– Dodzwoniliście się do państwa Montgomerych w Oak Hill. Jeśli zechcecie zostawić swój numer telefonu i nazwisko, oddzwonimy…
Mama. Serce jej się ścisnęło. Mama nie żyje. Jak to możliwe? Przypomniała sobie, jak siedziała jej na kolanach. Zapach perfum mieszał się z zapachem dymu papierosowego, a w zielonych oczach matki mieszkał smutek. Pamiętała też noce, gdy budził ją odgłos kroków w holu. Czasami kroki były złowieszcze, przerażające, zatrzymywały się pod jej drzwiami, a potem wślizgiwały do środka. Czasami były to kroki matki, która nie mogąc zasnąć, chodziła po schodach i po korytarzu na piętrze…
Z zamyślenia wyrwał ją głośny sygnał sekretarki automatycznej.
– Hannah? Jesteś tam? Mówi Caitlyn. Chciałam tylko zapytać, jak sobie radzisz. Odbierz, jeśli tam jesteś, dobrze? – Czekała. Nikt nie podniósł słuchawki. – Hannah? Oddzwoń do mnie. Aha, jeśli nie będzie mnie w domu, zadzwoń na komórkę. Proszę, zadzwoń.
Odłożyła słuchawkę z niewyraźnym przeczuciem, że coś jest nie tak. Ale to przecież żadna nowość. Ostatnio wszystko było nie tak.
Przed domem zatrzymał się samochód i w tym samym momencie Oskar zaczął szczekać nieprzytomnie.
– Zostajesz – powiedziała. Usłyszała kroki na schodkach, a zaraz potem rozległ się dzwonek do drzwi. Wyjrzała przez wąskie okienko i zobaczyła Adama. Jego ciemne włosy błyszczały w świetle lampy. Stał z rękami w kieszeniach, miał na sobie dżinsy, ciemny sweter i adidasy.
Jej głupie serce zamarło na moment, gdy ich spojrzenia spotkały się. Przeszedł ją dreszcz podniecenia. Było w nim coś seksownego i tajemniczego, coś, co kryło się za powierzchownością przystojnego i wysportowanego studenta. Intrygowało ją to. Kusiło. Sprawiało, że chciała lepiej go poznać.
Spójrz prawdzie w oczy, Caitlyn, on po prostu pociąga cię fizycznie. Jak mężczyzna kobietę. Przez moment wyobraziła sobie, że kocha się z nim, ale zaraz powstrzymała szalone myśli. Musi lepiej nad sobą panować. Wyszła i szybko zamknęła za sobą drzwi, żeby Oskar nie zdążył wyskoczyć.
– Cześć. Wyglądasz… – Przyjrzał jej się i potrząsnął głową. – Wyglądasz niesamowicie, ale może nie powinniśmy o tym mówić.
– Co? Chcesz mnie pozbawić komplementów? O, nie! – Mrugnęła do niego i zarumieniła się. – Ty też wyglądasz niesamowicie.
Odchylił głowę, zaśmiał się i wziął ją pod rękę.
– Na razie wystarczy. Musimy dbać o właściwe relacje między pacjentką a terapeutą.
– To okropne – wymruczała.
Noc była cicha, ulice prawie puste. Nawet wiatr nie szemrał w liściach drzew.
– Dokąd idziemy? – zapytała.
– Dokąd tylko zechcesz. Tym razem ty wybieraj.
Zastanowiła się przez chwilę.
– A może do Nickelby’s? Trzy ulice stąd, za placem. Świetna kawa. I jeszcze lepsze drinki.
Błysnął białymi zębami.
– Prowadź.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – zażartowała, ciągnąc go za rękę.
Gawędząc, zawędrowali do baru. Niewielką salę oświetlały słabe lampy z niebieskimi kloszami, przy małych okrągłych stolikach siedziało kilka par i kilka samotnych osób. Przed mikrofonem stał młody człowiek z gitarą, ale nie śpiewał, tylko nucił i pomrukiwał z cicha, lekko trącając struny. Pewnie sam skomponował melodię i najwyraźniej nie miała ona końca.
Zajęli stolik pod oknem i zamówili mrożoną herbatę i lemoniadę cytrynową z wódką. Po odejściu kelnerki Adam zapytał:
– Jak sobie radzicie, ty i twoja rodzina?
– A jak ci się wydaje? Wygląda na to, że ktoś chce nas wszystkich wymordować. Od tego człowiek się robi nerwowy. – Włożyła do ust orzeszka ziemnego i dokładnie wytarła sól z palców. – I to jeszcze nie wszystko. Jest jeszcze ból po stracie bliskiej osoby. Nieszczęścia chodzą parami.
Kelner z niewielką bródką i serwetą owiniętą wokół pasa przyniósł im napoje. Na głowie miał beret przekrzywiony do tyłu, nie wiadomo, czy w ten sposób chciał zamanifestować swój styl, czy ukryć łysinę.
– Czekam na telefon od Hannah. Została całkiem sama w domu. Lucille poleciała na Florydę… – Machnęła ręką. – Nawet nie pytaj, nie wiem, dlaczego. A teraz odeszła mama… – Urwała i sięgnęła po szklankę. – Przepraszam. Radzono mi, żebym nie zachowywała się jak ofiara, więc nie będę. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie czuję się bezradna i nie przeżywam czegoś w rodzaju szoku.
– Tyle się ostatnio wydarzyło.
– Tak – powiedziała niemal szeptem.
– Wcześniej też. Waszą rodzinę dotknęło wiele nieszczęść.
– Jak w greckiej tragedii – zgodziła się. – A jaka jest twoja rodzina?
– Moja rodzina? Niewiele jej mam. Mój ojciec zwinął manatki, gdy byłem małym dzieckiem. Nie bardzo go pamiętam, nie wiem, gdzie teraz jest. Mama, brat i ja mieszkaliśmy z babcią aż do śmierci mamy. Umarła nagle. Guz mózgu. Miałem wtedy jedenaście lat, mój brat szesnaście. Babcia się nami zajęła.
– Gdzie jest twój brat?
– Ostatnio był w Brukseli. Służy w marynarce. W wywiadzie. Nie jesteśmy w bliskich stosunkach.
– Nie masz siostry?
– Nic mi o tym nie wiadomo. Ale przypuszczam, że mój ojciec był w stanie spłodzić cały chór żeński.
Zrobiło się jej głupio. Ona przynajmniej miała rodziców. Rodzeństwo. Prawdziwą rodzinę. Może nie idealną, ale jednak rodzinę.
– Przy tobie wychodzę na mazgaja.
– Ja tak nie uważam.
– Naprawdę? To jesteś wyjątkiem – przyznała. – Wszyscy zarzucają mi, że gram ofiarę, że jestem pesymistką, że ciągle się skarżę. – Uśmiechnęła się do niego. – To wpędza w kompleksy. Może dlatego wszyscy uważają, że mam nierówno pod sufitem. Nie myśl, że się nad sobą użalam, bo wcale tak nie jest. Moje rodzeństwo poważnie podejrzewa, że zwariowałam albo zaraz zwariuję. – Uśmiechnęła się smutno.
– Kto tak mówi?
– Wszyscy. Hannah, Amanda. Troy. Nawet Kelly.
– Siostra bliźniaczka nie staje w twojej obronie? – zapytał, patrząc na nią uważnie.
– Nie utrzymuje kontaktów z resztą rodziny. Myślałam, że o tym wiesz.
– Dlaczego?
– Nie mówiłam ci? Mama zerwała z nią stosunki po wypadku na motorówce. Obwiniała ją za to, że przepuściła spadek i że omal przez nią nie zginęłam.
Adam zmarszczył czoło i wytarł kropelkę wody na szklance.
– Opowiedz mi jeszcze raz o tym wypadku.
– Po co?
– Bo próbuję ci pomóc – powiedział łagodnie.
– O czym tu jeszcze mówić. Wiesz, co się wtedy wydarzyło.
– W porządku, a potem? Kiedy znów zobaczyłaś Kelly?
– Kiedy wypisano mnie ze szpitala. – Do czego zmierzał? Dlaczego tak na nią patrzył?
– Ją też wtedy wypisano, tak?
Gitarzysta przestał wreszcie grać i nagle zrobiło się bardzo cicho. Tylko wentylatory pod sufitem jednostajnie szumiały. Nie lubiła rozmawiać o Kelly, nie w taki sposób. Ale Adam czekał. Wpatrywał się w nią badawczo. Odstawiła szklankę i wzięła głęboki wdech. Najwyraźniej przyszedł czas spowiedzi, jak mawiała jej matka. Wszystkie sekrety musiały wreszcie wyjść na jaw. Drżąc lekko, zaczerpnęła powietrza
– Tak.
– Jak często się z nią spotykasz?
– Nie tak często, jak bym chciała. Ona stale wyjeżdża w interesach.
– Co robi? – zapytał.
– Pracuje w dziale zaopatrzenia jednego z dużych domów towarowych.
– Którego?
– Czy to ma jakieś znaczenie? – Po co te wszystkie pytania? – Kelly nie lubi, gdy mówię o jej życiu osobistym. Ceni swoją prywatność.
– Ale mieszka tu w okolicy.
– Tak. Kiedy wraca. Ma dom nad rzeką.
– Odwiedzasz ją?
– Czasami, ale przeważnie zostawiamy sobie wiadomości na sekretarce lub wysyłamy e-maile.