Po dziesięciu minutach, kiedy sztorm przycichł, Miranda poprosiła, by pomógł jej wstać. Próg boleśnie uwierał ją w plecy.
Gondagil czynił sobie wyrzuty, że zachował się tak gwałtownie, naprawdę nie miał takiego zamiaru.
– Gdybyś był łagodny i cierpliwy, nie byłbyś sobą – uśmiechnęła się Miranda. – Ty jesteś Gondagil, i w takim właśnie się zakochałam. Takiego chcę mieć.
Wtedy on znowu wziął ją w ramiona.
– Teraz mogę powiedzieć, że dostałem od życia wszystko – rzekł cicho. – Absolutnie wszystko!
28
W szpitalu rozpoczął się nowy dzień. Oriana leżała zamyślona w swoim łóżku.
Czuła, że coś się dzieje, tak jak poprzedniego wieczora domyśliła się, że lekarze nie mogą już dla niej nic więcej zrobić. Przerzuty raka objęły całe ciało, choroba toczyła organy, które najtrudniej leczyć.
Będzie więc znowu musiała pogodzić się z myślą o śmierci. Tym razem wydawało się to szczególnie trudne. Atak Kenta poważnie podkopał jej zdrowie, wszelkie siły się wyczerpały, powróciły straszne bóle, choć przedtem tutaj w szpitalu lekarze potrafili już utrzymywać je w szachu.
To był fantastyczny szpital, z niezwykłym personelem i nieprawdopodobnymi możliwościami. Ale wobec tak ciężkiego przypadku choroby nowotworowej również tutejsi lekarze musieli ulec.
Oriana płakała cicho. Tak bardzo chciałaby żyć w tym świecie, w którym mieszkali tylko szczęśliwi, życzliwi ludzie. Kent miał zostać odesłany z powrotem, tak powiedział ów sympatyczny Ram, ale sprawiał wrażenie zagniewanego, kiedy wyznała, że niepokoi się o los Kenta. O, nie, nie powinna martwić się o tego człowieka. Teraz Oriana też tak myślała. Skończyła z nim definitywnie i jego odejście przyjmie jako wielką ulgę.
Zresztą on pewnie już wyjechał.
Wokół panował spokój. Od czasu do czasu słyszała na korytarzu energiczne kroki pielęgniarki, która miała dziś nowe buty, poza tym było cicho. To cudowne słoneczne światło, które zdawało się wypełniać wszystko, płonęło za oknem i stanowiło jednak jakąś pociechę. Oriana nie chciała myśleć, bo nie widziała przed sobą przyszłości.
Tylko śmierć. Wielkie nieznane.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł ktoś cicho.
Oriana spojrzała na niego z zaciekawieniem. Był to nieziemsko piękny mężczyzna. O czarnych oczach tak mądrych, jakby skupiła się w nich cała wiedza świata.
Lemur? Nie, nie wyglądał dokładnie tak jak oni. Istota jakby stanowiąca pośrednie ogniwo pomiędzy Lemurami i romantycznymi młodzieńcami, którzy istnieli w czasach Schillera i Goethego. Lord Byron… Wszyscy ci utalentowani młodzi ludzie z weltschmerzem w spojrzeniu.
Kto to, na Boga, jest? I czego od niej chce?
– Dzień dobry, Oriano – przywitał się dziwnie śpiewnym głosem. – Jestem Dolg. Albo Dolgo, jeśli wolisz, bo przecież jesteś Włoszką i pewnie bardziej podoba ci się ta forma mojego imienia.
Dolgo? Syn czarnoksiężnika!
Tak, to może być on. Ale czego od niej chce?
Strażnicy świętych kamieni pozwolili, by Dolg pożyczył szafir. Prawdę powiedziawszy tylko on, i jeszcze dwóch czy trzech innych miało prawo zbliżać się do kamieni. Czerwony farangil nie znosił, kiedy podchodził do niego ktoś obcy, jakiś czas temu zdarzyło się straszne nieszczęście, kiedy jeden z mieszkańców miasta nieprzystosowanych zdołał zakraść się do pomieszczenia, zamkniętego dla wszystkich, do którego zaglądano jedynie przez grube szklane szyby. Otóż ten człowiek skończył bardzo źle. Migotliwe światło mieniące się czerwienią, błękitem i fioletem oślepiło go tak, że nie widział nic. Był jednak zdecydowany przywłaszczyć sobie szlachetne kamienie i poprzez to zdobyć władzę nad innymi, więc po omacku brnął dalej.
Niebieskiego kamienia może mógłby dotknąć, nigdy się tego nie dowiedzieli. Człowiek ów bowiem najbardziej pożądał bajecznie pięknego farangila, a ten go po prostu spalił, unicestwił w jednym okamgnieniu, zanim Strażnicy zdążyli dobiec. Pozostało im tylko zmieść na kupkę popiół, jaki został z nieszczęśnika.
Ale Dolg mógł tam wchodzić bez obawy. To przecież on uratował kamienie, on spełnił marzenie wielu tysięcy lat, dzięki niemu cudowne klejnoty znalazły się w Królestwie Światła.
Tak więc Dolg poszedł do skarbca, zatrzymał się w progu i pozdrowił kamienie z wielkim szacunkiem.
– Moi drodzy przyjaciele – powiedział, a pokój wypełniał się coraz jaśniejszym mieniącym się czerwono i niebiesko światłem. – Pomogliście mi przejść przez wiele trudnych prób, przeżyć wiele ciężkich chwil. Czy pomożecie mi raz jeszcze?
Fajerwerk światła był odpowiedzią.
– Muszę prosić niebieski szafir o uratowanie życia pewnej dobrej kobiety.
Nie oczekiwał reakcji, jaka nadeszła. Czerwony farangil rozpłomienił się tak intensywnym, płonącym światłem, jakby klejnot zanosił pokorne modły.
Dolg zwrócił się ku niemu.
– Czy ty również pragniesz pomagać? – zapytał zdumiony. – Owszem, mój drogi przyjacielu, zaraz to załatwimy!
Nie rozumiał, co się dzieje. Farangil nie był przecież kamieniem pociechy, on nikogo nie ratował. To był agresywny kamień służący do obrony, bardzo, ale to bardzo niebezpieczny.
Obcy, którzy byli strażnikami w tej świątyni, pełni obaw pozwolili Dolgowi zabrać ze sobą oba kamienie, umieszczone każdy w swoim złotym pojemniku.
I oto teraz Dolg znajdował się z nimi u Oriany. Siedział na krawędzi łóżka Włoszki, a klejnoty położył ostrożnie przy sobie.
– Słyszałem, że jesteś ciężko chora – rzekł łagodnie.
– Jestem, niestety. A tak bardzo chciałabym tutaj pożyć.
Udręczona Oriana patrzyła na młodego człowieka. On uśmiechał się do niej łagodnie.
– Dlatego właśnie jestem u ciebie – oznajmił. – Sam nie potrafiłbym dokonać zbyt wiele, ale mam tu dwóch przyjaciół, którzy chyba potrafią więcej.
– Nikt nie może mi pomóc – westchnęła Oriana. – Na to trzeba by cudu.
– I właśnie tego teraz spróbujemy.
Co on chce przez to powiedzieć? Czyżby on był…
Przestała w ogóle cokolwiek myśleć, kiedy Dolg wyjął z jednego pojemnika mieniącą się kulę. Wprost nie mogła się napatrzyć temu klejnotowi, który wypełniał pokój migotliwą niebieską poświatą. Wszystko wokół niej stało się niebieskie. Delikatnie i ciepło niebieskie.
– Czy to jest kamień? – spytała z niedowierzaniem. – Kamień szlachetny?
Skinął głową.
– To szafir. Nie ma sobie równego.
– W to mogę uwierzyć – rzekła matowym głosem. – Jaki wielki!
Dolg musiał trzymać klejnot obiema rękami, rzeczywiście był ogromny.
Syn czarnoksiężnika miał poważny dylemat. Co zrobić z farangilem? Czerwony kamień sam chciał, żeby go tutaj przyniesiono. Ale on przecież może zabijać! Co się więc stanie, jeśli zostanie wyjęty…? Mogą pojawić się trudności.
Ostrożnie zajrzał do drugiego pojemnika. Farangil pulsował stłumioną czerwienią, ale bardzo, bardzo słabo. Dolg, który potrafił tłumaczyć jego sygnały, skinął głową.
– Zachowujesz się wyczekująco – szepnął. – To bardzo dobrze.
Potem znowu odwrócił się do Oriany.
– Rozmawiałem z ordynatorem twojego oddziału, powiedział mi, które części twojego ciała są najbardziej chore. Wygląda na to, że choroba się rozprzestrzeniła. Zacznijmy wobec tego od głowy, podobno cierpisz na silne bóle.
– Tak, z każdym dniem coraz straszniejsze.
– Zobaczymy, czy uda się temu zaradzić. Niebieski szafir posiada cudowne właściwości, dobrze o tym wiem, ponieważ pomógł mi pewnego razu na Islandii, kiedy stoczyłem się ze zbocza i bardzo potłukłem. Nie mówiąc już o tym, co zrobił dla mojego ojca…