Ashcroft przestał oglądać plamy na suficie.
– Oni mieli broń.
Głos Dennisa skoczył o oktawę wyżej:
– Nie mieszajmy w to Gwardii, zresztą… – rozpogodził twarz. – W tym prowokowanym porwaniu wiele było niejasności.
Ashcroft wrócił wzrokiem do sklepienia.
– Ceniłem twojego ojca i ciebie, niech tak zostanie. Sprawę George’a Havoca poprowadzi kto inny. Również wyjaśni się kwestię tych podziemi… Sluag Side – dodał.
Ashcroft zerknął na niego.
– Znasz tę nazwę?
– Ludzie z Sidh? To dosłowne tłumaczenie, a Sidh w mitologii Celtów było krainą zmarłych. Sluag Side oznacza po prostu ludzi z krainy umarłych.
– Aha… w związku z tym zbieżność słowa Side z jego angielskim znaczeniem jest przypadkowa.
– Tak, ale kanalarze o tym nie wiedzą – Dennis uśmiechnął się. – Skoro więc uniknąłeś upiorów, możesz zająć się odbudową domu.
– Trudno odbudować coś, czego nie ma…
– Prawda… taka piękna willa. Ale przynajmniej dostałeś pełne odszkodowanie.
Ashcroft opuścił nogę i spojrzał w zapadniętą twarz Dennisa.
– Nie dałeś Marty’emu naszych akt personalnych…
Miny mogłaby teraz pozazdrościć Dennisowi każda dewotka.
– Mój drogi… one są ściśle tajne.
Krzywiąc się kwaśno Ashcroft wstał z fotela.
– Rozumiem – zrobił krok do tyłu, czym uniemożliwił Dennisowi wyciągnięcie ręki. – W takim razie dla mnie wszystko jest jasne… Idę odbudowywać dom…
– Naturalnie – Dennis tkwił za biurkiem jak posąg pobłażliwości.
Mijając stojącą przy drzwiach szafę biblioteczki, Ashcroft wyszedł na korytarz i dopiero kiedy zamknął drzwi, stanął. Zrozumiał, co dojrzał w ostatnim momencie. Odbijająca się na tle książek twarz Dennisa była wykrzywiona w cynicznym uśmiechu.
Ashcroft nie odejmując rąk od kierownicy spoglądał na sunącą w poprzek jezdni grupę dzieciaków. Machały do niego chorągiewkami, coś pokrzykując.
– Havoc potwierdził moje przypuszczenia – stwierdził Layne zsuwając gazetę na kolana. – Był w Centrum czynnik X powodujący szał u jego ludzi.
Szyba obok Ashcrofta zjechała w dół, a on sam wypluł żuty kawałek gumy.
– Był… – mruknął. – Piszą, że zawalił się cały główny budynek.
Zwinięta w kulkę gazeta wyleciała przez drugie okno, Layne’owi udało się trafić do ulicznego kosza. Ashcroft mrugnął do wychowawczyni zamykającej kolumnę dzieci i ruszył.
– Pamiętasz… co ten kanalarz mówił o odblokowanym przejściu?
Layne przytaknął.
– Dziwił się, że biegnie poza miasto… wiemy teraz, gdzie. Pod Centrum – westchnął zniżając się w fotelu. – Nie uważasz, że niebo jest za czyste?
– Bywa takie – Ashcroft wzruszył ramionami, wskazując przed siebie. – Ciekawi mnie bardziej, jak tam wejdziemy.
Już z tej odległości zauważało się okaleczenie, jakiemu uległo laboratorium. Część kopuły zapadła się, a stojący obok budynek pokrywały smugi kopcia.
– Wzmocnili patrole – szepnął Layne wodząc oczami wzdłuż płotu.
Można było dostrzec co najmniej pięć dwójek strażników obchodzących teren. Jakiś nieuchwytny wyraz na twarzach świadczył, że wydano im dzisiaj ostrą amunicję.
– Jeśli jest ktoś od Dennisa, to nie przejdziemy nawet przez bramę – powiedział Ashcroft i nadepnął hamulec.
Strażnik z uniesioną dłonią, z której wystawała antena radiotelefonu, nachylił się do okna.
– Panowie Ashcroft i Layne…?
Ashcroft spojrzał na niego zdziwiony.
– Zgadza się.
– To świetnie – twarz człowieka z radiotelefonem rozpromieniła się. – Podjedźcie do wejścia C. Pan Burchardt czeka.
Przeszedł sprężystym krokiem do budki i otworzył bramę.
– Cholera – mruknął Ashcroft zezując na Layne’a. – Może znów im odbiło.
Żwir sypnął się spod kół.
– W takim razie trzeba to wykorzystać.
Na ich widok mężczyzna o płowych włosach wyszedł zza szklanych drzwi.
– Mark Burchardt – rzekł wyciągając rękę.
Miał zadziwiająco mocny uścisk dłoni.
– Odsunęli pana od sprawy tych podziemi, prawda?
But Ashcrofta szurnął po betonie.
– Dlaczego pan pyta?
– Nie bawmy się w podchody – powiedział Mark, potem uśmiechnął się jakby przepraszająco. – U was w policji dzieje się coś niedobrego. Wiem to od mojego przyjaciela, jest waszym prawnikiem, zna go pan?
Ashcroft skinął głową.
– Właśnie… radził skontaktować się z panem… – Burchardt zawahał się. – Wasz szef odmówił mi dzisiaj pomocy.
Palce Ashcrofta objęły framugę.
– Co tu się stało?
Mark spojrzał ku niebu, gdzie nad horyzontem pojawiły się wąskie pasemka chmur.
– Tąpnięcie, błędy konstrukcji i wody gruntowe to wymysły dziennikarzy. Ktoś dostał się kanałami pod dyspozytornię, dwie kondygnacje niżej, przy tej ilości ładunku wybuchowego wystarczyło… – nerwowo zakręcił obrączką na palcu. – Poszedł system komputerowy i nasz reaktor mamy już z głowy.
Umilkł, widząc zmianę na twarzy Ashcrofta.
– Czy coś…
– To był ten sam komputer, co przy poprzednich rozruchach?
Mark skinął głową.
– A więc o to im chodziło… – dobiegł szept Layne’a. – Tego się bali.
Dyspozytor kaszlnął nerwowo.
– Jeszcze nie wiem, o czym mówicie, ale jeśli chodzi o samą jednostkę centralną, to ocalała.
Wytrzeszczyli oczy.
– Tak… przez dwie poprzednie awarie miała nam się zwalić komisja. Chciałem sprawdzić, czy ten nietypowy w końcu układ jest w pełni sprawny. Wczoraj wieczorem kazałem go przenieść do starego budynku.
Machnął ręką gdzieś za siebie, lecz Ashcroft chwycił go za rękaw.
– Jest sprawny?
– Nie zdążyłem go przetestować…
– Nie o to chodzi – stojąc na rozkraczonych nogach Ashcroft znowu był w swoim żywiole. – Nic mu się nie stało?
– Nic.
Ashcroft spojrzał wymownie na Layne’a.
– Dałoby się go zamontować na ciężarówce? Tak, żeby mógł liczyć ten program symulacyjny… byleby go liczył podczas jazdy?
Mark wytarł dłoń o szarą bluzę.
– Chyba tak, tylko…
Ashcroft uniósł dłoń.
– Mieliśmy sobie ufać. Kto tu jest szefem?
Spojrzenie Marka powędrowało na pusty korytarz.
– Od dzisiaj ja. Naczelny i większość załogi poszła na urlopy. Czekamy na komisję…
– Świetnie – Ashcroft ujął go pod ramię. – Myślę, że mogę opowiedzieć panu kilka ciekawostek… Nie tylko o podziemiach i opieszałej policji.
Mark zakołysał się w miejscu.
– Dobrze – powiedział w końcu. – Chodźmy do połowy mojego pokoju.
Widząc grymas Layne’a uniósł kąciki ust.
– Tylko tyle zostało…
…Chile. Świeżo powołany do wojska rekrut nudził się stojąc na warcie przed hangarem i postanowił rozerwać się trochę w kabinie stojącego obok odrzutowca. Bawiąc się przyciskami i dźwigniami w pewnej chwili uruchomił katapultę i został dosłownie wstrzelony w dach hangaru. Ciekawy żołnierz przeżył jedynie dzięki stalowemu hełmowi na głowie…
Layne walcząc z ogarniającą go sennością pił wolno lurowatą kawę. Przepełniona popielniczka z trudem utrzymywała równowagę na krawędzi zdezelowanego radia.
…Kanada. Montreal. Kilkudziesięcioosobowy gang zamontował na ciężarówce działo przeciwlotnicze i ostrzelał z niego pancerny samochód przewożący wypłaty dla pracowników największego koncernu stalowego w tym mieście. Niestety, jeden z przeciwpancernych pocisków okazał się zbyt celny. Stalowa kaseta została rozerwana, a pieniądze spłonęły…
Głośnik rzęził coraz bardziej, a zakłócenia chwilami uniemożliwiały zrozumienie spikera.
…Wiadomości lokalne. Od kilku dni mieszkańcy peryferyjnych dzielnic skarżą się na uporczywy nieprzyjemny zapach wydobywający się ze studzienek miejskiej kanalizacji. W okolicach Share Lane jest on tak silny, że służby komunalne rozpatrują nawet możliwość czasowego zaczopowania wszystkich wylotów. Zatrważa w tym wszystkim całkowita, jak się wydaje, bezradność pracowników zakładów oczyszczania…
Huk i wstrząs spowodowany otworzeniem drzwi przez Ashcrofta sprawił, że stare radio rozregulowało się zupełnie.