Na przekór swym obawom, spędziła wręcz magiczne popołudnie. Pogoda znów zrobiła się słoneczna po kilku dniach zachmurzenia i nieprzerwanego deszczu. Jazda otwartym powozem, ciepło i blask słoneczny podniosły ją na duchu. Towarzystwo Neville'a również.
Było jeszcze coś, co tworzyło ten magiczny nastrój. Pomyślała o tym nagle i wprawiło ją to w podniecenie, nie mogła się oprzeć rodzącej się nadziei, chociaż wiedziała, że musi wrócić do domu i przemyśleć wszystko dokładnie, zanim zacznie działać w tym kierunku.
Nie chciała poślubić Nevilla, ponieważ źle się czuła w jego świecie i w ogóle nie nadawała się do roli hrabiny. Odrzuciła oświadczyny dla własnego i dla jego dobra – w końcu stałby się bardzo nieszczęśliwy, widząc jej niedopasowanie.
Nagle jednak zdała sobie sprawę, że wcale nie czuje się źle, nie czuje się skrępowana w jego środowisku. O, w ciągu tego miesiąca nie zmieniła się bardzo. Nadal czekała ją długa droga, zanim będzie traktowana jak dama, która jest damą z racji pochodzenia i wychowania. Była jednak na najlepszej drodze. Nigdy nie zostanie damą z urodzenia i z pewnością znajdą się tacy w wielkim świecie, dla których będzie to argument przeciwko niej, ale stanie się damą dzięki wykształceniu. Mnóstwo ludzi, ludzi, których lubiła i szanowała, z pewnością ją zaakceptuje.
Co, w takim razie, powstrzymywało ją od małżeństwa z Neville'em?
Najpierw powiedziała sobie, że nie pozwoli, żeby poślubił ją wiedziony poczuciem obowiązku. Wiedziała jednak, że to śmieszne. Wiedziała, że Neville nadal ją kocha, i to jeszcze zanim zatrzymali się po wyjściu od jubilera i wyjaśnił jej, dlaczego chciał, by naprawiła medalionik. I z pewnością wiedziała, że ona go kocha. Nie przestała go uwielbiać, od kiedy w wieku czternastu lat zobaczyła go po raz pierwszy.
Musiała jednak całą sprawę ostrożnie rozważyć. Wiedziała, że nigdy nie będzie mu równa pod względem urodzenia czy majątku. Musi się jednak upewnić, że fakt ten nie stanie się przeszkodą dla żadnego z nich, nawet kiedy miną pierwsze porywy miłości, tak jak to często zdarza się w życiu.
Zdecydowała, że pomyśli o tym, kiedy zostanie sama. Postanowiła, że tego popołudnia podda się magii i po prostu będzie się dobrze bawiła. Dlatego właśnie poszła z nim do Guntera, jadła lody, opowiadała mu o lekcjach, które pobierała przez ostatni miesiąc. Postanowiła rozśmieszyć go własnym kosztem, opowiadając o wszystkich komicznych szczegółach, jakie sobie przypomniała. Śmiali się razem radośnie. Zdawała sobie sprawę, aczkolwiek z niepokojem, że on również poddaje się nastrojowi tej chwili.
Niestety, ich sam na sam nagle zostało przerwane, jednak Lily uśmiechnęła się uprzejmie do dżentelmena, który podszedł do ich stolika, by zamienić z nimi kilka słów. Trudno jej było zapamiętać wszystkie osoby, którym została przedstawiona na balu u Ashtonów, od razu jednak przypomniała sobie pana Dorseya, może dlatego, że przebywał w Newbury Abbey przez dzień lub dwa po jej przybyciu, ale głównie dlatego, że właśnie przez niego Elizabeth miała scysję z księciem Portfrey.
– Och, panno Doyle. Witam panią. – Uśmiechnął się i skinął głową, sprawiając wrażenie zaskoczonego, jakby ją dopiero co zobaczył. Kilbourne?
Obydwoje odpowiedzieli uprzejmie, ale bez większego entuzjazmu. Lily domyślała się, że Neville pragnął być z nią sam na sam, ona również tego chciała. Pamiętała krótką uwagę Elizabeth na temat tego incydentu następnego dnia po balu. Elizabeth powiedziała, że nie może dać jej szczegółowego wyjaśnienia, ponieważ nie chce zawieść czyjegoś zaufania, ale stwierdziła, że istnieje powód, by Lily unikała dalszej znajomości z panem Dorseyem.
Dziewczyna pomyślała jednak w ciągu następnych pięciu minut, kiedy przysiadł się nieproszony do ich stolika i zabawiał ich rozmową, że to bardzo przyjazny dżentelmen i z pewnością niegroźny. Słyszał, że hrabia Kilbourne przebywał niedawno w Leavenscourt w hrabstwie Leicester. Szkoda, że o tym nie wiedział. Był spadkobiercą barona Onslow, który mieszkał w Nuttall Grange, pięć czy sześć mil stamtąd. Z radością pokazałby hrabiemu okolicę. A może hrabia pojechał tam w interesach?
Lily doszła do wniosku, że to dość kłopotliwy zbieg okoliczności, że książę Portfrey przechodził tamtędy i zobaczył ich troje. Zatrzymał się na ułamek sekundy, a potem poszedł dalej, skłoniwszy się jej. No cóż, pomyślała, przynajmniej będzie mogła zapewnić Elizabeth, że obydwoje z Neville'em nie mogli zachować się niegrzecznie wobec pana Dorseya.
Po minucie lub dwóch dżentelmen oddalił się.
– Zdumiewająco uprzejmy człowiek – powiedział Neville. – Gotów był pojechać do hrabstwa Leicester, by pokazać mi okolicę, jeśliby tylko wiedział, że przebywam pięć mil od majątku jego wuja? A przecież ledwo go znam. Może uważa, że winien mi tę grzeczność dlatego, że gościłem go w maju w Newbury? Przyjechał tam jednak jako krewny dziadka Lauren. Dobrze, że już sobie poszedł i przestał powtarzać, że nie czuje do mnie urazy.
Uśmiechnęli się do siebie.
– Czy byłaś już w ogrodach Vauxhall, Lily? – Pochylił się ku niej, zapominając o tym incydencie.
– Nie. – Potrząsnęła głową. – Tylko o nich słyszałam. Mówiono mi, że jest tam cudownie w nocy.
– Czy wybrałabyś się tam ze mną, gdyby udało mi się zebrać większe towarzystwo?
To mogło być najbardziej niebezpieczne miejsce, jeśli po dokładnym namyśle doszłaby do wniosku, że mimo wszystko nie może zmienić zdania co do niego. Może powinna odmówić od razu. Albo przynajmniej powiedzieć, że zastanowi się i porozmawia o tym z Elizabeth.
Pochyliła się jednak żywo ku niemu, tak że dzieliły ich tylko centymetry.
– Och, tak – powiedziała. – Bardzo chętnie.
21
Ciekawe, czego chciał od pani Calvin Dorsey, panno Doyle – powiedział książę Portfrey.
Elizabeth i Lily znajdowały się wśród gości zaproszonych do jego loży teatralnej. Lily była oczarowana teatrem – uroczystą atmosferą, wykwintną publicznością siedzącą w lożach, na parterze i na galeriach, a także pierwszą częścią sztuki. Kiedy tylko zaczęło się przedstawienie, odpłynęła w inny świat i straciła poczucie rzeczywistości, stała się jedną z bohaterek na scenie i żyła razem z innymi postaciami sztuki. W czasie przerwy loża zapełniła się gośćmi, którzy przyszli przywitać Elizabeth i inne osoby – i przyjrzeć się słynnej Lily Doyle.
Jego książęca mość nie tracił czasu na bezsensowne podchody. Zaproponował, by dziewczyna pospacerowała z nim przez chwilę.
– Dlaczego ktoś miałby w ogóle chcieć czegokolwiek ode mnie, książę – odparła. – W arystokratycznych kręgach jestem nikim.
– Nigdy nie interesował się kobietami – odparł. – Ani nie zachowywał się szczególnie rycersko wobec dam. A przecież rozmyślnie odszukał panią dwa razy, tyle przynajmniej miałem okazję widzieć.
– Wydaje mi się, wasza książęca mość, że to nie pańska sprawa.
– Oho, ten błysk w oku i uniesiony podbródek. – Portfrey potrząsnął głową. – Lily,co się dzieje, jeśli… A zresztą, nieważne.
– Poza tym, u Guntera pan Dorsey interesował się bardziej hrabią Kilbournem niż mną. Oznajmił, że gdyby wiedział, że kilka tygodni temu hrabia wyjeżdżał do hrabstwa Leicester, pojechałby tam.
– Kilbourne tam był? – spytał książę.
– W Leavenscourt – wyjaśniła. – Dorastał tam mój ojciec, a dziadek pracował jako stajenny.
– Czy żyje nadal?
– Nie. Zmarł jeszcze przed śmiercią mojego ojca, brat taty również zmarł jakiś czas temu.
– Ach, więc nie masz już żadnej rodziny. Przykro mi to słyszeć.
– Mam tylko ciotkę – powiedziała. – I dwóch kuzynów.