– Żegnaj, świnko! – powiedziała do Reeda, gdy wysiadł z samochodu i zajęła jego miejsce.
– Radzę zapiąć pasy – ostrzegł Montoyę i poszedł szybko kamienną ścieżką. Kątem oka dostrzegł nadjeżdżający samochód stacji telewizyjnej. Świetnie. Właśnie tego mu trzeba.
Zanim ekipa wygramoliła się z samochodu, Reed zniknął już w domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Policjanci pozwolili sobie uwięzić psa w pralni, bo jak stwierdził Landon, „kundel nie zamknął się nawet na chwilę; cały czas ujada”.
– Właścicielka jeszcze nie wróciła?
– Jeszcze nie. – Landon był wielki, czarny i piękny. Na tyle wysoki, że w college’u grał w drużynie koszykówki, i na tyle bystry, że gdy okazało się, że NBA nie puka do jego drzwi, zdobył tytuł licencjata w dziedzinie prawa karnego. Teraz kontynuował naukę, wieczorami chodził na wykłady i ostrzył sobie zęby na posadę Katherine Okano. Miał ogoloną głowę, małą bródkę i sylwetkę, jaką można uzyskać tylko wtedy, gdy do podnoszenia ciężarów podchodzi się z żelazną dyscypliną. – Dobrze, że nakaz pozwala nam przeszukać dom bez obecności właścicielki – dodał.
Reed przytaknął. Przeszukiwanie domu w obecności Caitlyn Bandeaux mogłoby się okazać bardzo uciążliwe.
– Znaleźliście coś?
– Żadnej broni, nic w tym rodzaju, ale chodź na górę. – Landon zaprowadził Reeda na piętro. – Spójrz tutaj… – Wskazał odbarwienia na dywanie. – I tutaj. Popatrz na prysznic. – Pokazał głową w kierunku kabiny z pękniętą szybą. – Wydaje mi się, że plamy na dywanie mogą pochodzić z krwi. Znaleźliśmy też kilka niewielkich plam na listwie przypodłogowej, wezwaliśmy ekipę, żeby to zbadała. Zastosujemy luminol do wykrywania krwi.
– Świetnie. Sprawdźcie to. Sprawdźcie też, jakiej grupy jest ta krew. A może znajdziemy krew różnych grup.
– Ślady wskazują na to, że krwi było dużo, jeśli to w ogóle krew – powiedział Landon. – Ale Bandeaux został zabity gdzie indziej, prawda? W swoim domu? Czyżbyśmy się mylili? Może został zabity tutaj, a potem przewieziony.
– Mało prawdopodobne, jeśli weźmiemy pod uwagę ułożenie ciała, zesztywnienie i rozkład krwi w ciele. Wszystko wskazuje na to, że zmarł w swoim gabinecie. Ale jest jedna dziwna rzecz. Na miejscu zbrodni znaleźliśmy za mało krwi.
Landon prychnął.
– Brakowało wam krwi?
– Zgadza się.
– Myślę, że właśnie ją znaleźliście.
– Hannah? – Caitlyn zapukała głośno do drzwi starego domu, który kiedyś był również jej domem. Hannah wciąż nie odpowiadała na telefony. Caitlyn szukała jej prawie cały dzień w mieście, w różnych miejscach, gdzie Hannah często bywała. Wreszcie postanowiła pojechać do Oak Hill i tam zaczekać na siostrę. Nie podobało jej się, że Hannah mieszka sama na tym pustkowiu, w opustoszałej, podupadającej rezydencji. Na rynnach pojawiły się plamy rdzy, okiennice były przekrzywione, na szerokim ganku tynk odpadał od cegieł. Taka młoda dziewczyna nie powinna siedzieć w starym domu na odludziu. Caitlyn zapukała jeszcze raz, ale nikt nie otworzył. Poszła na tyły domu, gdzie na dużej werandzie stał stół i krzesła. Zaledwie kilka dni temu siedziała tutaj z matką.
Wielki Boże, ileż się wydarzyło w ciągu tych kilku dni.
A ostatniej nocy?
Najpierw zaczęłaś całować Adama, chciałaś się z nim kochać, ale co było potem? Znów straciłaś pamięć, co najmniej na kilka godzin…
Wolała nie myśleć o swoich zanikach pamięci; zdarzały się coraz częściej. Czuła, że wszystko wymyka się jej spod kontroli. Policja depcze jej po piętach. Najpierw śmierć Josha i sypialnia cała we krwi… i nawet nie mogła nikomu o ty powiedzieć… Luki w pamięci, dziwne, wstrętne obrazy, potem śmierć matki. Boże, a teraz niepokoiła się o Hannah.
Miała klucz, zdecydowała się wejść do środka. W domu panował chłód i półmrok. Serce jej się ścisnęło, na widok starego stołu, przy którym jadła z rodzeństwem śniadanie przed pójściem do szkoły. Na tym wieszaku koło drzwi wieszali swoje tornistry i kurtki…
Zaskrzypiała drewniana podłoga.
– Hannah? – zawołała. Dom wydawał się pusty, ale… czy to muzyka? Włączony telewizor gdzieś na górze? – Hannah? Jesteś tu?
Aż podskoczyła na dźwięk swojej komórki. Uspokój się Caitlyn, nie bądź takim kłębkiem nerwów.
Oddychała szybko, spanikowana. Sięgnęła do torebki i odebrała telefon.
– Słucham. – Powiedziała drżącym głosem. Cisza. O nie, tylko nie to! – Halo? – Nic. Rozłączyła się szybko. Wyłączyła telefon. Ktokolwiek ją prześladował, znał też numer jej komórki. Co jeszcze wiedział? Co jeszcze wiedział na temat jej prywatnego życia?
Powinna stąd wyjść. Zamiast tego ruszyła w stronę schodów, niemal pewna, że słyszy ściszone głosy i muzykę. Serce łomotało jej ze strachu. Nie bądź ofermą! Wchodziłaś po tych schodach milion razy. Na miłość boską, Caitlyn, nie bądź śmieszna. Jest środek dnia. To był twój dom.
Nabrała powietrza w płuca i weszła na półpiętro. Teraz wyraźnie słyszała muzykę. Może Hannah usnęła przed telewizorem. Drzwi do pokoju siostry były otwarte, a światło zgaszone. Nie grało ani radio, ani telewizor.
Odgłosy dochodziły z pokoju Caitlyn. Tak, na pewno stamtąd. Muzyka. Jakby znajoma. Zawahała się, popatrzyła na promienie słońca wpadające przez kolorowy świetlik i pomyślała: teraz albo nigdy. Mogła nie otwierać tych drzwi, zadzwonić do Kelly albo do Troya, albo do Adama i poczekać, aż przyjadą, albo mogła, do cholery, zebrać się na odwagę i wejść do sypialni. Przecież spała w niej zaledwie kilka dni temu.
Albo… drzwi do pokoju Charlesa były otwarte. Przezwyciężyła strach i weszła powoli do środka. Pokój wyglądał dokładnie tak jak przed śmiercią Charlesa, nikt tu niczego nie zmienił. Na półce stały puchary sportowe, na korkowej tablicy wciąż wisiała wyblakła już odznaka ze szkoły średniej, a obok łóżka, w szafce, powinien być pistolet. Otworzyła szufladę, niewielki pistolet leżał na swoim miejscu.
W komorze nie było kuł i nie miała pojęcia, gdzie… Spojrzała na puchar, nagrodę za udział w zawodach strzeleckich. Kiedyś widziała, jak wyjmował naboje z pistoletu i wkładał do tego pucharu. „Dla bezpieczeństwa”, powiedział jej i mrugnął okiem. Czy są tam jeszcze? Sięgnęła po puchar i znalazła pudełko niewielkich nabojów i starą, nierozpakowaną prezerwatywę. Nie zastanawiając się długo, załadowała pistolet i włożyła resztę nabojów do torebki. Teraz była uzbrojona i niebezpieczna.
– Śmiało – wyszeptała. Spocona, ledwie żywa ze strachu ruszyła w głąb korytarza. Chodnik tłumił jej kroki. Nacisnęła klamkę.
Otworzyła drzwi i weszła do pokoju.
Dwie kobiety, dwie nagie kobiety leżały związane na łóżku.
Caitlyn wydała stłumiony okrzyk, cofnęła się, zdjęta zgrozą. W pokoju i migał telewizor. Przywiązana do łóżka Sugar Biscayne i jej siostra Cricket patrzyły na nią pustymi oczami. Nie żyły; ich ciała były pokryte ukąszeniami, ugryzieniami i zwałami białego cukru, po którym pełzały owady. Mrówki. Świerszcze. Muchy. Szerszenie. Z niewielkiego odtwarzacza w kącie pokoju dobiegała muzyka, w kółko ta sama piosenka… Posyp mnie cukrem… W telewizorze leciał jakiś program kulinarny.
Cofnęła się, potykając, i omal nie upadła. Zrobiło jej się niedobrze. Pozbierała się jakoś i zbiegła na dół. Musi się stąd wydostać, zanim ten, kto to zrobił, znajdzie ją.
Wypadła z domu, nie zamykając drzwi. Serce waliło jej jak oszalałe. Znalazła kluczyki. Usiadła za kierownicą. Nijak nie mogła trafić kluczykiem do stacyjki.
– Szybciej, szybciej – szeptała, próbując uruchomić samochód. Drżącą ręką przekręciła kluczyk.
Nic.
O Boże, nie!