Выбрать главу

Spojrzenie miał czyste. Smutne.

– Rozumiem, że jesteś poraniona i dlatego…

Nic nie rozumie, socjolog pieprzony. Dlaczego mężczyźni nic nie rozumieją? I jeszcze mi wywraca kota ogonem. Już mi się w ogóle przestało podobać. Już chciałam być w domu. Spędziliśmy w pewnym napięciu następne piętnaście minut. A potem odwiózł mnie do domu, choć tłumaczyłam, że przecież mogę wracać wukadką. O tej porze w kolejce na pewno gwałcą, mordują i kradną, ale co tam.

Wysadził mnie przed domem. Walczyłam z kluczem do furtki. Od czasu kiedy mam zamek w drzwiach, doszedł jeszcze jeden identyczny klucz do kompletu – mały, srebrny i tej samej firmy. Co z tego, że mają inne ząbki, skoro ząbki są malutkie? Każdy klucz powinien być w innym kolorze. Albo z innym napisem. Na pewno klucze robią mężczyźni jestem tego w stu procentach pewna. I gdy już udało mi się wyjąć z zamka klucz do drzwi wejściowych, uprzednio wyjąwszy klucz do komórki, i wsadzić go do zamka od furtki, Adam wysiadł z samochodu.

I stało się coś, czego do dzisiaj nie rozumiem. Zamiast otworzyć ten cholerny zamek po prostu zaczął mnie całować. Pachniał bosko i miał twarz szorstką od zarostu. I tak staliśmy, i staliśmy pod tą furtką, na pewno sąsiadka od jajek nie będzie mi się odkłaniać, skrzynka pocztowa uwierała mnie w plecy, a Adam trzymał mnie zdecydowanie. Stanowczo. Najgorsze było to, że nie spotkało mnie nic przyjemniejszego w życiu.

Po czym otworzył furtkę, oddał mi klucze i powiedział:

– Jutro zadzwonię.

Wpadłam jak burza do łazienki. Przyjaźń? Z takim całowaniem? Ale bez przerwy mówi o przyjaźni, czyli nie powinnam mieć żadnych złudzeń. O Boże! Umyłam twarz zimną wodą. Oddychałam głęboko. Czułam się jak po pierwszej randce. Tylko, na miłość boską, wtedy miałam piętnaście lat i rodziców, których bystre oko mogło rozpoznać ten grzech śmiertelny na mojej twarzy – czyli to, że Krzysiek mnie pocałował w policzek. A teraz? Teraz jestem dorosła i wiem, że całowanie nie zostawia śladów.

Weszłam do kuchni. W kuchni siedziała Tosia i jadła pyszne kanapeczki z serkiem. Czytała.

Włączyłam czajnik. Podniosła głowę i powiedziała:

– Adam cię odwiózł? O, całowałaś się! No, no, no.

Ja tego zupełnie nie rozumiem. Kiedyś myślałam, że jak kobieta wyjdzie za mąż, to jej nikt nie będzie sprawdzał. Potem myślałam, że jak kobieta się rozwiedzie, to nikt jej nie będzie sprawdzał. I proszę! To kiedy kobieta, czyli ja może sobie pożyć spokojnie, jeśli najpierw ma rodziców, potem męża, a potem dziecko?

Za dużo myślę

Wieczorem poszłam do Uli. Od razu mnie zapytała, o co chodzi. Ula mi dała popalić, że kombinuję, że za dużo myślę, że życie trzeba brać takie, jakie jest, że przecież jestem kobietą po przejściach i że co ja wyprawiam. Prawdziwy mężczyzna się zdarza raz na milion, a ona się zna na ludziach. Na dodatek rozwiedziony, czyli że mógł się czegoś nauczyć w przeszłości. Nie będzie może na mnie ćwiczył. A poza tym od jednego pocałunku do srebrnych godów droga długa i chyba mam nie po kolei w głowie. Nie myślała, że jestem taka głupia. Nie myślała, że należę do tych kobiet, które oglądają do końca film pornograficzny, z nadzieją, że wszystko się dobrze skończy – to znaczy, że bohaterowie tego filmu się pobiorą.

A czy ja coś mówię o złotych godach?

***

Spotkałam wczoraj zołzowatą. Byliśmy z Adamem na kolacji. To oczywiście nie była randka, oboje pracowaliśmy do późna przed oddaniem numeru, i tak wyszło, że wylądowaliśmy w knajpie, żeby coś przegryźć. Niespecjalnie się spieszyłam do domu, bo Tosia wyjechała z ojcem na weekend. Pewno musiał odpocząć od Joli i nowego dziecka.

Wpadła na nas zołzowata. Z jakimś obcym panem. A czy może się przysiąść, a może poznamy Iksa. Ach, kochanie, to moi przyjaciele. Ach, kochanie, poznaj ich. To Judyta ona pisze. To Adam. Adam pracuje z ludźmi. Ha, ha, ha. Jakie to zabawne. Pieniędzy to chyba z tego nie ma specjalnych. Ha, ha, ha. Z ludzi teraz trudno wydusić pieniądze. Ha.

Mało asertywny był socjolog, bo ani się obejrzeliśmy, jak rozlokowali się przy naszym stole i zaczęli zamawiać golonkę z czymś zielonym, kraby i butelkę wina. Adam do mnie mrugnął. Wiedziałam, o co chodzi. Szybkie danko i się zmywamy. Dwie zupki.

– Nie pijecie?

– Dziękuję, jestem samochodem – mówi Adam.

– A ja robię w biznesie? – roześmiał się spaślak w czerwonej marynarce i poklepał zołzowatą po udzie. – Ja też nie na piechotę! Nie przesadzaj pan, z życia się należy cieszyć!

No i w czasie czekania na nasze zupki usłyszeliśmy, że mąż zołzowatej się odwinął, przyjaciel oprzytomniał i wrócił do żony, ale za to spaślak lubi tych panów, bo zołzowata taka świetna. Kupił jej punto na urodziny, w piątek odbierają. Ożeni się z nią, jak tylko się rozwiedzie.

– Pani pracuje? – zwraca się do mnie. – O, bo moja Kicia nie będzie już pracować. Mnie stać na to, żeby kobieta przy mnie nie pracowała – mówi w stronę Adama.

Pomyślałam sobie, że życie jest niesprawiedliwe. Aż się prosiło o to, żeby zołzowata pocierpiała chwilkę. A tu niesprawiedliwość i nieuczciwość nagrodzone, samochodem się rozbija, przyszłość kolorowa przed nią.

– Kicia chce jechać na Bali w tym roku, a państwo gdzie się wybieracie?

Adam uśmiecha się do mnie, bierze mnie za rękę i mówi:

– Planowaliśmy Fidżi, ale o tej porze roku tam są mrozy. Zaczekamy do stycznia.

Zołzowata, w ciuchach prosto z Wiednia, wgapia się w Adama.

– To ty z nim…? – szepcze scenicznie i nareszcie błyska w jej oku zazdrość.

Spaślak w czerwonej marynarce niedopinającej się na brzuchu przechyla kieliszek.

– Jak to miło spotkać się z inteligentnymi ludźmi, trzeba korzystać z życia! Nalej, żyje się raz! – i klepie Kicię po plecach.

Zołzowata uśmiecha się jadowicie.

– Dalej na tym zadupiu siedzisz? Życie marnujesz, a życie jest jedno.

Jemy w pośpiechu nasze zupki i biegniemy do samochodu. Herbatę wypijemy już u mnie. Noc była ciepła. Na tarasie siedzieli sąsiedzi i sączyli wino. Ula krzyknęła:

– Chodźcie do nas!

U sąsiadów z boku uchyliło się na górze okno.

– My?

– Chodźcie też! – Krzyś zamachał w gwiazdy.

I rozpalił grill, wyjęłam z zamrażalnika resztki ryby. Krzyś położył na grillu swoje karpie. Ostatnio łowi razem z sąsiadem. Mówi, że woli ryby, bo jak się chodzi na baby, to nie można ich potem przynieść do domu.

Ula patrzy na Krzysia i mówi pogodnie:

– Dlaczego? Jeśli wypatroszone…

Siedliśmy pod gwiazdami. Krótki dzwonek przy furtce i nasi sąsiedzi w szlafrokach dołączają z butelką czerwonego wina. Zapalona na stole świeczka odbija się w kieliszkach. Noc jest cicha i pogodna. Koło pierwszej nasz sąsiad bez przekonania rzucił w przestrzeń:

– Chyba pójdziemy, jutro trzeba do roboty.

– Zostańcie, jest tak pięknie – mówi Krzyś. – Trzeba umieć korzystać z życia.

Korzystaliśmy z życia do trzeciej. To znaczy my z Adamem troszkę dłużej. Przy samochodzie, jak go odprowadzałam do bramy.

Kiedy rano otworzyłam szeroko okna. Ula z Krzysiem jedli śniadanie na tarasie.

– Nie ubieraj się, tylko przychodź – Ula zerwała się z krzesełka – wstawię następne jajka. Chodź, kawa zaparzona!

Nie piję kawy. Ale co mi tam. Przecież żyje się tylko raz.

***

Wczoraj przez godzinę tłumaczyliśmy znajomemu wybitnemu matematykowi, że naprawdę e-maila z niczym porównać się nie da: dziś wysyłasz list, a na końcu świata za chwilę można go przeczytać, oczywiście pod warunkiem, że masz komputer. Matematyk powiedział, że listy do niego idą pół roku. Krzyknęliśmy: „To załóż sobie pocztę e-mail!” I wtedy ujawnił, że właśnie od czasu, kiedy ma tę pocztę, listy tak długo do niego idą. Niemożliwe! Ano możliwe. On do swojej skrzynki zagląda raz na sześć miesięcy.