Выбрать главу

– Masz ich pod kluczem?

– Jasne. Bekną za tego gościa, co im się wykrwawił w bagażniku. A jak dobrze pójdzie, to i za pomoc w ucieczce.

Ashcroft spojrzał na Layne’a.

– Do antykwariusza? – spytał tamten.

– Nie. Na razie jedziemy do Centrum Atomowego. Muszę mieć zdjęcie Havoca. Antykwariusza każę na razie obserwować z ukrycia.

– A ci ludzie?

– Potem, potem. Chcę jeszcze przesłuchać Slaytona i Kelly’ego, żeby zorientować się, co naprawdę zaszło w wojskowym ośrodku. – Ashcroft spojrzał na zegarek. – Chodźmy.

* * *

Słońce świeciło w szczelinie między budynkami Centrum, wyznaczając cel, ku któremu zdążali. Ashcroft bębnił niecierpliwie po poręczy wózka.

– Sprzed ilu lat będzie to zdjęcie Havoca?

Burns przechyliła głowę tak, jakby nie dosłyszała pytania.

– Weryfikujemy dane co rok – odpowiedziała w końcu. – Nie musicie się obawiać, będzie aktualne.

Zakręciła wózkiem i z podejrzaną gwałtownością zahamowała. Dźwięki Chopina znowu otworzyły drzwi, lecz tym razem skierowali się od razu do windy.

– Pojedziemy do mnie – wciskając klawisz Burns zerknęła na zegarek. – Przyjechaliście tuż przed rozruchem…

Layne obrócił się ku swemu odbiciu w szybie, potem zapiął guzik koszuli.

– Czy przeprowadzacie również pomiary antropomorficzne?

Odpowiedział mu szmer rozsuwanych drzwi.

– Nie. – Dziewczyna przestąpiła próg. – Po co?

Idąc korytarzem jeszcze przez moment przyglądała się twarzy statystyka, lecz ta, ukryta pod gęstwiną brody, była nieodgadniona.

Pokój, jak na pomieszczenie szefa personalnego, wyglądał typowo, oczywiście jeśli uwzględniło się fakt, że szef był kobietą. Na szerokim biurku, obok pojemnika z dyskietkami, leżała puderniczka i pudełko kolorowych kredek o trudnym do ustalenia przeznaczeniu. Opadli w fotele, między którymi ustawiono ruchomy barek.

– Jeśli macie ochotę na piwo czy colę… – powiedziała dziewczyna wskazując mebel.

Obydwaj przecząco pokręcili głowami, co byłoby nie do pomyślenia kilka godzin wcześniej. Ale wiatr od Zatoki zepchnął znad miasta duszne powietrze.

– To chwilę potrwa – stwierdziła dziewczyna przebierając palcami po klawiaturze.

Z cichym pomrukiem ekran zapełniły litery stanowiące życiorys, wyniki testów i inne dane George’a Havoca. Drukarka kreśliła jego wierny portret.

– Jeszcze minuta… – Burns przeniosła spojrzenie na Layne’a. – Szkoda, że nie będą mogli panowie zobaczyć komputera używanego do dzisiejszej symulacji. Jednostkę centralną zbudował nasz były pracownik i niewiele przesadzę, mówiąc, że zrobił ją w piwnicy.

– W piwnicy? – Wiadomość nie wiadomo dlaczego zainteresowała Ashcrofta.

– Tak, miał tam warsztat.

– Co się z nim stało? – Layne poprawił obydwoma dłońmi okulary. – Założył własną firmę?

– Nie. Zmarł na zawał i zostawił nam jedynie prototyp.

– Jak to… A technologia wytwarzania procesora?

Dziewczyna oderwała wydruk i podała go Ashcroftowi.

– Dwa lata temu mieliśmy z tym straszne kłopoty. Po śmierci konstruktora nie udało się jednak znaleźć opisów.

Okulary Layne’a zjechały prawie na czubek nosa, wcisnął je gwałtownie.

– Nie chce się… – zaczął, lecz umilkł, a potem wyjął zdjęcie Havoca z palców Ashcrofta.

– Tak, jakbym… – zamruczał, lekko kręcąc głową.

Palec Burns opadł na wyłącznik komputera.

– Jeśli chcecie zobaczyć rozruch, to chodźcie. Możecie już nie mieć takiej okazji.

Ashcroft wyjął papier z rąk wciąż zamyślonego Layne’a i uśmiechnął się nienaturalnie.

– Nie sądzę, aby nas to interesowało…

Dziewczyna roześmiała się.

– Ale i tak będziecie musieli czekać na mnie, bo nie ma was kto odprowadzić.

– Stawia nas pani w głupiej sytuacji… – Ashcroft uniósł wzrok. – Ile to potrwa?

– Do pół godziny… – jej głos wahał się między rozbawieniem a urazą. – Sądzę, że pański kolega chętnie to obejrzy.

Layne uśmiechnął się blado.

– Nie mamy wyjścia…

Kiedy szli do drzwi, Ashcroft ostentacyjnie złożył arkusz wydruku.

– Pani pewnie kiedyś chciała iść na fizykę? – spytał zjadliwie.

– To widać?

Korytarze ośrodka były tego dnia zadziwiająco puste. Minęli warczący cicho automat z kawą.

– Myśli pani, że uda wam się spełnić kryterium Lawsona? – spytał Layne.

– Naturalnie, jeśli zmniejszymy koncentrację plazmy, ale musimy wydłużyć czas.

Znów weszli do oszklonej klatki windy. Ashcroft opierając się o ścianę zmierzył ich ponurym spojrzeniem, lecz dziewczyna uniosła przegub z zegarkiem.

– Mamy szczęście, że na „jaskółce” siedzą Coghill i Stol. Na pewno nie będą mieli nic przeciwko waszej obecności.

Korytarz najwyższego poziomu miał metalową podłogę, tak że ich szybkie kroki bębniły głucho.

– Co to jest „jaskółka”?

– Pokój, skąd kontroluje się wszystkie ważniejsze sekcje, łącznie z dyspozytornią.

Ashcroft roześmiał się.

– Pozostałość ery maccartyzmu?

– Nic z tych rzeczy. Dyspozytornia zajmuje się pracą urządzeń, zaś dyżurni w „jaskółce” ludźmi. Jako jedyni mogą uruchomić system autonomiczny.

Minęli zakręt korytarza i w uchylonych drzwiach obitych grubą tkaniną dojrzeli wysokiego mężczyznę. Wzrok Layne’a przyciągnął papieros w jego dłoni. Nie zdążył jednak sięgnąć do kieszeni, gdy rozległ się głos panny Burns.

– Erich! Zwariowałeś?

Mężczyzna nie miał wątpliwości co do przyczyny nagany. Uniósł lewą nogę i rozgniótł niedopałek o obcas.

– Boże, Kate, czasami mam wrażenie, że przyjęto do nas o jedną kobietę za dużo.

Burns zajrzała do środka.

– Nie sil się na dowcipy… – Wskazała palcem przed siebie. – Możemy wejść?

Mężczyzna skinął głową rzucając niedopałek na podłogę.

Weszli do przyciemnionego wnętrza, gdzie jedną ze ścian zajmowały cztery rzędy monitorów, nadając salce charakter telewizyjnego studia. Głowa Stola, który okazał się łysy jak kolano, odbijała światło padające z ekranów.

– Widzicie – Burns wskazała zegar. – Jeszcze moment… Te podglądy to strefa gorąca i zimna, a to jest dyspozytornia.

Widoczna na monitorze sala zastawiona była zespołami pulpitów sterowniczych, które pokrywały rzędy oświetlonych sygnalizatorów, zegarów i instrumentów pomiarowych. Prawie wszyscy dzierżyli w dłoni kubki z kawą. Kilka osób nadzorowało drukarki wypluwające bezustannie strugi papieru.

– Jeśli będzie O.K. – szepnęła Burns – macie u mnie drinka.

Stol posłał im niechętne spojrzenie. Layne wpatrzony w narożny monitor dostrzegł, jak palec płowego blondyna wciska duży czerwony taster. Ukazał się napis: „procedura symulacyjna”.

– Włącz fonię – powiedział sucho Stol.

Tu, gdzie stali, szmer z głośnika był słabo słyszalny. Ashcroft nudząc się niemiłosiernie spojrzał na Burns. Wyglądała na zahipnotyzowaną. Layne patrzył na kolorowe punkty sygnalizatorów biegające po widocznych w kadrze pulpitach.

Wtedy właśnie ktoś zacząć krzyczeć wysokim, histerycznym głosem. Naga czaszka Stola natychmiast pochyliła się nad stołem.

– Dyspozytornia, Mark! – ściskał kostkę mikrofonu. – Co się dzieje?!

Parę osób odskoczyło od pulpitów, kawa z przewróconych kubków popłynęła między klawiszami.

– Mark! – wrzasnął Coghill.

Dyspozytornię przeszył jęk syreny. Ktoś krzyczał:

– Dekompresja plazmy! Dekompresja…

Blady jak ściana mężczyzna wyszarpywał komputerowe wydruki, rozrzucał je wokół. Trzasnęło szkło i plastik, gdy metalowy stołek wyrżnął w jedną z kamer powlekając monitor czernią.

– Spokój! – nad rozgardiasz przebił się ryk Marka.

– Dyspozytornia! – zawtórował Stol. – Co się dzieje?

Panika zwielokrotniona na ekranach przybierała rozmiary szaleństwa. Dwóch ludzi odciąganych przez trzeciego usiłowało wyłamać plastikowe osłony wskaźników. Ktoś się modlił.