Выбрать главу

— Niech pan nie będzie śmieszny — ofuknęła go Wiktoria. — Chronię Sojusz i dbam przy tym o własne interesy. Bradamont trafiła na celownik zupełnym przypadkiem.

— Dlaczego nie powiedziała mi pani tego wcześniej?

— Z tych samych powodów, dla których pewni ludzie nie zaszantażowali jej przed pańskim wylotem z Varandala. Od opuszczenia przestrzeni Sojuszu nie byli w stanie dotrzeć do niej bez mojej wiedzy.

To była bardzo ważna informacja.

— Sugeruje pani, że niektórzy z nich służą w mojej flocie?

— Co do tego nie mam całkowitej pewności. Wiem za to, o czym mi nie powiedzieli. Domyślił się pan… że szantażowano mnie, bym wykonała pewne zadanie, a ja robiłam, co musiałam, dopóki nie zaczęło to zagrażać Sojuszowi i panu osobiście. Proszę wyciągnąć z tego wszystkiego własne wnioski. Gdyby ktoś próbował szantażować kapitan Bradamont po opuszczeniu przestrzeni Sojuszu, dowiedziałabym się i w efekcie pan by o tym usłyszał. Wbrew obiegowym opiniom, są metody nacisku, których nie pochwalam.

Uśmiechnął się mimowolnie.

— Wbrew obiegowym opiniom posiada pani też serce.

— To zwykłe pomówienie, admirale. Byłabym wdzięczna, gdyby zechciał pan nie rozpowszechniać takich plotek, choć zarazem szczerze wątpię, czy ktoś uwierzyłby panu w takie zapewnienia. — Rione wstała. — Jeśli uda się wyleczyć mojego męża, to tylko dzięki panu. Naprawdę ma mnie pan za osobę, która nie spłaca długów? Proszę skontaktować się z Bradamont i zaoferować jej to stanowisko. Gwarantuję, że jako emisariusze wyrazimy zgodę na pańską propozycję pozostawienia oficera łącznikowego w tym systemie, ponieważ leży to w żywotnym interesie Sojuszu.

Wyszła, nie mówiąc nic więcej, a właz uszczelnił się tuż za jej plecami.

Geary rozważał jej propozycje przez kolejne pięć minut, po czym sięgnął do panelu komunikatora.

— Pani kapitan. Muszę porozmawiać z panią raz jeszcze. Na ten sam temat.

Złoży ofertę, a jeśli ona ją przyjmie, wszyscy na tym zyskają. Wszyscy prócz tych, którzy zamierzali ją szantażować, ponieważ ci ludzie zasługują wyłącznie na sromotną porażkę.

* * *

Trwało to dłużej niż chwilę, ale Boyens odpowiedział w końcu na ich wiadomość. Nadal miał na ustach ten niezbyt szczery uśmiech, jednakże tym razem dochodziło do niego wyczuwalne napięcie.

— Z przykrością muszę przypomnieć panu, admirale Geary, że traktat pokojowy podpisany przez nasz i wasz rząd zezwala na swobodny przelot przez Midway okrętom Sojuszu. Nie ma w nim jednak żadnej wzmianki na temat ruchu jednostek należących do innych rządów albo… ras. A wam towarzyszy wielki okręt Obcych. Skoro więc nie należy do Sojuszu, nie obejmuje go traktat. Na mocy obowiązków ciążących na mnie jako na obywatelu Światów Syndykatu nalegam, aby każda jednostka nie będąca własnością Sojuszu została skierowana do Systemu Centralnego, gdzie nasze władze zdecydują o jej dalszym losie. Moja flotylla pozostanie na wyznaczonych pozycjach obok wrót hipernetowych. Nie możemy dopuścić, aby ta cenna instalacja została uszkodzona na skutek zaniedbań albo ataku. W imieniu ludu. Mówił Boyens. Odbiór.

— Czy on naprawdę wierzy w to, że oddamy Światom Syndykatu delegatów pająkowilków i wrak superpancernika krodźwiedzi? — zapytał Charban, nie kryjąc zdziwienia.

— To się nazywa dyplomacja — wtrąciła Rione. — Wysuwa horrendalne żądania w nadziei, że przystaniemy na znacznie łagodniejsze warunki, dzięki którym Światy Syndykatu także coś zyskają. Ponadto, o czym wcześniej wspomniałam, zamierza wykorzystać wrota hipernetowe jako element przetargowy. Nie jestem zbyt biegła w prawie kosmicznym, ale moim zdaniem wrak superpancernika krodźwiedzi jest teraz własnością Sojuszu.

— Zgadza się — potwierdził Geary. — Zdobyliśmy go siłą. Wprowadziliśmy na pokład naszą załogę. I nadaliśmy mu nową nazwę. To teraz „Niezwyciężony”.

— Czy „Niezwyciężony” różni się czymkolwiek, oprócz szczegółów konstrukcji, od innych jednostek floty?

— Nie. Ja wydaję rozkazy, a jego tymczasowy dowódca, admirał Lagemann, je wykonuje. „Niezwyciężony” ma swoje miejsce w szyku bojowym i brał udział w niedawnych starciach. Został w nich uszkodzony, jak wiele innych okrętów.

— Świetnie — ucieszyła się Rione. — A jajowate statki pająkowilków nie należą do nas. I nigdy nie należały. Jeśli pozwoli pan, admirale, chciałabym udzielić odpowiedzi DON-owi Boyensowi i za jego pośrednictwem władzom Światów Syndykatu, odnosząc się do przedstawionej nam propozycji.

— Śmiało — zachęcił ją Geary. — Obawiam się, że moja odpowiedź byłaby zbyt niedyplomatyczna.

Rione przemówiła chłodnym profesjonalnym tonem, zachowując kamienną twarz:

— Przykro nam, ale nie jesteśmy w stanie spełnić pańskich wymagań w odniesieniu do sześciu towarzyszących nam jednostek Obcych, które udają się do przestrzeni Sojuszu. Załogi tych okrętów nie podlegają nam, więc nie możemy ich nakłonić do wykonania niczyich, w tym pańskich, poleceń. Ponadto Obcy wyrazili stanowczą wolę pozostania z naszą flotą, a my z największą przyjemnością spełnimy ich prośbę. Musi pan też wiedzieć — w tym momencie uśmiechnęła się tak chłodno, że nawet Geary zadrżał na ten widok — iż obiecaliśmy bronić ich w trakcie tej podróży. Jeśli ktokolwiek spróbuje ich zaatakować albo w inny sposób wymusić na nich zmianę kursu, wykonamy ciążące na nas honorowe zobowiązanie i zrobimy wszystko co w naszej mocy, by do tego nie doszło. Co się natomiast tyczy jednostki określonej przez pana mianem „wielkiego okrętu Obcych”, pragnę poinformować, że jest to obecnie okręt wojenny tej floty, noszący nazwę „Niezwyciężony” i posiadający na pokładzie załogę składającą się z marynarzy oraz żołnierzy Sojuszu, którzy wykonują rozkazy admirała Geary’ego. Jak pan więc rozumie, żądanie, abyśmy oddali jednostkę należącą do Sojuszu pod kontrolę władz Światów Syndykatu, jest bardziej niż absurdalne i gwałci zapisy traktatu pokojowego, nie możemy więc odnosić się do niego poważnie. Cieszy nas niezmiernie, że postanowił pan zadbać o bezpieczeństwo tutejszych wrót hipernetowych, zwłaszcza że miejscowe władze przyznały Sojuszowi częściowe prawo własności tej instalacji, a skoro jest to po części nasza własność, jakiekolwiek szkody poczynione wrotom zostaną uznane za atak na Sojusz i doprowadzą do wypowiedzenia wojny stronie, która dopuści się tego czynu. Raz jeszcze życzę panu szczęśliwej podróży do Systemu Centralnego. Proszę nie zwlekać z odlotem, ponieważ pańska obecność przy wrotach może utrudnić skorzystanie z nich naszym okrętom. Na honor naszych przodków. Mówiła Rione. Odbiór.

Geary wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.

— Iceni i Drakon oddali nam część wrót hipernetowych?

— Zasugerowałam im takie rozwiązanie — przyznała Wiktoria, która nie kryła zadowolenia — wskazując na obopólne korzyści, więc przystali na nie z ochotą.

— Cieszę się, że mamy panią po naszej stronie, emisariuszko Rione.

* * *

— Iceni i Drakon z pewnością podejmowali próby rozszerzenia swoich wpływów na sąsiednie systemy gwiezdne — zameldował porucznik Iger. — Prowadzili nawet działania zaczepne pomimo skromnych możliwości bojowych. Jeśli wzmocnią swoją armię, mogą próbować przejąć pełną kontrolę nad sąsiadami.