Выбрать главу

Mrok zgęstniał jak czarna pajęczyna.

– Trzeba będzie obejrzeć wasze kartoteki – szepnął Layne.

Ashcroft raz jeszcze przyjrzał się krypcie.

– Chodźmy… On trzyma broń gdzie indziej.

Przeszli pod studzienkę. Ashcroft ujął najniższy ze szczebli.

– Idę do biura. Nie… – zaprzeczył widząc poruszenie Layne’a. – Muszę ustalić kilka spraw z naszym prawnikiem. O tym pogadamy u mnie w domu.

Słysząc rosnący szum ulicy, wspięli się do włazu. Wychodził na obskurny i zagracony zaułek na tyłach marketu Manganellego.

* * *

Woda w położonym obok garażu warsztacie zaczęła ściekać wartkim strumieniem, kiedy Layne zrezygnował ze szmat i wiader, decydując się na ogromną metalową balię, którą zauważył gdzieś w kącie. Z trudem uniósł ją w górę i ustawił na chwiejnej drewnianej półeczce tuż pod pękniętą rurą. Że popełnił błąd, zrozumiał dopiero wtedy, gdy balia była już pełna i stało się jasne, że sam, bez pomocy Ashcrofta, nie zdoła ściągnąć jej na dół. Wściekły zakręcił główny zawór. Woda co prawda przestała płynąć, oddalając niebezpieczeństwo zalania piwnic, ale zarazem znikła perspektywa gorącej kąpieli, o której marzył od rana. Layne zapalił papierosa i żeby się uspokoić włączył radio. Cicha, nastrojowa muzyka sącząca się z głośnika pozwoliła mu zapanować nad nerwami na tyle, że zdołał szybko osuszyć podłogę i obejrzeć rurę. Pęknięcie nie było duże, a pobliskie złącze miało tyle luzu, że można je było naprawić bez wzywania ekipy technicznej. Wybita na kołnierzu wartość roboczego ciśnienia wody nie pozwalała na użycie żadnych plastrów, pakuł ani szmat. Odpadał również gips, a cementu nie było w żadnej z licznych szafek. Layne nie lubił partaniny. Odrzucił papierosa i sięgnął po aparat spawalniczy. Odbezpieczył wyłącznik, ale nad uchwytem nie zapaliła się lampka kontrolna, nie było też słychać charakterystycznego warknięcia stabilizatora. Czując, jak nad brwiami zbierają mu się kropelki potu, zaczął systematycznie sprawdzać wszystkie części aparatu.

– Dobry wieczór państwu! – radio nagle odezwało się ze zdwojoną mocą. – Przerywamy program muzyczny, żeby zaprezentować państwu tegorocznych laureatów telewizyjnej nagrody Emmy…

Layne ruszył ręką – zielona kontrolka zapłonęła na chwilę i zaraz zgasła. Kiedy ujął kabel doprowadzający prąd, lampka zamigotała jeszcze kilkakrotnie i zgasła na dobre.

„A więc to kabel – pomyślał. – Cholera, pewnie poszło jakieś lutowanie”.

– … Nasz sprawozdawca przepycha się przez gęsty tłum wiwatujących ludzi i być może zaraz usłyszymy…

Layne ruszył w kierunku tablicy z bezpiecznikami, ale zaraz wrócił znowu do zbitego z surowych desek biurka.

„Jasny szlag, jeśli wykręcę korki, nie będę mógł użyć lutownicy”.

Sięgnął do wtyczki tkwiącej w specjalnie obudowanym gnieździe wysokiego napięcia.

– Wiedziałem – mruknął. – Wiedziałem, że nie da się wyciągnąć. Czy wszystko w tym domu musi być zepsute?!

– Witam wszystkich miłośników sztuki telewizyjnej. Kłania się Mile Walters, a zaraz usłyszycie państwo głos laureata nagrody za najlepszą rolę drugoplanową, Johna Ashcrofta.

„Co za zbieżność nazwisk…” – Layne starając się nie dotykać odkrytych przewodów powoli odkręcił śrubki przytrzymujące osłonę.

– … Tak, czuję się naprawdę bardzo zaszczycony, tym bardziej że rola w „Ostatecznym rozstrzygnięciu” była moim debiutem.

Layne, trzymając rozcapierzony na końcu, podłączony do prądu kabel tuż przed miejscem, gdzie kończyła się izolacja, delikatnie wyjął go z obluzowanych szczęk aparatu i ostrożnie położył na ziemi. Przezornie odsunął się z krzesłem w drugą stronę, choć wiedział, że wykonana z dobrego izolatora wykładzina podłogowa nie stwarza większego niebezpieczeństwa.

– To dziwne, że sam film nie zdobył nawet wyróżnienia. Myślę jednak, że słynna już scena u prawnika przejdzie do annałów sztuki filmowej jako niezwykłe osiągnięcie…

„Cholera, Neal jest właśnie u prawnika – pomyślał Layne. – Pewnie wróci po północy, a mnie tu szlag trafi z tymi naprawami”.

– Panie Ashcroft, proszę nam opowiedzieć o realizacji tej sceny.

– To było rzeczywiście bardzo trudne. Siedziałem związany i zakneblowany w fotelu widząc zbliżającego się mordercę. W tych ciężkich warunkach musiałem samymi oczami zagrać telepatyczne przekazanie przyjacielowi prośby o ratunek…

Layne spojrzał na odbiornik.

– Trzeba przyznać, że wykazał pan znakomity kunszt aktorski.

– To zasługa mojego nauczyciela z New Aktor’s Studio.

– Wydaje mi się, że zawsze najtrudniej jest pokazać stan zagrożenia tak, żeby wypadło to naturalnie…

Layne sięgnął po lutownicę. Tuż nad szufladą na wąskiej, pochyłej desce ktoś przykleił reklamówkę znanej firmy rusznikarskiej.

„Nasz najnowszy model trafia sam! Specjalny celownik zapewnia dużą skuteczność ognia bez względu na pogodę, ciemność czy mgłę. Kup model B-500! Używają go najwyższej klasy snajperzy!” – głosił jaskrawy napis.

Krawat Layne’a opadł bezgłośnie na podłogę.

– Wracając jeszcze do pańskich umiejętności, panie Ashcroft. We wspomnianej scenie potrafił pan nie tylko pokazać strach czy zagrożenie. Zdołał pan przekazać widzom nieuchronność własnej śmierci, gdyby przyjaciel spóźnił się choć o sekundę…

– Co za bzdury! – powiedział głośno Layne. Czuł jednak podświadomie, że powinien natychmiast wyjść z tego domu i jechać do Neala.

– To tylko splot przypadków…

Wziął do ręki lutownicę, ale jej koniec drżał tak, że nie mógł nabrać ani grama cyny.

„Muszę stąd wyjść! Muszę stąd wyjść!” – kołatało mu w głowie. – „Nie, do cholery. Przecież Ashcroft mnie wyśmieje”.

Wywiad w radiu skończył się, ale muzyka, która znowu płynęła z głośnika, nie działała już na niego kojąco. Sięgnął do wyłącznika. Ruch był jednak tak nieostrożny, że mały tranzystor spadł ze stołu i roztrzaskał się na podłodze.

„Co się ze mną dzieje?” – pomyślał patrząc na porozbijane części.

Przyłożył rozedrgane ręce do twarzy i podskoczył na krześle, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

– Kto tam?

– To ja, Kathreen Burns. Proszę otworzyć.

Layne zupełnie odruchowo schował do kieszeni klucz francuski i uchylił drzwi. Stojąca na zewnątrz kobieta uśmiechnęła się jakby z lekkim wstydem.

– Przepraszam, że niepokoję, najpierw starałam się dostać do mieszkania na górze… myślałam, że dzwonek jest zepsuty… Potem zobaczyłam światło tu na dole.

– Proszę… – Layne wpuścił ją do środka.

– Naprawdę przepraszam, że przeszkadzam w ważnej pracy…

Burns spojrzała na klucz obciążający kieszeń Layne’a. Ten uśmiechnął się z zażenowaniem i odłożył narzędzie na półkę.

– Nic nie szkodzi. Zaraz przejdziemy do mieszkania, tylko umyję ręce… No tak – Layne przypomniał sobie o braku wody. – Nawet nie będę mógł zrobić pani kawy.

– Nie chciałabym sprawiać kłopotu. Przyszłam przeprosić za moje zachowanie… wtedy w Centrum.

– Ależ doprawdy to drobiazg. Przecież nie było w tym pani winy.

– A ja myślę, że jednak zawiniłam – Kathreen Burns spuściła głowę patrząc na swoje długie, pomalowane na czarno paznokcie. – Nie wiem, co się ze mną stało, to było okropne…

– Proszę pani…

– Mówmy sobie na ty. Przecież wiesz, że na imię mi Kathreen, w skrócie Kate.

– To mi bardzo pochlebia, proszę pa… to znaczy Kate. Bardzo mi miło i podałbym ci rękę, ale…

– Nie przeszkadza mi, że jest brudna – kobieta podeszła do niego, prezentując głębokie rozcięcie w spódnicy. – Zresztą masz chyba nie tylko ręce, Marty – pocałowała go w policzek.