Выбрать главу

Ashcroft przestał oglądać plamy na suficie.

– Oni mieli broń.

Głos Dennisa skoczył o oktawę wyżej:

– Nie mieszajmy w to Gwardii, zresztą… – rozpogodził twarz. – W tym prowokowanym porwaniu wiele było niejasności.

Ashcroft wrócił wzrokiem do sklepienia.

– Ceniłem twojego ojca i ciebie, niech tak zostanie. Sprawę George’a Havoca poprowadzi kto inny. Również wyjaśni się kwestię tych podziemi… Sluag Side – dodał.

Ashcroft zerknął na niego.

– Znasz tę nazwę?

– Ludzie z Sidh? To dosłowne tłumaczenie, a Sidh w mitologii Celtów było krainą zmarłych. Sluag Side oznacza po prostu ludzi z krainy umarłych.

– Aha… w związku z tym zbieżność słowa Side z jego angielskim znaczeniem jest przypadkowa.

– Tak, ale kanalarze o tym nie wiedzą – Dennis uśmiechnął się. – Skoro więc uniknąłeś upiorów, możesz zająć się odbudową domu.

– Trudno odbudować coś, czego nie ma…

– Prawda… taka piękna willa. Ale przynajmniej dostałeś pełne odszkodowanie.

Ashcroft opuścił nogę i spojrzał w zapadniętą twarz Dennisa.

– Nie dałeś Marty’emu naszych akt personalnych…

Miny mogłaby teraz pozazdrościć Dennisowi każda dewotka.

– Mój drogi… one są ściśle tajne.

Krzywiąc się kwaśno Ashcroft wstał z fotela.

– Rozumiem – zrobił krok do tyłu, czym uniemożliwił Dennisowi wyciągnięcie ręki. – W takim razie dla mnie wszystko jest jasne… Idę odbudowywać dom…

– Naturalnie – Dennis tkwił za biurkiem jak posąg pobłażliwości.

Mijając stojącą przy drzwiach szafę biblioteczki, Ashcroft wyszedł na korytarz i dopiero kiedy zamknął drzwi, stanął. Zrozumiał, co dojrzał w ostatnim momencie. Odbijająca się na tle książek twarz Dennisa była wykrzywiona w cynicznym uśmiechu.

* * *

Ashcroft nie odejmując rąk od kierownicy spoglądał na sunącą w poprzek jezdni grupę dzieciaków. Machały do niego chorągiewkami, coś pokrzykując.

– Havoc potwierdził moje przypuszczenia – stwierdził Layne zsuwając gazetę na kolana. – Był w Centrum czynnik X powodujący szał u jego ludzi.

Szyba obok Ashcrofta zjechała w dół, a on sam wypluł żuty kawałek gumy.

– Był… – mruknął. – Piszą, że zawalił się cały główny budynek.

Zwinięta w kulkę gazeta wyleciała przez drugie okno, Layne’owi udało się trafić do ulicznego kosza. Ashcroft mrugnął do wychowawczyni zamykającej kolumnę dzieci i ruszył.

– Pamiętasz… co ten kanalarz mówił o odblokowanym przejściu?

Layne przytaknął.

– Dziwił się, że biegnie poza miasto… wiemy teraz, gdzie. Pod Centrum – westchnął zniżając się w fotelu. – Nie uważasz, że niebo jest za czyste?

– Bywa takie – Ashcroft wzruszył ramionami, wskazując przed siebie. – Ciekawi mnie bardziej, jak tam wejdziemy.

Już z tej odległości zauważało się okaleczenie, jakiemu uległo laboratorium. Część kopuły zapadła się, a stojący obok budynek pokrywały smugi kopcia.

– Wzmocnili patrole – szepnął Layne wodząc oczami wzdłuż płotu.

Można było dostrzec co najmniej pięć dwójek strażników obchodzących teren. Jakiś nieuchwytny wyraz na twarzach świadczył, że wydano im dzisiaj ostrą amunicję.

– Jeśli jest ktoś od Dennisa, to nie przejdziemy nawet przez bramę – powiedział Ashcroft i nadepnął hamulec.

Strażnik z uniesioną dłonią, z której wystawała antena radiotelefonu, nachylił się do okna.

– Panowie Ashcroft i Layne…?

Ashcroft spojrzał na niego zdziwiony.

– Zgadza się.

– To świetnie – twarz człowieka z radiotelefonem rozpromieniła się. – Podjedźcie do wejścia C. Pan Burchardt czeka.

Przeszedł sprężystym krokiem do budki i otworzył bramę.

– Cholera – mruknął Ashcroft zezując na Layne’a. – Może znów im odbiło.

Żwir sypnął się spod kół.

– W takim razie trzeba to wykorzystać.

Na ich widok mężczyzna o płowych włosach wyszedł zza szklanych drzwi.

– Mark Burchardt – rzekł wyciągając rękę.

Miał zadziwiająco mocny uścisk dłoni.

– Odsunęli pana od sprawy tych podziemi, prawda?

But Ashcrofta szurnął po betonie.

– Dlaczego pan pyta?

– Nie bawmy się w podchody – powiedział Mark, potem uśmiechnął się jakby przepraszająco. – U was w policji dzieje się coś niedobrego. Wiem to od mojego przyjaciela, jest waszym prawnikiem, zna go pan?

Ashcroft skinął głową.

– Właśnie… radził skontaktować się z panem… – Burchardt zawahał się. – Wasz szef odmówił mi dzisiaj pomocy.

Palce Ashcrofta objęły framugę.

– Co tu się stało?

Mark spojrzał ku niebu, gdzie nad horyzontem pojawiły się wąskie pasemka chmur.

– Tąpnięcie, błędy konstrukcji i wody gruntowe to wymysły dziennikarzy. Ktoś dostał się kanałami pod dyspozytornię, dwie kondygnacje niżej, przy tej ilości ładunku wybuchowego wystarczyło… – nerwowo zakręcił obrączką na palcu. – Poszedł system komputerowy i nasz reaktor mamy już z głowy.

Umilkł, widząc zmianę na twarzy Ashcrofta.

– Czy coś…

– To był ten sam komputer, co przy poprzednich rozruchach?

Mark skinął głową.

– A więc o to im chodziło… – dobiegł szept Layne’a. – Tego się bali.

Dyspozytor kaszlnął nerwowo.

– Jeszcze nie wiem, o czym mówicie, ale jeśli chodzi o samą jednostkę centralną, to ocalała.

Wytrzeszczyli oczy.

– Tak… przez dwie poprzednie awarie miała nam się zwalić komisja. Chciałem sprawdzić, czy ten nietypowy w końcu układ jest w pełni sprawny. Wczoraj wieczorem kazałem go przenieść do starego budynku.

Machnął ręką gdzieś za siebie, lecz Ashcroft chwycił go za rękaw.

– Jest sprawny?

– Nie zdążyłem go przetestować…

– Nie o to chodzi – stojąc na rozkraczonych nogach Ashcroft znowu był w swoim żywiole. – Nic mu się nie stało?

– Nic.

Ashcroft spojrzał wymownie na Layne’a.

– Dałoby się go zamontować na ciężarówce? Tak, żeby mógł liczyć ten program symulacyjny… byleby go liczył podczas jazdy?

Mark wytarł dłoń o szarą bluzę.

– Chyba tak, tylko…

Ashcroft uniósł dłoń.

– Mieliśmy sobie ufać. Kto tu jest szefem?

Spojrzenie Marka powędrowało na pusty korytarz.

– Od dzisiaj ja. Naczelny i większość załogi poszła na urlopy. Czekamy na komisję…

– Świetnie – Ashcroft ujął go pod ramię. – Myślę, że mogę opowiedzieć panu kilka ciekawostek… Nie tylko o podziemiach i opieszałej policji.

Mark zakołysał się w miejscu.

– Dobrze – powiedział w końcu. – Chodźmy do połowy mojego pokoju.

Widząc grymas Layne’a uniósł kąciki ust.

– Tylko tyle zostało…

* * *

…Chile. Świeżo powołany do wojska rekrut nudził się stojąc na warcie przed hangarem i postanowił rozerwać się trochę w kabinie stojącego obok odrzutowca. Bawiąc się przyciskami i dźwigniami w pewnej chwili uruchomił katapultę i został dosłownie wstrzelony w dach hangaru. Ciekawy żołnierz przeżył jedynie dzięki stalowemu hełmowi na głowie…

Layne walcząc z ogarniającą go sennością pił wolno lurowatą kawę. Przepełniona popielniczka z trudem utrzymywała równowagę na krawędzi zdezelowanego radia.

…Kanada. Montreal. Kilkudziesięcioosobowy gang zamontował na ciężarówce działo przeciwlotnicze i ostrzelał z niego pancerny samochód przewożący wypłaty dla pracowników największego koncernu stalowego w tym mieście. Niestety, jeden z przeciwpancernych pocisków okazał się zbyt celny. Stalowa kaseta została rozerwana, a pieniądze spłonęły…

Głośnik rzęził coraz bardziej, a zakłócenia chwilami uniemożliwiały zrozumienie spikera.

…Wiadomości lokalne. Od kilku dni mieszkańcy peryferyjnych dzielnic skarżą się na uporczywy nieprzyjemny zapach wydobywający się ze studzienek miejskiej kanalizacji. W okolicach Share Lane jest on tak silny, że służby komunalne rozpatrują nawet możliwość czasowego zaczopowania wszystkich wylotów. Zatrważa w tym wszystkim całkowita, jak się wydaje, bezradność pracowników zakładów oczyszczania…

Huk i wstrząs spowodowany otworzeniem drzwi przez Ashcrofta sprawił, że stare radio rozregulowało się zupełnie.