Выбрать главу

Uprzejmie podziękowałam. Niech wozi tę swoją. Niech wie, że mam klasę. Zresztą to dwadzieścia minut autobusem. Tłukłam się do mieszkania Julka półtorej godziny, bo na Łazienkowskiej wywrócił się tir.

Na ulicy ludzie na mnie patrzyli. Wyglądałam wystrzałowo. Wcale nie trzeba być anorektyczną Jolą, żeby zwracać uwagę mężczyzn. A w autobusie jakiś facet oczu ode mnie nie mógł oderwać! Jeszcze mnie stać na niejedno! Wszystko przede mną! Już zawsze będę elegancką kobietą!

Borys przywitał mnie tak, jakby mnie nie widział rok.

Podarł mi rajstopy za czterdzieści cztery złote i zahaczył pazurami o spódnicę Renaty. Dziura jak jasny gwint! Wbiegłam do łazienki i chlapnęłam lakierem na oczko w rajstopach. Podobno tak się robi. Mam to w komputerze. W bazie danych, co robić domowym sposobem w razie różnych wypadków. Lakier diabli wzięli. Popłynął aż na podłogę. Ani rajstop, ani lakieru. Co za bzdury w tym komputerze!

I wtedy niestety spojrzałam w lustro. Jedno oko miałam rzeczywiście świetne. Duże. Błyszczące. Zielony cień znakomicie podkreślał tęczówkę. Niestety miałam również drugie oko. Wyglądało, jakby mi ktoś przywalił. Zielony cień pod spodem, tusz pod okiem. Boże, dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego nie jestem cyklopem?

No tak. Jak wyszłam od kosmetyczki, coś mi wpadło do oka. I na pewno wsadziłam tam rękę! Dlaczego nie pamiętałam, że jestem elegancką kobietą? Nienawidzę być elegancką kobietą! Już nigdy się nie pomaluję, przysięgam.

Po zmyciu oczu mydłem z dodatkiem kremu nic nie widzę. Szczypie. Boli. Przecież muszę pracować! Wyglądam jak królik. Z tym że mam dodatkowo czarne obwódki. Nie dają się zmyć. Nienawidzę być królikiem. Włączam komputer.

Droga Redakcjo,

przeczytałam w waszej gazecie, że są tusze wodoodporne. Czy mogłaby pani polecić mi taki tusz, bo jadę na wakacje, a chcę się podobać.

Mój był wodoodporny. Użyj mojego. Jak znalazł na kąpiele w jeziorze. Możesz się pomalować raz, przed wyjazdem, i starczy na dwa tygodnie. Tylko nie próbuj zmywać.

Droga Elu,

dziękuję za zaufanie, jakim obdarzyłaś naszą redakcję…

***

Dwadzieścia tysięcy. 20 000. Jestem ziemianką. Mam własną ziemię. Mam projekt. Mam górali.

Wszystko to w czasie rekordowym, ostatnich trzech tygodni. Architekt, geodeta. Urząd Gminy, znowu architekt, plan, księga wieczysta, znowu geodeta, zatwierdzenie, pismo o umorzeniu postępowania w sprawie dotyczącej wyłączenia gruntów z produkcji rolnej położonych… z uzasadnieniem, że postępowanie w tej sprawie stało się bezprzedmiotowe, ponieważ stwierdzono, że działka (czyli moja ziemia!) jest położona na gruntach pochodzenia mineralnego i nie zachodzi potrzeba uzyskania zezwolenia na wyłączenie gruntów z produkcji rolnej i naliczania opłat związanych z tym wyłączeniem.

O, proszę bardzo.

Ciekawa jestem, co by powiedzieli moi rodzice, gdyby wiedzieli, że już się kopią fundamenty. Ale im nie powiem. Wpadną w panikę, a wystarczy, że ja jestem spanikowana. Powiedziałam tylko Agnieszce, która też jak ja przeszła w życiu niejedno. Jest moją kuzynką i charakteryzuje się tym, że się nie mieści w statystyce oraz – w przeciwieństwie do mnie – realizuje swoje cele życiowe. Po moim ślubie, kiedy moja teściowa przy deserze powiedziała, że teraz czas na dzidziusia, Agnieszka oświadczyła, że wyjdzie tylko za sierotkę. A kiedy nasza wspólna znajoma się rozeszła zaraz po ślubie, to Agnieszka powiedziała, że sobie znajdzie faceta po rozwodzie – doświadczonego, któremu już nie głupoty w głowie.

Grzegorz – jej mąż – był rozwiedzioną półsierotką. To bardzo miły człowiek. Odsiedział swoje w stanie wojennym, bo drukował Miłosza. Dlatego teraz, jak już nie ma przypływu adrenaliny – proponuje wszystkim, żeby się bujali. Grzesiek też miał w swoim życiu parę trudnych momentów.

Pierwszy, jak ich nakryli z całym trzytysięcznym nakładem Bora-Komorowskiego w stanie wojennym. Oni myśleli, że się konspirują, a władza socjalistyczna czekała, aż skończą drukować. Wtedy bardzo miły ubek poklepał Grześka po ramieniu i powiedział szeptem:

– Pan się nie martwi, to się nie zmarnuje, nasi znajomi to psy na takie bzdury.

I wtedy Grzesiek posiedział rok, ale mówi, że było przyjemnie, bo w życiu już potem nie poznał tak wielu interesujących ludzi. Dzisiaj zna połowę rządu.

Żyję w kraju, w którym rząd poznaje się w więzieniu. Ciekawa jestem, czy to będzie dalej obowiązywać. Taka zasada.

Drugi trudny moment dla Grześka, to jak im się dziecko urodziło. Agnieszka w szpitalu, a Grzesiek bólów porodowych dostał i musiał z teściową wypić cały koniak, żeby mu minęło. Do dziś nie znosi koniaku. Chorował strasznie. Dziecko urodziło się trzeźwe, choć teraz zachowuje się, jakby było pijane. Moja nieletnia siostrzenica proponuje ojcu, żeby się bujał.

Więc powiedziałam Agnieszce i Grześkowi, że już wylewają fundamenty. Agnieszka spojrzała na mnie z bólem. Grzesiek z wrażenia zapomniał powiedzieć, żebym się bujała. Musieli być wstrząśnięci. Mają mnie za wariatkę.

Tylko Ula wierzy, że mi się uda.

Dzieci mają zalety

Dzieci mają zalety. Ale takie dziecko, jak moja córka Tosia, jest człowiekiem dość niebezpiecznym. Już jako mała dziewczynka potrafiła jednym zgrabnym zdaniem skompromitować moje metody wychowawcze oraz donieść moim rodzicom, co się dzieje w domu.

Pamiętam, jak kiedyś wdepnęła do mnie przyjaciółka. Tosia siedziała grzeczniutko na dywanie i bawiła się klockami lego. Moja przyjaciółka nie miała jeszcze wtedy dziecka i nie wiedziała, że jak dziecko grzecznie się bawi, to mu się nie przeszkadza w tych rzadkich chwilach. Więc przeszkodziła – wsadziła głowę w drzwi i powiedziała:

– Kuku, kuku, strzela baba z łuku, a dziad z pistoletu…

Tu mocno rąbnęłam ją w bok, bo już sobie wyobraziłam, jak na imieninach teściów wobec licznych gości Tosia powtarza, że ją ciocia nauczyła, że dziad z pistoletu strzela do klozetu. I te ich miny!

Przyjaciółka cichutko zakończyła wierszyk, a Tosia, wdzięcznie podnosząc główkę, roześmiała się srebrzyście i zapytała:

– A dziad gdzie? Nie usłyszałam, ciociu, a dziad gdzie?

Dużo czasu zajęło nam wytłumaczenie Tosi, że ciocia już nie pamięta, gdzie dziad, ale kiedy ciocia się żegnała, Tosia wbiegła do przedpokoju, machnęła klockiem lego, a do dziś pamiętam, że to był klocek pirat, i wykrzyknęła triumfalnie:

– Wiem, ciociu, wiem. Kuku, kuku, strzela baba z łuku, a dziad także strzela, strzela do kibela!

Zmroziło mnie na myśl o kiblu przy tym nakrytym białym obrusem stole u teściów, i już prawie słyszałam syk teściowej:

– No proszę, mówiłam, że ona nie nadaje się na matkę.