wszyscy i tak wiedzą, że to fałsz.
— Dlaczego odnoszę wrażenie, że ten facet zachowuje się, jakby uderzał do mnie w podrzędnym barze?
— Tak to odebrałaś? — zdziwił się Geary.
— Mniej więcej. Takie umizgi nigdy na mnie nie działały, nawet gdy byłam nawalona. A na trzeźwo nie miałby absolutnie żadnych szans. Chcesz powiedzieć, że nikt nigdy nie przystawiał się do ciebie w knajpie?
— To pytanie, na które chyba nie powinienem odpowiadać. — Zamilkł, gdyż Boyens w końcu otworzył usta, by przemówić grobowym tonem.
— Admirale Geary, jestem panu niezmiernie wdzięczny za pomoc w kolejnej obronie tego systemu gwiezdnego przed agresją Enigmów. Składam panu oficjalne podziękowania w imieniu rządu Światów Syndykatu.
— Tobie podziękował — mruknęła Desjani. — Nie Sojuszowi ani flocie, tylko tobie osobiście.
Geary nie zwróciłby uwagi na tę istotną różnicę, gdyby Tania o niej nie wspomniała, więc od tej pory podchodził bardziej krytycznie do przemowy DON-a.
— Admirale, skoro zakończył pan już swoją misję w tym systemie, z największą radością przydzielę panu jednostkę naszych sił uderzeniowych, aby towarzyszyła panu w trakcie lotu przez nasze terytoria aż do granic przestrzeni Sojuszu. Domyślam się, że nie może się pan już doczekać powrotu do domu.
Desjani zaśmiała się pod nosem.
— Spieszcie się, żeby drzwi was nie przytrzasnęły, gdy będziecie wychodzić, nasi drodzy przyjaciele i sojusznicy. Wolałabym już mieć do czynienia z zekami niż z nim.