Выбрать главу

– Bardzo mi miło panią poznać – powiedział. – Jestem panią oczarowany, jeśli wolno mi to wyznać. Czy sprawi mi pani zaszczyt i zatańczy ze mną następny taniec?

– Obiecałam go już panu hrabiemu – odparła.

– Ach tak. – Uśmiechnął się do Neville'a. – Witaj, Kilbourne. Może więc następny taniec, panno Doyle?

– Następny panna Doyle obiecała mi, Dorsey.

Lily odwróciła się z zaskoczeniem, by zobaczyć, że książę Portfrey stoi tuż za nią. Odezwał się gwałtownie, nie siląc się bynajmniej na uprzejmość.

– I każdy następny taniec – ciągnął dalej. Kłamał, przecież poprosił ją do tańca tylko raz.

– Lyndon… – zaczęła Elizabeth.

– Żegnam, Dorsey – książę zbył Dorseya stanowczym tonem.

Mężczyzna uśmiechnął się, złożył ukłon i odszedł bez jednego słowa.

– Lyndon, co cię napadło, by tak się karygodnie zachować? – spytała Elizabeth.

– Karygodnie, lady Elizabeth? – odparł zimno. – Bo chcę trzymać hultajów z dala od młodych niewinnych dziewcząt? Jestem zdumiony, że ty nie masz nic przeciwko temu, by przedstawiać pannie Doyle każdego łajdaka, który o to poprosi.

Elizabeth zacisnęła usta i zbladła.

– A ja jestem zdumiona, książę, że pozwalasz sobie pouczać mnie, jak mam postępować. Pan Dorsey, o ile pamiętam, jest kuzynem twojej żony. Jeśli miałeś z nim jakiś zatarg, nie możesz oczekiwać ode mnie, bym opowiadała się w tym sporze po którejś ze stron.

To była krótka, ostra wymiana zdań, wyrażona szeptem. Zaszokowało to i zasmuciło Lily, która czuła, że jest przyczyną tej nieoczekiwanej kłótni. Pomogło jej to również stłumić własne oburzenie na księcia, że pozwolił sobie mówić i działać w jej imieniu.

– Lily. – Neville wyciągnął do niej dłoń. – Tańce zaraz się zaczną. Czy możemy?

Na kilka chwil zapomniała o jego obecności. Ale rzeczywiście pary zaczynały się już ustawiać, a ona zgodziła się spędzić całe pół godziny w jego towarzystwie. Perspektywa pół godziny spędzonej z nim, kiedy czekała ją cała wieczność bez niego, stawała się nieznośna.

Podała mu dłoń, mając nadzieję, że nie zauważy jej drżenia, i położyła ją, tak jak ją uczono, na rękawie jego czarnego wieczorowego stroju. Poczuła bijącą od niego siłę i ciepło. Doszedł do niej znajomy zapach wody kolońskiej. Aż zapomniała o otoczeniu i obawach, że właśnie na tę chwilę zebrani musieli czekać, od kiedy Neville wszedł do sali balowej. Pragnęła uścisnąć mocno jego rękę, przylgnąć do jego ciała i ukryć się w jego bezpieczeństwie i cieple. Chciała wypłakać smutek i samotność. Chwilę później przestraszyła się tej chwili zapomnienia i własnej słabości. Minął miesiąc, miesiąc nie tylko wytężonej pracy, ale i zabawy. Przygotowywała się do niezależnego i wartościowego życia. Próbowała usilnie w ciągu tego miesiąca odgrodzić się od Neville'a niby potężnym wałem ochronnym, przynajmniej tak jej się wydawało. Wystarczyło jednak, że na niego spojrzała i wszystko runęło. Ból, była tego pewna, stał się jeszcze bardziej nieznośny niż do tej pory.

Stanęła w szeregu dam stojących naprzeciwko panów. Uśmiechnęła się, a on odpowiedział jej uśmiechem.

*

Elizabeth nadal stała z zaciśniętymi ustami. Rozglądała się wokół za kimś znajomym, do kogo mogłaby podejść. Książę Portfirey patrzył na nią zimno.

– Weź moją dłoń – polecił. – Pójdziemy do sali bufetowej.

– Właśnie stamtąd wróciłam – powiedziała. – I nie mam zamiaru odpowiadać na słowa rzucane tym tonem, książę.

Westchnął głośno.

– Elizabeth? Czy zechcesz mi towarzyszyć do sali bufetowej? Znajdziemy tam trochę spokoju. Doświadczenie nauczyło mnie, że spór, którego nie rozstrzygnięto od razu, prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozwiązany.

– Być może lepiej będzie, jeśli tak stanie się w naszym wypadku.

– Naprawdę chciałabyś tego? – spytał, z jego głosu zniknęło zimno.

Obrzuciła go długim, badawczym spojrzeniem i podała rękę.

– Czy znasz dobrze Dorseya? – spytał, kiedy wyszli z sali balowej.

– Prawie w ogóle – przyznała. – Wydaje mi się, że wymieniliśmy tej wiosny w Newbury niewiele ponad tuzin uprzejmości. Byłam zaskoczona, kiedy zwrócił się do mnie, bym oficjalnie przedstawiła mu Lily, skoro poznał ją już wcześniej. Ale to nie taka niezwykła prośba jak na dzisiejszy wieczór, i nie widziałam powodu, by mu odmówić. Czy istnieje taka przyczyna?

– Narzucał się kiedyś Frances, mojej żonie – odparł książę. – Czy to nie wystarczająca przyczyna?

– Wielkie nieba! – zakrzyknęła. – Och, tak mi przykro, Lyndonie. Widzę, że choć to wszystko zdarzyło się dwadzieścia czy więcej lat temu, kiedy był młody i porywczy, dla ciebie obraza jest nadal świeża.

– Chciał koniecznie się z nią ożenić. Wyjąwszy tytuł, cała reszta należąca do Onslowa, w tym Nuttall Grange, nie wchodzi w skład majoratu. Chciał to wszystko zapisać Frances. Kiedy nie przyjęła oświadczyn Dorseya, próbował… zmusić ją do małżeństwa. To był jeden z powodów naszego pospiesznego ślubu, który zawarliśmy dzień przed tym, zanim wyjechałem z pułkiem do Holandii. Istniała również rodzinna waśń, która uniemożliwiała nam otwarty ślub. Obydwoje myśleliśmy, że po moim powrocie uda nam się przekonać obie rodziny. Byliśmy młodzi, chociaż oboje pełnoletni – i naiwni. Ale przynajmniej nasze małżeństwo mogło chronić Frances, gdyby Dorsey nadal się upierał, by ją poślubić.

Portfrey nigdy przedtem nie mówił o swojej żonie, pomyślała Elizabeth, kiedy weszli do opustoszałej sali bufetowej, w której znajdowało się jedynie kilku służących. Nigdy nie chciała wypytywać go o małżeństwo.

– Rozumiem, dlaczego go tak nie lubisz. Zapewne zmienił się w ciągu tych dwudziestu lat, poza tym Lily nie ma nic, czym mogłaby go skusić. Ale dam mu do zrozumienia, że nie życzę sobie bliższej znajomości.

– Dziękuję – odparł. – Trzymaj ją z dala od niego, Elizabeth.

Nagle zmarszczyła brwi i przechyliła głowę. Starała się nie zważać na ogarniające ją uczucie. Czyżby opanowała ją zazdrość?

– Dlaczego tak bardzo interesujesz się Lily? – spytała.

Nie odpowiedział. Za to zrobił coś, czego nigdy nie robił przedtem, chociaż od kilku lat łączyła ich bliska zażyłość. Pochylił się i pocałował ją mocno w usta.

– To pewnie ostatni taniec przed kolacją – powiedział. – Dlatego sala świeci pustkami. Może przejdziemy już do jadalni?

Kiedy brała go pod ramię, próbowała usilnie uporządkować myśli. Pomyślała, śmiejąc się z siebie w duchu, że zachowuje się jak młoda panienka – brakło jej tchu, drżała, pragnęła więcej. I oczywiście była beznadziejnie zakochana. Zazwyczaj potrafiła na tyle utrzymywać się w ryzach, by ukryć ten fakt nawet przed sobą.

Tańczyli powolny taniec wiejski. Ponieważ kilka razy okrążali się i brali za ręce, mieli okazję zamienić kilka słów. Jednak Neville nie skorzystał z żadnej sposobności, a Lily również nie próbowała się do niego odzywać, uśmiechała się jedynie przez cały czas. Tańczyli więc w milczeniu.

Wiedział, że są obserwowani, zauważone zostanie każde słowo i każdy dotyk, a potem będzie się to komentować w wielu salonach stolicy, rozprawiając nad każdym szczegółem. Poczuł jednak, że nic go to nie obchodzi. Lily tańczyła lekko i z wdziękiem. Zachowywała się dumnie i wytwornie. Była piękna jak czystej wody diament. Nie mógł, nie chciał oderwać od niej wzroku.

Przyjechał do Londynu ogarnięty jednocześnie nadzieją i niepokojem. Myślał, że ujrzy ją nieszczęśliwą. Miał nadzieję, że będzie mógł ją porwać – dosłownie i w przenośni – w swe ramiona i zapewnić, że będzie ją chronić przez resztę swego życia, nawet jeśli ona nie zgodzi się go poślubić. Tymczasem Lily wyglądała, jakby całe życie bywała na takich balach jak u lady Ashton. Była spokojna i odprężona.