Widać, że mnie nie znasz. A gdybyś ty wiedział. Niebieski, że prawie się zakochałam w przystojnym żonatym członku gangu? I że źle życzyłam Joli? Której teraz posyłam siedem błogosławieństw?
Napisała do mnie pani uczciwy list, a ja nie całkiem jestem w porządku. Chciałbym to pani wyjaśnić osobiście. Czy to możliwe, żebyśmy się spotkali?
Podaję mój e-mail i będę czekał na odpowiedź.
W żadnym, ale w absolutnie żadnym razie. Nie będę się umawiać z nieznajomymi. W ogóle nie będę się spotykać z mężczyznami. Nie i nie. Oprócz, oczywiście, przyjaciół. Chybabym się spaliła ze wstydu. Oprócz przyjaciół, którzy mnie lubią. I wobec których się nie skompromitowałam.
Ciekawe, dlaczego Niebieski nie jest w porządku. Jak każdy facet, musiał coś nagrzeszyć. Ale ja nie chcę już słuchać żadnych rzewnych historii.
PS. Proszę się zastanowić, zanim pani odrzuci moją propozycję. Ze wstydu czy skrępowania. To nie są najlepsi doradcy.
Wstyd i skrępowanie! Tu przesadziłeś zdrowo, Niebieski! Ja ani się nie wstydzę, ani nie jestem skrępowana.
O trzeciej zdołałam się połączyć z Telekomunikacją Polską SA w celu wysłania e-maila. W nocy, rzecz jasna. Żebym ja przez jednego faceta nie spała jak ludzie!
Napisałam, że bardzo mi przykro, ale nie spotkam się z nim. I żeby przestał do mnie pisać. Może mogłabym go polubić. Gdyby nie kłamał. Albo gdyby nie był mężczyzną.
Dzwonił Hieronim K. Domniemany. Też mi chce wszystko wyjaśnić. Zaraza jaka, czy co?
Jaki piękny dzień dzisiaj! Idzie lato. Śpię pod samą kołdrą.
Wpadła Mańka, schudnięta i dalej zakochana. Zapytała, czy jestem z kimś. Zrezygnowana oświadczyłam, że chyba sobie kupię wibrator.
– A co, jeszcze nie masz? – powiedziała Mańka i wyjęła komórkę z kieszeni, bo dzwonił narzeczony.
Potem zadzwoniła Justyna, żeby się pożegnać przed wyjazdem do Londynu. Do tego Angola – który, jak się okazuje, pisze i dzwoni oraz był trzy tygodnie temu, i teraz ona jedzie. Do niego! Cały świat jest przeciwko mnie.
Potem zadzwoniła stara znajoma, że wpadnie. Koniecznie. Że musi. Że nie chce jej się żyć, że wszystko na nic. On odchodzi. Spędziłam przy telefonie półtorej godziny, starając się podnieść ją na duchu, ale sama wiem, że w takich sytuacjach świat się kończy i nie chce się żyć. Oraz że wszystko na nic.
A to było naprawdę udane małżeństwo! Ona pracowita i uzależniona od niego, co mężczyznom się bardzo podoba, nawet pofarbowała włosy na blond, bo on lubił blondynki! Wiadomość o rozwodzie spadła na nią nagle i niespodziewanie, jeszcze w południe wspólny obiad u jego rodziców, jeszcze po obiedzie spacer z rodzicami, jeszcze po spacerze wspólna herbatka, a po herbatce oświadczył: rozwodzimy się. Krótko i zwięźle. Że ją szanuje i ma wiele wspaniałych uczuć. Ale już jej nie kocha. Zastanawiam się, czy myśmy przypadkiem nie miały wspólnego męża.
Mam czasami wrażenie, że każda kobieta na świecie przynajmniej raz w życiu usłyszała, że mężczyzna bardzo ją szanuje oraz darzy ciepłymi uczuciami, ale niestety jej nie kocha. Wtedy rzeczywiście z tym światem dzieje się coś dziwnego. Taki świat przewraca się do góry nogami. Drzewa szarzeją. Powietrze robi się nie do zniesienia. Kolory blakną. I nie ma po co żyć. I nie wiadomo, co robić.
Tak też było z moją starą znajomą, dla której on stał się całym światem. To jest bardzo przyjemny obraz świata, dopóki ten świat, czyli on, darzy ją miłością szczególną, wyjątkową, i vice versa. Ale zapomniała o tym, że jeśli mężczyzna staje się światem, to oczywiście najpierw jego ego rzecz duża i ciężka – będzie mile połechtane, że nie istnieje nic oprócz niego. Ego mile połechtane rośnie w siłę i się rozprzestrzenia. Czasem tak bardzo, że na drugą osobę już nie ma miejsca. A przecież ona nawet włosy, nawet pracę, nawet znajomych… I jak on mógł?
Współczułam jej bardzo. On był wstrętnym gnomem, który wykorzystał i porzucił. Egoistą do entej oraz psychopatą niezdolnym do wyższych uczuć. Łamaczem danego słowa. Zamrażarą – nieczułą i podłą. Pocieszyłam ją, jak mogłam. Że wszyscy oni są tacy sami. Że każdy inny też by to zrobił. Chyba mi się udało, bo jakoś tak szybko skończyła rozmowę. Nie powiedziała, kiedy wpadnie. Ciekawe, że nawet nie zapytała, co u mnie słychać.
Nikt nie będzie czekał
Pojechałam z Ulą do projektanta ogrodów. Zamiast zapłacić za telefon wpłaciłam zaliczkę na roślinki – zamówiłam śliczną trzymetrową wierzbę płaczącą, malutką wierzbę powyginaną i klon złotolistny, i dużo innych dużych roślin. Pan przyjedzie i mi to wkopie. Trawa pięknie wzeszła, a bzy zakwitną lada moment. Od teraz będę zajmować się życiem zgodnym z naturą. Żadnych mężczyzn. Będę się cieszyć każdą chwilą.
Zaczynam po prostu zupełnie nowe życie.
Nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć, że znowu mam dwa kotki. Nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłam.
Siedzę przy drzwiach na taras i piszę zamówiony tekst, a tu obok Borysa, jak gdyby nigdy nic, przechodzi mały, czarny, zupełnie nieznajomy kotek. Wskakuje mi na klawiaturę, dopisuje: jjhjhjhjhjhjhjhjhhhhjjtaepr i wdrapuje mi się na ramię. Borys zgłupiał i ja też. Przytulił się ufnie do mojej szyi, już nieobolałej, i tak został. Nakarmiłam go, wypuściłam do ogródka, a on wskoczył na parapet i tak został.
Przyszła Tosia. Myślałam, że oszaleje z radości.
Mówię:
– Zobacz, jaki śliczny kotek. Wybrał nas.
A Tosia:
– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co to znaczą dwa koty? Nie pamiętasz, jak było z Zarazem? Będzie robił kupę i ja tego na pewno nie będę sprzątać. Tylko idioci mają dwa koty! Nie spodziewałam się tego po tobie.
Poszła do swojego pokoju. A potem przyszła do mnie i powiedziała:
– Może zostać, ale ja chcę w piątek po szkole jechać do Krakowa. Na dwa dni. Jestem umówiona z Irkiem.
Jeszcze tego brakowało!
Ale przecież nie wyrzucę małego czarnego kotka na bruk, tylko dlatego, że mam córkę?
Ach, jaki maj! Jakie bzy! U mnie koło kubła na śmieci też sobie puścił kwiaty. Ale nawet spokojnie nie mogę cieszyć się wiosną, bo Tosia absolutnie musi jechać do Krakowa. Nie wiem, co robić. Nie puszczę, to gotowa uciec z domu. Puszczę, to się rozczaruje.
Też kiedyś pojechałam. Tylko że miałam dziewiętnaście lat. Ale prawdę powiedziawszy, infantylna byłam jak dzisiejsza piętnastolatka. A co ja gadam. Zapomniałam, że średnia wieku inicjacji seksualnej jest koło piętnastu. Więc na dzisiejsze lata to miałam z dziewięć.
Pojechałam na sylwestra. Zaprosił mnie ukochany. Zadzwonił 28 grudnia i powiedział:
– Jak chcesz ze mną witać Nowy Rok, to przyjedź. Będę na ciebie czekał na dworcu.
Wtedy wydawało mi się takie zaproszenie szczytem taktu, dobrego wychowania, głębokiego uczucia i mnóstwa innych rzeczy bez znaczenia.
Jak na skrzydłach pobiegłam do rodziców i oświadczyłam, że właśnie za dwa dni wsiadam w pociąg, jadę te czterysta osiemdziesiąt trzy kilometry, bo on mnie zaprosił i będzie na mnie czekał na stacji. Ojciec spojrzał na mnie i zapytał:
– Pojedziesz?
– Oczywiście! – krzyknęłam radośnie, mama spojrzała ze współczuciem, troszkę zmartwiała, i zapytała uprzejmie, czy zaproszenie trzy dni przed sylwestrem na pewno płynie z potrzeby spędzenia tego wieczoru ze mną, i może on by przyjechał, skoro tak mu zależy, i dlaczego jestem na kiwnięcie palcem. A ojciec powiedział, że gdyby był w mojej sytuacji, to radziłby mi…