Выбрать главу

Będę teraz zwracała uwagę na to przed, a nie po.

Więc czułości mogę oczekiwać od mężczyzny czułego. Seksu od takiego, który seks z nami lubi. Rozmowy od rozmownego. Przyjaźni od przyjaznego, a nie od takiego, co to jeszcze stosunków z mamusią nie uregulował, mimo że czterdziestka na karku. Szacunku od takiego, co kobiety szanuje. Pieniędzy od bogatego, i tak dalej…

Taką to prawdę usłyszałam pewnego dnia w kolejce WKD.

I może – nie wiem, czy tu za daleko się nie posunę – ale może faceci też w ten sposób myślą? Może trzeba mieć dużo, bo zgłosi się taki, co ma wymagania sięgające poza codzienny obiad. Przecież cuda się zdarzają na każdym kroku.

Czego może chcieć taki Hirek? Dobra. Od jutra nie palę i zacznę dbać o siebie.

***

Palę. Ale palę tylko dlatego, że strasznie mnie boli ząb. Pewnie dlatego, że bez przerwy myślałam o zębach Joli. Ale już nie będę! Ząb, ząb, ząb. Przychodzi Ula i daje mi jakąś tableteczkę, co ma pomóc. Ząb rośnie. Biorę dwie. Ząb dalej rośnie i jest wielki jak drzewo. Panie Boże, obiecuję, że już nigdy nie zaniedbam chodzenia do dentysty, będę co trzy miesiące chodziła, ale żeby mnie przestało boleć! Ząb wielki jak dom. Po południu Ula dzwoni do swojego dentysty. Uprasza go, żeby mnie przyjął. Jadę do Warszawy. W kolejce w ogóle nie ma ludzi, tylko siedzą wielkie, bolące zęby. Za oknami zęby. Na zębach małe, zielone, bolące ząbki. Nie wytrzymam. Wytrzymam. Muszę wytrzymać.

Dentysta jest uroczy, uśmiecha się – nawet oczy mu się uśmiechają. Uśmiecha się od ucha do ucha. Delikatny, nie jak facet. Sadza mnie i uśmiecha się. Otwieram twarz. Uśmiecha się. Robi zastrzyk. Uśmiecha się. Nie boli! Co za ulga. Antybiotyk, powtórna wizyta za dwa dni. Cudowny uśmiechnięty facet!

Potem wypisuje rachunek. Nic dziwnego, że jest taki radosny. Już nigdy do niego nie przyjdę. Przestanę palić od poniedziałku.

***

Mietek nie wróciła. Jestem zupełnie sama. Nie ma już miękkich nóżek, które udeptywały miękkie rzeczy. Już Borys nie jest udeptywany delikatnie, tak żeby mógł udawać, że nie widzi i nie czuje. Ja też już nie jestem udeptywana. Miękkie brzuchy są bardzo pożyteczne – z punktu widzenia kota oczywiście. Zaraz nie udeptuje z taką lubością i śpi z Tosią. I na dodatek przed chwilą rozpętała się straszna burza, a ja jestem sama! I wyłączyli prąd! Borys schował się do łazienki! Nie mam się gdzie schować! Tosia śpi, a ja się boję. Jestem strasznie nieszczęśliwa. Pioruny walą chyba w mój dom, wszystko się trzęsie. Wszyscy mają kogoś koło siebie, tylko ja jestem sama.

I kiedy tak się unieszczęśliwiałam, w drzwi od tarasu zapukała Ula. Zmoknięta, ze świeczką. O Boże, jak to dobrze, że nie jestem sama! Zapaliłyśmy świeczkę ostatnią zapałką i wsłuchane w deszcz, który chciał przebić blaszany dach, wolno sączyłyśmy wino. Pioruny waliły tuż za olbrzymim dębem. Dopiero kiedy z łazienki dobiegło piszczenie Borysa, postanowiłam wziąć wszystkie zwierzaki do nas. Weszłam cichutko do pokoju Tosi i zawołałam: „Kici, kici”.

– Zaraz jest u ciebie, u mnie go nie ma – powiedziała trochę przez sen Tosia.

Otworzyłam drzwi na taras. Niebo walczyło z ziemią, woda lała się nieprzerwanym strumieniem, a ja wołałam w noc:

– Zaraz, Zaraz!

Boże, niech mi nie ginie następny koteczek!

Ula stanęła obok mnie.

– Jak przestanie padać, to go poszukamy.

Burza szalała do pierwszej w nocy. Świeczka dopaliła się i zgasła. Noc była w dalszym ciągu parna i gorąca. Wydawało mi się, że przez stłumione, oddalające się grzmoty słyszę smutne kocie zawodzenie. Noc wyglądała groźnie. Krople spadały z drzew głucho, w oddali niebo mruczało.

– Idę szukać Zaraza.

– Idę z tobą, tylko pobiegnę na chwilę do domu.

Wyszłyśmy w mgłę, która zaczynała się podnosić od ziemi. Ula skręciła w stronę swojego ciemnego domu. Olbrzymie białe płachty snuły się na wysokości naszych kolan. Każda spadająca kropla napawała mnie przerażeniem. Chmury zniknęły. Zajaśniał księżyc, płaty mgły w tym księżycowym świetle mroziły krew w żyłach. Pod starym dębem zatrzymałam się. Biedny zmoczony Zaraz przytulony do pnia płakał rozpaczliwie. Usłyszałam za sobą szelest. Zdrętwiałam, a potem wolno się odwróciłam. Za mną stała Ula. W ręku trzymała niezapaloną świeczkę.

– Nie mam zapałek. Ale i tak nam ze sobą raźniej – powiedziała.

Aż mi się nogi ugięły. Bo może właśnie o to w życiu chodzi. Żeby ktoś przy tobie był – nawet kiedy szukasz w nocy małego zgubionego kotka. Nawet jak świeczka się nie pali.

Wróciłam do domu. Zaraz wbił mi pazurki w szyję i tak siedział przytulony. W kuchni za kredensem szura myszka, którą Mietek kiedyś przyniosła do domu i wpuściła pod kredens. Tosia ją dokarmia. Mietka nie ma, już nie wróci. Ale po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że jednak mam kogoś, kto z niezapaloną świeczką idzie ze mną w noc. Jak mogłam pomyśleć, że jestem sama?

***

Tosia się zakochała! O Boże, co to będzie – martwieję na samą myśl o tym.

Przyjechała mama.

Tosia powiedziała, że nie będzie z nami siedziała, bo idzie na randkę. Bo się zakochała.

Mama zmartwiała i powiedziała:

– O Boże.

Nie rozumiem. Zaczyna się najpiękniejszy okres w jej życiu, a moja mama jest tylko przerażona. Chcę ją jakoś pocieszyć, więc mówię:

– Nie przejmuj się, przecież od pierwszego zakochania do seksu jest kawał drogi.

– Dlaczego ty mówisz o seksie – zbladła moja mama.

O, tak to nie będzie. Przecież jestem dorosła.

– Słuchaj – mówię odważnie – ja wiem, że ty uważasz, że seks jest nie dla ludzi…

– Co ty za bzdury opowiadasz! Kto ci to powiedział!

Przecież wiem, kto mnie wychowywał!

– Ja tylko chcę powiedzieć, że seks nie jest dla dzieci!

To sama wiem. Ale od randki szesnastolatki do seksu może nie jest tak blisko. Choć z drugiej strony, jeśli przyjrzeć się pismom dla nieletnich…

– Uważam – poprawia się moja mama – że seks jest dla dorosłych.

To już lepiej.

– Niektórych dorosłych – dodaje po chwili.

Ciekawe, których.

***

A jednak! A jednak Niebieski napisał.

Droga Redakcjo, a właściwie Pani Judyto,

pomogliście mi w tak wielu sprawach, że nie waham się napisać raz jeszcze. Ponieważ sam prowadzę gospodarstwo, z wieloma sprawami, choć to może wydać się śmieszne, nie radzę sobie. Nie wiem, jak wywabić plamy z rdzy – moja kurtka po włożeniu do wody (nie ukrywam, że przeleżała w miednicy dwa dni) ma plamy wokół metalowych zatrzasków. Jeśli mogłaby pani, pani Judyto napisać, co z tym zrobić, uratowałaby pani nie tylko moją kurtkę ale także honor samotnego mężczyzny.

PS. Bardzo przyjemna wiosna za oknami – u mnie. A co u pani? Brakuje mi pani nieocenionych porad. Teraz rzadko spotyka się kobiety, które w każdej sytuacji wiedzą, jak postąpić.

Nie lubię go. Ja przecież zrezygnowałam z prostych złośliwości. Ale mężczyźni nigdy nie są w stanie docenić tej ofiary.

Szanowny Panie,

w tej chwili sprawa z plamami rdzy jest prosta do rozwiązania Po pierwsze, w każdej drogerii czy sklepie z artykułami chemicznymi może pan kupić odrdzewiacz, czyli płyn działający jak wybielacz, ale na rdzę. Sposobem domowym można wywabić rdzę w następujący sposób: tkaninę wokół plamy zwilżyć wodą. Pod plamę podłożyć ligninę. Plamę lekko przecieramy tamponem nasączonym dziesięcioprocentowym ciepłym roztworem kwasku cytrynowego. Przemywamy dokładnie czystą wodą. Niestety ten sposób bywa zawodny przy tkaninach kolorowych: mogą (choć nie muszą pojawić się odbarwienia od kwasku cytrynowego.