Pomógł jej wsiąść do samochodu, a ona zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie popełnia największego błędu w życiu.
Biorąc pod uwagę twoją przeszłość, byłby to niezły wyczyn. Daj mu szansę. Po prostu wysłuchaj go. Co masz do stracenia?
Patrzyła jak wsiada do samochodu i przekręca kluczyk. Pachniał skórą i delikatną męską wodą kolońską. Przypomniała sobie, jak się całowali, przypomniała sobie dotyk jego ust, ale szybko odpędziła od siebie te wspomnienia.
– Ciekawe, czy uda nam się zgubić dziennikarzy – powiedział, wcisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu. Zapadła się w wygodny skórzany fotel, zbyt zmęczona, żeby toczyć boje. Patrzyła przez szybę na słoneczne ulice i zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Czy popełniłaby błąd, gdyby się w nim zakochała? Czy on może złamać jej serce?
Daj spokój. Twoje serce zostało złamane już dawno temu. Jeśli okaże się nic niewart, wyrzucisz go na zbity pysk. No, Caitie-Did. Zaryzykuj.
Wydawało jej się, że znów słyszy rady siostry, i pomyślała, iż od czasu do czasu nie zaszkodzi wyobrazić sobie, że z nią rozmawia. Czasami musi sobie o niej przypomnieć. Przypomniała więc sobie, jak w dzieciństwie Kelly namawiała ją do wspinania się po drzewach, pływania na głębokiej wodzie, jak się z niej wyśmiewała i droczyła się z nią. Wyglądały tak samo, a były tak różne. Kelly odważna i wysportowana jak Amanda, a jednocześnie kobieca i krnąbrna. Tego dnia, kiedy zdarzył się wypadek, była tak pewna siebie, taka swobodna… Dobrze, że Caitlyn to wszystko pamięta. Wystarczy tylko się pilnować i nie przekraczać pewnej granicy.
Do diabła, Caitie-Did, zdawała się mówić Kelly, daj Adamowi szansę. Jesteś idiotką, jeśli nie widzisz, że cię kocha.
Caitlyn spojrzała na niego. Założył okulary i mknął między samochodami. Zdawało się, że poczuł na sobie jej wzrok, bo usta mu zadrgały, wziął ją za rękę i uścisnął krótko.
Głupie serce zabiło jej mocniej.
– Zajmij się jazdą – powiedziała.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
– No pewnie.
Zaśmiał się i ona też. Może jednak nie był wcale taki zły.
Czas pokaże.
– Więc to już koniec. Sprawa Bandeaux jest oficjalnie zamknięta – powiedziała tydzień później Morrisette, wkraczając do gabinetu Reeda. Machała czekiem i uśmiechała się szeroko.
– Co to? – Reed odchylił się na krześle.
– Pieniądze od Barta. Możesz uwierzyć? Dał pieniądze na dzieci. Po raz pierwszy od lat! – Klapnęła na brzegu biurka i włożyła czek do kieszeni.
– Wygrał na loterii?
– Mniej więcej. Zmarła jego ciotka i zostawiła mu trochę pieniędzy. Zrobił to – wyciągnęła czek z kieszeni i znów nim pomachała – zanim zdążył wszystko przeputać i zanim kupił sobie nowego pikapa. Odezwało się w nim sumienie i postanowił uregulować wszystkie zaległości, żeby prawnicy nie dobrali mu się do tyłka. Prawdziwy rycerz. Powiedziałam rycerz? Chciałam powiedzieć sukinsyn.
Palcami przeczesała sterczące włosy.
– Więc wszystko już jasne w sprawie Montgomerych?
– Tak sądzę. Mamy jeszcze papierkową robotę do zrobienia, ale sprawa jest zamknięta. Osoba, którą wyłowiliśmy z rzeki, to rzeczywiście Marta Vasquez. Matka zajmuje się jej pogrzebem. Rozmawiałem z nią przez telefon i opowiedziała mi wszystko. Powiedziała, że raz przespała się ze swoim szefem.
Gdy Morrisette uniosła brwi, Reed wzruszył ramionami.
– Raz, tak przynajmniej twierdzi, ale przecież to bez znaczenia. Chodzi o to, że nikt nie przypuszczał, że Marta Vasquez jest kolejnym nieślubnym dzieckiem Camerona. Jezu, czy ten facet naprawdę musiał co chwilę ściągać portki?
– Marta była kolejną osobą do podziału majątku starego – trochę się spóźniła. O tym, że Cameron jest jej ojcem, Lucille powiedziała jej przez telefon dopiero w zeszłym roku, w grudniu.
– Nie podzieliła się tą wiadomością z Montoyą?
– Nikomu nie powiedziała. Tylko Amandzie, ponieważ Amanda pracowała w firmie prawniczej zajmującej się majątkiem Camerona. – Reed przeciągnął się i rozprostował plecy.
– Gdzie jest Montoyą? – zapytała Morrisette jakby nigdy nic, ale Reed wiedział, o co jej chodzi.
W ciągu tych kilku krótkich dni, które Montoyą spędził w Savannah, widać było, że Morrisette jest nim wyraźnie zainteresowana. Na tym polegał jej problem; zarzekała się, że już nigdy więcej, a potem zakochiwała się pierwszym z brzegu facecie. Reed miał dla niej złą wiadomość.
– Montoyą już wyjechał.
Morrisette przejrzała raporty rzucone na biurko i jeśli nawet poczuła się rozczarowana, to nie dała tego po sobie poznać.
– Wspomniał, że będzie chciał wziąć sobie trochę wolnego. Musi jeszcze tylko przekonać szefostwo.
– Dlaczego nie wróci tutaj?
– Pewnie z powodu złych wspomnień.
– Tak, ale jakaś kobieta mogłaby mu pomóc zapomnieć o Marcie.
Reed spojrzał jej prosto w oczy.
– O ile jakaś kobieta nie zaangażuje się zbytnio w związek z facetem młodszym od niej o dziesięć czy dwanaście lat.
– Albo siedem.
– Tak, albo siedem.
Oczy Morrisette zaiskrzyły, ale zdecydowała się zmienić temat.
– Słyszałam, że Dickie Ray Biscayne wciąż walczy o swoją część majątku Montgomerych. Nadal płaci Flynnowi Donahue. Teraz chce również dostać część Cricket i Sugar, a może nawet i część należącą do Amandy. Wiele się nauczył od Josha Bandeaux na temat pozwów sądowych.
– Pazerny sukinsyn.
– Jak oni wszyscy – powiedziała Morrisette. – Ian Drummond, mąż Amandy, otrzymał propozycję sprzedania praw do książki o całej tej historii. Chce również dostać część majątku należącą do żony, chociaż posuwał Sugar Biscayne. Jak na faceta, który właśnie stracił dwie kochanki, to nieźle potrafi zatroszczyć się o własną kieszeń. Widać pieniądze leczą złamane serca.
– O tym nie wiedziałem.
– Hannah planuje się przeprowadzić. Zacząć wszystko od nowa. Zapomnieć o wszystkim. Jeśli to możliwe.
Reed skinął głową.
– Rozumiem ją. Miała romans z Bandeaux. Potem jej siostra próbowała ją zabić. – Potrząsnął głową. W Savannah wybucha wiele skandali, ale żaden nie może się równać z wydarzeniami ostatnich dni. – Do diabła, nawet Rebeka Wade się w to wmieszała.
– I przypłaciła to życiem.
– No, Amanda dotarła do niej jak po sznurku.
– Nomen omen – powiedziała Morrisette i Reed przypomniał sobie nożyczki chirurgiczne i splecione nici Atropos. – Psychopatka! Zabijała dla pieniędzy.
– Nie. – Reed pokręcił głową. – Zabijała dla samego zabijania. – Pomyślał o tych, którzy zginęli, o tym, jak cierpieli, ile wysiłku Amanda jako Atropos włożyła w ich uśmiercenie. – Dawało jej to niezłego kopa. Udowadniała, że jest bystrzejsza od innych, że zasługuje na majątek starego. Kochała to, podniecało ją to.
Morrisette skinęła głową.
– Rozumiem. Szkoda. Kurewsko szkoda. – Morrisette sumiennie odkładała pieniądze do cholernej skarbonki, ale nic to nie pomagało. Przynajmniej dzieciaki będą miały zapewnione przyzwoite wykształcenie – do diabła, pójdą pewnie do pieprzonego Harvardu.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby Adam Hunt napisał książkę. Tę, o której myślała jego była żona – powiedział Reed. – Słyszałem, że wydawcy już węszą koło niego i koło Caitlyn Bandeaux. Mówi się nawet o filmie. Co ty na to?
– Ktoś pewnie go nakręci. – Podrapała się w łokieć. – Wiesz co, jeśli Amanda zabijała dla pieniędzy, to wcale jej się nie śpieszyło. Najpierw mały Parker, a reszta dopiero wiele lat później. Nie no, to chyba nie jest normalne.
– Nic w tej sprawie nie było normalne. – Reed zastanowił się. – Pomiędzy nami, to myślę, że odbiło jej, to znaczy tak naprawdę odbiło, gdy dowiedziała się, że jej mąż ma romans z Sugar Biscayne. Ale reszty naprawdę nie rozumiem, nie jestem psychiatrą. Czy to nie ironia, że chciała wrobić Caitlyn, wykorzystując jej zaburzenia psychiczne, podczas gdy ona sama była naprawdę niezłym czubkiem? Przecież całe to pieprzenie o Atropos świadczy o tym, że to ona miała rozdwojenie jaźni, no nie? Pozbywając się jej, Caitlyn Bandeaux wyświadczyła podatnikom tego miasta wielką przysługę. – Wyjrzał przez okno. Savannah było jak stara dostojna dama, ciągle miało przed nim jakieś tajemnice. Ciemne, wciąż skrywane sekrety.