Kiedy powiedział, że chodzi mu o archiwalne numery gazety, zaprowadziła go do pomieszczenia, gdzie można było obejrzeć stare wydania zebrane na CD-ROM-ie.
– Dużo starsze numery znajdują się na mikrofilmach – dodała, wskazując na czytnik i obrzuciwszy Adama jeszcze raz długim spojrzeniem, wyszła, zostawiając go sam na sam ze sprzętem. – Niedługo zamykamy.
– Nie zajmie mi to wiele czasu – obiecał i usiadł na krześle z połamanym oparciem, jedynym, jakie stało w tym zatęchłym pomieszczeniu. Zaczął od najświeższych artykułów, potem cofał się, skacząc po najważniejszych datach. Przeczytał o śmierci córki Caitlyn, o jej ślubie, o fuzji Montgomery Bank and Trust z jakąś mniejszą firmą. Znalazł też wzmiankę o aresztowaniu Hannah Montgomery w związku z narkotykami i o jej późniejszym uniewinnieniu, przeczytał o krótkotrwałym małżeństwie Troya. Były tam też artykuły o małżeństwie Amandy i Iana Drummonda i o śmierci Charlesa Montgomery’ego. Wydrukował wszystko, ale najciekawsze okazały się wiadomości o wypadku na łodzi. Znalazł całą serię artykułów, pierwszy ukazał się w dniu wypadku. Opublikowano zdjęcia obu sióstr oraz zdjęcia wraku łodzi.
Okazało się, że Caitlyn dobrze zapamiętała, co się wtedy wydarzyło.
Bliźniaczki popłynęły motorówką na przyjęcie z okazji swoich dwudziestych piątych urodzin. Przez kilka godzin piły i tańczyły, a po północy wsiadły na łódź i odpłynęły. W drodze powrotnej doszło do wybuchu, nie wiadomo, co go spowodowało. Łódź zatonęła. Od tego miejsca wersja Caitlyn i wersja oficjalna różniły się. Adam czytał coraz bardziej przejęty. Szczęki miał zaciśnięte. Według tego, co zamieścił „Sentinel” na pierwszej stronie jakieś dziesięć lat temu, małżeństwo, które ze swej łodzi widziało, jak motorówka rozpada się na kawałki, odnalazło ranną i nieprzytomną Caitlyn Montgomery. Ale tylko Caitlyn. Nie znaleźli Kelly. Co więcej, Kelly nigdy nie została odnaleziona. Ani tamtej nocy, ani następnego dnia, ani w następnym tygodniu.
Serce Adama zabiło mocniej. Caitlyn przeinaczyła fakty. Bezczelnie go okłamała.
Tak jak ty ją. Od samego początku.
– Panie Hunt? – Do pokoju zajrzała recepcjonistka. – Zamykamy.
– Jeszcze tylko chwileczka – obiecał, a kobieta przewróciła oczami, zadzwoniła niecierpliwie kluczami, ale zostawiła go w spokoju.
Znalazł kolejne wzmianki o poszukiwaniach Kelly Montgomery. Przejrzał je pobieżnie i wydrukował.
Po tygodniu odwołano poszukiwania, artykułów na temat wypadku było coraz mniej i pojawiały się coraz rzadziej.
Aż do ostatniej wzmianki o Kelly Griffin Montgomery.
Jej nekrologu.
Ból rozsadzał jej czaszkę, nie pozwalał zebrać myśli. Schroniła się w swoim zacisznym białym pokoju, ale i to nie pomogło. Przed chwilą w sąsiednim pomieszczeniu potknęła się o to ścierwo i omal nie zapomniała włożyć ochraniaczy.
Podeszła do biurka, próbując się skoncentrować. Jest Atropos, tak…
Atropos – Nieodwracalna.
I ma powód, żeby więzić Cricket. Powód?
Myśl, przypomnij sobie, jaka jest twoja misja. Jesteś jedną z trzech bogiń losu, tą najważniejszą.
Tak, Atropos to ona. Przecina nić życia, którą przędzie dla każdego jej siostra Kloto – Prządka, a druga siostra, Lachesis – Udzielająca, skrupulatnie odmierza. Siostry… trzy, silne, wszystkie jednej myśli… Ale myśl była teraz zmącona.
Otworzyła szufladę. Czerwono-czarne, jak krew i jak śmierć, misternie splecione nici życia czekały na swoją kolej. Los. Przeznaczenie. Fatum.
Myśl! Masz zadanie do wypełnienia.
Znalazła dwa zdjęcia swojej ostatniej ofiary, Bernedy… Młoda szczupła kobieta w czarnej sukience do kolan. Przechyla kokieteryjnie głowę, aby wyeksponować piękny profil, kasztanowe włosy spięła na czubku głowy brylantowym diademem. Szczupłe ręce w jedwabnych rękawiczkach, papieros w długiej lufce, cienka smużka dymu – zdjęcie było starannie upozowane. Berneda zupełnie nie wyglądała na matkę kilkorga dzieci.
Ta, która urodziła siedmioro dzieci; ta, która wciąż narzekała na utraconą figurę; ta, która musiała tak się poświęcić dla swoich dzieci. Zdradzana przez rozpustnego męża, opłakująca utraconą młodość i urodę. Ta, którą zabiło słabe serce. Ta, która nienawidziła bękartów spłodzonych przez swego męża i teścia.
Biedna Berneda, tyle wycierpiała.
Wreszcie ustały jej cierpienia, pomyślała Atropos, wyciągając nić życia Bernedy. Otworzyła miękki futerał ze swoimi niezwykłymi narzędziami i wyjęła ukochane nożyczki chirurgiczne. Lśniąca stal sprawnie przecięła nić życia Bernedy Pomeroy Montgomery.
Co zrobić z fotografią? Hm… Sylwetka była powodem dumy, a potem rozpaczy Bernedy; teraz, po śmierci, zostanie jej pozbawiona. Tak, to dobra myśl. Atropos zabrała się do pracy. Dwoma ciachnięciami nożyczek odcięła głowę i nogi Bernedy. O tak, idealnie. Odcięte kawałki upadły na biurko.
Atropos podniosła je, zestawiła ze sobą i starannie przypięła w odpowiednim miejscu na drzewie klanu Montgomerych. Piękna kształtna głowa zdawała się wyrastać wprost z nóg. Papieros i ramiona były nietknięte, co nadawało Bernedzie dziwny, ale elegancki i intrygujący wygląd. Taki, jakiego zawsze pragnęła. Atropos uśmiechnęła się. Nowo przycięta i wklejona Berneda stała na gałęzi obok swojego męża – Wiarołomnego. Ubrany był jak na polowanie, bo zawsze był łowcą, choć zwykle polował na kobiety. Jego ciało było nietknięte, jeśli nie liczyć niesymetrycznej dziury w kroku – wyszarpany kawałek zdjęcia w miejscu prawego jądra. Popatrzyła na innych mieszkających na drzewie… Mały Parker, pozbawiony głupiego smoczka, wrzeszczał ile sił w płucach, Alice Ann z głową odciętą i przyklejoną pod dziwacznym kątem – tak ją znaleźli, gdy spadła ze schodów w luksusowym zakładzie, w którym zamknęła ją rodzina.
Szkoda, że nie ma więcej czasu. Pragnęła podziwiać swoje dzieło, usiąść wygodnie i nacieszyć nim oczy. Ale jeszcze nie teraz. Czasu jest coraz mniej.
Odnalazła zdjęcie najstarszej córki, Amandy, i odcięła samochód od szczupłej sylwetki. Najstarsza wciąż żyła – taka wola boska – trzeba zająć się nią później. Na samą myśl uśmiechnęła się. Tak, tak… wszystko idealnie się zgadzało. Umieściła zdjęcie niedużego zgniecionego samochodu sportowego na gałęzi Amandy. Chwilowo to musiało jej wystarczyć. Nić życia Amandy nie mogła jeszcze zostać przecięta.
Tak zadecydowała jedna z bogiń losu.
Nadeszła pora dokonać kolejnego wyboru. Usiadła na krześle i zaczęła mieszać zdjęcia. Pośpiesznie odwracała stare fotografie i zauważyła, że niektóre nie są już idealne. Jedne wyblakły, inne pożółkły, jeszcze inne pogięły się i pozałamywały od ciągłego przekładania.
Upłynęło zbyt wiele czasu. Zbyt wiele lat. Znów poczuła niepokój. Kiedyś była cierpliwa, teraz stała się nerwowa. Drażliwa.
Z pomieszczenia obok dobiegło ją słabe szuranie. Ofiara próbowała się uwolnić… Boże, czy nie czas już na nią?
Czas. Atropos miała coraz mniej czasu, a tyle jeszcze do zrobienia. Nawet nie mogła sobie pozwolić na spokojny wybór kolejnych ofiar. Kiedyś mogła czekać miesiące czy lata, teraz czuła, że musi jak najszybciej dokończyć rozpoczęte dzieło. Szybciej… szybciej.
Odwróciła jedno ze zdjęć i zobaczyła twarz Caitlyn. Znowu. Najwyraźniej los wskazuje na słabszą z bliźniaczek. Ale czy to właściwy moment? Zaplanowała, że Caitlyn będzie ostatnia, że weźmie na siebie winę za wszystkie czyny Atropos. Ale może źle to obmyśliła?
Gdzie, do diabła, jest nić życia tej mizeroty?
Grzebiąc w szufladzie wśród splecionych sznureczków, odpowiednio oznaczonych, Atropos zauważyła, że czas Caitlyn dobiegał już końca. Byli też oczywiście inni. Odwróciła kolejne zdjęcia i ogarnął ją spokój, uczucie błogiego zadowolenia.