Выбрать главу

– Dobry wieczór państwu! – radio nagle odezwało się ze zdwojoną mocą. – Przerywamy program muzyczny, żeby zaprezentować państwu tegorocznych laureatów telewizyjnej nagrody Emmy…

Layne ruszył ręką – zielona kontrolka zapłonęła na chwilę i zaraz zgasła. Kiedy ujął kabel doprowadzający prąd, lampka zamigotała jeszcze kilkakrotnie i zgasła na dobre.

„A więc to kabel – pomyślał. – Cholera, pewnie poszło jakieś lutowanie”.

– … Nasz sprawozdawca przepycha się przez gęsty tłum wiwatujących ludzi i być może zaraz usłyszymy…

Layne ruszył w kierunku tablicy z bezpiecznikami, ale zaraz wrócił znowu do zbitego z surowych desek biurka.

„Jasny szlag, jeśli wykręcę korki, nie będę mógł użyć lutownicy”.

Sięgnął do wtyczki tkwiącej w specjalnie obudowanym gnieździe wysokiego napięcia.

– Wiedziałem – mruknął. – Wiedziałem, że nie da się wyciągnąć. Czy wszystko w tym domu musi być zepsute?!

– Witam wszystkich miłośników sztuki telewizyjnej. Kłania się Mile Walters, a zaraz usłyszycie państwo głos laureata nagrody za najlepszą rolę drugoplanową, Johna Ashcrofta.

„Co za zbieżność nazwisk…” – Layne starając się nie dotykać odkrytych przewodów powoli odkręcił śrubki przytrzymujące osłonę.

– … Tak, czuję się naprawdę bardzo zaszczycony, tym bardziej że rola w „Ostatecznym rozstrzygnięciu” była moim debiutem.

Layne, trzymając rozcapierzony na końcu, podłączony do prądu kabel tuż przed miejscem, gdzie kończyła się izolacja, delikatnie wyjął go z obluzowanych szczęk aparatu i ostrożnie położył na ziemi. Przezornie odsunął się z krzesłem w drugą stronę, choć wiedział, że wykonana z dobrego izolatora wykładzina podłogowa nie stwarza większego niebezpieczeństwa.

– To dziwne, że sam film nie zdobył nawet wyróżnienia. Myślę jednak, że słynna już scena u prawnika przejdzie do annałów sztuki filmowej jako niezwykłe osiągnięcie…

„Cholera, Neal jest właśnie u prawnika – pomyślał Layne. – Pewnie wróci po północy, a mnie tu szlag trafi z tymi naprawami”.

– Panie Ashcroft, proszę nam opowiedzieć o realizacji tej sceny.

– To było rzeczywiście bardzo trudne. Siedziałem związany i zakneblowany w fotelu widząc zbliżającego się mordercę. W tych ciężkich warunkach musiałem samymi oczami zagrać telepatyczne przekazanie przyjacielowi prośby o ratunek…

Layne spojrzał na odbiornik.

– Trzeba przyznać, że wykazał pan znakomity kunszt aktorski.

– To zasługa mojego nauczyciela z New Aktor’s Studio.

– Wydaje mi się, że zawsze najtrudniej jest pokazać stan zagrożenia tak, żeby wypadło to naturalnie…

Layne sięgnął po lutownicę. Tuż nad szufladą na wąskiej, pochyłej desce ktoś przykleił reklamówkę znanej firmy rusznikarskiej.

„Nasz najnowszy model trafia sam! Specjalny celownik zapewnia dużą skuteczność ognia bez względu na pogodę, ciemność czy mgłę. Kup model B-500! Używają go najwyższej klasy snajperzy!” – głosił jaskrawy napis.

Krawat Layne’a opadł bezgłośnie na podłogę.

– Wracając jeszcze do pańskich umiejętności, panie Ashcroft. We wspomnianej scenie potrafił pan nie tylko pokazać strach czy zagrożenie. Zdołał pan przekazać widzom nieuchronność własnej śmierci, gdyby przyjaciel spóźnił się choć o sekundę…

– Co za bzdury! – powiedział głośno Layne. Czuł jednak podświadomie, że powinien natychmiast wyjść z tego domu i jechać do Neala.

– To tylko splot przypadków…

Wziął do ręki lutownicę, ale jej koniec drżał tak, że nie mógł nabrać ani grama cyny.

„Muszę stąd wyjść! Muszę stąd wyjść!” – kołatało mu w głowie. – „Nie, do cholery. Przecież Ashcroft mnie wyśmieje”.

Wywiad w radiu skończył się, ale muzyka, która znowu płynęła z głośnika, nie działała już na niego kojąco. Sięgnął do wyłącznika. Ruch był jednak tak nieostrożny, że mały tranzystor spadł ze stołu i roztrzaskał się na podłodze.

„Co się ze mną dzieje?” – pomyślał patrząc na porozbijane części.

Przyłożył rozedrgane ręce do twarzy i podskoczył na krześle, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

– Kto tam?

– To ja, Kathreen Burns. Proszę otworzyć.

Layne zupełnie odruchowo schował do kieszeni klucz francuski i uchylił drzwi. Stojąca na zewnątrz kobieta uśmiechnęła się jakby z lekkim wstydem.

– Przepraszam, że niepokoję, najpierw starałam się dostać do mieszkania na górze… myślałam, że dzwonek jest zepsuty… Potem zobaczyłam światło tu na dole.

– Proszę… – Layne wpuścił ją do środka.

– Naprawdę przepraszam, że przeszkadzam w ważnej pracy…

Burns spojrzała na klucz obciążający kieszeń Layne’a. Ten uśmiechnął się z zażenowaniem i odłożył narzędzie na półkę.

– Nic nie szkodzi. Zaraz przejdziemy do mieszkania, tylko umyję ręce… No tak – Layne przypomniał sobie o braku wody. – Nawet nie będę mógł zrobić pani kawy.

– Nie chciałabym sprawiać kłopotu. Przyszłam przeprosić za moje zachowanie… wtedy w Centrum.

– Ależ doprawdy to drobiazg. Przecież nie było w tym pani winy.

– A ja myślę, że jednak zawiniłam – Kathreen Burns spuściła głowę patrząc na swoje długie, pomalowane na czarno paznokcie. – Nie wiem, co się ze mną stało, to było okropne…

– Proszę pani…

– Mówmy sobie na ty. Przecież wiesz, że na imię mi Kathreen, w skrócie Kate.

– To mi bardzo pochlebia, proszę pa… to znaczy Kate. Bardzo mi miło i podałbym ci rękę, ale…

– Nie przeszkadza mi, że jest brudna – kobieta podeszła do niego, prezentując głębokie rozcięcie w spódnicy. – Zresztą masz chyba nie tylko ręce, Marty – pocałowała go w policzek.

Layne poczuł zapach jej perfum i delikatne muśnięcie gęstych, puszystych włosów. Chciał ją objąć, ale jakieś podświadome przeczucie dręczyło go, pozbawiając możliwości trzeźwego myślenia.

– Skąd wiesz, że na imię mi Marty? – spytał nagle.

– Przedstawiłeś się będąc u nas.

– Tak?

– Jesteś taki jak wszyscy mężczyźni. Okropnie zasadniczy – Kathreen podeszła do ukrytych we wnęce wąskich schodków. – Tędy idzie się do mieszkania?

– Tak, ale drzwi są zamknięte na klucz z tamtej strony. Neal ma manię zamykania wszystkiego, co mu się nawinie pod rękę.

– Przestępców też?

– To jego zawód. Musimy stąd wyjść tą drogą, którą przyszłaś. Naokoło.

– Chyba ci się nigdzie nie spieszy, co, Marty?

Layne zupełnie nagle poczuł, że jeśli natychmiast nie opuści tego domu i nie dotrze do Ashcrofta, stanie się coś strasznego. Irracjonalne uczucie opanowało go do tego stopnia, że co chwila zerkał na zewnątrz przez małe zakratowane okienko.

– Wiesz, Kate… – zaczął przełykając ślinę – bardzo cię przepraszam, ale muszę na chwilę wyjść. Dosłownie na sekundę.

– Co ci się stało?

– Nie wiem. Niedobrze mi.

– Zostań, Marty. Czy tak bardzo ci się nie podobam?

Kathreen zdjęła marynarkę rzucając ją niedbale na ziemię. Powoli, sięgając tylko jedną ręką, zaczęła rozpinać guziki bluzki.

– Przestań. Przepraszam cię, ale ja naprawdę muszę…

Ręce Kathreen przesunęły się do góry, chwilę później bluzka leżała obok marynarki.