Выбрать главу

Nikogo tu nie było.

Była tego prawie pewna.

Prawie.

Rozdział 16

Caitlyn! Caitlyn Bandeaux!

Kelly wzdrygnęła się i zapłaciła dziewczynie za barem dwa dolary za kubek mrożonej kawy.

– Reszty nie trzeba. – Może kobieta, która wzięła ją za Caitlyn, odkryje swoją pomyłkę i da jej spokój.

Nic z tego.

– Pamięta mnie pani?

Kelly spojrzała przez ramię. Nie pamiętała.

– Przykro mi.

– Nikki Gillette. – Kobieta koło trzydziestki, o ostrych rysach i jasnych włosach z różowawym połyskiem, wyglądała na bardzo pewną siebie i śmiało wyciągnęła na powitanie rękę. – Pracuję w „Savannah Sentinel”. Dzwoniłam parę dni temu, pamięta pani? Prosiłam o wywiad na wyłączność. Naprawdę chciałabym z panią porozmawiać.

– Rozmawia pani z niewłaściwą osobą – powiedziała Kelly. Była w okularach słonecznych, a włosy miała zaczesane do tyłu. Nawet nie zadała sobie trudu, żeby się uśmiechnąć, wzięła kawę i pomaszerowała do wyjścia.

– Zabiorę pani tylko chwilkę. – Kobieta szła za nią.

– Już pani powiedziałam, nie jestem Caitlyn Bandeaux. – Biodrem popchnęła szklane drzwi i kątem oka dostrzegła niedowierzanie na twarzy Nikki Gillette.

– Nie? Chwileczkę. Ale…

– Powiedziałam, nie jestem Caitlyn Bandeaux.

– To musi być pani jej krewną. – Przerwała i zmarszczyła brwi. – Jest pani tak podobna… Pewnie jest pani jej siostrą bliźniaczką!

Kelly posłała jej uśmiech mówiący coś w rodzaju „nie pierdziel, Sherlocku”.

– A pani jest pewnie wścibską dziennikarką. Proszę posłuchać, jestem siostrą Caitlyn, która przechodzi teraz ciężki okres, więc niech pani wyświadczy nam przysługę i zostawi nas w spokoju, dobrze? Może kiedy… otrząśnie się z żałoby, czy jak to tam nazwać, to spotka się z panią. Ja bym tego nie zrobiła, ale ona może się zgodzi.

– Więc chciałabym porozmawiać z panią lub z kimś z rodziny.

Nie zatrzymując się, Kelly posłała jej mordercze spojrzenie. Napastliwa reporterka nie rezygnowała, wciąż deptała jej po piętach. Kelly postanowiła ją zgubić. Skręciła w następną ulicę i szybko wśliznęła się do sklepu ze starociami. Sprzedawczyni o zdumiewających włosach przypominających niebieską watę cukrową rzuciła jej ostre, niezadowolone spojrzenie, patrząc znacząco na kubek z kawą. Na szczęście była zajęta klientką, zachwalała właśnie tandetną kopię rzeźby Bird Girl, symbolu Savannah. Kelly wyceniła nędzną figurkę na mniej niż połowę żądanej sumy. Niebieskowłosa zerkała na Kelly badawczo. Świetnie. Po prostu świetnie. Kątem oka spoglądając w kierunku okna wystawowego, przez które mogła obserwować, co się dzieje na ulicy, Kelly udała zainteresowanie imitacją zabytkowego telefonu i zegarem z Elvisem kręcącym biodrami. Niebieskowłosa dobiła tymczasem targu.

Kiedy przyjmowała od klientki kartę kredytową, Kelly zapytała:

– Przepraszam, czy jest tutaj łazienka?

W pierwszym odruchu sprzedawczyni chciała chyba burknąć, że nie, ale nie chciała ryzykować sprzeczki w obecności klientki, a może bała się pomylić przy kasie, bo powiedziała:

– Chwileczkę.

– Proszę się nie fatygować. Sama znajdę.

– Ale ona nie jest dla klientów.

Kelly zdążyła tymczasem wparować na zaplecze. Tuż obok łazienki, pomiędzy półkami zawalonymi towarem znalazła tylne drzwi. Wyszła na zewnątrz, na niewielki plac z parkingiem.

To śmieszne: uciekać przed dziennikarzami. Wszystko przez to cholerne podobieństwo do Caitlyn.

W dzieciństwie zdarzało jej się dla kawału udawać Caitlyn, ale już jako nastolatka nie znosiła, gdy ludzie je mylili. Teraz takie pomyłki doprowadzały ją do szału. Wkurzające, że ktoś może ją brać za Caitlyn, tę naiwną ofiarę losu.

Zapaliła papierosa. Co, do diabła, zrobić z tą Caitlyn? Czekać, aż ją aresztują? Albo aż rozwiąże jej się język i zacznie zwierzać się policji? Zrobi to. Kelly wiedziała, czuła, że Caitlyn znów się załamie. Jasne, udaje, że nad sobą panuje, spotyka się z psychoterapeutą, może nawet będzie brała jakieś leki na depresję, coś na uspokojenie, coś, co ją otępi. Może prozac? A może podda się lobotomii czołowej?

Boże.

Zaciągnęła się papierosem i spróbowała zebrać myśli. Nie miała czasu zajmować się kłopotami Caitlyn. Miała własne życie, własne plany. Ale po kolei. Na razie musi uważać, żeby znów nie wpaść na tę cholerną dziennikarkę albo na policjanta, albo jakiegoś znajomego Caitlyn, który nie potrafi ich odróżnić.

Ostrożnie cofnęła się kawałek.

Zdaje się, że Nikki Gillette dała jednak za wygraną, więc Kelly wróciła do samochodu, zgasiła papierosa i usiadła za kierownicą. Skórzane obicie paliło ją w nogi. Przekręciła kluczyk, włączyła klimatyzację i otworzyła dach. Chodnikiem przeszła kobieta z wózkiem i Kelly poczuła ukłucie w sercu. Sama pewnie nigdy nie będzie miała dzieci. Widać nie było jej pisane.

Żeby mieć dziecko, najpierw potrzebny jest mężczyzna, a Kelly nie miała ochoty na żadnego. Przeżyła już swoją porcję rozczarowań. Większość facetów, których znała, to nieudacznicy albo dranie. Weźmy Josha Bandeaux. Niech spoczywa w spokoju. Cha, cha! Dobre! Nie ma spokoju dla takich jak on, a w każdym razie nie powinno być. Trudno o większego sukinsyna. Miał nawet czelność przystawiać się do niej. Do niej! Siostry własnej żony, na miłość boską. W dodatku odniosła wrażenie, że najchętniej zaciągnąłby do łóżka ją i Caitlyn jednocześnie. Co on sobie wyobrażał, do diabła? Że tylko marzą o uroczym rodzinnym trójkącie?! Chore męskie fantazje. Dosyć już, zapomnij o tym, Kelly!

Wrzuciła bieg i włączyła się do ruchu. A swoją drogą, czy Caitlyn zawsze była taka dziwna? Może trochę. Ale po wypadku na łódce zaczęło być coraz gorzej. Kelly zacisnęła szczęki, przypominając sobie wydarzenia sprzed lat. Wybuch silnika, przerażony krzyk Caitlyn, pęknięta łódka i woda. Długie, ciemne fale.

Ścisnęło ją w gardle, zatrzymała się na czerwonym świetle.

Wypadek na łódce.

To wtedy wszystko zaczęło się psuć.

Adam czuł, że coś przeoczył. Coś istotnego. A czasu miał coraz mniej. Jeszcze długo po wyjściu Caitlyn tkwił w fotelu i gapił się w róg kanapy, gdzie wcześniej siedziała. Ta niezwykła kobieta, delikatna i silna zarazem, zaufała mu i otworzyła się przed nim. Dręczyło go sumienie. Wykorzystywał ją. Przyszła po pomoc i wsparcie, a on wykorzystywał ją do własnych celów.

– Do diabła – wymruczał.

Musiał się pośpieszyć.

Sesje z Caitlyn przebiegały dobrze, ale nie dowiedział się jeszcze niczego, co było mu potrzebne. Miał wrażenie, że drepcze w miejscu. Albo raczej dryfuje w wodzie, która robi się coraz głębsza i ciemniejsza. W wodzie wzburzonej emocjami. W wodzie, w której łatwo utonąć. Spojrzał na ścianę z dyplomami i skrzywił się.

Czy cel uświęca środki?

W tym przypadku tak. Ale… przypomniał sobie, jak siedziała skulona na kanapie, obejmując rękami kolana i studiując wzór na dywanie. Jak opowiadała o swojej rodzinie. Było w niej jeszcze tyle tajemnic. Nieodgadniona, fascynująca i pełna sprzeczności…

I pociągająca jak diabli. Ale może nie jest tą, której szuka.

Obrócił się i spojrzał na komputer Rebeki. Na dyskietkach nie było żadnych kopii plików oznaczonych imieniem Caitlyn. Mimo to Adam przejrzał wszystkie. Na twardym dysku też nic nie znalazł. Ale był sposób, żeby odzyskać skasowane pliki, słyszał o tym od znajomego komputerowca. Podobno można odzyskać dane nawet wtedy, gdy dysk się zepsuje. Potrzebował pomocy. Gdyby istniała książka Hakerstwo dla opornych, chciałby ją mieć.