Выбрать главу

– Slayton! Jeśli cię bili, to powiedz. Nie bój się, powiedz wszystko!

– Czy próbowano pana zastraszyć? – jakaś kobieta podtykała Slaytonowi mikrofon pod usta.

– Czy wywierano na pana presję pokazując narzędzia nacisku fizycznego? – krzyczał ktoś z tyłu.

Wysoki mężczyzna w ciemnym nieprzemakalnym płaszczu z wyrazem triumfu na twarzy fotografował wiszącą na ścianie myśliwską strzelbę. Drugi, w rozchełstanym garniturze ciągnął za sobą długi kabel rycząc cały czas do ogromnego mikrofonu:

– Drodzy radiosłuchacze, jesteśmy teraz w gabinecie oficera policji, dla którego prawo nic nie znaczy. Oto Neal „Wampir” Ashcroft, człowiek, przed którym drżą niewinni obywatele. Co pan ma na swoją obronę?

– Proszę nie ruszać tych szuflad. Tam są poufne materiały.

Ashcroft usiłował odepchnąć mężczyznę w nieprzemakalnym płaszczu od biurka.

Człowiek z mikrofonem wziął do ręki oprawioną w metal policyjną pałkę z dedykacjami od kolegów ze szkoły policyjnej.

– „Wampir” Ashcroft narzędzia brutalnego terroru nazywa poufnymi materiałami! Słuchacze, podatnicy, czy będziemy to dalej tolerować?

Slayton wyrwał się z kordonu dziennikarzy i wypchnął Kelly’ego na zewnątrz.

– Coś ty znowu wymyślił? Kim są ci ludzie?

Kelly rozłożył ręce.

– Czyżbyś myślał, że w tak krótkim czasie ściągnę reporterów z „Life’u” czy „US News”? Podzwoniłem po redakcjach miejscowych brukowców.

– I coś ty im naopowiadał? Niepotrzebnie rozkręciłeś całą hecę.

– A co? Ashcroft i ten drugi nie próbowali się odgrywać za numer z oponami?

Slayton skrzywił się i westchnął.

– No dobra, wygłupiłem się – w głosie Kelly’ego zadrgały nutki skruchy. – Powiedz lepiej, o co cię pytali?

Slayton machnął ręką.

– To wariaci. Chcieli wiedzieć, czy można mordować wbijając szpilki w fetysze, czy umiem lewitować i czy nie spałem z czarownicą voodoo.

– O, cholera…

– Chodźmy się lepiej czegoś napić, zanim spławią tych dziennikarzy. Nie widziałeś gdzieś w pobliżu barmana przelatującego na miotle?

* * *

Siąpiący deszcz zmienił się w ulewę, z którą nie mogły sobie poradzić nawet pracujące na maksymalnej szybkości wycieraczki. Fontanny brudnej wody tryskały spod kół pędzących samochodów i zalewały witryny stojących zbyt blisko jezdni sklepów.

– Często macie taką pogodę? – spytał Layne.

Ashcroft pochylił się nad kierownicą, usiłując dojrzeć coś przez zalewaną strugami wody szybę. Nie zwalniał jednak ani trochę.

– To powietrze znad Zatoki. Zawsze psuje nam osiemdziesięciostopniową sielankę, jeśli ci o to chodzi.

– Znad Zatoki? Będziemy mieli tajfun?

– Może… – Ashcroft przycisnął hamulec wpadając w kontrolowany poślizg, potem znowu dodał gazu. – Spieszę się, bo pokpiłem tę sprawę – wyjaśnił.

– Dlaczego?

– Dowiedziałem się, że pod magazynem antykwariusza postawiono Barry’ego.

– No to co? Przecież ma zdjęcie Havoca.

– Zdjęcie może ma, ale nie słyszałem jeszcze, żeby Barry kogokolwiek rozpoznał. On jest z działu technicznego.

Ashcroft znowu przycisnął hamulec i sunąc prawie bokiem ustawił się między dwoma furgonetkami przy krawężniku.

– Chodź, to tutaj.

Ponure ciasne wnętrze wcale nie przypominało księgarni. Stare zakurzone meble, mroczne obrazy i wyliniałe wypchane zwierzęta zagracające dolną salę przywodziły raczej na myśl magazyn dekoracji jakiegoś podrzędnego teatru.

– Zaraz schodzę – dobiegł ich głos z zamocowanej prawie pod sufitem żeliwnej galeryjki.

Layne i Ashcroft podeszli do zmatowiałej ze starości lady.

– Tu są same śmiecie – mruknął Layne. – Ciekawe, czy piękna Maureen nie wystawiła nas do wiatru.

Ashcroft wziął do ręki potargany numer „Esquire’a” i trzymając go w wyciągniętych rękach przerzucał wystrzępione kartki.

– Oczywiście, że nie ma sensu – z góry dobiegał ich ten sam głos. – Proszę to zostawić, a potem zapakujemy wszystko razem.

– Mam nadzieję, że mogę na pana liczyć? – odezwał się ktoś inny.

– Roth i Gellerstein to bardzo solidna firma. Zapewniam pana, że wszystko będzie w porządku…

Layne zaintrygowany trzymanym przez przyjaciela starym magazynem zajrzał mu przez ramię. Gdzieś z tyłu rozległ się łoskot kroków, wzmocniony rezonansem metalowych schodków. Trzasnęły wyjściowe drzwi, a zaraz potem z tyłu padło pytanie:

– Czym mogę panom służyć?

Odwrócili się jednocześnie.

– Pan Roth?

– Nie, Gellerstein, słucham panów.

– Jesteśmy z policji – Ashcroft pokazał staruszkowi odznakę. – Podobno George Havoc zamawiał u pana książki…

Starszy mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

– Tak, zgadza się. To bardzo rzadkie pozycje. Musiałem wysyłać zamówienie aż do Nowego Jorku.

– Czy ma pan je tutaj?

– Tak. Dwie dostałem już dzisiaj, a trzecią obiecali przysłać najpóźniej w piątek. – Staruszek zawrócił ku metalowym schodom. – Zaraz panom pokażę.

Wrócił po chwili dźwigając dwa opasłe tomy.

– Proszę, to „Archeologia Południowej Arabii” Cornsa z pięćdziesiątego drugiego roku. A to „Legendy perskie”. Unikatowe wydanie, oprawione w grubą cielęcą skórę. Tylko sześćset egzemplarzy. Rok wydania tysiąc dziewięćset drugi.

Layne dotknął szarego grzbietu książki.

– Co jeszcze ma przyjść? – spytał.

– A to już rzecz zupełnie nowa, choć niedostępna w księgarniach. Chodzi o uniwersytecki raport z prac archeologicznych prowadzonych przez ekipę Hartmana. Pana Havoca interesuje zeszyt: „Wzgórza 1114 i 1115”.

– Musimy zarekwirować te książki – powiedział Ashcroft.

– Hm, nie prowadzę przedsiębiorstwa charytatywnego.

– Ile jesteśmy panu winni?

– Trzysta pięćdziesiąt dolarów.

– Ile?!

– Już mówiłem, że to prawie unikatowe pozycje…

Ashcroft krzywiąc się wypisał czek.

– Przyjmie pan to? – spytał wyrywając podłużną karteczkę.

– Od pana oczywiście. Jak mógłbym nie wierzyć policji?

Ashcroft ciągle z kwaśną miną schował książeczkę do wewnętrznej kieszeni.

– Chcielibyśmy też prosić pana o współpracę…

– Tak…?

– Interesuje nas pan Havoc osobiście. Jeśli przyjdzie odebrać książki w piątek, nasi ludzie powinni na niego czekać i…

– Czy jest poszukiwany?

– Tak.

– No to dlaczego panowie nie powiedzieli od razu. Mogliście go przed chwilą aresztować.

– Co?!

Staruszek uśmiechnął się ponownie.

– Był tu przecież przed chwilą. Wyszedł, kiedy panowie przeglądali magazyn…

Ashcroft bez słowa rzucił się do drzwi. Layne chciał coś powiedzieć, ale chwycił tylko książki i pobiegł za nim. Dopadł do samochodu w momencie, kiedy Ashcroft zaczął krzyczeć do mikrofonu:

– Do wszystkich patroli w okolicy Pitt’s Center! Na Dellen Avenue lub w jej pobliżu kręci się poszukiwany George Havoc. Natychmiast podjąć poszukiwania. Powtarzam…

– Tu „Jane 200”. Zgłaszam się na wezwanie.

– Tu „Jane 217”. Jadę wzdłuż Dellen Avenue. Brak jakiegokolwiek ruchu na chodnikach…

Ashcroft nerwowo kręcił gałką odbiornika. Niestety, pochodzące od zakłóceń szumy i trzaski nie chciały ustąpić.

– Tu „Jane 200”. Widzę mężczyznę o wyglądzie odpowiadającym…

– Śledź go! Jedź za nim!

– Tu „Jane 200”. Podejrzany skręcił w zaułek obok sklepu Krugera. Wchodzi w jakąś bramę.

– Halo, „Jane 200”! Nakazuję natychmiastowe aresztowanie!