Выбрать главу

— Domyślam się także — kontynuował Boyens — że w drodze powrotnej zawitacie do Systemu Centralnego, aby wprowadzić niezbędne i wymuszone obecną sytuacją poprawki do traktatu pokojowego oraz podzielić się z nami informacjami mającymi duże znaczenie dla całej ludzkiej rasy. Jeśli na pokładach towarzyszących wam okrętów znajdują się ambasadorowie obcych ras, których zabieracie do przestrzeni Sojuszu, chcielibyśmy ich ugościć, przynajmniej przez krótki czas, w Systemie Centralnym. Dołączę do was, gdy tylko załatwię sprawę, z którą mnie tutaj przysłano, ponieważ sam jestem niezwykle ciekaw wszystkiego, czego dowiedział się pan w trakcie tej ekscytującej wyprawy. W imieniu ludu. Mówił DON Boyens. Odbiór.

To było oburzające. Geary zrobił jednak wszystko, by zachować spokój.

— Dziękuję za pańską ofertę — odparł bez zwyczajowej formułki grzecznościowej. — Flota Sojuszu zawsze była i będzie gotowa do odpierania agresorów. — Niech Boyens i jego przełożeni odczytują to, jak tam sobie chcą. — Nasze zadanie nie dobiegło jeszcze końca. Prowadzimy aktualnie rozmowy z rządem tego systemu. — To powinno dać DON-owi do myślenia. — Skoro wasze siły nie brały udziału w zakończonych niedawno starciach, nie muszą się także angażować w towarzyszenie mojej flocie. Jak już pan zauważył, eskortujemy okręty Obcych zmierzające do przestrzeni Sojuszu i zrobimy to na własną rękę, drogą, którą wybierzemy sami. Nasi goście wyrazili życzenie, by doprowadzić ich bezpośrednio do rady Sojuszu, a my nie złamiemy danego im słowa.

Rione weszła w pole widzenia kamery z taką pewnością, jakby robiła to codziennie.

— Zdaje pan sobie sprawę, że traktat pokojowy nie określa dokładnej trasy, którą nasza flota ma docierać na Midway bądź wracać z niego? Nie mówi także nic na temat długości pobytu w tym systemie. Jako emisariuszka rządu Sojuszu także dziękuję za przedstawioną nam ofertę i życzę spokojnego powrotu do Systemu Centralnego. Na honor przodków. Mówiła Rione. Bez odbioru.

Gdy nagranie zostało zakończone, spojrzała z przepraszającą miną na admirała.

— Odniosłam wrażenie, że pan już skończył przemawiać.

— Nie myliła się pani.

* * *

Godzinę później otrzymali wiadomość, w której wdzięczna Iceni udzieliła im zezwolenia na eksploatację złóż w pasie asteroid, prosząc tylko, by jednostki pomocnicze skoordynowały swoje działania z zarządcami lokalnych kopalni.

Po kilkudziesięciu minutach nadeszło kolejne połączenie z planety, to jednak było przeznaczone wyłącznie dla oczu i uszu admirała Geary’ego. Odebrał je na dolnym pokładzie we własnej kajucie, czując narastający niepokój.

Nadawcą wiadomości był generał Drakon. Tym razem siedział sam, patrząc prosto w obiektyw i przemawiając pozbawionym pretensjonalności tonem.

— Proszę pana o prywatną przysługę, admirale Geary. Rozumiem, że nie musi pan niczego robić dla dawnego przeciwnika. Niemniej chodzi o przysługę nie dla mnie, tylko dla jednego z moich podwładnych. Pułkownik Rogero jest jednym z moich najbardziej zaufanych i poważanych oficerów. To on poprosił mnie, aby załączony do tej wiadomości plik trafił w ręce jednego z pańskich ludzi. W świetle jego dotychczasowych zasług i lojalności wobec mnie ośmielam się prosić jak żołnierz żołnierza, aby przekazał pan jego wiadomość adresatowi. Wyjaśniam także, aby nie było żadnych nieporozumień, że prezydent Iceni wie o naszej rozmowie i zna treść owej wiadomości. Ja także odpowiem na każde pytanie jej dotyczące, które pan mi prześle… — Drakon zamilkł na chwilę, skupiając wzrok, jakby naprawdę widział Geary’ego. — Cieszę się, że nie dane mi było stanąć naprzeciw pana podczas tej wojny. Wątpię bowiem, czy udałoby mi się ujść z życiem, mimo że walczyłbym do ostatniej kropli krwi. W imieniu ludu. Mówił Drakon. Odbiór.

Geary odtworzył ostatnią część wiadomości jeszcze raz, wsłuchując się w każde słowo. Generał Drakon nie wypowiadał zdania: „W imieniu ludu”, wkładając w nie tyle uczucia co komodor Marphissa, ale to i tak było coś więcej niż zdawkowa formułka. Dało się wyczuć w nim pewną emfazę, a nawet wyzwanie, jakby Drakon naprawdę zamierzał bronić stojących za nim ideałów, o których rząd Światów Syndykatu zapomniał już dawno temu, o ile kiedykolwiek znaczyły coś dla najważniejszych DON-ów.

Geary sprawdził załącznik. Wiadomość od jednego z byłych Syndyków do oficera jego floty? Wiedział, do kogo będzie skierowana, zanim spojrzał na jej tytuł. Kapitan Bradamont.

Oficer, a już zwłaszcza tak wysokiej rangi, dowodzący całą flotą, miał wiele nieprzyjemnych obowiązków, ale jednego Geary był pewien: czytanie osobistych wiadomości kierowanych do kogoś innego należało do tych najbardziej odrażających. Krzywiąc się wewnętrznie, otworzył załącznik, wiedząc, że systemy kontroli i zabezpieczeń przeskanowały go pod kątem obecności wirusów i innych zagrożeń.

Pułkownik Rogero i generał Drakon nosili podobne mundury. Obaj patrzyli też pewnie przed siebie, choć ten pierwszy przemawiał inaczej, jakby recytował wyuczone na pamięć formułki.

— Do kapitan Bradamont, dowódcy „Smoka”, okrętu liniowego Sojuszu. Mówi pułkownik Rogero z sił naziemnych systemu Midway. Wiele się tu wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy…

Rogero przedstawił ze szczegółami przebieg wydarzeń nie tylko na Midway, ale też w sąsiednich systemach. Walki wybuchły niemal wszędzie, Syndycy usiłowali zdusić rebelię w zarodku. A władze Midway próbowały odegrać większą rolę w tym konflikcie, jakby miały ambicję przewodzenia… no właśnie, czemu? Miniaturowemu imperium Iceni i Drakona? A może wręcz przeciwnie, niewielkiemu sojuszowi wolnych systemów? To ostatnie wydawało się mniej prawdopodobne, chociaż…

Gdyby tylko Geary wiedział więcej o Iceni i Drakonie.

Rogero musiał zdawać sobie sprawę, że jego wiadomość obejrzy nie tylko adresat. Drakon i Iceni również musieli ją widzieć. To była nie tylko prywatna korespondencja, ale także sposób na to, by przedstawić Geary’emu — pod pretekstem prywatnych kontaktów — szerszy ogląd sprawy.

Co z kolei mogło oznaczać, że więź łącząca Rogera z Bradamont została wykorzystana przez jego przełożonych. Być może w przypadku byłych DON-ów takie zagrania były czymś normalnym, ale Geary na samą myśl o nich czuł się zbrukany.

Pułkownik Rogero zamilkł, na jego starannie przygotowanej masce pojawiła się rysa.

— Pani kapitan… Pragnę poinformować panią, że… że moje uczucia pozostaną niezmienne. Dlatego proszę, by zapomniała pani o mnie, ponieważ nasz związek nie ma szans na przetrwanie, a kontynuując go, dozna pani jedynie kolejnych upokorzeń. Uwolniłem się już spod wpływu sił, które wykorzystywały nasze uczucia dla swoich celów. Mam też nadzieję, że i pani jest od nich wolna teraz, gdy wojna dobiegła końca. Jeśli jest inaczej, musi pani poinformować swoich przełożonych, że nie będę już składał raportów, zatem i pani przestanie im służyć za źródło sprawdzonych informacji. Zachowywała się pani zawsze jak patriotka i szlachetny człowiek, o czym mogę zaświadczyć przed każdym, kto spróbuje kwestionować pani postawę w ciągu ostatnich lat. Żegnam panią, pani kapitan.

Geary opadł na oparcie fotela, drapiąc się prawą ręką po czole. Słowa Rogera potwierdzały informacje przekazane wcześniej przez Bradamont i przyklepane, przynajmniej częściowo, przez porucznika Igera. Z tego, co Geary zdążył ustalić, Iger nie miał pojęcia, że to właśnie Bradamont służyła w wywiadzie Sojuszu, realizując ściśle tajny program i kryjąc się pod kryptonimem Biała Wiedźma. Jednakże gdy ta wiadomość trafi w jego ręce, wszystko stanie się jasne.