Gdy wypił kolejny kieliszek, zaczęła się wahać.
Nagle zdała sobie sprawę, że popełniła błąd. Nie chciała być morderczynią. W żadnym wypadku. Nie potrafiła go zabić. Wpadła w panikę.
– Nie pij więcej – powiedziała stanowczo. – Josh, słuchaj, popełniłam błąd. Poważny błąd.
– Popełniłaś wiele błędów, Caitie. – Oparł się ciężko o biurko, na górnej wardze i na czole pojawiły się kropelki potu.
– Chodzi mi o to, że to wino nie jest takie, jak myślisz – przyznała, patrząc mu prosto w oczy. – Potrzebny ci będzie zastrzyk epinefryny.
– Co takiego?
– I to jak najszybciej, Josh.
Omal nie wypuścił kieliszka z ręki. Sięgnął po butelkę i przeczytał etykietę.
– Tyle razy piłem to wino…
– W butelce jest co innego. Słuchaj, nie ma czasu na wyjaśnienia. Wino, które wypiłeś, zawiera siarczyny.
– Cholera! Otrułaś mnie? Ty… ty pieprzona suko! Caitlyn… czy… Jezu Chryste, kim ty, do cholery, jesteś? Wynoś się! Natychmiast! – Zrobił w jej kierunku jeden chwiejny krok, nagle szybko zawrócił i ruszył do łazienki, gdzie trzymał swój zestaw przeciwwstrząsowy. Przez otwarte drzwi, w lustrze nad umywalką widziała, jak wstrzykuje sobie zbawienny lek.
Nogi się pod nią ugięły. Dobry Boże, czy naprawdę chciała zabić męża Caitlyn? W głowie jej się kręciło… wszystko wirowało. Chyba zaczyna świrować, tak jak jej siostra. Obrazy przed oczami zaczęły się rozmazywać…
Skradając się teraz w ciemnościach, nie mogła przypomnieć sobie nic więcej z tamtej nocy. Tylko tyle, że czuła się dziwnie, umysł miała zmącony, nogi jak z waty. I że chciała stamtąd wyjść. Kątem oka zauważyła, że Josh wrócił do gabinetu, opadł na krzesło przy biurku, ale zanim zdążyła się do niego odezwać, zanim uświadomiła sobie, co się dzieje, potknęła się i… chyba upadła, uderzając o coś głową. Bo nie pamięta, co było dalej, nie pamięta już nic więcej. Później dowiedziała się, że Josh nie żyje.
Z pewnością został zamordowany przez kogoś, kto po kolei mordował wszystkich członków rodziny Montgomerych.
Ktokolwiek za tym stał, wykazał się dużą dozą ironii, ale był też śmiertelnie niebezpieczny. Kiedyś usiłował zabić bliźniaczki, powodując wypadek na łodzi, a teraz próbował wrobić Caitlyn w zabójstwo Josha.
Kelly, skradając się po cichu, z bijącym sercem, minęła potężny dąb. W powietrzu unosił się mocny zapach rzeki i suchej trawy. Hiszpański mech powiewał złowieszczo, wyglądał jak zjawa przytulona do gałęzi. Zacisnęła zęby, próbując opanować zimny strach. Wyczuła, że nie jest sama. Że w pobliżu czai się zabójca. Uzbrojona w pistolet, komórkę i małą latarkę, którą znalazła w samochodzie, powoli posuwała się naprzód. Włosy zjeżyły jej się na głowie.
Musi być silna.
Nie może się teraz wycofać i stać się na powrót płaczliwą Caitlyn. Nigdy więcej. Nie pozwoli już, żeby jej słaba siostra wciąż była ofiarą. Dość tego. Koniec. Podmuch wiatru, który potargał jej włosy, zdawał się szydzić z jej odwagi.
Lucille mawiała: „Na plantacji są duchy, nie wiecie o tym? Słyszycie je przecież, prawda? Mówią do mnie i do was też mówią”.
Kelly uważała, że to chore gadanie, ale teraz, słuchając szeptu wiatru, patrząc na tańczący mech, nie była już taka pewna. Zacisnęła dłoń na pistolecie. Nie ma zamiaru chować się w samochodzie, jak mysz zagoniona w kąt, i czekać, aż ktoś się na nią – przepraszam, na Caitlyn – rzuci. Od czego pistolet Charlesa?
Zadzwonił telefon. Niepotrzebnie zabrała go z samochodu. Ten, kto na nią czyhał, też musiał to usłyszeć. Schowała się za starym budynkiem pompowni, odebrała telefon, ale nie odezwała się. Jakikolwiek hałas natychmiast naprowadziłby na nią zabójcę. Już miała wyłączyć komórkę, gdy usłyszała płacz dziecka. Żałosne rozpaczliwe zawodzenie.
– …Mamusiu? Gdzie jesteś?
Kelly wstrzymała oddech. Serce ścisnęło jej się boleśnie.
Więc na tym to polega. Ktoś sobie pogrywa na uczuciach Caitlyn, na jej macierzyńskiej miłości i poczuciu winy. A głos Jamie służy za przynętę.
Kelly przylgnęła całym ciałem do drewnianej ściany, łuszcząca się farba drapała ją w szyję.
– Jestem tutaj, kochanie, idę po ciebie – wyszeptała.
– Jest ciemno, boję się.
Kelly rozejrzała się: pomieszczenia gospodarcze, stary garaż, piwnica na owoce… stajnie i stare baraki dla niewolników.
– Wiem, że się boisz, kochanie. Powiedz mi tylko, gdzie jesteś… Mamusia po ciebie przyjdzie. – Starała się mówić drżącym głosem w nadziei, że ten, kto dzwoni, weźmie ją za Caitlyn. Udając płacz, zapytała: – Jamie? Kochanie, możesz mi powiedzieć, gdzie jesteś?
– Nie wiem… jest… ciemno… strasznie… jest… jest tu… pełno ziemi i szkła i brzydko pachnie… – Zaczęła płakać i przez chwilę Kelly omal nie nabrała się na tę nieudolną sztuczkę z przestraszonym dzieckiem. Omal. Ale nie do końca.
– Mamusiu, proszę, przyjdź tutaj!
– Już idę – wyszeptała. – Mamusia musi się teraz rozłączyć.
– Nie! Proszę… kocham cię, mamusiu, tak się boję… – Połączenie zostało przerwane.
Kelly zamarła. Nie spodziewała się, że ten ktoś się rozłączy.
Chyba że już ją namierzył.
Cholera.
Ogarnął ją strach. Musi zachować jak największą ostrożność, pozostać w ukryciu. Bezszelestnie minęła szopę i poidło dla zwierząt. Gdzie tu można się ukryć… gdzie można się ukryć w Oak Hill… jakie dostała wskazówki? Czego dowiedziała się od rozmówcy naśladującego szept dziecka?
Jest ciemno.
Do diabła, wszędzie tu jest ciemno.
Pełno ziemi i szkła i brzydko pachnie.
Piwnice.
Ale tu było kilka piwnic, które…
Nagle doznała olśnienia. Oczywiście, już wie gdzie.
Bawiła się tam, gdy była dzieckiem.
Adam pędził na łeb na szyję. Caitlyn zostawiła mu wiadomość, że jedzie do Oak Hill. Na szczęście zdążył ją jeszcze odsłuchać, ale zaraz potem bateria się wyczerpała. Nawet nie mógł nigdzie zadzwonić! Zacisnął dłonie na kierownicy. Nie ma czasu do stracenia.
Całe szczęście, że znalazł w plecaku tę dyskietkę. Włożył ją do laptopa i siedząc w samochodzie, w opuszczonej żwirowni, przejrzał notatki Rebeki. Jak to się stało, że nie zauważył tego, co teraz wydało mu się tak oczywiste? Przejechał przez most z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę i zobaczył drogę do Oak Hill. Jak mógł być tak ślepy!
Rebeka stwierdziła, że Caitlyn cierpi na dysocjacyjne zaburzenie tożsamości, zwane też rozdwojeniem osobowości lub osobowością wieloraką; zaburzenie to nigdy nie zostało u niej rozpoznane. Z czasem pogłębiało się, a po wypadku na łodzi, w którym omal nie zginęła, Caitlyn przejęła osobowość swojej siostry bliźniaczki. Luki w pamięci spowodowane były tym, że okresowo zmieniała osobowość, stawała się Kelly. Caitlyn utrzymywała siostrę przy życiu, dała jej fikcyjną pracę i wynajęła jej dom nad rzeką. Zawsze w stresie, gdy serce zaczynało jej przyspieszać, gdy w żyłach zaczynała buzować adrenalina, Caitlyn stawała się Kelly.
Tak jak wtedy, gdy się kochali.
To nowe odkrycie, jeśli chodzi o dysocjacyjne zaburzenie tożsamości.
Nikt jeszcze nie opisał przypadku, w którym cierpiący na to zaburzenie przejmowałby w całości tożsamość innej istniejącej osoby. Zwykle osobowości wielorakie były słabo zintegrowanym zlepkiem różnych charakterów. Poza tym poszczególne osobowości nigdy się ze sobą nie porozumiewały. Ten przypadek bardziej chyba przypominał schizofrenię. W każdym razie był wyjątkowy. Nic dziwnego, że Rebeka tyle sobie po tym odkryciu obiecywała. Chciała podpisać umowę na milion dolarów na napisanie książki.