Nie na długo. Atropos jeszcze raz spojrzała na zdjęcie, na poszarpaną linę, której niczego niepodejrzewająca Caitlyn trzymała się tak kurczowo, jakby chodziło o jej życie. Cóż za zbieg okoliczności. Atropos dotknęła palcem nić życia Caitlyn… była tylko nieznacznie dłuższa od nici jej matki.
Dziecko na zdjęciu zdawało się do niej uśmiechać.
Głupia, głupia dziewczynka.
Rozdział 13
Gdzie pani była tej nocy, kiedy zmarł pani mąż?
Caitlyn machinalnie głaskała Oskara. Spodziewała się tego pytania, ale i tak wytrąciło ją z równowagi. Siedziała przy kuchennym stole, a naprzeciwko niej policjanci, Reed i Morrisette.
– Przecież mówiłam już, że wyszłam z domu – wyjaśniła. Chyba jednak źle zrobiła, godząc się na tę rozmowę. Kiedy zadzwonił Reed i zapytał, czy może przyjść, nie protestowała. Teraz pomyślała, że może powinna była domagać się obecności adwokata. – Miałam się spotkać z siostrą na nadbrzeżu w barze The Swamp, ale coś ją zatrzymało i spędziłam tam wieczór sama.
– Więc nie była pani tej nocy w domu swojego męża?
– To był kiedyś również mój dom – wyrwało się jej. Czuła, że ją podejrzewają. A dlaczego by nie? Czy nie jest zwykle tak, że zabójcą okazuje się ktoś z rodziny? – Proszę posłuchać – powiedziała. – Myślę, że powinnam zadzwonić do adwokata.
Policjantka o nastroszonych włosach wzruszyła ramionami.
– Skoro uważa pani, że potrzebuje adwokata… My tylko zadajemy pytania.
Caitlyn przeszły ciarki.
– Prawda jest taka, wydaje mi się, że już o tym wspominałam, że niezupełnie pamiętam, co robiłam tamtej nocy.
– Dlaczego?
Chciała opowiedzieć o swoich chwilowych utratach przytomności, zanikach pamięci, kłopotach z poczuciem czasu, ale bała się, że zabrzmi to podejrzanie. Rutynowani policjanci jej nie uwierzą.
– Czasami zdarza mi się wypić zbyt dużo – odpowiedziała.
– I tamtej nocy była pani tak pijana, że pani nie pamięta?
– Myślę, że powinnam skontaktować się z adwokatem. – Zepchnęła Oskara z kolan i wstała. Czas to skończyć.
Reed odsunął krzesło.
– Skoro potrzebuje pani adwokata…
– Niech pan mi powie, czy potrzebuję, detektywie. To pan zadaje tu pytania.
– My tylko próbujemy dowiedzieć się, co się stało. – Reed wykrzywił usta w grymasie, który miał uchodzić za uśmiech.
– W porządku. Ale w obecności mojego prawnika – powiedziała i podeszła do drzwi, Oskar pobiegł za nią, stukając pazurkami o podłogę.
– Pani Bandeaux, czy widziała pani swojego męża w dniu jego śmierci? – zapytała detektyw Morrisette.
Czy widziała? Boże, co miała im powiedzieć? Że nie jest pewna?
– O pomocy sąsiad zauważył na podjeździe pani samochód. Albo inny, bardzo podobny.
Zesztywniała. Serce zaczęło jej łomotać ze strachu. A więc była tam…
– Na miejscu oprócz krwi Bandeaux znaleźliśmy też inną krew.
– Inną? – Kolana się pod nią ugięły, a rany na nadgarstkach znów dały o sobie znać.
– 0 Rh+. Będziemy robić badanie DNA, więc potrzebujemy również próbki pani krwi.
– Myślicie, że zabiłam Josha.
– Chcemy po prostu zawęzić krąg podejrzanych. – Reed patrzył na nią zimnymi oczami, a ta Morrisette była bardziej ponura niż zwykle. Nie bawili się w dobrego i złego policjanta. Karty na stół, droga pani.
– Mój adwokat się z wami skontaktuje – powiedziała, gdy wychodzili. Zamknęła za nimi drzwi. Cała się trzęsła, pulsujący ból za okiem ciął mózg na kawałki. Ból taki jak ten, który zwykle poprzedzał chwilowe utraty świadomości siejące spustoszenie w jej pamięci.
Po raz pierwszy zorientowała się, że miewa zaniki pamięci, gdy była dzieckiem. Dochodziła wtedy do zdrowia po ciężkiej infekcji zatok. Miała sześć czy siedem lat, ale do dziś pamiętała to uczucie zaskoczenia: ocknęła się nagle na szkolnym boisku, było już zupełnie ciemno. Kiedy wreszcie wróciła do domu, nie potrafiła wytłumaczyć przerażonej i rozgniewanej matce, co się stało. Nikt nie wiedział, dlaczego nie wsiadła po szkole do autobusu, nawet Griffin, który widział ją ostatni i który zaproponował, żeby drogę do domu, prawie pięć kilometrów, pokonali pieszo.
Dziwne, że przypomniało jej się to właśnie teraz. Weszła po schodach, przeszła przez sypialnię do łazienki i zauważyła odbarwienie na dywanie. Co się, do diabła, stało tej nocy, kiedy zginął Josh? Skąd ta krew w jej pokoju… i skąd krew jej grupy w domu Josha?
To jeszcze nie dowód na to, że była w domu Josha. Mnóstwo ludzi ma grupę 0 Rh+. W tym większość członków jej rodziny. Jednak na nowo zdjął ją strach, przemożny i mroczny. Czy mogła… czy byłaby w stanie zabić męża?
Nawet tak nie myśl! Przytrzymała się umywalki i poczekała, aż atak paniki minie. Opanuj się. Zrób coś! Zacznij działać, na litość boską! W szafce łazienkowej znalazła buteleczkę z proszkami od bólu głowy, wzięła dwie tabletki, poszła do gabinetu, usiadła przy biurku i podniosła słuchawkę telefonu. Potrzebowała adwokata, i to szybko.
A co z alibi? Czy nie tego naprawdę potrzebujesz?
– Och, zamknij się – warknęła. Usiadła na fotelu przy biurku i szybko przejrzała pocztę elektroniczną. Żadnej wiadomości od Kelly ani od nikogo innego. Zastanawiając się jak skontaktować się z Kelly, wykręciła numer do biura Amandy. Ale było już późno i nikogo nie zastała.
– Świetnie – mruknęła i rzuciła słuchawkę. Gdzie, do diabła, podziewały się jej siostry, kiedy ich potrzebowała? Kelly wiecznie w rozjazdach, a Amanda prawie zawsze pochłonięta pracą. Cóż, tak czy inaczej, trzeba działać. Nie ma czasu do stracenia. Kto wie, jakiego asa kryje policja w rękawie.
Kiedyś przez kilka lat Amanda pracowała w biurze prokuratora okręgowego, zanim doszła do wniosku, że mama płaca, długie godziny pracy i „kontakty z najmarniejszymi szumowinami, którym przypadkiem udało się wypłynąć na powierzchnię”, to nie dla niej. Bez trudu zmieniła działkę i zajęła się prawem cywilnym. Teraz tym samym szumowinom pomagała się rozwodzić. Powinna jednak znać jakiegoś dobrego adwokata w sprawach karnych.
Caitlyn wykręciła numer do domu Amandy, odchyliła się na fotelu i czekała, przygotowana na kolejne połączenie z automatyczną sekretarką.
– No, szybciej – ponagliła szeptem i usłyszała za sobą jakiś hałas. Zamarła. Przeszły ją ciarki, ale zebrała się na odwagę i odwróciła. To Oskar wszedł do pokoju. Odetchnęła z ulgą, ale w lustrze wiszącym na uchylonych drzwiach zobaczyła swoje odbicie. Wyglądała strasznie. Wyczerpana. Zaniedbana. Włosy miała potargane, cerę bladą i cienie pod oczami.
– No, odbierz – wyszeptała, poklepując się ze zniecierpliwieniem po kolanie. Włączyła się automatyczna sekretarka i głos Amandy poprosił o zostawienie wiadomości po sygnale.
Oskar wskoczył na jej kolana.
– Amanda? Tu Caitlyn – powiedziała, niezadowolona, że musi rozmawiać z maszyną. Podrapała psa za uszami. – Potrzebuję twojej pomocy. W przeciwieństwie do mamy dobrze wiem, że nie jesteś obrońcą w sprawach karnych, ale mam nadzieję, że możesz mi kogoś polecić…
Trzask.
– Caitlyn? – głos Amandy brzmiał niespokojnie. – Jesteś tam jeszcze? Dopiero weszłam. Co się dzieje?
Caitlyn odetchnęła z ulgą.
– Właśnie była u mnie policja.
– O rany.
– No, niezła afera. Chcą ode mnie próbkę DNA. – Desperacko pragnęła ukryć ogarniający ją strach. Mocno zacisnęła palce na słuchawce. – Myślą, że byłam tej nocy u Josha. Nie mówili zbyt wiele, ale zdaje mi się, że nie wierzą w samobójstwo. Uważają, że ktoś go zabił. Chociaż tego nie powiedzieli, dałabym głowę, że jestem główną podejrzaną i… i… potrzebuję prawnika, Boże, nic nie pamiętam i…