Numer nieznany.
Serce jej zamarło.
Powinna odebrać; może to w sprawie matki.
Odebrała.
– Halo?
Żadnej odpowiedzi.
– Halo?
Nic, tylko elektryzująca cisza. Przeszły ją ciarki. Musi zdusić ten strach.
– Kto to? Nie, nie chcę wiedzieć. Kimkolwiek jesteś, idź do diabła!
– Ty pierwsza. – Usłyszała chrapliwy szept i poczuła się, jakby właśnie wydano na nią wyrok śmierci. Rzuciła słuchawkę. Kto to jest, u licha?! Dlaczego dzwoni?
Uspokój się!
Cofnęła się i wpadła na blat. Musi jechać do szpitala. Nie ma czasu się teraz zastanawiać, kto ją tak dręczy. Ale gdy wyszła w parną noc, wciąż prześladowały ją te złowieszcze słowa.
„Ty pierwsza”.
Rysujący się w mroku siedmiopiętrowy nowoczesny szpital kontrastował ze starymi budynkami. Caitlyn zaparkowała i zostawiła wiadomość na komórce Kelly.
– Kelly, tu Caitlyn. Właśnie dzwonił do mnie Troy. Chodzi o mamę,. Jest około czwartej nad ranem, mamę zabrano do szpitala Eastside General. Nic więcej nie wiem, ale gdy się dowiem, zadzwonię.
Popatrzyła przez szybę na pusty parking i zawahała się.
– Pomyślałam, że chciałabyś wiedzieć. Nic by ci się nie stało, gdybyś ją odwiedziła. Może pora naprawić kilka spraw. – Rozłączyła się, myśląc, że pewnie ją wkurzyła, ale co tam. Sytuacja była wyjątkowa.
Wysiadła z lexusa prosto w parną, ciepłą noc. Od rzeki wiał lekki wiatr, słychać było warkot nielicznych samochodów. Ruszyła chodnikiem i zobaczyła czarnego range rovera Troya i tuż obok hondę Hannah.
Gdy podeszła do wejścia, szklane drzwi się otworzyły. Światła wewnątrz były przygaszone, korytarze ciche i tylko w izbie przyjęć paliło się jasne światło. Caitlyn spotkała się z rodziną w poczekalni.
Przygnębiony Troy stał przy kontuarze, a Hannah siedziała na długiej kanapie i bezmyślnie przeglądała gazetę. Lucille siedziała w fotelu i patrzyła prosto przed siebie. Caitlyn nie potrafiła powiedzieć, czy Lucille jest śmiertelnie zmęczona, czy też w ciężkim szoku. Amanda, po której zupełnie nie było widać, że miała wypadek, przycupnęła na brzegu plastikowego krzesła, Ian przyjechał w mundurze i nieskazitelnej koszuli, czapkę położył na stoliku. Wydawał się zaniepokojony, zdenerwowany. Cały czas spoglądał na zegarek lub obgryzał paznokieć.
– Co z mamą? – zapytała Caitlyn.
– Lepiej. – Troy próbował zajrzeć przez kotary do sali. Z głośników w ścianach sączyła się senna muzyka.
– Dzięki Bogu – odetchnęła Amanda. – Nie wiem, czy przeżyłabym kolejną tragedię.
– Ty byś wszystko przeżyła – powiedziała Hannah, nie podnosząc głowy znad starego numeru „People”. – Jesteś twarda jak skała.
– Skąd wiesz?
– Wiem. – Wolno przewróciła kartkę i Caitlyn mignęło zdjęcie Julii Roberts.
– Więc jesteś jasnowidzem.
– Nie, ja po prostu znam się na ludziach. To całe paranormalne gówno zostawiam Lucille.
Amanda już miała odparować, ale ugryzła się w język. Lucille nawet nie spojrzała w ich kierunku.
Troy nie zwracał uwagi na ich przekomarzanki.
– Lekarzom udało się ustabilizować jej stan.
– Miała kolejny atak – odezwała się Amanda.
– Serce?
– Uhm. Dławica?
– Dławica piersiowa – uściśliła Hannah, oderwawszy się na moment od czasopisma. – Ból wieńcowy.
– A nitrogliceryna? Nie pomogła?
– Nie tym razem.
Lucille westchnęła ciężko i splotła dłonie.
– Tym razem nic nie zadziałało, więc zadzwoniłam po pogotowie. – Czuła się winna, więc unikała wzroku Caitlyn. Spuściła oczy i siedziała wpatrzona w stolik. – Nic nie pomogło. Miała duszności i skarżyła się na ból. Zaprowadziłam ją do łóżka, podałam lekarstwo, ale jej wciąż się pogarszało. – Zacisnęła usta i potrząsnęła głową. – Zadzwoniłam do doktora Fellersa, ale nie odbierał. Wasza matka była okropnie zdenerwowana i bardzo ją bolało, ale nie chciała, żebym gdziekolwiek dzwoniła. W końcu nie wytrzymałam, zadzwoniłam na pogotowie. Przysłali karetkę.
– Zrobiłaś, co mogłaś – odezwał się Troy.
Hannah przewróciła oczami.
Amanda spojrzała na nią ostrzegawczo, ale najmłodsza siostra nic nie zauważyła.
– Powinnam była wcześniej zadzwonić – wyrzucała sobie Lucille.
– A ty gdzie byłaś, Hannah? – zapytał Troy.
– Nie było mnie – powiedziała ponuro i chwyciła torebkę. – Wychodzę na papierosa.
– Idę z tobą. – Troy sięgnął do kieszeni marynarki i dogonił ją. Szklane drzwi rozsunęły się. Wyszli na zewnątrz i stanęli przy popielniczce.
Caitlyn spojrzała na Amandę.
– Jak się czujesz?
– Tak w ogóle? Po prostu świetnie – odpowiedziała Amanda z ironią. – To był koszmarny tydzień.
Caitlyn musiała się z nią zgodzić, ale gdy przez mgłę zaczęły się sączyć pierwsze promienie świtu, opanowało ją dręczące przeczucie, że będzie jeszcze gorzej.
Musiał działać szybko.
Adam wśliznął się do gabinetu i dokładnie zamknął za sobą drzwi. Coś przeoczył, był tego pewien. Choć przeszukał już każdy kąt, zamierzał zrobić to jeszcze raz, zajrzeć w każdą szparę, zerwać tę cholerną podłogę, jeśli będzie trzeba. Czasu miał coraz mniej.
Boisz się. Nie chodzi o Rebekę, ale o Caitlyn. Przyznaj się, Hunt, jesteś poważnie zainteresowany, i to nie tylko zawodowo.
Zignorował tę myśl i zabrał się do roboty. Zajrzał wszędzie. Sprawdził szuflady, kartoteki, półki z książkami, stoliki, a nawet obicia kanapy i krzeseł. Zajrzał do szafy, do doniczek, za obrazy, które zdjął ze ścian, i do kieszeni wszystkich ubrań, które znalazł w szafie.
Zrolował dywan, przeszukał łazienkę i gdy na wschodzie zaczęło budzić się słońce, prawie dał za wygraną. Jeśli na twardym dysku nie było informacji, których szukał, to koniec. Coś go jednak dręczyło, coś się tu nie zgadzało. Usiadł na kanapie i rozejrzał się jeszcze raz, przypominając sobie, gdzie stały meble, gdy wszedł tu po raz pierwszy. Zastanowił się nad rzeczami, które stąd wyrzucił… coś mu nie pasowało.
Myśl, Hunt, myśl!
Jeszcze raz spojrzał na biurko, zlustrował całe wnętrze. Meble były nowe. Zrobione tak, żeby wyglądały na starsze, ale kupiono je w ciągu ostatnich kilku lat. Poza kilkoma książkami, parą butów, kurtką i plecakiem wszystkie rzeczy były dość nowe.
No i co z tego?
Zirytowany usiadł w kącie kanapy, tam gdzie zawsze siadała Caitlyn. Wydawało mu się, że czuje zapach jej perfum i serce zaczęło mu mocniej bić. Miała w sobie niewinność i erotyzm. Kusząca mieszanka.
To głupie, głupie, głupie. Jego zauroczenie Caitlyn to jakaś potworna pomyłka. Klęska zawodowa. Katastrofa osobista. Wiedział o tym, ale nie mógł się oprzeć jej urokowi. Lubił na nią patrzeć, kiedy zmagała się z gwałtownymi emocjami, kiedy usiłowała trzymać rezon i śmiechem pokrywała zdenerwowanie. Podobał mu się jej seksowny uśmiech, zmysłowe ruchy. A przede wszystkim czuł, że w głębi, pod pokładami strachu i niepokoju, kryje się inteligentna, bystra, myśląca kobieta. Szkoda, że Caitlyn tak rzadko pozwalała jej dojść do głosu.
Idiota! Nie miał czasu na romans, a już na pewno, nie z kimś tak skomplikowanym jak Caitlyn Bandeaux. Policja zaczęła już węszyć wokół niego, pytali o Rebekę. Jeszcze kilka dni, a może godzin i zorientują się, że podnajmuje jej gabinet i korzysta z jej sprzętu. Wtedy będzie musiał się tłumaczyć. Jej zniknięcie zostanie oficjalnie zaprotokołowane, zaplombują gabinet i dom. Zaczną śledztwo, będą mu się podejrzliwie przyglądać. Miałby ograniczoną swobodę działania. A przecież to on powinien odnaleźć Rebekę.