Выбрать главу
***

Dojechaliśmy do Mańki wolniutko, bo polną drogą. I stało się. Wiadomo było, że Adam nie będzie prowadził, on nigdy nie pije, bo zawsze wraca do siebie do domu. Skoro dzisiaj jako przyjaciel, rzecz jasna, może zostać, to od razu sobie pozwolił na drinka.

A myśmy nie uzgodnili, kto prowadzi z powrotem. Owszem, piliśmy wszyscy, z tym że mężczyźni nieco więcej niż panie, a jedna pani nieco mniej niż druga. Ponieważ jesteśmy ludźmi dojrzałymi, mądrymi i przestrzegającymi określonych norm, uznaliśmy, że po alkoholu prowadzić nie będziemy. Ale możemy samochód przepchać, bo co to jest sześć kilometrów. Wypchnęliśmy więc garbuska na szosę, Adam z Krzysiem pchali, panie szły z tyłu. Garbusek co prawda jest nieduży, ale strasznie niewygodny do kierowania z zewnątrz. Kiedy trzeba było mocno skręcić kierownicę, małe okienka bardzo to utrudniały. Adam z Krzysiem wpadli więc na pomysł, żeby jednak Ula, która wypiła mniej, wsiadła, broń Boże, nie prowadziła, ale kierowała.

Ula wsiadła, oni pchali, a ja szłam obok. Kiedy zrobiliśmy następny kilometr, Adam powiedział, że to niesprawiedliwie, że ja idę, bo przecież oni sobie ze mną również poradzą. Siadłam więc koło Uli. I pchali nas obie. Po trzech kolejnych zakrętach dostali zadyszki i nieśmiało zaproponowali, żeby Ula włączyła pierwszy bieg, oni będą dalej udawać, że pchają, a nie wykończą się do cna.

No to Ula włączyła pierwszy bieg. Ale zarzęziło! Krzysiowi zaczęło to przeszkadzać, bo jednak samochód się niszczy, i kazali wrzucić dwójkę. Obaj panowie wskoczyli z tyłu na zderzak, bo przecież musieli cały czas udawać, w razie czego, że pchają.

A potem piękna noc zamieniła się w noc lekko dżdżystą. Zaczęło kapać z nieba. Wtedy na zderzaku zrozumieli, jacy z nich idioci – przecież jeśli samochód jedzie, to oni mogą wejść do środka i przeczekać deszcz! Byleby tylko jechać odpowiednio wolno. W ten oto sposób po prawie godzinie znaleźliśmy się przed moim domem.

A potem… No właśnie… Stało się nieszczęście. Otóż pościeliłam Adamowi w gościnnym i w ogóle nie miało to znaczenia, że tylko pocałowaliśmy się na dobranoc.

Na razie.

Ale potem miało.

***

Ja to wszystko wiem. Że nie należy iść do łóżka przed nocą poślubną. Rozmieniać się na drobne. Nie szanować się. Bo jak ty się nie będziesz szanować, to nikt inny cię nie będzie szanować. Ale przecież gdybym poszła ze swoim Eksiem do łóżka przed uzgodnieniem terminu ślubu, to na pewno bym za niego nie wyszła!

A za Adama tak. On jest zupełnie inny niż wszyscy.

Kiedy się obudziłam, nie było samochodu. Na poduszce kartka: „Będę o siódmej. Musimy pogadać. Całuję”. Boże, co ja zrobię? Do siódmej nawet nie schudnę, a przydałoby się w tej sytuacji zrzucić ze cztery kilo. Nie zdążę. O czym on chce ze mną rozmawiać? Przecież ostatecznie nic się nie stało? Jesteśmy dorośli. To normalne, że dorośli ludzie się spotykają, a potem nawet mogą uprawiać seks. Niektórzy oczywiście.

– Boże, co ja zrobię?

***

No więc właściwie, abstrahując od seksu, który jest bardzo, ale to bardzo przyjemny, i dlaczego ja miałam w wiadomościach o tym, że może być przyjemny, taką dużą przerwę, prawie dwudziestoletnią – jeśli chodzi o ten samochód, w którym momencie przekroczyliśmy te cholerne normy? Czy jak jeszcze wszyscy pchali, to można było? A jak Ula siedziała w środku, przy wyłączonej stacyjce, to było już przestępstwo czy nie? A jak jechała na jedynce? Dlaczego musieliśmy zepsuć tak dobrze zapowiadającą się przyjaźń? I co teraz będzie? Jak ja mu spojrzę w oczy? W życiu nie przeżyłam takiej nocy.

***

O, mamo moja kochana. To przecież w ogóle nie może być prawda. On wcale nie chce ze mną się przyjaźnić. On po prostu by chciał być ze mną. Tak normalnie. A skąd ja wiem, jak jest normalnie?

Żebyśmy dali sobie szansę na tę miłość. A kto tu mówi o miłości? Chyba się zakochałam. Śmiertelnie. Na zabój. Na zawsze.

***

Na pewno za chwilę będzie chciał, żebym siedziała cały czas w garach. I tak dalej. Żebym się rzucała do drzwi, kiedy przychodzi. Żebym się kładła spać razem z nim i nie przesiadywała wieczorami u Uli. Nie kruszyła w łóżku. (Nie kruszę już, bo mi niewygodnie na okruszkach). Nie paliła w łóżku. Spała w zimnym pokoju. (I tak śpię w zimnym). I żebym Borysa wyrzucała z łóżka na podłogę, a on już się na nowo nie przyzwyczai. Zresztą śpi w nogach. Z kotami to co innego. Potem lubi spać na szyi. Zaraz w okolicach brzucha. Na człowieku. No to co ja zrobię z kotami? Albo będzie chciał, żebym wstawała skoro świt. Pamiętała o kawie. I jeszcze robiła śniadanie o jakiejś nieludzkiej porze, jak siódma. Nie, w ogóle nie wchodzi w grę.

Na razie.

***

Na razie to po prostu nie wiem, na jakim świecie żyję. Wczoraj byłam świadkiem, jak jedna moja koleżanka powiedziała do męża:

– Chodźmy do kina.

On milczał. Nie reagował. Nie powiedział nic. Udał, że nie słyszy? Przeczuwałam, że jakaś małżeńska kłótnia tuż-tuż, pożegnałam się i wychodzę. Nie będę się wtrącać do cudzych spraw.

Ona odprowadza mnie do drzwi. Niby nie mogę się wtrącać, ale ściszając głos, mówię:

– Trudno jest faceta wyciągnąć do kina?

Niech wie, że ją rozumiem.

Ona patrzy na mnie i mówi:

– Przecież nie powiedział nie! To znaczy, że bardzo chętnie pójdzie, no coś ty?

Postanowiłam poobserwować, co robią mężczyźni na taką prośbę o kino. Długo czekać nie musiałam.

Wpadłam do Uli, telewizor informował o jakiejś premierze w kinie. Ula patrzy na Krzysia i mówi:

– Może się wybierzemy?

Krzyś wykazał daleko posunięte zainteresowanie kinem, filmem, filmem, o który chodzi, początkami kina, braćmi Lumiere, techniką samochodową w szczególności, zrobił kawę, wyciągnął stary „Automotoshop” i już cały wieczór zastanawiali się, kiedy zmienić samochód. Co sprzedać, co kupić, jak zarobić, jak oszczędzić, gdzie nie pojechać, od kogo pożyczyć. Dzielnie mu sekundowałyśmy. Już przy koniaku. Do tej kawy. Idąc do barku, przesunął dłonią po jej włosach i mruknął:

– Mięciutkie, nowy szampon?

Skręcałam się z zazdrości. Z kina nici. Ale sama bym chętnie w tej sytuacji zrezygnowała.

Koniak wypiliśmy, a ja dalej nie wiedziałam, co robi przeciętny mężczyzna na propozycję pójścia do kina. Żeby mieć trzeci przykład, zapytałam trzeciej, co się dzieje, kiedy proponuje kino mężczyźnie. Otóż trzeci mówi: „Mogę”. Ona się nabzdycza oczywiście, bo móc to każdy może, ale to nic nie znaczy. Chciałaby, żeby on chciał. Ale on tylko może. I trzecia jest skrzywdzona. Bo ona przecież do kina nie musi. Ona chce, i to z nim.

***

Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego do każdej kobiety nie jest dołączona instrukcja obsługi, która znacznie ułatwiłaby życie mężczyznom. Coś w rodzaju: „w razie zastosowania niezgodnie z przeznaczeniem nie bierze się odpowiedzialności za efekty…” albo „gwarancja wygasa automatycznie”. Teraz przyszło mi do głowy, że bez takiej instrukcji można by się obyć. To do mężczyzny powinien być dołączony tłumacz, który by nam tłumaczył, co mężczyzna ma na myśli. Do każdego w dodatku osobny, niepowtarzalny, żadne tam ogólniki – ty z Marsa, ja z Wenus. Który by objaśniał, na przykład, co to znaczy, kiedy on milczy. Co to znaczy, kiedy on mówi? Co to znaczy, że on może? Staram się uchwycić podobieństwa i różnice, ale nic z tego nie wychodzi.