Выбрать главу

Płatki były u ojca. W szufladzie ze skarpetami, obok „Playboya”.

Rozpuścić w gorącej wodzie, aż powstanie papka.

Rozpuściłam. Pół pudełka musiałam zużyć, żeby się papka zrobiła.

Papkę nałóż na twarz i przez dwadzieścia minut trzymaj, po dwudziestu minutach spłucz ciepłą wodą.

Nałożyłam. Trzymałam. Troszkę jakby szczypało, ale rzeczywiście skóra gładziusieńka i przejrzysta jak nigdy.

Zadzwoniłam do mamy, żeby się pochwalić, jaka jestem dbająca o siebie dziewczynka. Mama zapytała, gdzie znalazłam płatki, bo w domu nie było. Zanim się zorientowałam, już wsypałam ojca. Może dlatego się rozwiedli?

No to moja mama powiedziała:

– Ach, to świetnie, przynajmniej raz dobrze umyłaś twarz.

Patrzę, a na pudełku jak byk: płatki mydlane.

Nic dziwnego, że Eksio poszedł do Joli. Ta na pewno nigdy sobie nie położyła maseczki z mydła. Jeszcze szesnaście listów. Niebieski papier.

O rany!

Droga Pani,

nie wiem, skąd jad w pani liście do mnie. Nie miałem do kogo się zwrócić ze swoim problemem i pomyślałem, że pismo, które czyta moja żona, będzie mniej anonimowe niż jakakolwiek inna redakcja. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak niesprawiedliwego osądu. Nie zna pani sytuacji, w jakiej się znalazłem. Nie wiem, ile pani ma lat, ale może już czas wycofać się z zawodu, skoro miłość to tak odległy dla pani temat…

O żeż ty!!! Mój Niebieski! Rzeczywiście w ostatnim liście troszkę jadu upuściłam, bo się wymądrzał. Teraz wylecę z redakcji! Sam pluje jadem, dziad jeden!

Jeśli naczelny się dowie, jak odpisuję na listy mężczyzn w potrzebie, zdradzanych biednych facetów, którzy najpierw dopuszczają do takich zaniedbań, że ich żony mają dosyć, a potem piszą żałosne listy – wylecę jak amen w pacierzu.

Jakbym nie miała innych kłopotów! A jutro znowu hydraulik i elektryk, bo muszą coś poprawić po położeniu przez górali kafelków, Tosia złapała dwie pały z matmy, Borys dokończył zżeranie obicia drzwi wejściowych u mojej mamy, muszę suszyć dom, prawie zima, bo już niedługo jesień… Boże, jeszcze mi tego brakuje, żeby mnie zwolnili z roboty! Wstaję. Włączam komputer. Co mu mogę napisać?

Szanowny Panie,

rzeczywiście nie znam pana sytuacji i pozwoliłam sobie, być może, odpisać na pana list bardziej jako osoba prywatna niż redaktorka działu łączności z czytelnikami. Być może należy pan, statystycznie rzecz biorąc, do tego niewielkiego promila mężczyzn, którzy jednak myślą i czują…

Mam nadzieję, że się odobrazi. Poproszę Mikołaja, to zawiezie do redakcji jutro te wszystkie listy.

Ptak nie znak

No, wiecie ludzie! Ledwo podjechałam – Agnieszka na czas budowy pożyczyła mi małego fiata – a tu sowa! Ze złamanym skrzydłem, na środku drogi. Żywe zwierzę! Ula pobiegła po karton, i stała daleko, bo Ula uważa, że ptaki są do latania, a ja sowę, myk, do pudła i na przednie siedzenie. Czy to nie znak? Znak, że będę miała dom, swój własny, że przyjdzie w końcu elektryk, że na pewno wszystko się uda, że będzie zima lekka i nie popękają mi rury – bo mam już wodę! I ta sowa, którą Mańka wyleczy, będzie sobie mieszkać u mnie na strychu!

Znaki są bardzo ważne w życiu.

Chciałabym mieć taki charakter, żeby jeśli ktoś mi przyśle kiedyś gówno końskie w paczce, nie krzyknąć z odrazy, tylko się ucieszyć, że konik tu był.

Ładuję sowę na przednie siedzenie, a z bezpiecznej odległości Ula pyta, co ja w tej sprawie. No to ja w tej sprawie właśnie zostawiam ją z elektrykiem, bo przecież jak nie uratuję tej sowy, to z domu nici. Ula ma dobry charakter, chociaż uważa, że ptaki nie są do chodzenia po ziemi, i obiecuje, że dopilnuje elektryka.

Dzwonię do lecznicy. Mańka mówi, żebym jej coś kupiła do jedzenia. Kupuję smażonego kurczaka. Nie wiem, czy ptak powinien jeść inne ptaki, ale przecież taka sowa to jest chyba ptak drapieżny. Przeganiam koty i zamykam sowę w ubikacji. Będzie się czuła jak w lesie, bo Mańka w kibelku ma olbrzymią jukę i meble ratanowe – może to nie las, ale w każdym razie przytulnie i z roślinką. Koty ustawiają się w rzędzie pod drzwiami. Koty lubią ptaki.

Przychodzi Mańka i robi łubki na skrzydło. Mówi, że trzeba by do zoo, tam mają taki oddział dla ptaków. To ciekawe, dlaczego nie mają oddziałów dla mężczyzn. Byłoby milej i bezpieczniej na świecie. Wpycham sowie do dzióbka kurczaka. Jest ospała. Przełyka, ale jakoś niechętnie. Wychodzę z tego kibelka i tłumaczę Mańce, dlaczego musi ją uratować. Że to znak. Bo jak ją uratuję, to dom też.

Mańka idzie do klopa, wyjmuje sowę z koszyczka, kładzie na stole obok gulaszu. Koty są przekonane, że szykuje im dziczyznę na kolację.

– Ty idiotko – mówi do mnie niegrzecznie Mańka. – Ty kretynko. Jesteś nienormalna. Ty znaki widzisz, ty się lecz. To jest ptak, idiotko, i on ci domu nie postawi. Ptak nie znak!

A potem mówi, że sowa wyzdrowieje.

***

Po co tyle gada? Dzwoniła Ula, że elektryk był. Dzwoniła Tosia i powiedziała, żebym zadzwoniła do dziadka i żeby dziadek nie zmuszał jej do jedzenia zup. Sowa siedzi osowiała w klopie. Koty siedzą pod drzwiami.

Za chwilę będzie zima. Już lecą liście z drzew. Dom jest prawie gotowy, tylko ściany mokre. Namówili mnie na kominek, będzie ogrzewać cały dom, i to tanio. Innego ogrzewania nie mam. Więc palę w kominku – jest cudnie, ale nie powiedziałabym, że ciepło.

Martwię się sową. Martwię się Borysem. Zadzwoniła mama i powiedziała, że Borys zżarł jej kawałek fotela. Dzwonię do ojca i mówię, żeby nie zmuszał Tosi do jedzenia zup. Ojciec mówi, żebym zadzwoniła później, bo Tosi jeszcze nie ma, ona się nie uczy, a on już zdrowia nie ma. Dzwonię wieczorem do Tosi, która mówi, że nienawidzi zup i że pani od matematyki jest głupia. Dzwonię do Borysa i mówię mu, żeby nie żarł mebli. Tfu, dzwonię do mamy i mówię, że coś wymyślę. Przecież muszę to przetrzymać. Już niedługo. Wszyscy musimy wytrzymać. Obawiam się, że nie wytrzymam.

Dzwoni Agnieszka i mówi, żebym przed świętami przeniosła się z Tosią do niej. Pyta Grześka, co on na to, Grzesiek proponuje, żebyśmy się obie bujały.

Zważywszy na to, że dziadek może nie wytrzymać z Tosią, Tosia z dziadkiem, a mama z Borysem, postanawiamy, że ja i Tosia przenosimy się do Agnieszki, Borys przenosi się do Mańki, komputer przenosi się razem ze mną, sowa zostaje, dopóki nie wyzdrowieje, w kibelku.

Żegnam się z Mańką. Kobiety powinny się żenić wyłącznie z kobietami. Jest im o wiele lepiej razem. Oczywiście, jeśli chodzi o seks, mogą dopuszczać raz na jakiś czas mężczyznę. Jeśli chcą. Ja na pewno już nie chcę mieć do czynienia z żadnym facetem. Nigdy w życiu.

***