Выбрать главу

Przemawia przez ciebie niechęć do kobiet, skarcił go wewnętrzny głos. Zadzwonił telefon i Reed podniósł słuchawkę.

– Mówi detektyw Reuben Montoya z wydziału zabójstw policji w Nowym Orleanie. Szukam zaginionej osoby, która może mieć związek zjedna z badanych przez was spraw.

– W czym mogę panu pomóc?

– Nazywa się Marta Vasquez. Zaginęła w grudniu. Ma trzydzieści trzy lata, wzrost sto sześćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt osiem kilo. Latynoska. Ostatnio widziano ją z przyjaciółmi w barze przy Bourbon Street. Przefaksuję zdjęcie i dokładny opis.

– Ma związek z jakąś naszą sprawą?

– Otóż to. Marta jest córką Lucille Vasquez, która mieszka w Oak Hill, niedaleko Savannah. Wiem, że teoretycznie Oak Hill to nie pana teren, ale rozmawiałem już z tamtejszym szeryfem i skierował mnie do pana. Czytałem „Savannah Sentinel” i wiem, że pracuje pan nad sprawą Josha Bandeaux. Lucille Vasquez znała go. Poza tym jest pokojówką teściowej ofiary.

– I według pana te sprawy mogą być powiązane? Ale jak? – Reed pstrykał długopisem, myśląc intensywnie.

– Nie wiem. Nie wiem, czy jest między nimi związek, ale wszystkie inne tropy urywają mi się, a kilku znajomych zaginionej przypuszcza, że pojechała do matki w odwiedziny. Nie wiem, czy to prawda, bo Marta i Lucille nie były w dobrych stosunkach, ale chcę to sprawdzić. Dzwoniłem do jej matki, ale gada się do niej jak do ściany. Nic nie można się od niej dowiedzieć.

To samo mówili policjanci, którzy przesłuchiwali mieszkańców Oak Hill. Reed odchylił się na krześle i spojrzał na ekran komputera, na którym wyświetlona była lista nazwisk wszystkich znajomych Josha Bandeaux.

– Wspomniał pan, że pracuje w wydziale zabójstw. Myśli pan» że Marta nie żyje?

Po drugiej stronie zapanowało przez chwilę niezręczne milczenie, Reedowi wydawało się, że słyszy trzask zapalniczki, a potem gwałtowny wydech.

– Czy nie żyje? Do diabła, to jest pytanie. Mam nadzieję, że żyje. Szukam odpowiedzi. – Zanim Reed zdążył zadać kolejne pytanie, Montoya dodał: – Jestem osobiście zainteresowany tą sprawą. Każda pomoc z pańskiej strony będzie mile widziana.

Brzmiało to szczerze.

– Nie ma sprawy. Chociaż nie wiem, w czym mogę być pomocny.

– Po prostu niech pan mnie informuje na bieżąco. Wyślę zdjęcie, jej dane i najważniejsze informacje.

– W porządku. Podam panu numer faksu.

– Już go mam. Dzięki. Dziękuję panu – powiedział Montoya.

Reed odłożył słuchawkę. Jaki związek może mieć zniknięcie Marty Vasquez z morderstwem Josha Bandeaux? Przypadek czy kolejny trop?

Zrobił notatkę i usłyszał zbliżające się znajome kroki. Morrisette. Spieszyła się. Sekundę później wpadła do pokoju.

– Zgadnij, co się stało? – wypaliła, sadowiąc swój drobny tyłeczek na biurku.

– Nie mam pojęcia.

– Ej, nie umiesz się bawić.

– Już to słyszałem. Wiele razy.

– Znów pisząc naszej ulubionej rodzince. – Oczy Morrisette błysnęły. Naprawdę była podekscytowana. Za to Reed poczuł ucisk w żołądku.

– Montgomery?

– I kto śmiał przypuszczać, że nie jesteś superdetektywem?

– Na przykład ty.

Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając zęby.

– Jeśli chodzi o wczorajszy wypadek Amandy Drummond, to już o nim słyszałem i nawet rozmawiałem z nią w szpitalu. Twierdzi, że ktoś próbował ją zabić. Właśnie miałem do ciebie dzwonić i zapytać, czy chcesz jechać ze mną. Trzeba spisać jej zeznania.

– Cholera, powinnam była się domyślić, że już o wszystkim wiesz – powiedziała trochę zawiedziona. – Jasne, jadę, nie chciałabym przegapić tej rozmowy.

Zadzwonił telefon i Reed przełączył rozmowę na głośnik.

– Reed, słucham?

– Jest kilka faksów do pana – powiedziała sekretarka.

– Zaraz je odbiorę. – Właśnie się rozłączał, gdy zobaczył Amandę Drummond pędzącą jak burza prosto do jego pokoju.

– Wygląda na to, że przeprowadzimy tę rozmowę tutaj – powiedział szeptem, gdy Amanda wparowała przez otwarte drzwi.

– Powiedział pan, że będzie potrzebne zeznanie – powiedziała, nie witając się – więc pomyślałam, że załatwię to formalnie. Pewnie powinnam rozmawiać z tym gburowatym zastępcą szeryfa, ale wydawało mi się wczoraj w szpitalu, że dostrzega pan jakieś powiązania między śmiercią Josha a moim wypadkiem. Dlatego postanowiłam spotkać się z panem.

– W porządku. To moja partnerka. Detektyw Morrisette. Zostanie z nami. Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, będę nagrywał pani zeznania. – Sięgnął do szuflady po dyktafon i zauważył, że Morrisette wyciągnęła z kieszeni mały notatnik i długopis.

– Dobrze. – Amanda spojrzała na Morrisette, przyjrzała się uważnie jej włosom, odwróciła się do Reeda i usiadła na krześle koło biurka. Morrisette oparła się biodrem o parapet. – Wie pan, myślę, że ktoś uwziął się na naszą rodzinę. Pół roku temu ktoś próbował zepchnąć mnie z drogi. Jeśli sprawdzi pan w archiwum, to znajdzie pan tam moje zeznanie. Potem zginął Josh, a wczoraj ktoś znów na mnie zapolował! – Z zaciśniętymi szczękami i błyszczącymi oczami pochyliła się nad biurkiem. Nie wyglądała na przerażoną. Raczej na wściekłą. Taki już miała charakter. – Niech pan posłucha, detektywie, chcę, żebyście złapali tego drania, zanim opuści mnie szczęście. – Skierowała wymanikiurowany palec między jego oczy. – Oczekuję, że przygwoździcie skurwiela, zanim znów zaatakuje.

– Pani Drummond, zapewniam panią, że robimy wszystko co w naszej mocy, żeby zamknąć tę sprawę.

– Jasne. Standardowa odpowiedź. Wielkie dzięki, będę spać spokojnie. – Wypuściła głośno powietrze i wreszcie trochę ochłonęła. – Wyjaśnijmy coś sobie. Nie lubię, gdy wychodzi ze mnie jędza. Tak… tak nie musi być. Ale czasami czuję, że jest to konieczne. – Nachyliła się znów nad biurkiem, przez co rozmowa przybrała bardziej osobisty charakter. Reed przypomniał sobie, że Amanda Drummond jest prawnikiem, w sali sądowej musiała nabrać wprawy w urządzaniu przedstawień i występowaniu przed publicznością. – Niech pan posłucha – powiedziała. – Znam Kathy Okano. Wiele lat temu, zanim znudziła mi się ta praca, obie byłyśmy asystentkami prokuratora okręgowego. Jestem pewna, że Kathy przyznałaby mi rację.

– Gdzie pani zwykle trzyma samochód?

– W garażu, w moim domu. Mieszkam w Quail Run. To ogrodzone osiedle z ochroną.

– Kiedy ostatnio prowadziła pani ten samochód?

– Trzy tygodnie temu. To sportowy wóz i korzystam z niego tylko od czasu do czasu – odparła rzeczowo i spokojnie. – Zwykle jeżdżę mercedesem. Triumph to taka zabawka, kabriolet.

– Kto jeszcze nim jeździ?

– Tylko ja.

– A pani mąż? – zapytała Morrisette.

Amanda potrząsnęła głową.

– Nigdy. Tylko ja.

– Ale ma do niego dostęp. – Morrisette nie dawała za wygraną.

– Tak, ma nawet kluczyk, żeby mógł go w razie czego przestawić albo umyć. Ale wierzcie mi, Ian nie majstrował przy moim samochodzie!

– Więc kto? – zapytał Reed.

– Nie wiem. I to mnie martwi.

– Czy ktoś ostatnio odwiedzał panią w domu?

– Nie… właściwie nie.

– Właściwie nie? Co znaczy „właściwie”? – napierała Morrisette. – Albo ktoś u pani był, albo nie.

– To znaczy nie było nikogo, komu bym nie ufała. Mój brat Troy i moje siostry Caitlyn i Hannah… i moja przyjaciółka Elisa.

– A od czasu, kiedy pani jechała ostatni raz tym samochodem? Kiedy to było?

– Dwa… nie, raczej dwa i pół tygodnia temu. Musiałam zabrać dokumenty, które zostawiłam w pracy, pojechałam więc do miasta i zaraz wróciłam do domu.