Выбрать главу

Chyba nie. Siostra próbowałaby swoimi złośliwymi komentarzami podtrzymać w niej płomyk życia, próbowałaby apelować do jej poczucia humoru.

Nagle udało się Mirandzie otworzyć oczy. Stało wokół niej wielu ludzi, a wszyscy rozjaśnili się stwierdziwszy, że chora na nich patrzy.

– Hej, żywy trupie! – zawołała Indra wesoło. – Jak ci się udało wykonać zadanie?

Miranda zachrypiała ostro z ledwo widocznym uśmiechem w kącikach warg:

– Sama… wi… dzisz… re… zultaty.

– Oczywiście. Ale witaj z powrotem, witaj w Królestwie, i witaj w życiu!

Indra jak zwykle mówiła swobodnie, w jej głosie brzmiała ironia, ale czyż teraz nie wyczuwało się w nim również lekkiego drżenia?

– Ojciec był tutaj przez cały czas – oznajmiła. – Niczym zmartwiona kura czuwał nad swoim pisklęciem, które oddaliło się od domu i zabłądziło. Chociaż akurat teraz ojciec śpi.

Miranda zaniepokoiła się bardzo. Próbowała usiąść, ale bez powodzenia, opadła z powrotem na poduszki.

– Jak długo… ja tutaj…?

– Spokojnie! Tylko jedną dobę.

– Jedna doba? To dla Gondagila dwanaście dni! Muszę wyjść! Muszę… do Ciemności.

– No, no – uspokajał ją lekarz. – Nic nie będziesz musiała jeszcze przez długi czas.

– Ale on czeka. Nie mogę zawieść…

– Wiemy o tym – rzekła Indra tak samo obojętna jak przedtem. – Marco nam opowiadał. Nie możesz nic zrobić, dobrze o tym wiesz.

Ale Gondagil musi dostać wiadomość, chciała zawołać Miranda. Chciała zresztą powiedzieć o wiele więcej, gdyby ktoś znowu nie zrobił jej zastrzyku w ramię, po którym, mimo gwałtownych protestów, natychmiast zasnęła. Zachowywali się wobec niej niesprawiedliwie, czy oni naprawdę niczego nie rozumieją? Czy nie domyślili się, jak wiele Gondagil i ona dla siebie nawzajem znaczą?

Nie, żadne z nich zdawało się tego nie pojmować.

Przedziwne obrazy pojawiały się w snach Mirandy. Były to sny tego typu, których nienawidziła najbardziej, gdzieś powinna dotrzeć, do jakiegoś miejsca, ale nigdy nie zdołała osiągnąć celu.

Tym razem miał się odbyć ślub, nie wiadomo jednak, kto się żenił, bowiem bohaterowie nieustannie się zmieniali. Zadaniem Mirandy było sprowadzenie dużego, silnego Warega z Królestwa Ciemności, ale Ram oświadczył, że on już jest w Królestwie Światła, nikt tylko nie chciał jej powiedzieć, gdzie się znajduje, więc rozpaczliwie go szukała. Pan młody dostał od kogoś w prezencie trzy małe szczeniaki i jeden z nich uciekł z koszyka. Ponieważ widziała to tylko Miranda, właśnie ona musiała pobiec go szukać.

Nieoczekiwanie uświadomiła sobie, że musi iść do lekarza, który przyjmował w jakimś domu na najwyższym piętrze. Portier jednak zagrodził jej drogę, ponieważ jakoby tego dnia żaden lekarz nie pracował. Nieubłaganie zbliżała się pora ceremonii ślubnej i Miranda zaczynała się bardzo niepokoić, tłumaczyła, że jest właśnie na dzisiaj umówiona z lekarzem. Wtedy portier zadzwonił na górę do gabinetu i powiedział, że rodzina Mirandy idzie do lekarza, bo zamówiła wizytę.

Miranda nie miała czasu tłumaczyć portierowi, o co chodzi, bo oto w pobliżu pokazał się szczeniak i pobiegła go złapać, by nie wpadł pod jakiś pojazd. Trzymając psa w objęciach, szukała wejścia do domu, ale znalazła się w jakimś garażu, a ów mężczyzna z Ciemności, którego tak polubiła, chociaż nie mogła sobie przypomnieć jego imienia, był bardzo ładnie ubrany. Jak ona sama zdoła się przebrać we śnie? Następne obrazy dotyczyły jakichś wysokich budynków, Miranda wciąż bezskutecznie szukała windy, którą mogłaby dojechać do lekarza, a przecież musiała się do niego jak najprędzej dostać.

Kiedy następnym razem Miranda ocknęła się ze snu czy omdlenia, trudno stwierdzić, w jakim stanie się znajdowała, wszystko wyglądało lepiej, w każdym razie pod względem fizycznym.

Wciąż jednak dręczyły ją strach i zniecierpliwienie. Gondagil czekał. Ile czasu już minęło?

Głosy zebranych w pokoju świadczyły, że wszyscy są bardzo podnieceni. Choć mówili prawie szeptem, wyczuwała wielkie zdenerwowanie, ludzie wybiegali i wbiegali do środka, był wśród nich ojciec, słyszała to wyraźnie, a przede wszystkim Indra. Słyszała, że są też Jaskari i Elena, rozpoznawała obecnych po głosach.

Trudno jej było natomiast zrozumieć, co mówią, wykrzykiwali bowiem coś jedno przez drugie.

Miranda otworzyła oczy, uznała, że jest już prawie całkiem wyleczona. Szklanka z wodą stała na stoliku tuż przy łóżku, chora napiła się, bo w dalszym ciągu miała sucho w ustach. Przypuszczała, że to z powodu masy lekarstw, którymi ją faszerowano.

Nikt nie zwrócił uwagi, że Miranda nie śpi, stali w gromadzie pośrodku pokoju i dyskutowali, wszyscy byli bardzo poważni.

– Nie gdaczcie tak – rzekła Miranda ochryple. – Jestem już zdrowa, nie ma się o co martwić.

Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.

– To nie o ciebie się martwimy, zarozumialcze – powiedziała Indra. – Ty już sobie poradzisz. Nie, w czasie, kiedy leżałaś tutaj i dawałaś się rozpieszczać oszałamiająco przystojnym lekarzom, przytrafiły się dużo gorsze rzeczy.

– O co chodzi, co się stało?

– Jori. Jori zniknął.

– Zniknął?

– Bez śladu!

2

– Czy człowiek nie ma prawa skupić na sobie uwagi, żeby mu inni zaraz nie zaczęli zazdrościć? – próbowała żartować Miranda. – Co ten szaleniec wymyślił tym razem?

– Nie wiemy. Wyszedł z domu dwa dni temu. I wszelki słuch po nim zaginął.

Miranda natychmiast wychwyciła to, co dla niej było najbardziej interesujące.

– Przed dwoma dniami? A jak długo ja tutaj leżę?

– Trzy doby.

– O, nie!

Trzy razy dwanaście? Trzydzieści sześć dni! Od trzydziestu sześciu dni i nocy Gondagil czeka na nią i dotychczas nie otrzymał żadnego znaku życia. Co sobie pomyśli?

– Jori jest w Królestwie Światła bezpieczny – mruknęła.

– Istnieje tylko jeden problem, Mirando – oświadczył Jaskari spokojnie. – Ten mianowicie, że wygląda na to, iż Joriego nie ma w Królestwie Światła.

– Opowiedzcie mi wszystko ze szczegółami!

– Nie znamy żadnych szczegółów. W każdym razie bardzo niewiele. Oko Nocy szedł po jego śladach aż do łąk za miastem Saga. I tam się one po prostu urwały. Nagle i nieoczekiwanie.

– A jego powietrzna gondola?

– Jest w domu. My z początku myśleliśmy tak jak ty, że z łąk odleciał gondolą. Nikt go jednak stamtąd nie zabierał.

– Czy pytaliście wszystkie duchy, elfy i tym podobne?

Tym podobne? Kto mógłby się kryć pod tego rodzaju określeniem?

– Oczywiście – odparł Jaskari. – Nikt go nie widział. Taran odchodzi od zmysłów, a Uriel z czarnoksiężnikami i z Markiem próbują za pomocą sił psychicznych ustalić, gdzie się Jori znajduje.

Miranda kiwała głową, ale myślami była gdzie indziej. Zastanawiała się, próbowała rozumować jasno, choć to chyba zbyt wielkie wymaganie dla kogoś znajdującego się w takim stanie jak ona. Zwróciła się do sympatycznego lekarza i zapytała:

– Czy to prawda, co powiedziałeś o pijawce?

– Co takiego? Ach, to! Nie, oczywiście, że nie, ale straciłaś niewiarygodnie dużo krwi. Żaden zwykły człowiek nie przeżyłby czegoś takiego.

W takim razie jestem niezwykła, uznała Miranda.

Rozejrzała się wokół. W chwilach przytomności stwierdziła obecność większości członków rodziny i przyjaciół przy swoim posłaniu. Odniosła wrażenie, że czuwają przy niej grupami, na zmiany. Pewnego razu były tu najmłodsze dziewczynki, Siska, Sassa i Berengaria w towarzystwie Oka Nocy, Indianina. Często przychodziła Elena z Jaskarim. Indra i ojciec, oczywiście, i różni przedstawiciele starszego pokolenia. Armas, tak, we wspomnieniach majaczyła jej również wizyta Dolga i Marca…