Выбрать главу

Nie może przecież pozostać na zawsze w wojsku. Co czeka ją w przyszłości? Małżeństwo z żołnierzem wybranym troskliwie przez ojca? Nie. Woli o tym nie myśleć.

Lily nie odpowiada od razu. Kiedy jednak odwraca ku niej głowę, widzi, jak dziewczyna spogląda w niebo, a uśmiech znów rozświetla jej twarz.

– Czy widzi pan tego ptaka? – Neville odrywa od niej wzrok i patrzy w górę. – Chciałabym być jak on. Wzbijać się wysoko. Silna. Wolna. Zrodzona przez wiatr przyjaciółka nieba. Nie wiem, co się ze mną stanie. Pewnego dnia pan odejdzie i wtedy…

Urywa w pół zdania, uśmiech na jej twarzy blednie, a niedopowiedziane słowa zawisają w powietrzu jak coś namacalnego.

Nagle ciszę przerywa wystrzał z karabinu.

*

Jeden ze zwiadowców kątem oka dostrzegł królika i wziął go za krwiożerczego francuskiego żołnierza. Tak najpierw myśli Neville. Musi to sprawdzić. Lata służby oficerskiej nauczyły go działać instynktownie, a nie tylko kierować się rozsądkiem. Szybka reakcja niejednokrotnie uratowała komuś życie.

Neville skacze na równe nogi i podrywa za sobą Lily. Biegną z powrotem do oddziału, troskliwie pochyla się nad dziewczyną, gdy sierżant Doyle krzyczy coś do niego, a wszyscy łapią za karabiny i amunicję. W biegu wyjmuje wiszącą u boku szablę. Wykrzykuje rozkazy swym ludziom, zapominając o Lily, kiedy tylko odstawia ją w stosunkowo bezpieczne miejsce w prowizorycznym obozie.

Źle ocenił postępowanie swojego żołnierza. To nie królik zwrócił jego uwagę, ale francuscy zwiadowcy. Jednak strzał ostrzegawczy okazał się błędem. Gdyby nie to, Francuzi prawdopodobnie poszliby spokojnie swoją drogą, nawet gdyby namierzyli brytyjskich żołnierzy. Nic by nie zyskali, wdając się w walkę. Jednak ktoś strzelił.

Wynikająca z tego potyczka jest krótka i ostra, ale stosunkowo nieszkodliwa. Nikomu nic by się nie stało, gdyby nie służący od niedawna w oddziale rekrut, który zastygł ze strachu na odkrytym wzgórzu, stając się nieruchomym, łatwym dla Francuzów celem. Doyle, przeklinając okropnie, rzuca się w jego kierunku i w jego pierś trafia kula przeznaczona dla chłopaka.

Walka kończy się po pięciu minutach. Francuzi, żegnani szyderczymi okrzykami, idą dalej.

– Nie ruszajcie go – krzyczy Neville, biegnąc wzgórzem do leżącego sierżanta. – Przynieście apteczkę.

To daremne, myśli Neville, kiedy jest już w pobliżu rannego. Na ciemnozielonym płaszczu sierżanta pojawia się tylko mała plamka krwi, ale w jego oczach widać już zbliżającą się śmierć. Neville oglądał już zbyt wiele takich twarzy, by się mylić.

– Już po mnie – odzywa się słabym głosem Doyle.

– Przynieście apteczkę! – Neville klęka przy umierającym. – Zaraz cię załatamy, sierżancie.

– Nie, proszę pana. – Doyle zaciska zimne i słabnące palce na dłoniach przełożonego. – Lily…

– Jest bezpieczna. Nic jej się nie stało. – Słyszy w odpowiedzi.

– Nie powinienem jej tu zabierać. – Wzrok mężczyzny staje się mętny, oddech urywa się. – Jeśliby znów zaatakowali…

– Nie zrobią tego. – Neville ściska dłoń sierżanta. Pragnie jakoś dodać mu otuchy. – Dopilnuję, by Lily bezpiecznie wróciła jutro do obozu.

– Jeśliby dostała się do niewoli…

Neville wie, że raczej nie grozi im kolejna strzelanina. Francuzi nie będą mieli ochoty, tak samo jak Brytyjczycy, na jeszcze jedną konfrontację. Gdyby się jednak tak stało, to istotnie los dziewczyny byłby godny pożałowania. Gwałt…

– Dopilnuję, by nic jej się nie stało. – Neville pochyla się nad mężczyzną, którego traktował z szacunkiem jako towarzysza walki, a nawet przyjaciela, mimo dzielącej ich szarży. – Nic jej się nie stanie, nawet jeśli dostanie się do niewoli. Masz na to moje słowo honoru. Poślubię ją jeszcze dzisiaj.

Jako żona oficera i dżentelmena Lily będzie traktowana przez Francuzów z honorami i uprzejmością. Wielebny Parker – Rowe, kapelan regimentu, który obozowe życie uważał za nudne, wybrał się z nimi na zwiady.

– Ożenię się z nią, sierżancie. Będzie bezpieczna. – Nie jest pewien, czy umierający rozumie jego słowa. Zimne palce nadal zaciskają się słabo na jego dłoniach.

– Mój plecak został w głównym obozie – mówi Doyle. – W środku…

– Zostanie oddany Lily – zapewnia go Neville. – Jutro, kiedy tylko bezpiecznie dotrzemy do obozu.

– Już dawno powinienem jej powiedzieć. – Głos umierającego staje się coraz słabszy, coraz mniej wyraźny. Neville pochyla się nad leżącym. – Powinienem był dać mu znać. Moja żona… Niech mi Bóg wybaczy. Kochała ją. Obydwoje ją kochaliśmy. Kochaliśmy ją zbyt mocno, by…

– Bóg ci wybacza, Doyle. – Gdzie do licha jest kapelan? – Nikt nigdy nie wątpił w twoje przywiązanie do Lily.

W tym momencie pojawia się Parker – Rowe z Lily. Dziewczyna na oślep zbiega ze wzgórza. Neville podnosi się i staje z drugiej strony, ustępując jej miejsca u boku ojca. Dziewczyna ujmuje dłonie umierającego i pochyla się nad nim, a wtedy włosy skrywają jej twarz jak zasłona.

– Tatusiu – mówi. Zaczyna szeptać jego imię, powtarza tak przez kilka minut, kiedy kapelan mruczy pod nosem słowa modlitwy, a żołnierze stoją w pobliżu, bezradni w obliczu śmierci.

*

Kiedy już pochowali sierżanta Doyla na zboczu wzgórza, Neville rozkazał zwinąć obóz i przenieść się kilka mil dalej. Dziewczyna ze ściągniętą z bólu twarzą idzie obok niego, a Parker – Rowe z drugiej strony. Rozmawiał już z kapelanem o ślubie.

Lily wcale nie płacze. Nie przemówiła nawet słowem, odkąd Neville wziął ją za ręce, pomógł jej wstać i powiedział tak delikatnie, jak tylko potrafił, że jej ojciec nie żyje. Oczywiście, przywykła do widoku śmierci. Nie można jednak przygotować się do straty ukochanej osoby.

– Lily. – Neville zwraca się do niej tak samo delikatnym tonem jak wcześniej. – Chcę, żebyś wiedziała, że ojciec w ostatnich chwilach był myślami przy tobie, martwił się o twoje bezpieczeństwo i przyszłość.

Dziewczyna nie odpowiada.

– Obiecałem mu coś – ciągnie dalej. – Dałem słowo honoru. Ponieważ był moim przyjacielem, Lily, a także dlatego, że ja tego chciałem. Obiecałem mu, że ożenię się z tobą dzisiaj. W ten sposób, nosząc moje nazwisko, będziesz bezpieczna na resztę tej podróży i resztę swego życia.

Nadal nie ma odpowiedzi. Czy rzeczywiście dał taką obietnicę? Słowo honoru? Ponieważ tego chciał? Chciał być zmuszony do zrobienia czegoś tak nierozważnego? To niemożliwe, by on – oficer, arystokrata, przyszły hrabia – miał poślubić skromną i niepiśmienną córkę zwykłego żołnierza. Teraz musi to zrobić, ponieważ przyrzekł, dał słowo honoru. Ogarnia go fala dziwnego uniesienia.

– Lily, czy rozumiesz, co do ciebie mówię? – pyta, pochylając się nad nią. Twarz dziewczyny jest blada, bez wyrazu.

– Tak, proszę pana – odpowiada bezbarwnym głosem.

– Czy chcesz mnie poślubić? Chcesz zostać moją żoną? – Chwila wydaje się nierealna, tak jak wszystkie wydarzenia ostatnich dwóch godzin. Nagle jednak ogarnia go strach. Dlatego że mogłaby mu odmówić? Czy dlatego, że mogłaby się zgodzić?

– Tak. – Słyszy w odpowiedzi.

– W takim razie zrobimy to, jak tylko rozbijemy obóz.

Lily nigdy nie zachowywała się z taką biernością, z taką potulnością. To przecież dla niej jakaś szansa…

Jaki ma wybór? Powrót do Anglii, do krewnych, których, jak dobrze wiedział, w ogóle nie znała? Małżeństwo z poborowym, pochodzącym z tej samej klasy społecznej co ona? Nie, ta myśl była dla niego nie do zniesienia. Ale to przecież jej życie.

– Spójrz na mnie, Lily – zwraca się do niej rozkazująco, w jego głosie nie ma już tej łagodności, lecz ton, którego zarówno ona, jak i jego żołnierze, zawsze instynktownie słuchają. Dziewczyna patrzy na niego. – Za godzinę zostaniesz moją żoną. Czy tego właśnie chcesz?