Wstał i otworzył swoją walizeczkę. Mógł myśleć tylko o Carol-Ann, ale mimo to automatycznie spakował przybory do golenia, brudną bieliznę i piżamę. Następnie odruchowo uczesał się i schował także grzebień.
Kiedy siadał ponownie na łóżku, zadzwonił telefon.
Dwoma wielkimi susami wyskoczył z pokoju i popędził w dół po schodach, ale ktoś go ubiegł. Będąc w połowie holu na parterze usłyszał głos właścicielki:
– Czwarty października? Proszę chwilę zaczekać. Sprawdzę, czy mamy jakieś wolne miejsca.
Zdruzgotany zatrzymał się i odwrócił. I tak Steve nic by mi nie pomógł – pomyślał. Nikt nie mógł mu pomóc. Ktoś porwał Carol-Ann i Eddie musiał teraz zrobić wszystko, czego zażądają porywacze, jeżeli chciał ją odzyskać. Nikt nie był w stanie uwolnić go z potrzasku, w którym się znalazł.
Z ciężkim sercem przypomniał sobie, że ich ostatnia rozmowa zakończyła się sprzeczką. Nigdy sobie tego nie wybaczy. Żałował, że nie odgryzł sobie wtedy języka. O co właściwie się pokłócili, do stu diabłów? Przysiągł w duchu, że jak tylko ją odzyska, już nigdy nie rozpocznie sprzeczki.
Dlaczego ten cholerny telefon nie dzwoni?
Rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Mickey, w mundurze i z walizeczką w ręku.
– Gotów? – zapytał radośnie.
Eddiego ogarnęła fala paniki.
– To już czas?
– Oczywiście.
– Cholera!
– O co chodzi, aż tak ci się spodobało? Chcesz zostać i walczyć z Niemcami?
Eddie musiał dać Steve'owi jeszcze kilka minut.
– Idź już – powiedział do Mickeya. – Zaraz cię dogonię.
Jego zastępca sprawiał wrażenie dotkniętego faktem, że Eddie nie chce, by mu towarzyszył.
– W takim razie, do zobaczenia – powiedział, wzruszywszy ramionami, po czym wyszedł z pokoju.
Gdzie, do jasnej cholery, podziewał się Steve Appleby?
Usiadł i przez następne piętnaście minut wpatrywał się we wzór na tapecie.
Wreszcie wziął do ręki walizeczkę i zszedł powoli na dół. Mijając telefon wpatrywał się w niego tak, jakby zamiast bakelitowego aparatu widział gotowego do ataku grzechotnika. Zatrzymał się przy drzwiach hotelu w nadziei, że zaraz usłyszy dzwonek.
Pojawił się kapitan Baker i obrzucił Eddiego zdziwionym spojrzeniem.
– Spóźnisz się – powiedział. – Chyba będzie lepiej, jeśli pojedziesz ze mną taksówką.
Kapitan jako jedyny z załogi miał prawo jeździć do hangaru taksówką.
– Czekam na telefon – wyjaśnił Eddie.
Przez twarz kapitana przemknął cień.
– Wygląda na to, że dłużej nie możesz już czekać. Idziemy.
Eddie przez chwilę stał bez ruchu, ale zaraz uświadomił sobie, że zachowuje się jak idiota. Steve na pewno już nie zadzwoni, a on przecież powinien być w samolocie, jeśli chciał się czegokolwiek dowiedzieć. Zmusił się, żeby podnieść walizeczkę z podłogi i wyjść na zewnątrz.
Wsiedli do czekającej taksówki.
Eddie dopiero teraz zrozumiał, że niewiele brakowało, a okazałby nieposłuszeństwo przełożonemu. Nie miał zamiaru urazić kapitana Bakera, który był dobrym dowódcą i zawsze traktował go bez zarzutu.
– Przepraszam pana, kapitanie – powiedział. – Spodziewałem się telefonu ze Stanów.
Dowódca uśmiechnął się wyrozumiale.
– Do licha, przecież będziesz tam już jutro!
– Słusznie – przyznał ponuro Eddie.
Został zupełnie sam.
CZĘŚĆ DRUGA. Z SOUTHAMPTON DO FOYNES
ROZDZIAŁ 6
Kiedy pociąg jechał przez sosnowe lasy hrabstwa Surrey w kierunku Southampton, Elizabeth Oxenford, siostra Margaret, złożyła szokujące oświadczenie.
Rodzina Oxenford podróżowała specjalnym wagonem zarezerwowanym dla pasażerów Clippera. Margaret stała samotnie w końcu wagonu i wyglądała przez okno. Jej nastrój oscylował między czarną rozpaczą a rosnącym podnieceniem. Była wściekła i przygnębiona, ponieważ opuszczała ojczyznę w chwili potrzeby, ale jednocześnie nie mogła ukryć podekscytowania wywołanego perspektywą podróży do Ameryki.
Elizabeth odłączyła się od rodziny i podeszła do niej z poważną miną.
– Kocham cię, Margaret – powiedziała po chwili wahania.
Margaret ogarnęło wzruszenie. Przez ostatnich kilka lat, niemal od momentu, kiedy stały się na tyle dorosłe, by śledzić toczącą się bez chwili przerwy na całym świecie bitwę idei, miały niemal dokładnie przeciwstawne poglądy, co odstręczyło je nieco od siebie, ale Margaret bardzo brakowało bliskości siostry i boleśnie odczuwała coraz wyraźniej dochodzącą do głosu obcość. Byłoby wspaniale, gdyby mogły znowu zostać przyjaciółkami.
– Ja też cię kocham – odparła i objęła mocno siostrę.
– Nie lecę z wami do Ameryki – oświadczyła Elizabeth.
Margaret zaniemówiła z wrażenia.
– Jak chcesz to zrobić? – wykrztusiła z trudem.
– Po prostu powiem matce i ojcu, że zmieniłam zdanie. Nie mogą mnie do niczego zmusić, bo mam już ponad dwadzieścia jeden lat.
Margaret nie była pewna, czy to wystarczy, ale nie powiedziała o tym siostrze, gdyż chciała jej zadać mnóstwo pytań.
– Dokąd pojedziesz?
– Do Niemiec.
– Ależ, Elizabeth! – wykrzyknęła Margaret z przerażeniem. – Zabiją cię!
– Musisz wiedzieć, że nie tylko socjaliści są gotowi zginąć za ideę – odparła wyzywającym tonem Elizabeth.
– Ale żeby za nazizm…
– Nie chodzi tylko o faszyzm – przerwała jej Elizabeth z dziwnym błyskiem w oku. – To dotyczy wszystkich czystych rasowo białych ludzi, którym grozi zduszenie przez czarnuchów i mieszańców. Chodzi o całą ludzkość!
Margaret była wstrząśnięta. Nie dość, że mogła utracić siostrę, to jeszcze dla tak wstrętnej idei! Nie miała jednak zamiaru wdawać się w dyskusje o polityce; jedyne, co ją teraz interesowało, to bezpieczeństwo siostry.
– Z czego będziesz żyć? – zapytała.
– Mam swoje pieniądze.
Margaret przypomniała sobie, że z chwilą ukończenia dwudziestu jeden lat każda z nich miała otrzymać swoją część spadku po ich dziadku. Nie było tego wiele, ale powinno wystarczyć na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb.
Nagle przypomniała sobie o czymś.
– Przecież twój bagaż poleci do Nowego Jorku!
– Wypchałam walizki starymi obrusami. Swoje rzeczy spakowałam do toreb i wysłałam za granicę już w poniedziałek.
Margaret nie posiadała się ze zdumienia. Elizabeth przygotowała wszystko z najdrobniejszymi szczegółami i zrealizowała swój plan w całkowitej tajemnicy. W porównaniu z tym jej własna ucieczka wydawała się żałosna i niepoważna. Podczas kiedy ja siedziałam jak idiotka zamknięta w pokoju, ona wysyłała bagaż i zajmowała się przygotowaniami – pomyślała z goryczą. Oczywiście Elizabeth, w przeciwieństwie do niej, skończyła już dwadzieścia jeden lat, ale to nie miało większego znaczenia; najważniejszy był pomysł i jego sprawna realizacja. Margaret czuła się zawstydzona tym, że jej siostra, o tyle głupsza i tak niewłaściwie rozumująca, jeżeli chodziło o politykę, zachowała się o tyle inteligentniej od niej.
Nagle uświadomiła sobie, że będzie jej bardzo brakowało Elizabeth. Choć nie przyjaźniły się już tak jak kiedyś, to jednak zawsze były blisko siebie. Co prawda większość czasu spędzały na kłótniach i wyśmiewaniu swoich poglądów, ale za tym również będzie bardzo tęsknić. Ponadto, wciąż stanowiły dla siebie oparcie w trudnych chwilach. Elizabeth zawsze miała bardzo bolesne menstruacje, i wtedy Margaret kładła ją do łóżka, otulała ciepło, po czym przynosiła filiżankę gorącej czekolady i egzemplarz Picture Post. Kiedy zginął Ian, Elizabeth bardzo to przeżyła, choć nigdy nie podzielała jego poglądów. Pomogła siostrze przetrwać najtrudniejsze dni zaraz po jego śmierci.
– Będzie mi ciebie ogromnie brakować – szepnęła Margaret przez łzy.
– Tylko nie urządzaj żadnej sceny! Nie chcę, żeby się czegoś domyślili.
Margaret zdołała jakoś nad sobą zapanować.
– Kiedy im powiesz?
– W ostatniej chwili. Dasz radę zachowywać się normalnie do tego czasu?
– Chyba tak. – Udało jej się uśmiechnąć. – Będę dla ciebie tak samo okropna jak zawsze.
– Och, Margaret! – Elizabeth z trudem powstrzymywała cisnące jej się do oczu łzy. – Idź i porozmawiaj z nimi. Muszę się trochę uspokoić.
Margaret uścisnęła mocno dłoń siostry, po czym wróciła na miejsce.
Matka przeglądała najnowszy numer Vogue, czytając ojcu niektóre fragmenty, zupełnie nie zrażona jego całkowitym brakiem zainteresowania.
– „Wracają do łask koronki…” Nie zauważyłam, a ty? – dodała od siebie. Brak odpowiedzi bynajmniej jej nie zniechęcił. – „Najmodniejszym kolorem jest obecnie biel.” Szczerze mówiąc, wcale nie jestem tym zachwycona. W białym wyglądam bardzo blado.
Na twarzy ojca gościł obrzydliwy wyraz zadowolenia. Margaret doskonale zdawała sobie sprawę, że ojciec jest zachwycony tym, iż udało mu się zdusić jej bunt i utrzymać nad nią rodzicielską władzę. Nie wiedział jednak, że jego starsza córka przygotowała bombę z opóźnionym zapłonem.
Czy Elizabeth uda się postawić na swoim? Co innego było otworzyć serce przed siostrą, a co innego powiedzieć o wszystkim ojcu. Kto wie, czy w ostatniej chwili nie opuści jej odwaga. Margaret także miała zamiar stawić mu otwarcie czoło, ale w końcu stchórzyła i zrezygnowała z tego zamiaru.
Zresztą nawet jeżeli Elizabeth poinformuje ojca o swoim postanowieniu, to wcale nie jest pewne, czy uda jej się wprowadzić je w życie, nawet mimo to, że skończyła już dwadzieścia jeden lat i dysponowała własnymi pieniędzmi. Ojciec był ogromnie uparty; wszystko musiało zawsze dziać się zgodnie z jego wolą. Z pewnością wynajdzie wszelkie możliwe przeszkody. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, że jego córka postanowiła przyłączyć się do faszystów, ale wścieknie się, że Elizabeth nie chce się podporządkować jego planom dotyczącym całej rodziny.