– A co na to detektyw Reed? – zapytała Caitlyn.
– Niewiele. To samo co pozostali idioci. Od czasu, kiedy ten cholerny czarny explorer usiłował zepchnąć mnie w bagno, rozmawiałam z nimi trzy razy. Raz tego dnia, kiedy to się stało, drugi raz tydzień później i dzisiaj znowu. Ale wiesz co? Myślę, że nic ich to, do cholery, nie obchodzi.
– Ale przecież detektyw Reed przyjechał dzisiaj do ciebie, choć do niego nie dzwoniłaś – przypominał jej Ian.
– Ale jeszcze zadzwonię. Jeśli myśli sobie, że skończy się na tej dzisiejszej rozmowie, to mnie najwyraźniej nie zna.
– Może policja ma coś pilniejszego do roboty. Nic ci się przecież nie stało – odezwał się Troy, wsadzając ręce do kieszeni.
– Coś pilniejszego? Na przykład sprawę Josha Bandeaux?
– Wydawało mi się, że wciąż się zastanawiają, czy to nie było samobójco – powiedziała Berneda.
– Mówiłam już, że to na pewno nie było samobójstwo. – Amanda nie potrafiła ukryć irytacji.
– A ty jak myślisz? – Hannah zwróciła się do Caitlyn.
– Nie wiem, chyba zgadzam się z Amanda. Nie wierzę, że Josh mógłby popełnić samobójstwo.
– Też tak myślę. – Niebieskie oczy Hannah pociemniały lekko, a Caitlyn drgnęła. Słyszała plotki na temat Josha i Hannah, ale przecież słyszała też plotki na temat Josha i niemal każdej kobiety w promieniu stu pięćdziesięciu kilometrów. Zdążyła już przywyknąć do jego romansów. Nawet nie czuła się zraniona, raczej zażenowana. Ale myśl, że jej własna siostra… – Josh zbyt był w sobie zakochany, żeby ze sobą skończyć.
– Musimy to rozstrząsać? – zapytała Berneda, pocierając usta drżącą ręką.
– Oczywiście, że nie, mamo. Może pójdziesz na górę? – zaproponowała Caitlyn.
– Żebyście zaczęli mnie obgadywać?
– Nie będziemy cię obgadywać.
– Oczywiście, że będziemy – powiedziała Hannah, wstając z krzesła. – To jest to, co świetnie nam wychodzi. Plotki. Wszyscy plotkują o wszystkich. – Hannah zawsze była brutalnie szczera. Najmłodsza w rodzinie, rozpieszczana i zepsuta, uważała, że ma święte prawo mówić, co myśli. – Muszę się napić. – Przeszła do jadalni, w której stał antyczny kredens. – Ktoś jeszcze chce się napić? – zawołała, a jej głos odbił się echem od sklepionych sufitów.
– Zepsuty bachor – mruknął Ian, na tyle głośno, żeby wszyscy w pokoju usłyszeli.
– To za dużo jak na mnie. – Berneda nerwowo splatała dłonie.
– Zdenerwowałaś mamę – oskarżył Troy Amandę.
– Tak, wiem, nie powinnam była tu przyjeżdżać, ale myślałam, że jeśli przyjadę, mama przekona się na własne oczy, że nic mi nie jest. Chyba lepiej tak, niż gdyby miała zobaczyć migawkę w wiadomościach o jedenastej, prawda? – Amanda spojrzała na matkę. – Mamo, nic mi nie jest, naprawdę – powiedziała, ale jej głos nie brzmiał pewnie. – Wszystko dobrze się skończyło. Tylko triumph, którego dostałam od taty, jest kompletnie rozbity.
Hannah wróciła do pokoju, popijając z niskiej szklanki.
– Tyle się wydarzyło w ciągu jednego tygodnia – drżącym głosem powiedziała Berneda i dotknęła ręki Amandy. – To trochę za wiele. Najpierw Josh, a teraz ty. Przysięgam, czasami wydaje mi się, że nad tą rodziną ciąży fatum.
– Fatum? Boże, mamo. Zaczynasz gadać jak ona. – Hannah obrzuciła Lucille ostrym spojrzeniem. – Widziałaś ostatnio jakieś duchy?
– Hannah! – krzyknęła Berneda.
– Ja ich nie widzę, ja je tylko słyszę – powiedziała Lucille głosem tak lodowatym, że Caitlyn przeszedł dreszcz.
– A ty? – Hannah odwróciła się na pięcie i popatrzyła na Caitlyn. – Wydawało mi się, że i ty słyszysz duchy.
– Dość tego! – zatrzęsła się Berneda.
Doktor Fellers stanął między Hannah i matką.
– Nie denerwujmy się. Podałem pani matce środek uspokajający.
– Jak to miło z pana strony. – Hannah uśmiechnęła się ironicznie. – Ja też wezmę coś na uspokojenie. – Podniosła pustą szklankę i zakręciła nią w powietrzu.
– Przestań – ostrzegł ją Troy.
Lucille zacisnęła usta. Ciemne oczy patrzyły obojętnie i chłodno.
– Chodź, mamo, pójdziemy na górę, położysz się. Ian, pomożesz mi? – zapytała Amanda. Wcale nie było po niej widać, że miała dzisiaj wypadek.
Lucille poderwała się.
– Zaprowadzę ją do pokoju.
Ale Amanda już pomagała Bernedzie wstać z kanapy.
– Chodź mamo… Ian?
– Ja ją zaprowadzę – powiedział Ian, podtrzymując Bernedę. Tuż za nim szła Amanda. Lucille, która nigdy nie oddalała się od swojej podopiecznej, wchodziła wolno po schodach, trzymając się poręczy.
– Myślę, że nic jej nie będzie – powiedział doktor Fellers, zasuwając torbę. – To był dla niej ciężki tydzień. Zostawiłem receptę na lek uspokajający, trzeba go podać, jeśli znowu się zdenerwuje.
– Mama bardzo się zdenerwowała? – dopytywała się Caitlyn.
– Była trochę niespokojna – wyjaśnił Troy.
– Możecie do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy – powiedział doktor.
Jak zawsze. Od kiedy Caitlyn sięgała pamięcią, zawsze w nagłych wypadkach dzwoniono do Henry’ego Fellersa. Czasami jechali do niego do szpitala albo na pogotowie, ale najczęściej to on przyjeżdżał tutaj, jak jakiś poczciwy pan doktor z minionego stulecia. Zupełnie jakby nie istniały ubezpieczenia medyczne, nowoczesne szpitale z rezonansem magnetycznym, tomografią, zabiegami laserowymi. W czasach, gdy lekarze specjaliści odbywali telekonferencje z udziałem ekspertów z całego kraju, do nich przyjeżdżał stary doktor Fellers ze swoją nieodłączną torbą.
Co dziwniejsze, Caitlyn dałaby głowę, że są teraz jego jedynymi pacjentami. Od piętnastu lat był właściwie na emeryturze, ale zawsze, dniem czy nocą, spieszył do Oak Hill, jeśli zaszła taka potrzeba. Migreny Bernedy czy jej kłopoty z sercem, zapalenie zatok Caitlyn, złamany obojczyk Charlesa, wstrząs mózgu Amandy, aborcja Hannah…
To on przyjął Caitlyn do szpitala psychiatrycznego po śmierci Jamie i to on kilka tygodni później namówił lekarzy, żeby ją wypisali.
– Zajrzę tu jutro. – Idąc do drzwi, zatrzymał się na chwilę przy Caitlyn. – A ty, jak się czujesz? Bardzo mi przykro z powodu Josha. Nigdy go zbytnio nie lubiłem, wiesz o tym, uważałem, że źle cię traktował, ale zdaję sobie sprawę, że mimo wszystko to strata.
– W porządku – odpowiedziała.
– Jesteś pewna? – przyjrzał się jej spod krzaczastych brwi.
– Tak pewna, jak to tylko możliwe – odpowiedziała, a Fellers wcisnął na głowę kapelusz i wyszedł. Zamknęła drzwi i odwróciła się. Hannah mieszała drinka palcem, gapiąc się na nią.
– Wiecie, jesteśmy żałosni – mruknęła.
Caitlyn nie miała dziś zdrowia na czarny humor siostry. Chciała jeszcze przed wyjazdem iść na górę i pożegnać się z matką.
– Mów za siebie.
– To tylko taka obserwacja. Takie jest moje zdanie.
– Więc zatrzymaj je dla siebie.
– Ho, ho, patrzcie no, kto to pyskuje – powiedziała pogardliwie Hannah. Posłała Caitlyn uśmiech niegrzecznego bachora i upiła duży łuk. – Strrrasznie się boję.
– To dobrze. – Caitlyn wzięła torebkę i spojrzała na Hannah morderczym wzrokiem. – To już coś. Zaczynasz robić postępy.
Reed kombinował i kombinował, i jakkolwiek kombinował, zawsze wychodziło mu, że to Caitlyn Bandeaux jest główną podejrzaną. Czekał, aż sędzia wyda nakaz przeszukania domu. Prokurator okręgowy, Katherine Okano, zaczynała już tracić cierpliwość. Naciskała. To jest właśnie problem z kobietami na wysokich stanowiskach. Robią się niecierpliwe i jędzowate. Dodajmy do tego menopauzę i mamy prawdziwe piekło.