Serce zamarło Eddiemu w piersi. Nie wziął pod uwagę możliwości, że gangsterzy zostawią na brzegu człowieka z krótkofalówką. Cały plan wziął w łeb, a on przegrał swoją ostatnią szansę.
– Oszukałeś mnie – wycedził Vincini. – Ty sukinsynu! Zabiję cię za to.
Eddie spojrzał na kapitana Bakera. Na twarzy dowódcy malował się wyraz zdumienia i podziwu.
Vincini podniósł pistolet.
Wszyscy wiedzą, że zrobiłem, co mogłem – pomyślał Eddie. – Nic mnie nie obchodzi, że zaraz umrę.
– Zaczekaj, Vincini! – wykrzyknął Luther. – Słyszysz?
W kabinie zapadła cisza. Po chwili wszyscy usłyszeli narastający warkot silnika. Luther wyjrzał przez okno.
– To łódź latająca! Woduje tuż koło nas.
Vincini opuścił broń, a Eddie poczuł, jak uginają się pod nim kolana. Zbliżywszy twarz do szyby ujrzał mały hydroplan, który cumował obok Clippera w Shediac. Maszyna podskoczyła kilka razy na falach, po czym wytraciła prędkość i zatrzymała się.
Sternik wrócił pośpiesznie do łodzi.
– I co z tego? – warknął Vincini. – Jeśli wejdą nam w drogę, wystrzelamy ich jak kaczki.
– Nie rozumiesz? – zapytał z podnieceniem Luther. – Mamy szansę ucieczki! Zostawimy łódź i polecimy samolotem!
Vincini skinął powoli głową.
– Dobry pomysł. Tak właśnie zrobimy.
Eddie uświadomił sobie, że bandytom jednak uda się uciec.
Zachował życie, ale poniósł dotkliwą porażkę.
ROZDZIAŁ 28
Lecąc wynajętym samolotem wzdłuż wybrzeży Kanady, Nancy Lenehan znalazła sposób na rozwiązanie dręczących ją problemów.
Pragnęła pokonać brata, ale zależało jej również na tym, by wyswobodzić się ze schematu narzuconego przez ojca i wreszcie zacząć samodzielnie kształtować swoje życie. Chciała być z Mervynem, lecz obawiała się, że jeśli porzuci Buty Blacka i przeniesie się do Anglii, wkrótce stanie się znudzoną kurą domową, taką jak Diana.
Nat Ridgeway powiedział, że jest gotów zaproponować jej znacznie wyższą cenę i jednocześnie zatrudnić ją w General Textiles. Nancy uświadomiła sobie, że General Textiles ma wiele fabryk w Europie, a szczególnie w Wielkiej Brytanii, i że Ridgeway będzie mógł odwiedzić je dopiero po zakończeniu wojny, a więc kto wie, czy nawet nie za kilka lat. Postanowiła więc zgłosić chęć objęcia stanowiska dyrektora europejskiej filii General Textiles. Dzięki temu będzie mogła zostać z Mervynem, a jednocześnie uzyska szansę dalszego prowadzenia interesów.
To rozwiązanie ogromnie przypadło jej do gustu. Jego jedyna wada polegała na tym, że w Europie trwała teraz wojna, w której można było zginąć.
Właśnie rozmyślała o tej bardzo mało prawdopodobnej, lecz mimo to mrożącej krew w żyłach możliwości, kiedy siedzący w fotelu drugiego pilota Mervyn odwrócił się i wskazał na okno i w dół; kiedy spojrzała we wskazanym kierunku, ujrzała Clippera unoszącego się na powierzchni morza.
Mervyn starał się nawiązać łączność radiową, ale nie otrzymał odpowiedzi. Nancy zapomniała o swoich problemach, obserwując potężną maszynę z okna zataczającej szerokie kręgi Gęsi. Co się stało? Czy pasażerowie nie odnieśli żadnych obrażeń? Z tej odległości samolot wyglądał na nie uszkodzony, ale nie sposób było dostrzec żadnych śladów życia.
– Musimy wodować i sprawdzić, czy potrzebują pomocy! – powiedział Mervyn, przekrzykując ryk silników.
W odpowiedzi Nancy pokiwała energicznie głową.
– Zapnij pas i trzymaj się mocno! Przy tej fali będzie trochę trzęsło.
Zatrzasnęła klamrę. Rzeczywiście, morze było dość wzburzone. Pilot sprowadził maszynę nad samą wodę, ustawił ją równolegle do fal, po czym posadził na grzbiecie najwyższej z nich. Hydroplan pojechał na niej niczym zawodnik na desce surfingowej. Wszystko odbyło się znacznie łagodniej, niż Nancy się spodziewała.
Do dzioba Clippera była przycumowana duża łódź motorowa. Na jej pokładzie pojawił się jakiś człowiek w nieprzemakalnym kombinezonie i zaczął dawać im znaki ręką. Nancy domyśliła się, iż chce, żeby hydroplan podpłynął do łodzi. Klapa w dziobie Clippera była otwarta; prawdopodobnie tędy właśnie mogli dostać się do środka. Widząc fale zalewające oba hydrostabilizatory i sięgające niemal do okien, łatwo zrozumiała, dlaczego nie skorzystano z głównych drzwi.
Ned skierował Gęś w stronę łodzi. Przy tej pogodzie operacja cumowania nie należała do najłatwiejszych zadań, ale na szczęście skrzydła samolotu znajdowały się znacznie powyżej pokładu motorówki, dzięki czemu mogli ustawić się do niej bokiem i zetknąć burtami. Przed gwałtowniejszymi uderzeniami chroniły ich stare opony przewieszone przez burtę łodzi. Człowiek w kombinezonie zarzucił cumy na dziób i ogon hydroplanu.
Ned wyłączył silniki, Mervyn zaś otworzył drzwi i wysunął metalowy trap.
– Chyba tu zostanę – powiedział Ned do Mervyna. – Idź i zobacz, co się stało.
– Ja też pójdę – oświadczyła Nancy.
Samolot i łódź kołysały się na falach w tym samym rytmie, dzięki czemu trap był w miarę stabilny. Mervyn zszedł pierwszy i podał Nancy rękę.
– Co się stało? – zapytał mężczyznę w kombinezonie, kiedy już oboje znaleźli się na pokładzie.
– Mieli kłopoty z paliwem i musieli awaryjnie wodować.
– Nie odpowiadali na wezwania przez radio.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Jak tam wejdziecie, to sami dowiecie się wszystkiego.
Żeby dostać się z pokładu łodzi na platformę pod dziobem Clippera, należało wykonać spory skok. Mervyn ponownie ruszył przodem, Nancy zaś zdjęła pantofle, wsadziła je do kieszeni płaszcza, i poszła w jego ślady. Trochę się bała, ale zadanie okazało się łatwiejsze niż przypuszczała.
W pomieszczeniu dziobowym natrafili na nie znanego im młodego człowieka.
– Co tu się dzieje? – zapytał Mervyn.
– Awaryjne wodowanie – wyjaśnił młodzieniec. – Byliśmy na rybach i wszystko widzieliśmy.
– Dlaczego nie działa radio?
– Nie mam pojęcia.
Nancy doszła do wniosku, że od młodego człowieka nie uda im się dowiedzieć nic konkretnego. Mervyn chyba również to zrozumiał, gdyż powiedział ze zniecierpliwieniem:
– Wolałbym porozmawiać z kapitanem.
– Idźcie tędy. Jest w jadalni.
Dziwnie się ubrał jak na wędkarską wycieczkę – pomyślała Nancy, obrzucając rozbawionym spojrzeniem eleganckie półbuty, garnitur i żółty krawat. Nic jednak nie powiedziała, tylko wspięła się za Mervynem do kabiny nawigacyjnej, która okazała się zupełnie pusta. To wyjaśniało, dlaczego nie mogli skontaktować się z Clipperem przez radio. Ale dlaczego wszyscy zgromadzili się w jadalni? I czemu cała załoga opuściła pokład nawigacyjny?
Schodząc po krętych schodkach czuła narastający niepokój. Mervyn wszedł pierwszy do kabiny numer dwa i stanął jak wryty.
Nancy wspięła się na palce; spojrzawszy mu przez ramię zobaczyła Clive'a Membury'ego leżącego na podłodze w kałuży krwi. Gwałtownym ruchem przycisnęła dłoń do ust, by stłumić okrzyk przerażenia.
– Dobry Boże, co tu się działo? – wykrztusił Mervyn ze zdumieniem.
– Nie zatrzymywać się! – warknął młodzieniec w żółtym krawacie, który, jak się okazało, szedł cały czas za nimi. Jego głos nie należał do najuprzejmiejszych w świecie. Nancy odwróciła się i zobaczyła, że chłopak trzyma w ręku rewolwer.
– Pan to zrobił? – zapytała gniewnie.
– Stul tę swoją zasraną jadaczkę i ruszaj się, do jasnej cholery!
Weszli do jadalni.
Przede wszystkim zauważyli trzech uzbrojonych mężczyzn. Jeden z nich – potężnie zbudowany, w ciemnym prążkowanym garniturze – wyglądał na szefa. Drugi, niski i chudy, o twarzy wykrzywionej ohydnym grymasem, stał za żoną Mervyna, od niechcenia gładząc jej pierś; na ten widok Mervyn zaklął głośno. Trzecim był jeden z pasażerów, Tom Luther. Mierzył z rewolweru do innego pasażera, profesora Hartmanna. Kapitan i inżynier pokładowy stali bez ruchu, przyglądając się im bezsilnie. Przy stolikach siedziało kilkoro pasażerów, choć większość naczyń pospadała na podłogę i rozbiła się na drobne kawałki. Nancy dostrzegła bladą i przerażoną Margaret Oxenford; przypomniała sobie ich rozmowę, w której powiedziała dziewczynie, że porządni ludzie nie powinni obawiać się gangsterów, gdyż działają oni wyłącznie w slumsach. Teraz widziała wyraźnie, jak bardzo się myliła.
– Bogowie są po mojej stronie, Lovesey – powiedział Luther. – Zjawiłeś się tym hydroplanem w odpowiedniej chwili. Polecisz nim ze mną, z panem Vincinim i naszymi przyjaciółmi. Dzięki tobie uciekniemy przed kutrem Marynarki Wojennej, który ściągnął nam na kark ten cholerny Deakin.
Mervyn spojrzał na niego ostro, ale nic nie odpowiedział.
– Ruszajmy, zanim chłopcy z kutra zniecierpliwią się i podpłyną, żeby sprawdzić, co się dzieje – odezwał się mężczyzna w prążkowanym garniturze. – Mały, zajmiesz się Loveseyem. Jego kobieta może tu zostać.
– Dobra, Vinnie.
Nancy nie bardzo rozumiała, co się dzieje, ale wiedziała jedno: nie chce, żeby ją zostawili. Jeżeli Mervyn był w kłopotach, wolała zginąć u jego boku. Wyglądało jednak na to, że nikt nie ma zamiaru pytać jej o zdanie.
– Luther, będziesz pilnował Szkopa – powiedział Vincini.
Nancy domyśliła się, że chodziło mu o profesora Hartmanna. W pierwszej chwili doszła do wniosku, że całe to zamieszanie ma jakiś związek z Frankiem Gordinem, ale do tej pory nigdzie nie udało jej się go dostrzec.
– Joe, weź blondynkę.
Chudzielec wycelował rewolwer w brzuch Diany Lovesey.
– Idziemy! – warknął.
Nie zareagowała.
Nancy aż przestała oddychać z przerażenia. Dlaczego zabierali ze sobą Dianę? Miała okropne przeczucie, że zna odpowiedź na to pytanie.
Joe szturchnął lufą rewolweru delikatną pierś kobiety. Diana krzyknęła z bólu.