Выбрать главу

Co do diabła?

Poruszyła się i nagle zrozumiała, że nie jest sama. Cholera! Odwróciła głowę i zobaczyła… Jezu! Sugar szarpnęła się w panice. Cricket, też naga, leżała na plecach, głowę miała przekrzywioną na bok i patrzyła na Sugar pustymi oczami. Całe jej ciało pokryte było bliznami, jakimiś krostami czy ukąszeniami…

Sugar chciała krzyknąć, ale nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Spróbowała naprężyć mięśnie, ale na próżno. Widocznie jest otumaniona narkotykami. Usłyszała jakiś ruch, ktoś stanął w nogach łóżka. Sugar rozpoznała swoją oprawczynię. W jej oczach ujrzała wyrok. Straciła wszelką nadzieję.

– Obudziłaś się. Razem z tą dziwką, twoją siostrą, czekałyśmy na ciebie. Wiesz, kim jestem?

Jasne, że wiem, ty suko.

– Jestem Atropos. Jedna z trzech bogiń losu. I tak nie zrozumiesz, kretynko, ale chciałam, żebyś wiedziała. Obserwowałam cię, widziałam, co zrobiłaś… o, tak.

Ogarnął ją zimny strach. Wiedziała. O Boże, wiedziała o jej kochanku. To ona nękała ją tymi telefonami. To ona ją prześladowała.

– Od dawna chciałaś być jedną z Montgomerych, teraz możesz. Wiesz, gdzie jesteś? Domyślasz się?

Co to za chora gra?

– Oak Hill. Zawsze chciałaś zobaczyć, jak tu jest, prawda? I oto jesteś. I możesz tu zostać. – Atropos powoli wyszła z cienia. Podeszła do stołu i podniosła słoik. Miała na dłoniach rękawiczki. – Koniec zgadywanek. Na początek miód, żeby mieć pewność, że reszta się przyklei.

Reszta? Reszta czego? Przerażona Sugar dyszała ciężko. Jezu, to jakiś koszmar. Ta chora suka zabiła Cricket, a teraz… a teraz… Sugar nie czuła lepkiej substancji pokrywającej jej skórę, ściekającej między nogami, po piersiach, wargach i włosach. Myśli jej się plątały. To nie może być prawda. To szaleństwo. Okropny sen.

– Sugar. Takie słodkie imię. Daje tyle możliwości.

Idź do diabła!

Usłyszała szelest rozrywanego papieru. Atropos stanęła nad nią z ogromną torbą. Przechyliła ją i biały cukier zaczął sypać się na Sugar.

– Takie słodkie imię – powiedziała Atropos i zanuciła:

Niewinna panienko

Sugar chciała krzyczeć. Wrzeszczeć. Nabluzgać tej strasznej, chorej kobiecie. Ale mogła tylko patrzeć.

Posyp mnie cukrem

Jedna torba to za mało. Atropos otworzyła kolejną i nie przestawała sypać, na łóżko, na Cricket, na Sugar. Mówiła coś o owadach i pająkach, o tkankach miękkich, o tym, że Sugar jest dziwką. Szum słodkich kryształków zagłuszał jej słowa. Cukier sypał się na Sugar, na jej włosy, ręce, na całe ciało, wreszcie na twarz. Zachłysnęła się, zakrztusiła, wciąż nie dowierzając. Nie, nie, nie!

Proszę, przestań.

Proszę, niech ktoś mi pomoże.

Rozdział 31

Reed żałował, że nie może być w dwóch miejscach jednocześnie. Razem z Montoyą i Morrisette zajechał przed dom Caitlyn Bandeaux, nie zastał jej i zlecił przeszukanie domu dwóm policjantom. Ufał, że Landon i Metzger porządnie wykonają swoją robotę. On tymczasem pojedzie do St. Simons i jeśli doda gazu, to wróci za kilka godzin. Jeżeli przegapi powrót Caitlyn, zajmie się nią później. Miał nadzieję, że znajdą w jej domu narzędzie zbrodni, ale zadowoli się każdym dowodem, który wskaże na związek Caitlyn z morderstwem.

Droga do St. Simons zajęła im ponad godzinę.

Oglądanie ciała Rebeki Wade nie należało do przyjemności; właściwie nawet nie było konieczne. Reed mógł poprosić o zdjęcia, jednak coś kazało mu przyjrzeć się ciału ofiary osobiście. Żołądek podszedł mu do gardła. Przypuszczał, że i Morrisette, i Montoyą czują się podobnie, ale udało im się nie zwymiotować.

Od zastępcy szeryfa dowiedzieli się czegoś ciekawego.

– …Dentysta, od którego dostaliśmy dokumentację, znał dość dobrze Rebekę Wade. Od lat leczyła się u niego i muszę wam powiedzieć, że porządnie się zdenerwował na wieść, że mogła zostać zamordowana. – Zastępca szeryfa, Kroft, starszy, tęgi mężczyzna, pokiwał sam do siebie głową. Wyszli z kostnicy na ostre czerwcowe słońce Georgii. – A najlepsze jest to, że ona była mężatką. Zdaje się, mówiliście, że nie wiecie, czy ma jakichś bliskich. – Kroft zdjął na chwilę kapelusz, żeby przygładzić rzadkie siwe włosy.

Reed skinął głową.

– Niewiele o niej wiemy.

– Dorastała w Michigan, w małym mieście niedaleko Ann Arbor. Dentysta, nazywa się Paxton, Timothy Paxton, znał ją, gdy była jeszcze dzieckiem, znał jej rodzinę, pamięta, że wyszła za mąż za kolegę ze studiów. Jej rodzice zmarli kilka lat temu. Paxton jest pewien, że jej mąż nazywał się Hunter, Hunt albo Huntington czy jakoś tak. Nie słyszał, żeby mieli dzieci, ale nie słyszał też nic o rozwodzie.

– Adam Hunt? – zapytał Reed, wymieniając spojrzenia z Morrisette,

– Jakoś tak. Tak. To może być on.

Nie było tu żadnego „może”. Reed był tego pewien. Cholera. Jak mogli to przeoczyć? Wysłuchał zastępcy szeryfa, a potem, w drodze powrotnej do Savannah, podał Montoi więcej szczegółów dotyczących sprawy. Morrisette zadzwoniła do dentysty i w bitwie na słowa pokonała recepcjonistkę, jakąś idiotkę, która nie chciała połączyć jej z gabinetem, tłumacząc, że pan doktor właśnie opracowuje ząb pod koronę. Jakby czyjaś cholerna korona była ważniejsza od śledztwa w sprawie morderstwa! W końcu uzyskała połączenie. Rozmawiając, zatkała sobie jedno ucho ręką. Reed przekroczył ograniczenie prędkości co najmniej o piętnaście na godzinę.

Morrisette rozłączyła się i powiedziała:

– Wygląda na to, że Kroft mówił prawdę. Dentysta to stary przyjaciel rodziny, bardzo się przejął śmiercią Rebeki.

– Co powiedział na temat Hunta?

– Niewiele więcej, niż dowiedzieliśmy się od Krofta. Rebeka poznała go na studiach, oboje studiowali psychologię, mieszkali przez jakiś czas razem, wyszła za niego, a potem doktor Paxton stracił z nią kontakt. Jej rodzice nie żyli od kilku lat. Jej małżeństwo chyba też.

Jechali brzegiem oceanu przez płaskie, bagniste tereny.

– Hunt będzie musiał nam wiele wyjaśnić. Czy ktoś z nim kiedykolwiek rozmawiał?

– Kilka razy próbowałam. Powinnam być bardziej uparta – przyznała Morrisette, zmarszczyła brwi i sięgnęła po papierosy. Poczęstowała Montoyę i otworzyła okno. – Dwa razy byłam w jego gabinecie, ale go nie zastałam. Wczoraj do niego dzwoniłam.

– Ale nie oddzwonił.

– Nie.

– Poszukajmy go. Przekażemy mu wiadomość o śmierci żony czy też byłej żony.

Reed zastanawiał się nad rolą Hunta w tej sprawie. Jeżeli w ogóle jest w to zamieszany. Trzeba sprawdzić, czy zgłoszono zaginięcie Rebeki, czy Hunt i Wade byli wciąż małżeństwem, czy Hunt był już kiedyś w tych okolicach i czego tu właściwie szukał. Może wchodził w grę jakiś testament albo ubezpieczenie, a może ktoś jeszcze był w to zamieszany. Hunt i Caitlyn Bandeaux całowali się tak, jakby byli kochankami. Dodał gazu. Przez całą drogę rozmawiali o Adamie Huncie.

Zatrzymał się przed domem Caitlyn, gdzie wciąż trwało przeszukiwanie. Podał kluczyki Morrisette i powiedział:

– Pojedź do Hunta. Powiedz mu o Rebece Wade. Zorientuj się, co on wie. Ja zabiorę się z Metzgerem. – Potem zwrócił się do Montoi: – Może pan jechać z nią, jeśli pan chce… i niech pan dopilnuje, żeby nie wpakowała się w jakieś kłopoty.

– Pieprz się! – powiedziała Morrisette z błyskiem w oku. – Wal się w tę tłustą, pierdzieloną dupę.

Montoya uniósł brwi.

– Proszę nawet nie pytać. Może po drodze opowie panu o swojej umowie z dzieciakami. Ma to pewien związek ze świnką skarbonką.