Выбрать главу

Troy przytaknął i zgasił papierosa w popielniczce stojącej na balustradzie ganku.

– I nikomu nie przyszło do głowy, żeby do mnie zadzwonić?! – Powiedziała z furią, patrząc na brata zmrużonymi oczami.

– Caitlyn zadzwoniła do mnie – wyjaśnił, przeczesując włosy sztywnymi palcami.

– Świetnie! A ja sobie siedzę w biurze i nagle Rob Stanton – jeden ze wspólników – zagląda do pokoju i mówi, żebym poszła do sali konferencyjnej i obejrzała wiadomości o dwunastej. Jezu, czy nikt nie mógł chwycić za cholerny telefon i powiedzieć, co się dzieje? – Policzki jej pałały, a usta zacisnęły się w wąską kreskę.

– Powinniśmy byli tak zrobić – przyznał Troy.

– Potem próbowałam się do ciebie dodzwonić – zwróciła się do Caitlyn. – Ciągle włączała się sekretarka.

– Nie odbierałam telefonów. Wiesz, dziennikarze.

– Pewnie. Ohydni padlinożercy. Zwęszą najmniejszy ślad skandalu i zaraz wypełzają na światło dzienne. – Zaczerpnęła powietrza i potrząsnęła głową, jakby chciała uporządkować myśli; głos jej złagodniał. – Boże, Caitie, jak się czujesz?

– Bywało lepiej.

– Policja ją przesłuchiwała – wtrąciła Berneda.

– Tylko wpadli powiedzieć mi o Joshu.

– Ale przecież nie jesteś podejrzana? – Twarz Bernedy przybrała kolor sponiewieranych pogodą ścian domu.

– Powiedziała, że nie wie, co podejrzewa policja – wyjaśnił Troy najstarszej siostrze. – Josh popełnił samobójstwo albo… albo ktoś mu w tym pomógł, prawda Caitlyn? Czy nie tak ich zrozumiałaś?

– Cholera – wymamrotała Amanda.

– Jeśli okaże się, że to zabójstwo, zaczną się nam baczniej przyglądać. – Troy dostrzegł przerażone spojrzenie matki. – Daj spokój, mamo, wiesz, jaka jest procedura. Rodzina i znajomi ofiary zawsze są najbardziej podejrzani. Już przez to przechodziliśmy.

– Zbyt często – zgodziła się, obserwując motyla przemykającego wśród bzów.

– Ale nie są pewni, że to morderstwo. To dobrze – myślała na głos Amanda.

– Nie ma w tym nic dobrego – zauważyła Berneda.

Twarz Amandy była ponura, jej mózg pracował na najwyższych obrotach.

– Marty z księgowości zna kogoś w policji. Może mógłby się od niego dowiedzieć, co policja naprawdę myśli.

– O Boże, widzę, że naprawdę się martwisz. – Gdy Berneda spróbowała poprawić się w fotelu, natychmiast zjawiła się przy niej Lucille. Zaczęła strzepywać i układać poduszki.

– Po prostu nie wierzę, że Josh popełnił samobójstwo – upierała się Caitlyn.

– Nie wiesz, jak było. – Amanda opadła na krzesło. – Nikt nie wie, co się dzieje w głowie drugiego człowieka. Weźmy Billa Blacka. Z pozoru miał wszystko – był wspólnikiem w jednej z najlepszych firm prawniczych na wschodnim wybrzeżu, miał młodą piękną żonę, dwójkę uroczych i zdrowych dzieciaków, dom wart fortunę i drugi w Catskills. Żyć nie umierać. I pewnego dnia, bez żadnych widocznych powodów, idzie do garażu, zakłada wąż na rurę wydechową swojego mercedesa i kończy z tym wszystkim. Nikt nie wiedział, że był szantażowany, nikt nie wiedział, że oskarżano go o gwałt na nieletniej klientce, w wyniku którego dziewczyna zaszła w ciążę. Nikt, nawet jego najlepszy przyjaciel, nie wiedział, że Bill miał jakiekolwiek problemy. Nie mieli pojęcia.

Caitlyn potrząsnęła głową i spojrzała na wzgórza i zachodzące słońce.

– Znam Josha.

– Znałaś – poprawił ją Troy. – A Amanda ma rację. Po prostu poczekajmy, co powie policja.

Berneda zwróciła się do starszej córki:

– Jeśli Caitlyn będzie potrzebowała prawnika, pomożesz jej?

– Nie jestem adwokatem w sprawach kryminalnych – odpowiedziała Amanda głosem pełnym napięcia. – Rzuciłam to dawno temu. Zajmuję się podatkami i nieruchomościami. Wiesz o tym.

– Wiem, wiem, ale się martwię. Pracowałaś dla prokuratora okręgowego.

– I nienawidziłam tej pracy, nie pamiętasz? Użeranie się z tymi wszystkimi kryminalistami i głupkami i… w każdym razie, cieszę się, że już tego nie robię.

– Możesz kogoś polecić? – zapytała Berneda, szarpiąc naszyjnik z pereł.

– Jezu, nie zastanawiajmy się nad tym! – Troy sięgnął do kieszeni koszuli po papierosy. – Caitlyn i ja już to omówiliśmy. Uważam, że nie powinna rozmawiać z policją bez prawnika, ale nie zachowujmy się, jakby była podejrzana. – Znalazł zapalniczkę i pstryknął kilka razy, zanim się zapaliła. – W porządku? – zapytał, wydmuchując dym.

– Oczywiście, że nie.

– Tak jak myślałem.

– Po prostu lepiej być przygotowanym – powiedziała Berneda.

– Zostaniecie na kolacji? – Lucille uśmiechnęła się łagodnie, jakby nie zdawała sobie sprawy z wagi tej rozmowy.

Berneda skinęła głową.

– Naturalnie, że zostaną.

– Ja nie. – Amanda spojrzała na zegarek. – Mam mnóstwo pracy. Mnóstwo. Nie dotrę do domu przed północą. – Dostrzegła urażone spojrzenie matki i westchnęła. – Przyjechałam sprawdzić tylko, czy dobrze się czujesz. Wiem, że takie rzeczy wyprowadzają cię z równowagi. Kiedy skończę pracować nad tą sprawą, przyjadę na weekend. Zgoda?

– Tak, choć wiem, że i tak nie przyjedziesz – mruknęła Berneda, ale twarz jej odrobinę pojaśniała.

– Przyjadę. Jesteśmy umówione. Obiecuję.

Ledwie to powiedziała, zadzwonił jej telefon komórkowy. Pogrzebała w torebce, wyciągnęła telefon i przyłożyła do ucha. Rozmawiając przyciszonym głosem, odeszła w drugi koniec ganku i odwróciła się tyłem do wszystkich.

– Tak, wiem, wiem… ale to poważne sprawy rodzinne. Przyjadę. Tak, Powiedz mu, że za dwadzieścia minut, góra pół godziny… tak, rozumiem, w porządku. Powiedz mu, że dzisiaj sobota. Ma szczęście, że w ogóle pracuję. – Rozłączyła się, westchnęła głęboko i spojrzała na rodzinę. – Naprawdę muszę już lecieć. Ale wrócę, obiecuję. – Wrzuciła telefon do torebki i cmoknęła matkę w policzek. – Przyjadę z Ianem – obiecała. Uśmiech Bernedy zastygł na wspomnienie szwagra. Mąż Amandy pracował jako pilot w firmie zajmującej się handlem drewnem. Często nie było go w domu, rzadko pojawiał się na uroczystościach rodzinnych. Przystojny, wysportowany, zdolny rzucić czar nawet na najdziksze zwierzęta. Problem jednak w tym, że gdy zauroczone zwierzę odważyło się podejść bliżej, strzelał do niego i zabijał je. Na śmierć. I sprawiało mu to ogromną przyjemność. Tak, Ian Drummond miał swoją ciemną stronę. Rzadko ją pokazywał. Caitlyn miała raz okazję ją poznać, choć nigdy nikomu o tym nie powiedziała. I nigdy nie powie.

Amanda lekko chwyciła ją za rękę, dotykając ukrytego pod swetrem opatrunku. Caitlyn wstrzymała oddech. A jeśli Amanda wyczuje bandaże na nadgarstkach? Wyrwała się.

– Zadzwoń, jeśli będziesz chciała. – Na twarzy Amandy pojawił się cień uśmiechu. – A jeśli nie zamierzasz odbierać telefonu, to przynajmniej włącz cholerną komórkę. Na nią też nie mogłam się dodzwonić.

– Włączę.

Amanda znów złapała ją za rękę i ścisnęła tak mocno, że Caitlyn omal nie zawyła z bólu.

– Nie zapomnij. – Założyła okulary słoneczne na nos i popędziła ścieżką. Z rykiem silnika odjechała tak szybko, jak się pojawiła.

– No, to tyle – powiedział Troy, marszcząc się i mocno zaciągając papierosem. – Spełniła swój obowiązek.

– Co to ma znaczyć? – Berneda wyprostowała się na fotelu.

– To, że Amanda poświęca rodzinie wyjątkowo mało czasu.

– Nie rozumiesz, że jest zajęta? – Berneda potrząsnęła głową i Caitlyn zauważyła kilka srebrnych włosów, które miały czelność pojawić się wśród mahoniowych loków. – Wy nigdy nie potrafiliście się dogadać.