— Sądzisz, że państwo potrzebuje pewności? Myślisz, że dobry król to taki, który nigdy nie ma wątpliwości? Ja natomiast uważam, że nie ma lepszego panującego od takiego, który zna do głębi udrękę i wie, co to grzech. Lud i jego król razem szukają drogi, razem wzrastają. To tego właśnie potrzebujesz. Uratowałaś mnie, a teraz czas, abyś uratowała też mój lud.
— Nie mogę — opierała się Dubhe. — Nie mogę.
Nadeszły dni pełne niezdecydowania, wątpliwości. Learchos jawił jej się nagle odległy i zrozumiała, że wreszcie stanęła przed decyzją, której nie mogła podjąć z pomocą innych.
Podczas podróży po Nieznanych Krainach nauczyła się wierzyć, a przy Learchosie pojęła, czym jest przyszłość, i zapragnęła ją mieć. Teraz musiała iść na własnych nogach i podjąć decyzję. Czy była gotowa, aby poruszać się samodzielnie?
Bo zostanie królową oznaczało nie opierać się już na nikim, oznaczało prowadzić innych i być sterem statku. Nie będzie już pocieszana, ale będzie musiała pocieszać; nie będzie już córką, lecz matką. I zrozumiała, że tu nie chodzi tylko o jej związek z resztą świata; był też Learchos.
Do tej pory czuła, że całkowicie się na nim opiera. Poświęcenie, na jakie zdobyła się w Domu, wiedziała o tym, było tylko i wyłącznie aktem miłości w stosunku do niego. Ale czy nie zrobiła tak samo z Sarikiem i z Lonerinem? Czy nie szukała zawsze ostatniej deski ratunku? Learchos był kimś więcej. Learchos był towarzyszem. Learchos był kimś, z kim można było wszystko dzielić. Nadszedł czas dawania, a nie tylko brania.
Poszła na grób Ida. Żadnych imponujących mauzoleów, żadnego pomnika. Naga płyta, na której jakiś tajemniczy gość zawsze zostawiał świeże kwiaty.
Nigdy go dogłębnie nie poznała, ale nie potrafiła zapomnieć tego krótkiego dialogu, jaki przeprowadzili na bastionach pałacu w Laodamei. On był pierwszym, który jej zaufał. To dlatego jego śmierć pozostawiła w jej sercu dziwną pustkę, melancholijny żal za tym, czego nie było.
Popatrzyła na płytę i pomyślała o pytaniu, jakie Ido zadał jej po jej powrocie z Nieznanych Krain, kiedy poszła powiedzieć mu o zamiarze zabicia Dohora. „Znalazłaś to, czego szukałaś?”.
Zamknęła oczy i przeanalizowała swoje serce do głębi. Pomyślała o swoim życiu: o przeszłości, o teraźniejszości i o przyszłości. I znalazła odpowiedź.
Położyła kwiatek, tylko polną stokrotkę, którą zerwała po drodze.
— Dziękuję.
Uśmiechnęła się i wyszła naprzeciw własnej decyzji.
Tłum znajdujący się w ogrodzie podniósł aplauz, kiedy tylko para królewska pokazała się nad balustradą. Dubhe pomyślała, że właśnie tam, jakiś czas temu, Dohor świętował swój triumf. Zabicie Neora w jego zamierzeniach było sposobem rozgromienia wszystkich wewnętrznych nieprzyjaciół. A jednak był to początek jego końca.
Ścisnęła dłoń małżonka i uśmiechnęła się promiennie. Popatrzyła na Learchosa, a on odpowiedział jej uściskiem i zrobił krok naprzód. Dubhe została w tyle, patrząc na tłum. Jej lud. Życie tych osób zależało teraz również od niej. Poczuła ukłucie strachu. Do tej chwili dbała tylko o siebie. Czy będzie w stanie decydować o losie tak wielu ludzi? Mocniej chwyciła dłoń męża i z dumą stanęła obok niego. Tego ranka wybrała Learchosa, ale tym samym przyjęła też myśl, że zostanie królową. Nie musiała już się bać, nie mogła się wycofać. Wlała do swojego spojrzenia pewność. Learchos uśmiechnął się do niej, po czym przemówił.
— Jestem szczęśliwy, że jesteście tu ze mną wszyscy w tej radosnej chwili. W ciągu tych miesięcy przeszliśmy przez ciężkie próby, ale wreszcie możemy powiedzieć, że wygraliśmy. Gildia znikła i został zawarty pokój z Krainą Ognia. Otwiera się nowa era, czas zaprowadzić nowe królestwo. I mamy też nową królową — dorzucił z uśmiechem. Dubhe poczuła z zakłopotaniem, że wszystkie oczy są w nią utkwione.
Potem Learchos znowu spoważniał.
— Wielu sądziło, że będę dążył do osiągnięcia celu mojego ojca i poprowadzę ten świat do sztucznej unii. To nie jest nowy pomysł. Wielu było przekonanych w przeszłości i jest przekonanych jeszcze dzisiaj, że droga do pokoju Świata Wynurzonego prowadzi przez unicestwienie wielu dusz, które go zaludniają. Różnorodność prowadzi do podziałów, a istnienie wielu królestw, które same sobą rządzą — do chaosu. Lepszy jeden król, który może nawet rządzi żelazną pięścią i terrorem, ale który sprowadza ten dysonujący chór do jednego głosu. Głosu pana.
Zawstydzona cisza opadła na słuchaczy.
— Ja nie sądzę, żeby tak było. Jesteśmy ludźmi, nimfami, gnomami. Żyjemy w wiecznej nocy albo rodzimy się i umieramy z zapachem soli morskiej w nozdrzach. Ja szanuję pragnienie niezależności twórców kamiennego miasta, doceniam nieugiętego ducha ludzi z miast-wież. To dlatego nie chcę sprowadzać naszego najcenniejszego daru, naszej różnorodności, do sterylnej i sztucznej jedności. Był pewien wielki król, który wskazał nam drogę, i ja pragnę pójść za jego przykładem.
Learchos zamilkł na moment, a Dubhe uśmiechnęła się do niego.
— Niech każdy lud wybierze własnego władcę i własną formę rządów, niech zostaną przywrócone obie Rady. Temu, kto twierdzi, że te instytucje upadły w przeszłości, odpowiadam, że potrzeba czujności, aby pokój został zachowany. Wojna nie jest owocem przypadku. Wojna rodzi się, kiedy przestaje nam zależeć na pokoju, zależeć nam naprawdę. Ja wierzę w Świat Wynurzony, mam zaufanie do jego mieszkańców. Sądzę, że z błędów przeszłości możemy się wiele nauczyć i że jesteśmy gotowi, aby dbać o nas samych. Dlatego zatrzymam dla siebie tylko posiadłości moich przodków, Krainę Słońca, i dlatego dzisiaj patrzyliście, jak otrzymywałem koronę mojego ludu z rąk Rady, którą sam lud wybrał i powołał.
Cisza stała się pełna podziwu i gęsta. Dubhe poczuła ogarniające ją wzruszenie.
— Być może jest to moje marzenie — podjął Learchos. — Być może ta dojrzałość, jaką widzę w ludziach Świata Wynurzonego, jest jeszcze daleka od swojego spełnienia. Ale ja czuję, że wcześniej czy później się zrealizuje. A nawet jeżeli nie nadejdzie, no cóż, jest to coś, o co warto walczyć, coś, o co ja chcę walczyć. Ten sen musi być racją, która popycha nas do życia i do umierania.
Zaczerpnął tchu.
— A teraz świętujcie. Pewien człowiek, który nas wszystkich ocalił i którego słowa przeżyją nas na zawsze, powiedział kiedyś, że życie jest cyklem, że istnieje czas bólu, po którym nadejdzie czas radości, a potem znowu przyjdzie cierpienie w wiecznym kręgu, stanowiącym istotę wszystkich rzeczy. A zatem teraz jest czas na radość, na cieszenie się tymi momentami szczęścia, strzeżenie ich, podtrzymywanie ich przy życiu. Nie zapominajmy o radości tego dnia. To wspomnienie pomoże nam, kiedy znowu nadejdzie czas, walczyć o pokój.
Podniósł dłoń na znak pozdrowienia i tłum eksplodował w hałaśliwym aplauzie.
Dubhe zapomniała o etykiecie, puściła dłoń Learchosa i otoczyła jego biodra ramieniem, przyciągając go do siebie. Ile to potrwa? Nikt nie mógł tego wiedzieć. Ci ludzie patrzyli teraz na Learchosa z uwielbieniem, a być może jutro znowu usłyszą mroczne wezwanie wojny. Zresztą ona sama też ciągle śniła o Bestii. Ale jedno było pewne. Będą walczyć. Nie pozwolą, aby sen o sprawiedliwym świecie został zdławiony przez pragnienie krwi.
Poczuła, jak Learchos obejmuje jej ramiona w uścisku, i wtedy wiedziała, że im się uda. I tysiąc przeszkód nie wystarczy, aby ich zatrzymać. Była gotowa, aby zostać królową.
Słowniczek postaci i miejsc