Выбрать главу

Potem weszły inne pokojówki; dwie z nich niosły suknię. Nową. Tradycja chciała, aby panna młoda włożyła suknię matki księcia, ale ona i Learchos spalili ją razem jednej z pierwszych nocy, jaką spędzili w pałacu. Pożółkłe z upływu czasu koronki i hafty, wszystko gwałtownie zajęło się ogniem, zupełnie jak gdyby ten niecierpliwie pragnął dokonać zniszczenia. Kiedy płomienie rozrzucały dookoła iskry, oni objęli się, w tym samym ogrodzie, w którym przez miesiąc spotykali się niemal każdej nocy.

Ubrały ją spokojnie i upięły jej długie włosy, splatając je w kok, elegancki i wyszukany. Przez chwilę Dubhe pożałowała falującego końskiego ogona, który nosiła, kiedy jeszcze była złodziejką. Nie była przyzwyczajona do kobiecych szat wysoko postawionej damy.

Potem, kiedy we dwie wzięły ją za ręce i delikatnie pociągnęły do lustra, wstrzymała oddech. Podeszła ze spuszczonym wzrokiem, trochę zalękniona, czy na pewno może do końca przeżyć ten sen. Był to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Czy Bestia wyjdzie ze swojej kryjówki i skoczy jej do gardła? Czy podprowadzi ją do ołtarza, a potem zabije?

— No dalej, moja pani, nie bądźcie nieśmiała... Wyglądacie prześlicznie! — powiedziała jedna z pokojówek.

Dubhe nabrała odwagi i podniosła oczy.

Dziewczyna. Ubrana jak królowa, którą miała wkrótce zostać. Ale wciąż jednak dziewczyna, jakich wiele. Czerwień policzków wyzierająca spod grubej warstwy pudru, zagubione spojrzenie, ręce złączone na podołku. Oto, co pokazało jej lustro. I pomyślała, że jest piękna, naprawdę piękna. Biała suknia i błyszczący jej na czole diadem otaczały ją światłem i w całej tej jasności nie było miejsca na klątwę. To właśnie w tej chwili pojęła, że już jej nigdy nie zobaczy. Była wolna, wolna, aby żyć. Uśmiechnęła się nieśmiało i podniosła dłoń do ust. W jej śmiechu było coś dziecinnego. Znowu była dziewczynką, z niecierpliwością czekającą na pierwszy dzień lata, pewną, że przyniesie jej coś fantastycznego. To było tak, jak podjąć przerwaną przemowę, jak znowu odetchnąć po długim bezdechu. Wreszcie czuła się lekka po tym długim okresie noszenia olbrzymich ciężarów, z których udało jej się uwolnić. A może po prostu znalazła kogoś, kto naprawdę potrafił je z nią dzielić.

Jej śmiech był zaraźliwy i pokojówki, po początkowej chwili zdezorientowania, też zaczęły się śmiać. Sprawiały wrażenie grupki dziewczynek, które właśnie powierzyły sobie swoje sekrety.

Dubhe wygładziła spódnicę.

— Chodźmy — powiedziała, poważniejąc.

Po pokonaniu Gildii myślała, że wszystko już będzie dobrze. Była pewna, że bez Bestii i z Learchosem u boku będzie łatwo. Szybko musiała zweryfikować swoje przekonania.

Najpierw opłakiwanie zmarłych; uroczyste pogrzeby Ida i Sennara, poszukiwanie nielicznych Zabójców, którzy uratowali się z masakry, i wspomnienie Bestii, ciężar winy.

Jednak najgorsza była samotność. Theana i Lonerin mieli swoje sprawy. Ciałem i duszą rzucili się w wir odbudowywania, wchodząc jako pełnoprawni członkowie do Rady. Sługusi, których Dohor umieścił w każdej z krain znajdujących się pod jego panowaniem, podnieśli głowy i zaczęli walczyć, aby podzielić między sobą to, co pozostawało z marzenia zmarłego króla. Wojna szerzyła się jeszcze przez cały rok, ale Dubhe postanowiła, że będzie trzymała się od niej z daleka. Zgodnie z jej wolą nikt nie dowiedział się o roli, jaką odegrała w zniszczeniu sekty. Podsunęła wersję, że Sennar za pomocą swojej magii przywołał straszliwą mityczną bestię, która pozwoliła odwrócić losy bitwy. Theana i Lonerin zaprotestowali, ale Learchos chętnie przystał na jej prośbę.

— Dlaczego ty też nie mówisz mi, że powinnam wszystkim powiedzieć, co zrobiłam? — spytała go pewnego wieczoru.

— Bo wiem, że nie jesteś z tego dumna.

Oczy Dubhe wypełniły się łzami.

— A co ty o tym sądzisz?

— Myślę, że żyję tylko dzięki tobie i że Świat Wynurzony nie istniałby, gdybyś się nie poświęciła. Mimo to doskonale rozumiem twój wstręt.

Młody książę natychmiast wziął w dłonie ster rządów. Rozkazał wycofać oddziały z jeszcze otwartych frontów, ogłosił pokój z Radą Wód i cały rok spędził na dogaszaniu ostatnich ognisk wojny.

Dubhe czuła się obco w tej fazie jego życia. A przecież zawsze była u jego boku. Od porażki Gildii zaczęła jeździć z nim wszędzie, gdzie tylko się udawał, spać w jego namiocie, kiedy był na froncie, i mieszkać z nim w pałacu, kiedy był pokój, wśród złośliwych plotek dworu.

Widziała, jak Learchos całkowicie oddaje się Światu Wynurzonemu, widziała, jak rozkwita, walcząc o uzyskanie trudnego pokoju, i im bardziej widziała, jak się angażuje, tym bardziej go kochała. Ale to była jego misja, jego sposób na odkupienie. Ona nie była tego częścią, pozostawała na uboczu z własnej woli.

Prawda była taka, że nie wiedziała, co ma zrobić z własnym życiem. Learchos miał swoje królestwo i swoją wojnę; a ona? Ona miała tylko Learchosa. Niezmordowanie wspierała go i podnosiła na duchu, kiedy wieczorem wracał strapiony i wyczerpany po jakimś zebraniu w pałacu. Ale jej życie na tym się kończyło. Nie było nic innego. Brakowało jej szansy, żeby ona sama mogła coś zrobić, odkupić to, co wydarzyło się w przeszłości. W jaki sposób odpokutowywała za swoje winy? Jak je spłacała?

Theana i Lonerin zamieszkali razem prawie od razu i wkrótce potem postanowili się pobrać. Skromna ceremonia odbyła się pod czujnym okiem posągu Thenaara, na którego Dubhe wreszcie była w stanie spojrzeć bez lęku i podejrzliwości.

Potem pewnego dnia Learchos postanowił podzielić z nią jej rozterki.

— Wiesz, co będziesz teraz robiła? — zapytał ją. — Mam na myśli teraz, kiedy na świecie wreszcie zapanuje pokój...

Wzruszyła ramionami.

— Tylko nie mów mi, że o tym nie myślałaś, bo wiem, że to nieprawda. Aż się w tobie gotuje i jest ci źle, rozumiem to aż za dobrze.

Ponieważ Dubhe nie odpowiedziała, ciągnął dalej:

— Pierwsze, co zrobię, kiedy skończy się wojna, to obejmę tron jako król. Zgodzę się, aby naznaczyła mnie Rada Dygnitarzy, jeżeli zechcą. Wtedy pozwolę, aby każdy naród wybrał sobie własnego władcę.

— Tak jak Nammen — powiedziała Dubhe z uśmiechem.

— Tak jak Nammen — odparł Learchos poważnie. — I tego samego dnia cię poślubię.

Serce Dubhe podskoczyło. Wiedziała, że nie żartuje.

— Sądzę, że to jest odpowiedź, której szukasz. Nie chcę, żebyś była moją konkubiną, nie chcę, żeby ludzie plotkowali za twoimi plecami, kiedy chodzisz po pałacu.

Dubhe rozejrzała się wokół zagubionym wzrokiem.

— Dobrze nam tak jak jest, ja...

— Ty czujesz się niepotrzebna, nie znajdujesz dla siebie miejsca w tym nowym świecie, nie rozumiesz swojej roli. Zniszczyłaś Gildię, ale teraz chciałabyś budować.

Dubhe poczuła, jak jej oczy napełniają się łzami, ale nie była w stanie zaprzeczyć.

— Odpowiedź jest następująca: zostaniesz królową i razem będziemy rządzić.

— Ja przecież nie mogę, byłam morderczynią.

— Ja też byłem mordercą i dalej zabijam w walce. Czy naprawdę sądzisz, że jesteś gorsza niż ja? Dzielimy te same grzechy, pamiętaj o tym — oświadczył, biorąc jej dłonie w swoje.

Łzy powoli spłynęły jej po policzkach.

— Przecież ja nie wiem, co mam zrobić z samą sobą, jak miałabym kierować ludem?