– A cóż on takiego zrobił dla twojego ojca, czarnoksiężnika?
– Wskrzesił go do życia – odparł Dolg cicho.
– Ooo – szepnęła Oriana. Nie bardzo wiedziała, czy ma w to wierzyć, czy nie.
Dolg oparł roziskrzony szafir o jej czoło. Oriana leżała spokojnie i czuła, jak potworny ból ustępuje, najpierw w karku i ramionach, potem w głowie. Czuła ulgę ponad karkiem, w szczękach, w skroniach, ból przesuwał się i zbierał w jednym punkcie, tam, gdzie kamień dotykał czoła.
Miała wrażenie, jakby szafir wyjął ból z jej głowy i wessał go w siebie.
– Och, Dolgo – wyszeptała, bo rzeczywiście wolała nazywać go włoską odmianą imienia. – Dolgo, to cudowne!
– Widzę – uśmiechnął się. – No to jedźmy dalej. Lekarz powiedział, że cały układ kostny jest zaatakowany. Czy pozwolisz, że będę dotykał twojej skóry?
Wahała się przez chwilę.
– Naturalnie, czyniący cuda Dolgu – mruknęła odrobinę skrępowana.
Dolg właśnie zamierzał odsunąć na bok kołdrę, kiedy oboje podskoczyli, bo drzwi zostały gwałtownie otwarte. Oczy Oriany rozszerzyły się z przerażenia.
– Kent!
– Tak, właśnie – syknął jej znienawidzony mąż. – Czy oni naprawdę wierzyli, że mnie pokonają? Mnie? A teraz ty zapłacisz za całe upokorzenie, jakie musiałem znieść… Kto to, do cholery, jest? Czy już zdążyłaś poszukać sobie kochanka?
Dolg siedział w milczeniu i patrzył, jak czerwona poświata rozrasta się w pojemniku z farangilem. Widział, że szalony z wściekłości człowiek trzyma w ręce kuchenny nóż i nie zawaha się przed jego użyciem.
Wiedział również, że strażnicy ścigają tego nędznika.
Spokojnie wyjął farangil.
Tylko Dolg mógł trzymać kamień w rękach. Żaden ze Strażników nie byłby w stanie tego robić, Obcy także nie, nawet Móri. Jak było z Markiem, nikt nie wiedział, ale jest mało prawdopodobne, by potrafił panować nad nie poddającym się nikomu kamieniem.
Dolg uniósł farangil w stronę Kenta, a mordercze ciemnoczerwone promienie natychmiast spaliły człowieka, który najpierw wrzeszczał i wił się w potwornych boleściach, potem umilkł, a wkrótce jego ciało przemieniło się w szary popiół.
Klejnot dokonał tego, czego chciał, i żar powoli wygasał, przemieniał się w pulsującą, mroczną czerwień. Dolg odłożył kamień z cichym podziękowaniem. Oriana była wstrząśnięta. Bała się, że serce odmówi posłuszeństwa, ale widocznie było jeszcze silne. Ten niezwykły młody człowiek, obdarzony wiedzą niczym Matuzalem, zwrócił się do niej i spytał spokojnie:
– Możemy kontynuować?
Tak więc brzemienna w ważne wydarzenia noc świętojańska pozostała już tylko wspomnieniem w pamięci tych wszystkich, którzy podczas jej trwania zostali zaczarowani, omamieni lub przestraszeni.
Miranda z błogosławieństwem taty Gabriela przeniosła się do domu Gondagila. Przedtem jednak ich związek został zalegalizowany przez władze. Jakiś porządek powinien mimo wszystko panować. Postanowiono zbudować dla nich dom w lesie, bo mała chatka była potrzebna jako przejściowe mieszkanie dla nowo przybyłych.
Najbliższym sąsiadem młodej pary miał być Oko Nocy, co wszystkich troje bardzo cieszyło.
Tsi-Tsungga dostał od Strażników nową gondolę. Nie dlatego, że sobie na to zasłużył, ale tak strasznie rozpaczał po utracie starego pojazdu, że Strażnicy się zmiłowali. Podejmował teraz codzienne podniebne wyprawy i budził dreszcz grozy we wszystkich, których napotykał po drodze. Czik wiernie siadywał u jego boku, teraz w małej klatce na stałe wbudowanej w gondolę. Tsi nie chciał ryzykować, że po raz drugi utraci przyjaciela.
Kiedy nie podejmował swoich szalonych wypraw gondolą, z upodobaniem spędzał czas w lesie na drzewie i na swoim flecie wygrywał smutne melodie o bezgranicznej samotności. Nikt tego jednak nie traktował poważnie, Tsi-Tsungga miał na to zbyt wielu przyjaciół.
Jori odgrywał rolę centrali informacyjnej dla całego królestwa, jeśli chodzi o sprawy Gór Czarnych, a przynajmniej ich przedpola. Nikt tak się nie przechwalał szaloną wyprawą jak on. Jego opowiadania przerażały słuchaczy, zwłaszcza że ubarwiał je wytworami swojej fantazji.
Trzy najmłodsze dziewczyny nie rozmawiały ze sobą o snach, jakie miały w noc świętojańską. Berengaria obiecała solennie, że w przyszłym roku nazbiera prawdziwych polnych kwiatów, a Sassa prychała i nie chciała powiedzieć, kto jej się wtedy przyśnił. Siska chodziła zamyślona. Nie, ona też nie chciała ujawnić, kto ukazał jej się w roli kandydata do ręki, nigdy w życiu! W jej oczach jednak często widziało się zdumienie. W ogóle miewała ostatnio tajemniczą minę, ale to pewnie dlatego, że została wybrana do Najwyższej Rady. Zasiadały tam obie z księżną Theresą i miały wiele wspólnych tematów.
Theresa przypominała sobie ze smutkiem wszystkie noce świętojańskie, jakie przeżyła w zewnętrznym świecie. Teraz i tych, spędzonych w Królestwie Światła, też było coraz więcej. Kiedy Theresa myślała o ostatniej, zawsze przenikał ją dreszcz i biegła szybko do małego ołtarzyka z wizerunkiem Madonny, by podziękować jej za powrót ukochanego prawnuka Joriego z diabelskiej siedziby, jak nazywała Góry Czarne.
Paula przeżyła porządny wstrząs, nie tylko z powodu trudnych do zrozumienia wydarzeń nocy świętojańskiej, lecz także dlatego, że została skrzyczana. To rzeczywiście głupi pomysł nazywać się Orianą, rozumiała to teraz sama. Mogła przecież w ten sposób przyczynić się do śmierci prawdziwej Oriany. A przecież wcale tego nie chciała, Paula była przyjazną duszą i lubiła Orianę. Z opowieściami na temat swoich czarodziejskich zdolności też była ostrożniejsza, bo tutaj takie gadanie mogło mieć konsekwencje. Wszędzie aż się roiło od prawdziwych znawców magicznych sztuk, więc jej amatorszczyzna zostałaby bardzo szybko odkryta.
W królestwie elfów ponownie zaprowadzono spokój. Nikt już nie tęsknił, by wyruszyć do Gór Czarnych, mieszkańcy królestwa nie myśleli o niczym takim, pragnęli pozostać w swoim cudownym lesie.
No, może jednak był ktoś, kto tęsknił do przeprowadzki. Mała Fivrelde nieustannie dawała do zrozumienia swojemu Dolgowi Lanjelinowi, że w dużym lesie czuje się niedobrze. Źle sypia, bo w jej domu jest zimno i potwornie wieje. Dolg w to oczywiście nie wierzył, bo przecież w Królestwie Światła nie ma ani wiatru, ani przeciągów. Mała panienka z rodu elfów znajdowała setki innych wymówek, jak na przykład to, że Dolg potrzebuje kogoś, kto by go pilnował, a ona czuje się samotna i tak dalej.
W końcu pozwolił jej zamieszkać w swoim pięknym ogrodzie. Obiecał, że będą razem jadać śniadania na tarasie. Będą razem spacerować. Postawił tylko warunek, że nigdy nie wolno jej wchodzić do wnętrza domu, pragnął zachować mimo wszystko trochę prywatności.
Fivrelde była wzruszona i natychmiast się przeprowadziła, zajęła najpiękniejsze miejsce, pod oknem jego sypialni, ponieważ, jak twierdziła, Dolg potrzebuje ochrony, na wypadek gdyby zagroził mu ktoś z Królestwa Ciemności albo z miasta nieprzystosowanych. Ignorowała przy tym kompletnie fakt, że Dolg ma znakomitego obrońcę Nera. To absolutnie nie to samo.
Tak więc noc świętojańska minęła szczęśliwie dla wszystkich z wyjątkiem istot obdarzonych złymi charakterami. Potomek Feme skończył w zamknięciu. Kent został unicestwiony, paskudne pełzające stwory na górskiej ścianie straciły obiad, a wszystkie nieznane i niewidzialne bestie z Gór Czarnych musiały patrzeć, jak zdobycz wymyka im się z rąk.
Mieszkańcy miasta nieprzystosowanych uspokoili się, tam też nikt już nie tęsknił do złych gór. Znowu było jak przedtem, wszyscy się na coś skarżyli i wszyscy czuli się źle, ponieważ oni w ogóle źle się czuli. Byli to po prostu pospolici, pozbawieni wdzięku i wyobraźni ludzie, oni skarżyliby się również na Ziemi, tęsknili do obecnych warunków i mówili: „W Królestwie Światła wszystko było inaczej! Tam to dopiero było życie!”