Выбрать главу

O Boże, Amanda zabiła małego Parkera. Caitlyn omal nie zwymiotowała. To było takie okropne. Takie dziwaczne.

– …Udusiłam go, gdy nikt nie widział. Dziecinnie proste – powiedziała Amanda, przypominając sobie zdarzenie z przeszłości. – I naprawdę wyświadczyłam wszystkim przysługę. Cały czas płakał, ciągle miał kolki i… był jak wrzód na tyłku. Wrzaskliwy, zepsuty bachor. Nie mogłam uwierzyć, że matka urodziła kolejne dziecko, po tym jak… No przecież wiesz, że Cameron, kochany tatuś, pieprzył się z innymi. A mimo to wciąż miał czas zrobić matce brzuch i spłodzić kolejnych Montgomerych.

Amanda spojrzała na Caitlyn.

– Możesz to sobie wyobrazić? Mieć dziecko z facetem, który pieprzy swoją przyrodnią siostrę? – Twarz Amandy spochmurniała, usta wykrzywiły się z obrzydzenia. – I to jeszcze nie wszystko. Copper też miała dzieci. Cameron nie potrafił utrzymać kutasa w spodniach. I nie miał zielonego pojęcia o antykoncepcji. Nasz ojciec był chorym sukinsynem. Umiał tylko płodzić kolejne dzieciaki. Z dwiema kobietami! Co za zwyrodniały dupek. Zasłużył sobie na śmierć.

Przegryzła nitkę zębami i spojrzała z dumą na swoje dzieło.

I najwyraźniej zebrało jej się na zwierzenia. Caitlyn rozpaczliwie pragnęła zachować jasność umysłu.

– Wiesz, Copper nie była jedyna. Tatuś miał jeszcze inne kochanki. – Wysunęła szczękę, przyglądając się siostrze. – Nawet zawsze wierna Lucille mu się nie oparła. Założę się, że nie wiedziałaś. Też bym nie wiedziała, ale podsłuchałam ich rozmowę. Prawdę mówiąc, to była przygoda tylko na jedną noc, a tu bach, zaszła w ciążę.

Caitlyn słuchała wstrząśnięta. Co ta Amanda mówi? Boże, czy ta chora kobieta naprawdę jest jej siostrą, dziewczynką, z którą dorastała?

– Tak, Marta Vasquez, córka Lucille, była naszą siostrą przyrodnią. Ale Lucille udało się przekonać wszystkich, że Marta jest dzieckiem jej byłego męża. Jak myślisz, dlaczego Lucille wyjechała tak szybko po śmierci mamy? Bo zorientowała się, co jest grane. Wiedziała, że ktoś zabija wszystkich związanych z klanem Montgomerych. Tu to miałam szczęście. Marta była na tyle głupia, żeby przyjść do biura, w którym pracuję; wiedziała, że to nasza firma zajmuje się testamentem ojca. Miała zamiar go podważyć, ponieważ dowiedziała się, że też należy do rodziny. Domyślam się, że Lucille wreszcie powiedziała jej prawdę. Głupia dziewczyna, zamiast pójść do kogoś innego, zaczęła ode mnie. Na szczęście nikt nie wiedział, że się spotkałyśmy. Więc… musiałam improwizować. – Amanda spojrzała na okropne drzewo z połamanymi gałęziami, wśród których było również zdjęcie Marty z dzieciństwa.

Caitlyn poczuła narastające mdłości.

Amanda pokiwała głową, jakby próbowała przekonać samą siebie.

– O tak, Marta musiała odejść. Tak jak i pozostali. – Zawahała się i po chwili dodała: – Tatuś też.

Caitlyn z trudem nadążała za jej wywodem, ale Amanda ułatwiła jej zadanie.

– Tak, zabiłam go. Nie wiedziałaś, prawda? Nikt nie wiedział. Tylko ja. Byłam z nim wtedy w samochodzie, chwyciłam cholerną kierownicę, przekręciłam i wpadliśmy do rzeki. Trochę pomogło mi, że był pijany, ale – uśmiechnęła się chytrze – najlepsze, że pomajstrowałam wcześniej przy jego pasie bezpieczeństwa. – Spojrzała na Caitlyn, jakby spodziewała się podziwu. – Chociaż z pasem to była prosta sprawa. Dopiero obcięcie jądra to było coś. Mówię ci, musiałam wypłynąć na powierzchnię, a potem zanurkować kilka razy. Dobrze, że potrafię na długo wstrzymać oddech.

Wysportowana Amanda. Oczywiście. Potrafiła pływać, strzelać, biegać, wiosłować… i jeszcze wiele więcej. Zawsze najlepsza. Caitlyn zadrżała. Przypomniała sobie Sugar i Cricket leżące w jej łóżku… pokryte pełzającym robactwem, ich oczy, usta wygryzione. To Amanda je zabiła… wszystkich zabiła.

To samo czekało teraz Caitlyn. To tylko kwestia czasu. Na samą myśl żołądek podszedł jej do gardła.

Amanda westchnęła.

– Zawsze byłaś takim mięczakiem, Caitie. Słaby charakter, co? Kiedy zniknęła Kelly, zmieniłaś się. Ach tak, tym też się zajęłam. Chciałam, żebyście obie zginęły, ale Kelly utonęła, a ty się uratowałaś i przejęłaś jej osobowość. Dziwne, że tylko ja się zorientowałam. Ale reszta rodziny była w takim szoku… Twoja choroba właściwie mi pomogła. Teraz miałam kozła ofiarnego – zawsze, gdy zabijałam, starałam się, żebyś i ty była na miejscu zabójstwa. Sprytne, nie sądzisz?

Ty suko!

Słowa te wydały jej się jakieś obce. Tak jakby pochodziły od kogoś innego – czy to Kelly daje o sobie znać? Nie… Kelly nie zginęła… Ależ tak. Wiedziałaś o tym od dawna, tylko nie potrafiłaś się z tym pogodzić.

Nie. Ja jestem Kelly.

Co? Nie… ty jesteś Caitlyn. Od zawsze o tym wiedziałaś. Postaraj się zachować przytomność, nie pozwól, żeby Kelly przejęła kontrolę. Musisz być świadoma. Walcz. Musisz się ratować. Caitlyn zadrżała, udało jej się nie zamknąć oczu i zauważyła, że umysł jej się rozjaśnia. W głowie wciąż pulsowało, ale widziała coraz wyraźniej.

Usłyszała hałas i spojrzała na podłogę. O Boże. Hannah, biedna Hannah była skrępowana, oczy miała wielkie jak spodki, po twarzy ściekał jej pot.

Żyje! Żyje! Przez sekundę Caitlyn zobaczyła promyk nadziei, który jednak zgasł szybko. Amanda nie pozwoli im uciec. Cięła czerwone i czarne nitki, kolejny spleciony sznurek, który powiesi na makabrycznym drzewie. Hannah nie wyglądała na otumanioną narkotykami, była po prostu nieziemsko przerażona.

Myśl, Caitlyn, myśl! Musisz ją uratować. I siebie. Musicie się wydostać z tego pokoju. Szybko!

– Ach… – Amanda zauważyła, że siostry wymieniają spojrzenia. – Chyba nie wiedziałaś, że Hannah też tu jest. Czekała na ciebie. Pokazałam jej też tamte dwie – wiesz, te w twoim pokoju, Sugar i Cricket. Po co pchały cholerne nosy w nie swoje sprawy?

Rozległ się jęk zakneblowanej Hannah.

– Zamknij się! – Amanda kopnęła ją, a potem znów spojrzała na Caitlyn. – Zawsze była rozwydrzona. Pyskowała. Ona też oberwie. I Troy… jeszcze nie zaplanowałam dokładnie. Nie będę mogła wrobić cię w to zabójstwo, więc upozoruję jakiś okropny wypadek, coś takiego jak ten pożar, w którym zginęła Copper Biscayne. – Podniosła brwi, dając do zrozumienia, że zabiła również Copper.

Hannah, jęcząc głucho, próbowała przetoczyć się po podłodze.

– Powiedziałam, żebyś się zamknęła! Chcesz dostać taki sam zastrzyk jak Caitlyn? Jezu, od samego początku zachowujesz się nieznośnie, odkąd zadzwoniłam z domu Caitlyn i udając ją, zaprosiłam cię na kolację do restauracji. I – dodała z perwersyjnym uśmiechem – och, nigdy nie dotarłaś do tej restauracji. Zaginęłaś, prawda? Nikt nie mógł znaleźć biednej Hannah i nawet jej starsza siostra, Amanda, szalała z niepokoju. – Amanda zaśmiała się. – Nie odgrywaj mi tu ofiary. To nie jest mamy horror klasy B.

Hannah mrugała gwałtownie. Była przerażona, oczy miała pełne łez. Caitlyn miała ochotę skulić się, udać, że to tylko sen i że zaraz się obudzi…

Przestań! Na litość boską, Caitie-Did! Nie ma czasu na rozczulanie się nad sobą. Musisz się ratować. Musisz uratować Hannah. Musisz mnie uratować. W głowie Caitlyn huczał głos Kelly.

Co mogłaby zrobić… co? Myśli goniły jak szalone, szukając ratunku. Patrzyła to na przerażoną Hannah, to na przeraźliwie spokojną twarz Amandy… Atropos, która wciąż splatała czerwone i czarne nici.