Выбрать главу

– Czy pani broszkę zrobił Oscar Massin?

– Owszem.

– Jest bardzo piękna.

– Dziękuję panu.

Właścicielka broszki również była piękną kobietą. Wiedział, dlaczego Oxenford zdecydował się ją poślubić, ale nie był w stanie zrozumieć, co ją skłoniło do wyjścia za niego za mąż. Może dwadzieścia lat temu wyglądał bardziej atrakcyjnie niż teraz?

– Zdaje się, że znam Vandenpostów z Filadelfii – powiedziała lady Oxenford.

Słodki Jezu, mam nadzieję, że nie! – pomyślał Harry. Na szczęście nie wydawała się tego zupełnie pewna.

– Z domu jestem Glencarry. Pochodzę ze Stamford, Connecticut – dodała.

– Doprawdy! – bąknął Harry, starając się, by zabrzmiało to z możliwie największym szacunkiem, choć jednocześnie myślał intensywnie o Filadelfii. Nie pamiętał, czy powiedział, że pochodzi z Filadelfii czy z Pensylwanii. A może to było to samo miejsce? Nazwy łączyły się w pary: Filadelfia – Pensylwania i Stamford – Connecticut. Przypomniał sobie, że kiedy zapytało się Amerykanina, gdzie mieszka, zawsze otrzymywało się podwójną odpowiedź: Houston, Teksas. San Francisco, Kalifornia.

– Na imię mam Percy – odezwał się chłopiec.

– Harry – powiedział Harry, zadowolony, że znowu znalazł się na znanym terenie. Percy nosił tytuł lorda Isley. Był to jedynie tytuł honorowy, który miał mu towarzyszyć tylko do śmierci ojca, kiedy to Percy stanie się markizem Oxenford. Większość osób z tej warstwy przywiązywała idiotycznie wielką wagę do swoich pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia tytułów. Harry został kiedyś przedstawiony pewnemu zasmarkanemu trzylatkowi, który okazał się baronem Portail. Jednak wyglądało na to, że Percy jest w porządku. Dał grzecznie Harry'emu do zrozumienia, iż nie chce, by zwracano się do niego tak, jak nakazywała etykieta.

Harry usiadł na swoim miejscu. Był zwrócony twarzą do przodu samolotu i od Margaret dzieliło go tylko wąskie przejście, co dawało im szansę rozmowy bez ryzyka, że ktoś mógłby ich podsłuchać. Jednak na razie w samolocie panowała całkowita cisza. Wszyscy sprawiali wrażenie bardzo przejętych.

Spróbował się odprężyć. Zanosiło się na to, że w czasie podróży raczej nie będzie mógł sobie na to pozwolić. Margaret wiedziała, kim jest naprawdę, co stwarzało nowe, bardzo poważne zagrożenie. Mimo iż na razie przyjęła jego grę, mogła w każdej chwili zmienić zdanie albo przypadkiem powiedzieć coś, co skierowałoby na niego podejrzenia. Harry nie mógł do tego dopuścić. Przez kontrolę amerykańskiego Urzędu Imigracyjnego udałoby mu się przejść tylko wówczas, jeżeli nikt nie miałby co do niego żadnych wątpliwości, ale jeśli zdarzyłoby się coś niespodziewanego i zostałby wzięty pod lupę, wtedy natychmiast wydałoby się, że ma skradziony paszport i to byłby koniec.

Ktoś zajął miejsce naprzeciwko Harry'ego. Był to wysoki mężczyzna w meloniku i ciemnoszarym garniturze; zarówno garnitur, jak i melonik stanowiły kiedyś ostatni krzyk mody, ale teraz najlepsze lata miały już dawno za sobą. W wyglądzie pasażera było coś, co kazało Harry'emu przyglądać mu się bacznie, kiedy zdejmował płaszcz i siadał w fotelu. Jego stroju dopełniały mocno znoszone czarne buty, grube wełniane skarpetki oraz kamizelka w kolorze starego wina. Ciemnogranatowy krawat wyglądał tak, jakby mężczyzna nosił go nieprzerwanie od co najmniej dziesięciu lat.

Gdybym nie wiedział, ile kosztuje bilet do tego latającego pałacu, byłbym gotów przysiąc, że to gliniarz – pomyślał Harry.

Miał jeszcze czas, by wstać i wyjść z samolotu.

Nikt by go nie zatrzymywał. Po prostu wyszedłby i zniknął.

Ale przecież zapłacił dziewięćdziesiąt funtów!

Poza tym, może minąć kilka tygodni, zanim uda mu się kupić następny bilet, a w tym czasie w każdej chwili będzie groziło mu aresztowanie.

Mimo to jeszcze raz zastanowił się nad pomysłem, by pozostać w Anglii, lecz znowu go odrzucił. Ukrywanie się w czasie wojny, kiedy wszyscy szukali szpiegów, było podwójnie trudne, a oprócz tego – i to chyba najbardziej zaważyło na jego decyzji – życie uciekiniera wiązało się z wieloma niewygodami, jak, konieczność mieszkania w tanich pokojach do wynajęcia, ciągłe unikanie policjantów i częste, potajemne przenosiny.

Jeżeli nawet siedzący naprzeciwko niego mężczyzna był policjantem, to na pewno nie zjawił się tu z jego powodu, bo wtedy nie mościłby się w fotelu i nie szykował do długiej podróży. Harry nie potrafił sobie wyobrazić, co w takim razie ten człowiek robi na pokładzie Clippera; w związku z tym, chwilowo przestał roztrząsać ten problem i zajął się własnymi kłopotami. Margaret stanowiła dla niego poważne zagrożenie. Co mógł uczynić, by możliwie najlepiej się zabezpieczyć?

Przyłączyła się do jego gry sądząc, że to zapewne jakaś zabawa. Biorąc pod uwagę całokształt sytuacji musiał uznać, że to nie wystarczy na długo. Mógł jednak poprawić swoje szanse zbliżając się do niej. Gdyby udało mu się zyskać jej przychylność, wówczas poczułaby wobec niego coś w rodzaju lojalności, podeszłaby do sprawy bardziej serio i uważałaby, żeby nie zdradzić go jakimś niebacznym słowem.

Konieczność bliższego zaznajomienia się z Margaret Oxenford bynajmniej nie napawała go odrazą. Pozornie nie zwracając na nią uwagi przyglądał się jej kątem oka. Rude włosy, kremowa karnacja, skóra pokryta niezbyt licznymi piegami i fascynujące zielone oczy przypominały matkę. Nie był w stanie nic powiedzieć o jej figurze, ale miała smukłe łydki i nieduże stopy. Była ubrana w lekki beżowy płaszcz i czerwonobrązową sukienkę. Choć jej ubranie wyglądało na dość kosztowne, brakowało jej wyczucia smaku, jakie charakteryzowało jej matkę; to najczęściej przychodziło z wiekiem i doświadczeniem. Nie założyła żadnej interesującej biżuterii, tylko sznur zwykłych pereł. Miała ładne, regularne rysy twarzy oraz ostro zarysowaną brodę świadczącą o uporze. Właściwie nie była w jego typie; zazwyczaj wybierał dziewczęta z jakimiś wadami, gdyż znacznie łatwiej ulegały jego wdziękom. Margaret natomiast była ładna, choć z drugiej strony wyglądało na to, że go lubi, a to stanowiło dobry początek. Harry postanowił zdobyć jej serce.

Do kabiny wszedł steward Nicky. Był niewysokim, pulchnym, trochę zniewieściałym chłopcem w wieku dwudziestu kilku lat. Harry podejrzewał, że jest pedałem. Mnóstwo kelnerów było pedałami. Nicky wręczał wszystkim sporządzoną na maszynie listę pasażerów i załogi.

Harry przejrzał ją z zainteresowaniem. O baronie Philippie Gabonie, zamożnym syjoniście, słyszał już nieraz. Następne nazwisko, profesora Carla Hartmanna, także nie było mu obce. Nie miał pojęcia, kim jest księżna Lavinia Bazarov, lecz mógł się domyślać, że to uciekająca przed komunistami rosyjska arystokratka. Sądząc z jej obecności na pokładzie tego samolotu, udało się jej wywieźć z kraju przynajmniej część majątku. O Lulu Bell, słynnej gwieździe filmowej, nie tylko słyszał, ale nawet widział ją wielokrotnie. Nie dalej jak tydzień temu zabrał Rebekę Maugham – Flint do kina Gaumont przy Shaftesbury Avenue na „Szpiega w Paryżu”. Lulu grała tam, jak zwykle zresztą, bardzo energiczną dziewczynę. Harry był szalenie ciekaw, jaka jest w rzeczywistości.

– Zamknęli drzwi – oznajmił Percy, który siedział twarzą do ogona samolotu i dzięki temu widział, co dzieje się w sąsiedniej kabinie.

Harry poczuł, że znowu ogarnia go zdenerwowanie. Dopiero teraz zwrócił uwagę, iż samolot kołysze się lekko na wodzie.

Rozległ się łoskot przypominający nieco dobiegający z oddali odgłos gwałtownej bitwy. Harry spojrzał z niepokojem przez okno i zobaczył, że jedno z ogromnych śmigieł zaczyna się powoli obracać. Uruchamiano silniki. Po chwili ruszył drugi, a po nim trzeci i czwarty. Choć hałas tłumiła gruba warstwa materiałów dźwiękochłonnych, czuło się wyraźną wibrację. Niepokój Harry'ego wzrósł jeszcze bardziej.

Stojący na krawędzi pływającego doku człowiek zwolnił cumy hydroplanu. Kiedy Harry ujrzał, jak liny stanowiące jedyną więź z lądem wpadają rzucone beztrosko do wody, odniósł idiotyczne wrażenie, że oto został przesądzony zarówno los samolotu, jak i jego pasażerów. Wstydził się swojego strachu i nie chciał, by ktoś domyślił się, jak się czuje, więc wyciągnął gazetę, rozłożył ją i rozsiadł się wygodnie z nogą założoną na nogę.

Margaret dotknęła jego kolana. Tłumienie dobiegających z zewnątrz dźwięków było tak znakomite, że nawet nie musiała podnosić głosu.

– Ja też się boję – powiedziała.

Harry doznał największego upokorzenia w życiu. Wydawało mu się, że zdołał ukryć swoje przerażenie.

Samolot ruszył z miejsca. Harry zacisnął kurczowo dłoń na poręczy fotela, po czym z najwyższym trudem zmusił się, by cofnąć rękę. Nic dziwnego, iż zorientowała się, że się boi: Prawdopodobnie był równie biały jak gazeta, którą rzekomo czytał.

Margaret siedziała ze ściśniętymi kolanami i splecionymi dłońmi. Sprawiała wrażenie przestraszonej, a jednocześnie pełnej oczekiwania, jakby za chwilę miała wsiąść do kolejki górskiej w lunaparku. Z zarumienionymi policzkami, szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami wyglądała bardzo atrakcyjnie. Harry po raz kolejny zaczął się zastanawiać, jakie ciało kryje się pod tym płaszczem.

Zerknął na pozostałych. Mężczyzna siedzący naprzeciwko niego spokojnie zapinał pas bezpieczeństwa. Rodzice Margaret wyglądali przez okno. Lady Oxenford sprawiała wrażenie doskonale opanowanej, lecz lord Oxenford co chwila odchrząkiwał głośno, co stanowiło oczywisty dowód napięcia. Percy był tak podniecony, że z trudem mógł usiedzieć na miejscu; on z całą pewnością nie odczuwał strachu.

Harry przeniósł wzrok na gazetę, ale nie był w stanie zrozumieć ani słowa, więc opuścił ją i dla odmiany spojrzał przez okno. Ogromna maszyna sunęła majestatycznie w kierunku głównego toru wodnego. Widział oceaniczne liniowce stojące jeden za drugim wzdłuż nabrzeża. Znajdowali się już spory kawałek drogi od nich, a po powierzchni wody między Clipperem a lądem uwijało się sporo mniejszych jednostek. Teraz już nie mogę wysiąść – przemknęło mu przez myśl.