Выбрать главу

W trakcie spaceru zaczaj jej zadawać dziwne pytania.

– Kim był twój ojciec, Lily?

– Sierżantem dziewięćdziesiątego piątego pułku, sir. Nazywał się Thomas Doyle.

– A gdzie mieszkał, zanim poszedł na służbę jego królewskiej mości?

– Wydaje mi się, że w hrabstwie Leicester, sir.

– Ach – odparł. – A gdzie dokładnie w Leicester?

– Nie wiem, proszę pana. – Ojciec nie opowiadał zbyt często o swojej przeszłości. Lily domyślała się tylko, że wyjechał z domu i wstąpił do armii, ponieważ czuł się nieszczęśliwy.

– A jego rodzina? ~ indagował dalej książę. – Co o nich wiesz?

– Niewiele – odparła. – Wydaje mi się, że tatuś miał ojca i brata.

– Nigdy ich jednak nie odwiedziłaś?

– Nie. – Potrząsnęła głową.

– A twoja matka – pytał dalej. – Kim była?

– Miała na imię Beatrice. Zmarła na malarię w Indiach, kiedy miałam siedem lat.

– A jak brzmiało jej panieńskie nazwisko, Lily?

Elizabeth roześmiała się.

– Czy masz zamiar napisać jej biografię, Lyndon? – spytała. – Lily, nie musisz odpowiadać na te wszystkie pytania. Jesteśmy ciebie ciekawi, ponieważ dość nieoczekiwanie okazało się, że jesteś żoną Neville'a, a twoje życie jest tak fascynująco odmienne od naszego. Musisz nam wybaczyć, jeśli nasza ciekawość przeradza się we wścibstwo.

Lily zauważyła z ulgą, że książę nie zadał już żadnego pytania. Jego niebieskie oczy wprawiały ją w zakłopotanie. Sprawiał wrażenie mężczyzny, który potrafi czytać w myślach.

– Czy znasz nazwy tych kwiatów? – spytała Elizabeth.

– Są prześliczne. Różnią się jednak od tych, które znałam do tej pory.

Kiedy usiedli na jednej z ławek, Elizabeth zaczęła wskazywać wszystkie kwiaty i drzewa, a Lily próbowała zapamiętać ich nazwy – łubiny, malwy, lak wonny, lilie, irysy, róże pnące, bzy, wiśnie, grusze. Czy zdoła je wszystkie zapamiętać? Książę Portfrey spacerował po alejkach, kiedy rozmawiały, jednak zatrzymał się na chwilę w dolnej części skalnego ogrodu i znów zmierzył ją wzrokiem.

*

Elizabeth stała przy fontannie, spoglądając, jak Lily wraca do domu. Mała zagubiona figurka. Jednak odmówiła, kiedy zaproponowała jej, że odprowadzi ją do pokoju. Powiedziała, że chyba zapamiętała drogę.

– Odważna dziewczyna – Elizabeth odezwała się bardziej do siebie niż do księcia stojącego tuż za nią.

– Muszę ci podziękować, że wytknęłaś mi grubiańskie i niezwykle wścibskie pytania – powiedział sztywno.

Odwróciła się do niego.

– Och, obraziłam cię – odparła, uśmiechając się smutno.

– Ależ nie. – Skinął lekko głową. – Uważam, że miałaś absolutną rację.

– Biedne dziecko – powiedziała. – Wydaje się taka dziecinna, a przecież Neville poślubił ją ponad rok temu, więc już dawno nie jest dzieckiem, nieprawdaż? Jest taka drobna i wygląda tak delikatnie, a przecież przebywała z wojskami w Indiach, a potem w Portugalii i Hiszpanii. To nie było łatwe. A przez prawie rok przebywała we francuskiej niewoli. Dlaczego się nią tak interesujesz?

Książę uniósł brwi.

– Właśnie z tego powodu, o którym mówiłaś. Ponieważ jest interesująca. I pojawiła się w najlepszym z momentów, lepszego nie mogła wybrać.

– Z pewnością jednak uważasz, że nie zrobiła tego rozmyślnie? – spytała ze śmiechem.

– Oczywiście, że nie. – Spojrzał z zamyśleniem na drzwi, w których zniknęła Lily. – Jest piękna. Nawet teraz. Kiedy Kilbourne wyłoży majątek na ubrania i klejnoty i odpowiednio ją przygotuje…

Nie skończył myśli, nie musiał zresztą tego robić.

Elizabeth nic nie odpowiedziała. Nigdy nie potrafiła wyjaśnić natury związku łączącego ją z księciem Portfrey. Od kilku lat byli bliskimi przyjaciółmi. Łączyła ich zażyłość i bliskość rzadka pomiędzy samotnym mężczyzną i samotną kobietą. Istniał jednak również między nimi dystans. Może był to dystans nieunikniony, skoro byli różnych płci, a nie zostali kochankami.

Czasami Elizabeth sama zadawała sobie pytanie, czy chciałaby zostać jego kochanką, gdyby jej to zaproponował. Jednak nigdy tego nie uczynił. I nigdy nie poprosił jej o rękę. Cieszyło ją to. Chociaż w młodości żyła marzeniem, że spotka mężczyznę, którego kochałaby na tyle, by go poślubić, chyba już nie chciała zrezygnować z niezależności, którą tak sobie ceniła.

Czasami jednak myślała, że chętnie doświadczyłaby prawdziwej miłości – fizycznej miłości – na przykład kogoś tak przystojnego jak książę.

Portfrey w młodości był żonaty – krótko i tragicznie. Służył wtedy jako oficer w wojsku, a jako młodszy syn nie miał szans na odziedziczenie tytułu książęcego po ojcu. Ożenił się w tajemnicy, zanim wyjechał ze swym oddziałem do Holandii, a następnie Zachodnich Indii, zostawiając swoją żonę i nie ujawniając małżeństwa. Żona umarła przed jego powrotem. Chociaż zdarzyło się to wiele lat temu, Elizabeth czuła, że nigdy tak naprawdę nie otrząsnął się po tym, być może nigdy sobie nie darował, że zostawił żonę, że nie był przy niej, kiedy zmarła w wypadku, nie przybył nawet na jej pogrzeb.

Elizabeth miała wrażenie, jakby nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony i nie pozwolił jej odejść, chociaż też nigdy o niej nie wspominał. Był mężczyzną zmiennego usposobienia, nie mogła w pełni go zrozumieć. Być może, przyznawała przed sobą, to właśnie w nim ją fascynowało.

A teraz on zdawał się być zafascynowany Lily, młodą dziewczyną, którą określił – jakże celnie – jako piękną. Elizabeth miała trzydzieści sześć lat. No właśnie. Uśmiechnęła się smutno.

– Może wrócimy do domu? – zaproponowała. – Zrywa się chłodny wiatr.

Podał jej dłoń.

*

Lily próbowała przywołać w myślach marzenie, które towarzyszyło jej od ponad roku. Jak niemądre wydawało się teraz z perspektywy czasu. Wyobrażała sobie, jak przyjeżdża do wielkiego domu położonego w pięknym angielskim ogrodzie – jej ojciec często opowiadał, że angielskie ogrody są najpiękniejsze na świecie – i dostrzega radość malującą się na twarzy Neville'a, kiedy ten otwiera drzwi i widzi ją na progu. Otacza ją ramionami i obejmuje mocno, a ona zaczyna mu opowiadać wszystko, on jej wybacza i żyją długo i szczęśliwie. W jej śnie nie było innych osób, tylko oni dwoje.

Lily westchnęła, otwierając wysokie okno w sypialni, i wciągnęła w płuca zimne nocne powietrze. Czy wierzyła, że marzenie się kiedyś spełni? Zapewne nie. Nie była tak naiwna, by wyobrażać sobie, że życie może być aż tak proste. Zawsze zdawała sobie sprawę z głębokiej różnicy dzielącej oficerów i zwykłych żołnierzy. A jej małżeństwo z Neville'em zostało zawarte w pośpiechu i trwało niezwykle krótko. Marzenie pomogło jej przetrwać najgorsze chwile. Pomyślała, że czasami lepiej było mieć takie marzenie niż pogodzić się z zimną prawdą.

Była hrabiną Kilbourne, panią tego wszystkiego – chyba że Neville postanowi się z nią rozwieść. Myślała jednak, że tak się nie stanie. Cała sytuacja stała się bezsensowna. Herbatka była jednym wielkim koszmarem. Obiad był jeszcze gorszy. Nie wiedziała, jakie potrawy i napoje przyjmować od lokajów, których noży, widelców i łyżek używać do potraw. Gdyby Neville nie dotknął jej dłoni niemal na początku i nie szepnął, by go naśladowała, gdyby Elizabeth nie zauważyła tego ponad stołem, nie mrugnęła do niej i nie podnosiła naczyń, których powinna używać przy kolejnych potrawach, strasznie by się ośmieszyła.