— Pani kapitan. Chciałbym pomówić z panią w osobistej sprawie. Proszę się odezwać najszybciej, jak to tylko możliwe.
Gdy ujrzał jej hologram po kilku minutach czekania, stała przed nim wyprężona. „Smok” znajdował się tak blisko „Nieulękłego”, że wymiana wiadomości trwała tylko sekundę. To było trudne do zauważenia opóźnienie.
— Pani kapitan… — zaczął Geary, czując się niezręcznie. — Chodzi o sprawę prywatną, ale mającą także odniesienia zawodowe. Proszę usiąść.
Bradamont wykonała polecenie, nie spuszczając z niego oka.
— Czy ta rozmowa dotyczy tematu, który poruszyłam jakiś czas temu?
— Tak. Dotyczy sprawy Białej Wiedźmy. — Geary umieścił swój prywatny komunikator na podłokietniku fotela, by mogła go widzieć, a potem włączył odtwarzanie. — To wiadomość do pani, choć pewne jej części zostały niewątpliwie skierowane do innych osób.
Słuchała słów Rogera, a Geary robił wszystko, by nie obserwować jej reakcji. Na koniec Bradamont pochyliła się, jakby chciała wyłączyć urządzenie, choć wiedziała, że ma przed sobą tylko jego wirtualne wyobrażenie. Gdy cofnęła rękę, z jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać.
— Dziękuję, admirale.
— Czy chce mi pani coś powiedzieć?
— Poinformowałam pana o wszystkich szczegółach tej współpracy, admirale.
— Może ma pani jakieś życzenia związane z tą sprawą? Zadbam o to, by pani odpowiedź trafiła do adresata bez względu na wybraną przez panią formę.
— Odpowiedź? — Bradamont pokręciła głową. — A co miałabym mu powiedzieć? Ma rację. To musi się skończyć. I już się skończyło. A treść tej wiadomości zdradzi oficerom wywiadu floty moją prawdziwą tożsamość. Muszę się z tym pogodzić. Gorsze rzeczy mnie spotykały i dałam radę. Jakoś przeżyję i to rozstanie.
— Przykro mi.
— Wiem, admirale. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił. Ja go o to nie prosiłam. Pan to na pewno rozumie.
— Mogę coś dla pani zrobić?
Na twarzy Bradamont pojawił się gorzki uśmiech.
— Tej sprawy nie rozwikła nawet Black Jack. Dlaczego, u licha… — Zamilkła w pół słowa. — Proszę o wybaczenie, admirale.
— Nic się nie stało. Odczekam chwilę, zanim prześlę tę wiadomość do komórki wywiadu albo pokażę ją komuś innemu. Jeśli będzie pani chciała o niej porozmawiać, proszę się ze mną skontaktować.
— Dobrze, admirale. — Bradamont znowu stanęła na baczność. — Dziękuję.
Niespełna pół godziny później usłyszał brzęczyk informujący, że ktoś dobija się do włazu.
— Wejść!
Rione wmaszerowała do jego kajuty, jakby wchodziła do siebie. Dotarłszy do stołu, opadła na najbliższe krzesło.
— Chciałam podzielić się z panem pewnymi przemyśleniami — zaczęła.
Przyglądał jej się podejrzliwie, nie wiedząc, dlaczego jest taka wesoła. Nie była taka od chwili, gdy flota wyruszyła na kolejną misję.
— A czegóż to dotyczą?
— Czy Sojusz nie skorzystałby, i to bardzo, gdybyśmy pozostawili tutaj swojego przedstawiciela? Kogoś w rodzaju łącznika?
Co ona kombinuje?
— Łącznika? Tutaj?
— Tak. — Rione zamilkła, jakby nad czymś się zastanawiała. — Zważywszy na okoliczności i wagę zadania, musiałby to być oficer wyższego stopnia, a mając na względzie nieufność, jaką darzą się obie strony, dobrze by było, gdyby ta kobieta miała tutaj kogoś, z kim współpracowała.
— Współpracowała?
— Kogoś, kogo zna. Może kogoś spośród tutejszych oficerów. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale…
— Jakim cudem udało się pani włamać ponownie do mojego komunikatora? — zapytał ostro Geary.
— Na wszelki wypadek — kontynuowała Rione, ignorując jego wtrącenie — powinien pan znaleźć kogoś, kto wykona bez szemrania oficjalny rozkaz pozostania w tym systemie. Kogoś, kto zna Syndyków na tyle dobrze, by przejrzeć każdą ich sztuczkę, ponieważ pomimo zmiany barw to nadal ci sami ludzie.
— Oficjalny rozkaz? — mruknął.
Czyżby próbowała mu pomóc?
— Sojusz potrzebuje tutaj obserwatora, który będzie trzymał rękę na pulsie — dodała Wiktoria, dokonując równocześnie inspekcji stanu paznokci. — Kogoś, kto może pokazać tubylcom, jak powinna wyglądać prawdziwa amia i rząd. Kogoś, kto zasugeruje przeprowadzenie prawdziwie demokratycznych reform. — Przechyliła głowę, jakby nagle zaświtała jej nowa myśl. — A może nawet podszkoli ich nieco w taktyce, jeśli mają bronić tego systemu.
— Proponuje mi pani idealny sposób na załatwienie dwóch najbardziej palących problemów, czyli obrony tego systemu i sytuacji kapitan Bradamont. Dlaczego?
Rione udała głębsze zamyślenie.
— Może ujawniła się lepsza strona mojej natury?
— To dość rzadkie zjawisko — zauważył. — Zwłaszcza ostatnimi czasy.
— A może to moja dziwkarska natura daje o sobie znać, by zniweczyć plany pewnych ludzi przebywających w przestrzeni Sojuszu? — Rione spojrzała mu prosto w oczy. — Oficer floty, który komunikuje się z wrogiem po tym, jak została wyzwolona z syndyckiej niewoli? Która przekazuje informacje przeciwnikowi? Oficerowi Światów Syndykatu, którego darzy w dodatku uczuciem? Proszę pomyśleć o implikacjach wynikających z ujawnienia tej informacji.
Geary pochylił się ku niej i przemówił ostrzej niż zwykle:
— Skoro dotarło do pani aż tyle informacji, musi pani też wiedzieć, że te kontakty odbywały się pod nadzorem naszego wywiadu i służyły przekazywaniu wrogowi fałszywych raportów.
— Tak, admirale, o tym także wiem. Ale zdaję sobie sprawę, że osoby zamieszane w tę działalność mogą być teraz szantażowane, ponieważ wszystko jest tak tajne, że ludzie, którzy znają prawdę, muszą milczeć.
Usiadł prościej, nie wierząc, że mogła go zaskoczyć jeszcze bardziej.
— Ktoś szantażuje Bradamont? Wie pani coś na ten temat?
— Tak, wiem — odparła Rione, zniżając głos i znów skupiając wzrok na paznokciach. — Wiem, że ktoś zamierza ją szantażować. Wszystko jest już przygotowane. Bradamont otrzymuje pogróżki na temat tego, co może się wydarzyć, jeśli prawda wyjdzie na jaw.
To by tłumaczyło, dlaczego Bradamont była tak bardzo spięta podczas ostatniej rozmowy.
— Dlaczego?
— By zmusić ją ponownie do szpiegowania, tym razem jednak nie przeciw Syndykom. Na przykład lokatora tej kajuty. A kto wie, czy nie chodzi o coś więcej, na przykład o zmuszenie jej do zrobienia czegoś, na co normalnie nie wyraziłaby zgody.
Geary potrzebował dłuższej chwili na przyswojenie tych faktów, potem jeszcze jednej na stłumienie gniewu, który poczuł na samą myśl o zastosowaniu podobnego podstępu.
— Kapitan Bradamont została mianowana dowódcą „Smoka”, zanim zostałem odnaleziony.
Rione uniosła znacząco brew, gdy na niego spojrzała.
— Uważa pan, że jest jedynym potencjalnym celem takiego agenta i sabotażysty? Zaletą broni ukrytej w takim miejscu jest możliwość jej użycia przeciw dowolnemu celowi. Gdyby nie został pan odnaleziony i dowódcą nadal byłby admirał Bloch, to na niego zostałaby nasłana.
— I co by się potem stało z taką bronią?
— Broń, jak wszyscy wiemy, po zużyciu nadaje się tylko do wyrzucenia — rzuciła Rione takim tonem, by nie było żadnych niedopowiedzeń.
— Na tyle, na ile znam Bradamont, wątpię, aby uległa próbie szantażu — stwierdził Geary.
— I tak straciłby pan dowódcę liniowca.
— Tak czy inaczej ją stracę. — Wezwana przez władze, zwolniona ze stanowiska przez admiralicję, aresztowana do czasu wyjaśnienia sprawy w sytuacji, gdy zarzuty przeciekną do mediów, które natychmiast ją obsmarują, może nawet przymuszona do honorowego samobójstwa przez gardzących nią kolegów oficerów. — Pani nie próbuje rozwiązać wyłącznie problemów sercowych kapitan Bradamont. Ratuje jej pani życie i honor.