Выбрать главу

Lily nie spotkała w swoim życiu równych wspaniałości, z wyjątkiem może wielkiego holu, który przez chwilę widziała poprzedniego wieczoru.

– Natychmiast każę podać ci coś do jedzenia i do picia – odezwał się Neville. Przeszedł przez pokój i pociągnął za ozdobiony chwostem jedwabny pasek wiszący koło łóżka. – A potem każę przygotować ci w ubieralni gorącą wodę na kąpiel. Prawdopodobnie uda nam się odszukać twoją torbę, teraz jednak z pewnością znajdzie się dla ciebie jakaś koszula nocna i peniuar. Musisz się przespać, Lily. Sprawiasz wrażenie zmęczonej.

Tak, była zmęczona. Jednak zmęczenie towarzyszyło jej już tak długo, że ledwo je zauważała. Wiedziała, że jest głodna, chociaż nie wiedziała, czy zdoła coś przełknąć. Neville zwracał się do niej energicznie i oficjalnie. Nie było to radosne powitanie, o jakim marzyła, ani też straszne odrzucenie, jakiego się obawiała. Wiedział, przez co przeszła, mimo to przyprowadził ją tutaj, do tej wielkiej komnaty.

– Czyj to pokój? – spytała. Nie wiedziała, jak się do niego zwracać. „Neville” brzmiałoby zbyt poufale, chociaż przecież była jego żoną. Najlepiej czułaby się, mówiąc do niego „proszę pana”, ale przecież nie był już oficerem, a ona nie należała do jego oddziału. Nie mogła się przemóc, by mówić do niego „milordzie”. Odzywała się więc bezosobowo.

– To pokój hrabiny – odparł. Skinął głową w kierunku sąsiedniego pomieszczenia. – Tam znajduje się przebieralnia.

Hrabiny? Hrabiną mogła być albo jego żona, albo matka. Nie wpuściłby jej przecież do pokoju matki. Wysoka kobieta w kościele z pewnością miała zostać jego żoną, hrabiną. Jednak nie mógł jej poślubić, ponieważ już był żonaty z nią, z Lily. W takim razie to ona… była hrabiną. Czy to możliwe? Nigdy o tym wcześniej nie myślała. Z zaskoczeniem reagowała, kiedy Francuzi zwracali się do niej „madame”, w końcu zdała sobie sprawę, że jest wicehrabiną Newbury. To jednak było dawno, dawno temu.

– Czy to mój pokój? – spytała. – Mam więc zostać? Nigdy nie myślała, co się z nią stanie później, kiedy już podróż dobiegnie końca. W głębi duszy wiedziała, że hrabia z pewnością zechce się pozbyć córki sierżanta, używając choćby najlżejszej wymówki, a przecież w istocie miał wymówkę, która wcale nie była lekka. Jakże trudno było uwierzyć, że obecny hrabia Kilbourne to dawny major Newbury. Jej major Newbury, człowiek, którego zawsze podziwiała, któremu ufała. Jej mąż. Jej kochanek. Miłość jej życia. Wiedziała jednak, stojąc w pokoju hrabiny, że nigdy nie spodziewała się szczęśliwego zakończenia.

– Lily. – Zrobił w jej kierunku kilka kroków. Zobaczyła, że jest równie niepewny i oszołomiony jak ona. A może nawet bardziej. Nie spodziewał się przecież tego, co stało się rano. – Nie zastanawiajmy się jeszcze, co będzie dalej. Ty żyjesz. Jesteś tutaj. Musisz zjeść i odpocząć. A potem postanowimy co dalej.

– Tak. Dobrze. – To prawda, pragnęła odpoczynku bardziej niż czegokolwiek na świecie. Nie mogła już się utrzymać na nogach, oczy same jej się zamykały.

Drzwi otworzyły się i Lily ujrzała młodą dziewczynę w wykrochmalonej czarnej sukni, białym fartuszku i czepeczku. Dziewczyna spojrzała na nich wybałuszonymi oczyma, zgięta w ukłonie. Neville wydał jej kilka poleceń, tymczasem Lily podeszła do okna i spojrzała spod ciężkich powiek. Kazał przynieść tyle jedzenia, że można by wyżywić całą armię. I oczywiście przygotować gorącą kąpiel – cóż za niewiarygodny luksus.

Kiedy pokojówka wyszła, Neville podszedł do Lily.

– Zostanę z tobą, aż przyniosą ci jedzenie – powiedział. – Wtedy zostawię cię, żebyś mogła coś przekąsić. W przebieralni będą na ciebie czekały woda i koszula nocna. Potem powinnaś położyć się i zasnąć. Przyjdę do ciebie później. Wtedy porozmawiamy.

– Dobrze, proszę pana – odparła i od razu poczuła się głupio.

Nagle zastanowiła się, czy po prostu kiedyś, przez jedną noc, nie wyobraziła sobie wspaniale zakwitającej miłości, dziwnie zmieszanej z głębokim smutkiem po śmierci ojca. Obydwa te uczucia dzieliła z tym mężczyzną, tym obcym mężczyzną, który został jej mężem. Miłość – lub coś, co określano tym mianem – stała się wkrótce potem czymś obrzydliwym, że aż trudno było uwierzyć w jej piękno. A przecież kiedyś była piękna. Kiedyś. Dawno temu. Z nim – majorem lordem Newbury. Z Neville'em.

To było najpiękniejsze doświadczenie jej życia. Cała miłość, skrywana potajemnie w sercu, od kiedy go poznała, skupiła się tamtej nocy w wielką namiętność. Wierzyła – czuła – że to odwzajemnione uczucie, chociaż od tamtego czasu zdołała poznać, że mężczyźni byli zdolni do namiętności, nie odczuwając nawet odrobiny miłości. Nie przeszkadzało im to nawet robić wyznań.

Czy tylko jej się wydawało, że Neville czuł to w tamtą noc? Czy była taka naiwna, czy też tylko pragnęła w ciągu następnych miesięcy wierzyć, że kiedyś, przez jedną noc, kochała mężczyznę, który odwzajemniał jej uczucie?

Kiedy tak pogrążyła się we wspomnieniach, przyniesiono tacę i postawiono ją na eleganckim stoliku. Neville odsunął krzesło i pomógł jej usiąść. Rzeczywiście, jedzenia starczyłoby dla całego wojska. Spojrzała wygłodzona na gotowane jajka, kiedy nalewał jej herbaty do filiżanki.

– Zostawię cię teraz samą – powiedział, biorąc jej dłoń w swe ręce. – Nie potrafię wyrazić tego, co czuję, cieszę się, że nie zginęłaś, Lily. Cieszę się, że udało ci się to wszystko przetrwać.

Uniósł jej dłoń do ust i pocałował koniuszki palców, aż wreszcie odwrócił się i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi.

Cieszył się? – zastanawiała się, spoglądając za nim. Wiedziała, że nie jest okrutny i nigdy nie życzyłby jej śmierci, ale żeby naprawdę się cieszył? Z tego, że udało jej się przeżyć, być może tak. Jednak z tego powodu, że wróciła do niego, by skomplikować mu życie? Czyż mógł się cieszyć, że stało się to zupełnie przypadkiem w dniu, kiedy miał poślubić inną kobietę?

Niby dlaczego miał się cieszyć? Zwłaszcza znając prawdę o tym, co ją spotkało.

Lily zaczęła myśleć o kobiecie, z którą miał się ożenić. Z pewnością była piękna. Lily nie widziała jej dokładnie, twarz panny młodej skrywał welon i kapelusz, wydawało się jej, że kobieta jest pełna wdzięku, elegancka i piękna. Czy Neville ją kochał? Czy ona kochała jego? Czy byli dobraną parą? Czy minuty dzieliły ich od szczęśliwego pożycia?

Jednak takie myśli nie prowadziły do niczego. Poza tym trudno jej było się skupić, kiedy powieki ciążyły jak ołów. Podniosła filiżankę i upiła łyk ciepłego napoju. Zamknęła oczy z niewysłowioną ulgą.

Gdyby tylko, pomyślała, mogła odzyskać plecak ojca, kiedy wróciła do Lizbony. Jednak minęło tyle czasu. Prawdopodobnie odesłano go do Anglii, powiedziano jej w końcu, do jakiegoś żyjącego krewnego, chyba że zginął lub został zniszczony. Tata miał ojca i brata, którzy mieszkali gdzieś… chyba w hrabstwie Leicester. Lily nie była tego pewna i nigdy ich nie poznała. Ojciec żywił do nich jakąś urazę. Za to cały czas jej powtarzał, żeby w wypadku jego śmierci zaniosła plecak do jego przełożonego i razem z nim sprawdziła zawartość. To miał być klucz zabezpieczający jej przyszłość, powtarzał ciągle, tak jak złoty medalionik, który zawsze nosiła jako talizman.

Przypuszczała, że ojciec przez całe życie oszczędzał część żołdu. Nie wiedziała, jaką sumę pieniędzy ukrył w plecaku. Pewnie nie starczyłoby jej na długo, ale może przynajmniej miałaby na powrót do Anglii, dopóki nie znalazłaby tu jakiegoś przyzwoitego zajęcia. Gdyby tylko mogła znaleźć plecak, nie musiałaby przyjeżdżać do Newbury Abbey. Nie, uczyniłaby to jednak, mimo wszystko. Jedyne, co pozwoliło jej przetrwać pierwszą i drugą niewolę, to myśl o nim i nadzieja, że znów go zobaczy. Tak naprawdę nie sądziła, że to w ogóle możliwe, pomyślała o tym dopiero niedawno, po przyjeździe do Anglii. A zwłaszcza ostatniej nocy, kiedy znalazła się w jego domu i jego otoczeniu.