Выбрать главу

Odwal się, pomyślała, przyspieszając. Przypomniała sobie przerażenie Sugar Biscayne. Dziewczyna zaczyna odchodzić od zmysłów, już jej się miesza w głowie. I dobrze! Całe życie pragnęła należeć do Montgomerych, niech teraz pozna, co znaczy być jedną z nich. Atropos nie żywiła do niej szczególnych uprzedzeń. Po prostu wymierzy sprawiedliwą karę każdemu, kto ma jakikolwiek związek z pieniędzmi Montgomerych… Czy nie tego Sugar zawsze chciała? Żeby traktować ją jak prawowitego członka rodziny?

Wreszcie jej marzenie się spełni. Dostanie dokładnie to, co inni.

Atropos włączyła radio… leciała akurat piosenka… kto to śpiewa? Def Leppard… tak, to oni. Pour Some Sugar On Me. Posyp mnie cukrem?

Tak, to jest pomysł.

Cholernie dobry pomysł.

Rozdział 17

Opowiedz mi o wypadku na łodzi – zaproponował Adam, gdy Caitlyn usadowiła się na kanapie. Już nie czuła się tak bardzo nieswojo przy nowym terapeucie, choć jeszcze nie całkiem swobodnie. Ale na pewno nie dlatego, że Adam jest przystojny i cholernie seksowny, przekonywała samą siebie. I nie dlatego, że kryje się w nim jakaś tajemnica.

– Co się wtedy stało?

Wróciła pamięcią do tamtych wydarzeń, przypomniała sobie gładkie morze i kłęby chmur, ale daleko na horyzoncie. Wydawały się odległe. Było tak spokojnie. Tak cicho.

– Wybrałam się na łódkę z moją siostrą, Kelly. Popłynęłyśmy tylko we dwie. Skończyłyśmy właśnie dwadzieścia pięć lat i mogłyśmy wreszcie zacząć korzystać z pieniędzy zgromadzonych w funduszach inwestycyjnych. Kelly kupiła sobie tę łódź w prezencie.

Caitlyn przywołała wspomnienie gorącego, parnego dnia. Zapowiadał się wspaniale.

– Dokąd pojedziemy? – dopytywała się, a Kelly tylko pokręciła głową.

– To niespodzianka.

– Nie jestem pewna, czy lubię niespodzianki.

– Przestań psuć zabawę. Przynajmniej raz się wyluzuj. No chodź. – Udało się jej zaciągnąć Caitlyn do samochodu. Pojechały na przystań. Na miejscu Kelly wepchnęła jej do ręki torbę plażową i wyjęła z bagażnika lodówkę turystyczną.

– Wynajęłaś łódkę? – spytała Caitlyn, gdy szły po rozgrzanym od słońca molo.

– Nie wynajęłam.

– Co to znaczy?

– Kupiłam sobie prezent urodzinowy. – Zatrzymała się przy wyciągu, gdzie stała przycumowana łódź motorowa z kabiną.

– To ten prezent? – zdziwiła się Caitlyn. – Ona jest ogromna.

– Wcale nie jest taka wielka.

– Czy ty w ogóle potrafisz tym kierować?

– Sterować. Oczywiście. Wzięłam lekcje. Pośpiesz się, bo spóźnimy się na przyjęcie.

– Przyjęcie? Jakie przyjęcie?

– To, które dla nas wydaję.

– Nic mi nie mówiłaś o żadnym przyjęciu – powiedziała Caitlyn, przyglądając się błyszczącej łodzi.

– Oczywiście, że mówiłam. Już dawno temu! No chodź, weźmiemy ją w dziewiczy rejs, tylko ona i my dwie. Mam szampana na tę okazję. – Weszła na łódź, otworzyła lodówkę i pokazała owinięte aluminiową folią dwie długie szyjki zielonych butelek. – Dom Perignon – powiedziała, jakby chciała ją tym skusić. Z gracją zdjęła spodenki, pod którymi miała żółte bikini. Popłyniemy do Hilton Head i zacumujemy tam. Wynajęłam salę bankietową na nasze przyjęcie.

– Mówisz poważnie?

– Cholernie poważnie. Musimy jakoś uczcić dwudzieste piąte urodziny. To nasz łabędzi śpiew przed wejściem w prawdziwe dorosłe życie.

– Myślałam, że już jesteśmy dorosłe.

– Mów za siebie, Caitlyn. No chodź. – Kelly uśmiechnęła się łobuzersko, jej włosy zabłysły czerwienią w promieniach słońca. – Zasługujemy na to. Wreszcie dostałyśmy naszą część pieniędzy dziadka Benny’ego. Od jak dawna o nich słyszałyśmy? – Stała na pokładzie, wypięła biodra i przyglądała się z uznaniem nowemu nabytkowi. – Wiesz, co myślę?

– Aż się boję zgadywać.

– To ci powiem. Ten stary łajdak na pewno by się cieszył, że jego ulubione wnuczki poświętują sobie trochę.

– Myślisz, że byłyśmy jego ulubienicami?

Kelly zaśmiała się i puściła do niej oko.

– A kto inny? Amanda? Hannah? Albo ci cholerni Biscayne’owie? Daj spokój, jestem pewna, że byłyśmy jego ulubienicami. Zresztą, czy to ważne? No chodź, Caitie-Did! Chodźmy.

Oczywiście nie mogła jej się oprzeć. Entuzjazm Kelly był jak zawsze zaraźliwy.

Caitlyn wyraźnie pamiętała ten dzień. Prawie nigdy z nikim nie rozmawiała o wypadku, nawet z rodziną, ale teraz zwierzyła się Adamowi. Opowiedziała o ciemnej wodzie, zbierających się chmurach, rodzinie i przyjaciołach, którzy przyszli świętować razem z nimi. Grała muzyka, był tort urodzinowy i szampan, bawili się do późna w nocy. Kiedy wróciły na łódkę, zerwał się wiatr. Kelly piła, ale uparła się, że da sobie radę przy sterze, a Caitlyn nie miała siły się z nią spierać. Zresztą jej też szampan uderzył do głowy.

W drodze powrotnej zaczęło padać, ale Kelly włączyła światła pozycyjne i stała nieustraszenie za sterem, nie przejmując się pogodą ani perspektywą kaca. Caitlyn, oszołomiona szampanem, dała się ponieść uczuciu euforii. Migrena już szykowała się do ataku, ale nawet to nie popsuło Caitlyn nastroju. Nagle silnik prychnął i zamarł, a łódź zatrzymała się.

– Co do diabła? – mruknęła Kelly, próbując uruchomić silnik. – Jezu… to nie miało prawa się stać. Mechanik zrobił przecież przegląd. Jeśli go spotkam, to obiecuję skręcić mu ten tłusty kark! – Nagle zrobiło się jakby ciemniej, jeśli to w ogóle było możliwe. Światła na lądzie wydawały się strasznie odległe, wiatr złowieszczo przybierał na sile. – Cholera!

– Skończyła się benzyna?

– Chyba nie. Boże, jak tu ciemno. – Kelly znalazła w schowku latarkę i włączyła ją. Łódź kołysała się na falach, a noc wydawała się straszna i pusta… jakby były same na świecie.

– Może powinnyśmy wezwać kogoś na pomoc – powiedziała Caitlyn, nie kryjąc zdenerwowania.

– Kogo?

– Nie wiem. Może straż wybrzeża. – Wiatr nagle osłabł, zrobiło się cicho. Śmiertelnie cicho. Za cicho… łagodnemu kołysaniu łódki towarzyszył jedynie delikatny plusk wody uderzającej o kadłub. Caitlyn wpatrywała się w wodę i wydawało jej się, że widzi w niej przemykające cienie.

– Z silnikiem jest wszystko w porządku – stwierdziła Kelly, wciąż próbując go uruchomić. Wreszcie zaskoczył. – Widzisz! Nic się nie stało! – Spojrzała z satysfakcją na Caitlyn. Ale coś wisiało w powietrzu, Caitlyn to czuła. Rozpoznała słaby zapach dymu… Czy może palących się przewodów…

– A ty chciałaś wzywać pomoc! – zaśmiała się Kelly.

– Wciąż uważam, że powinnyśmy…

BUM!

Łodzią wstrząsnęła eksplozja. Buchnął dym i ogień. Drewno pękało z trzaskiem, strzelały płomienie. Caitlyn upadła. Uderzyła głową o pokład. Poczuła potężny ból.

Gdzieś daleko usłyszała przerażony krzyk Kelly.

Dziób motorówki zanurzył się ostro.

Caitlyn starała się nie stracić przytomności. Kurczowo zacisnęła palce na relingu.

– Kelly! – chciała krzyknąć, ale nie udało się jej wydać żadnego dźwięku. – Kelly! – Miotało nią po pokładzie.

Z leniwym, złowieszczym jękiem pękł kadłub, rozlane paliwo wciąż płonęło. Łódź rozpadła się na kawałki.

– Kelly! – Z gardła Caitlyn wydobył się tylko szept. Boże, gdzie ona jest? – Kelly! – Ogarnęła ją panika, a czarna otchłań wciąż próbowała ją wciągnąć. Wpatrując się w dym i ciemność, widziała, jak szczątki wymarzonej łodzi Kelly toną w odmętach. Załatają zimna woda i pociągnęła w dół, ale Caitlyn rozpaczliwym wysiłkiem zdołała utrzymać się na powierzchni. Boże, nie pozwól, żebym straciła przytomność, nie pozwól mi utonąć. Kelly! Kelly, gdzie jesteś? Zobaczyła unoszący się na wodzie kawał styropianu i złapała się go kurczowo, obejmując ramionami. – Kelly! – krzyknęła, kaszląc i krztusząc się. – Kelly! – Nie mogła złapać tchu. Nagle pochłonęła ją ciemność. Poczuła, jak zimna woda wciąga ją w głąb, a gdzieś w oddali usłyszała rozdzierający jęk.