Выбрать главу

Spojrzała na szklany dzbanek z herbatą, stojący na balustradzie w promieniach słońca. W bursztynowym płynie pływały i wirowały herbaciane torebki, jak martwe ciała w ciepłym morzu.

W głębi domu usłyszała dzwonek telefonu.

Serce jej na chwilę zamarło.

Nikt nie musiał jej mówić, że to złe wieści.

– Uporządkujmy fakty. – Troy powiesił marynarkę na oparciu krzesła w kuchni Caitlyn. – Josh nie żyje. Mogło to być samobójstwo albo morderstwo. Policja wciąż się nad tym zastanawia. Wszystko do tej pory się zgadza, tak?

– Tak. – Caitlyn nalała świeżej wody do miski Oskara, mając nadzieję, że nie wygląda na tak wyżętą, jak się czuje. Zadzwoniła do brata i zostawiła mu wiadomość zaraz po wyjściu policji. Zjawił się dwie godziny później, jak tylko odsłuchał jej wiadomość, oddzwonił i utorował sobie drogę przez tłum reporterów krążących przy frontowej bramie. Wyglądał raczej na wkurzonego niż zasmuconego śmiercią szwagra.

Tak jak przewidział detektyw Reed, ekipy telewizyjne i reporterzy lokalnych gazet pojawili się wkrótce po odjeździe policji. Dzwonili do drzwi, a kiedy Caitlyn nie otwierała, zajęli pozycje na chodniku przed domem. Kamerzysta filmował stojącą przed bramą domu szczupłą kobietę w eleganckiej fioletowej bluzce z czarną apaszką. Poczuła ucisk w żołądku. Znowu. Żadnych kamer. Żadnych reporterów. Żadnych pytań o intymne szczegóły z jej życia.

– Nie potrafią powiedzieć, czy sam się zabił, czy ktoś mu w tym pomógł? – zapytał Troy, a jego wibrujący głos sprawił, że wróciła do rzeczywistości. Boże, musi się pozbierać; nie pozwoli, żeby ktokolwiek, nawet Troy, dowiedział się o jej lękach.

– A… tak, znaczy… Jestem pewna, że potrafią. To tylko musi potrwać.

Troy prychnął pogardliwie.

– Najlepsi w Savannah. Nic im nie powiedziałaś, prawda? – Nieustępliwe, niebieskie oczy przyglądały jej się badawczo, szukały jakiejś skazy, kłamstwa.

– Nie mogłam. Ja nic nie wiem.

Poza tym, że na piętrze było pełno krwi. Cholernie dużo krwi. To nie była krew Josha. Nie mogła być! Caitlyn osunęła się na krzesło wyczerpana i śmiertelnie przerażona.

– Ale na pewno jesteś jedną z głównych podejrzanych. – Troy zmarszczył brwi. Stał wyprostowany jak struna, szerokie ramiona, wąskie biodra, ciemne włosy, tylko na skroniach pojawiło się kilka siwych pasemek. Miał trzydzieści trzy lata i był w świetnej formie. – Wszyscy wiedzą, że Josh miał romans i zamierzał się z tobą rozwieść.

– Jak to miło z twojej strony, Troy – mruknęła. – Nie owijasz w bawełnę.

– Właśnie. Znalazłaś się w trudnej sytuacji.

– Ja? – zapytała. – Co chcesz powiedzieć? Że zabiłam Josha?

– Oczywiście, że nie.

Wciąż była wzburzona.

– Wiesz, przydałoby mi się trochę wsparcia. To był fatalny dzień i jeszcze się nie skończył. – W jej oczach błysnęły łzy. Ale nie podda się. Oskar, czując nadchodzącą awanturę, wśliznął się na swoje ulubione miejsce pod stołem.

Troy stał zapatrzony na ogród, pobrzękując kluczami.

– Przepraszam. Nie… nie nadaję się na psychoterapeutę.

– Nie ulega wątpliwości.

– Ale musisz spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że bez wątpienia jesteś podejrzana. – Przeczesując palcami włosy, westchnął jak człowiek mocno zmęczony życiem. Tak jakby los ostatniego żyjącego mężczyzny z klanu Montgomerych był czasami nie do udźwignięcia.

– Może powinnaś wyprowadzić się na jakiś czas.

– Ale to jest mój dom.

– Wiem, wiem, ale może byłoby lepiej, gdybyś wyjechała teraz z miasta, zatrzymała się u mamy w Oak Hill.

– Chcesz powiedzieć: ukryła się?

– Tego nie powiedziałem.

– Nie jestem przestępcą, Troy. – Nie ustępowała, wzięła się w garść i z uporem próbowała rozwiać własne wątpliwości.

– Tylko ofiarą. – Usta zacisnęły mu się w powstrzymywanym gniewie. – Jezu, zawsze ofiarą!

– Wiedziałam, że nie powinnam do ciebie dzwonić – odparowała.

– Więc dlaczego to zrobiłaś?

Sięgnęła do lodówki po butelkę wody i odkręciła korek.

– Policja nie chciała, żebym została sama.

– Więc zadzwoniłaś do brata?

– Byłeś najbliżej. – Czasami Troy zachowywał się nieznośnie, tak jak i reszta rodzeństwa. Jak tylko wykręciła numer do jego biura, wiedziała, że robi błąd. – Powiedzmy to sobie jasno. Zadzwoniłam do ciebie, ale nie dlatego, że jesteś jedynym facetem w rodzinie, rozumiesz?

– Posłuchaj Caitlyn…

Gwałtownie uniosła do góry rękę, jakby chciała odeprzeć atak.

– Nieważne, zostawmy to. Chciałam zadzwonić do Kelly.

– Kelly? Na miłość boską, Caitlyn. Nawet o tym nie wspominaj!

– Ale… – Znów popełniła błąd, wspominając o Kelly.

– To byłoby szaleństwo i doskonale o tym wiesz! – Zmarszczył ciemne brwi. – A, już rozumiem! Twoja linia obrony będzie opierać się na niepoczytalności. Kelly! – cmoknął.

– Przestań! Nie jestem winna. Nie jestem szalona. A… a… Josh nie żyje. – Głos jej się załamał. – Był sukinsynem, w porządku, wiem o tym, le… kiedyś naprawdę go kochałam. – Czuła, jak policzki ją palą przy tym wyznaniu. – Był moim mężem. Ojcem Jamie.

– Który ożenił się z tobą tylko dla pieniędzy.

Słowa spadły na nią lodowatym deszczem. Były ohydne, ale prawdziwe. Oskar zaskomlał spod stołu.

– Troy, proszę cię, ocal moją godność i nie rozwiewaj moich złudzeń, dobrze?

Ku jej zaskoczeniu podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu. Zrobił to jednak z widocznym wahaniem, jakby obawiał się, że Caitlyn zaraz przyjdzie do głowy coś głupiego, na przykład odwróci się i wtuli twarz w jego ramiona. Zawsze wolał trzymać ludzi na dystans. Nigdy nie pozwolił Caitlyn ani nikomu innemu zbliżyć się do siebie. Dwa lata młodszy od Caitlyn i Kelly, jedyny żyjący syn Montgomerych… Od dziecka musiał dźwigać na swoich barkach nie lada ciężar.

– To nie takie proste, Caitlyn. Twoje złudzenia wpędzają cię w tarapaty. I to nie po raz pierwszy. Za to pierwszy raz w tak wielkie.

– Masz rację – przyznała, żałując swojego wybuchu. – Troy, dzięki, że przyszedłeś. Musiałam z kimś porozmawiać i myślałam, że mogę na ciebie liczyć. Mogłam zadzwonić do Amandy. Też ma niedaleko z biura, ale nie jestem pewna, czy dziś nie pracuje w domu. Zresztą wiesz, jaka z niej pracoholiczka, wiecznie zajęta.

– A ja nie?

Caitlyn zdobyła się na uśmiech, zniknęły resztki jej wściekłości.

– Jesteś szefem banku.

– To dodatkowy powód, żeby siedzieć w pracy. Nawet w sobotę. – Ścisnął delikatnie jej ramię. – Wiesz, że przyjechałem tu do ciebie… Tylko nie potrafię cię wesprzeć.

– Bo zawsze musisz odgrywać takiego macho. Gdzieś od dwunastego roku życia, prawda? Jesteś jak jeżozwierz. Kłujący z wierzchu, miękki w środku.

– A Amanda cała ze stali? – spojrzał na zegarek i skrzywił się. – Muszę koniecznie wrócić do banku. Mam spotkanie z klientem.

– W porządku. Poradzę sobie.

Nie był przekonany.

– Może pojedziesz na kilka dni do mamy? Policja tymczasem zorientuje się, co jest grane, a te sępy – wskazał kciukiem w stronę frontowych okien – znajdą sobie inne ścierwo do rozszarpania.

– Ładnie powiedziane – mruknęła. Przez firanki zobaczyła, że dziennikarka w fioletowej bluzce idzie do furgonetki. Kamerzysta pakował sprzęt do futerałów.

– Nie daj się zwieść. Jak ci wyjadą, przyjadą nowi, i to jeszcze więcej.

– Nic mi nie będzie.

– Na pewno? – Pytanie odbiło się echem po całym domu.

Nie powiedział, co naprawdę o tym sądzi. Bo naprawdę, tak jak cała rodzina, uważał, że Caitlyn nigdy nie będzie zupełnie normalna, że zawsze będzie ją prześladować przeszłość. Ta tragedia też zostanie z nią już na zawsze. Caitlyn widziała wiele razy, jak siostry i Troy wymieniają znaczące spojrzenia, a potem pośpiesznie odwracają wzrok, by ich nie przyłapała.