Выбрать главу

Wydawało się, że dziewczyna nie jest w stanie nic odpowiedzieć. Learchos zaczął się zastanawiać, o czym myślała. Czy czuła do niego litość? Była zgorszona? Nieważne. Dzień wcześniej coś ze sobą dzielili, a on ją uratował. Wał został przerwany. Była to właściwa osoba, której należało to powiedzieć.

— Widziałem tyle tych koszmarów, przelałem tyle krwi... Być może na początku naprawdę wierzyłem, że to słuszne. Zresztą tego mnie nauczono. Ale w końcu krew wszystko przykryła: każdy ideał, każde marzenie. Teraz jest tylko śmierć, a ja chodzę po trupach.

Dostrzegł w mroku, jak dziewczyna lekko drży: miała zamglone oczy kogoś, kto naprawdę rozumie, i poczuł się w jakiś sposób pocieszony.

Co by powiedział twój ojciec? Dziedzic tronu zwierza się niewolnicy...

Nic go to nie obchodziło.

— Król nie powinien tak mówić, prawda?... Jak masz na imię?

Wydawało się, że dziewczyna zawahała się przez chwilę: jej usta rozchyliły się i zatrzymały na moment.

— Sanne — odpowiedziała wreszcie delikatnym głosem.

— Sanne, król nie powinien tak mówić...

Learchos poczuł się pusty, ale w jakiś sposób pogodzony z samym sobą. Zrobił coś niedopuszczalnego, wyrzucił z siebie ciężar, który od dawna dusił mu serce.

— Postaraj się zapomnieć, przynajmniej dziś w nocy — powiedział. — Życie jest wieczną ucieczką od samych siebie, nic nie można na to poradzić. — Następnie znów obrócił się na bok, wciąż trzymając w garści miecz. Wyczuł wzrok dziewczyny wbity w jego plecy, jej oczy głębokie i pełne cierpienia. Długo nie mógł zasnąć, dopóki nie usłyszał, że ona też się kładzie.

6. Ostateczne pożegnanie

Przed nimi rozciągał się Salazar. Domy rozpościerały się po równinie od pozostałości baszty niczym monety rozsypane ze zbyt pełnego worka. Lonerin po raz pierwszy widział to legendarne miasto, o którym do tej pory tylko czytał w książkach. A jednak nie czuł żadnych emocji, prawdopodobnie dlatego, że nic go z tym miejscem nie łączyło, w przeciwieństwie do Sennara. Od kiedy tam dotarli, czarodziej wydawał się niespokojny, wręcz nerwowy. Prawdopodobnie długie lata spędzone w samotności na podążaniu za duchem Nihal wyryły mu w umyśle każdą tutejszą cegłę, każdy kamień i każde źdźbło trawy.

Lonerin odwrócił się, aby na niego spojrzeć, ale napotkał tylko lodowate, prawie obojętne spojrzenie, które dało mu wiele do myślenia.

Było tak od samego początku podróży, którą rozpoczęli kilka dni wcześniej. Dwie noce po decyzji Rady wyruszyli w kierunku miasta, w którym został zabity Tarik, aby tam szukać talizmanu. Sennar zapukał do jego pokoju w środku nocy. Lonerin leżał jeszcze na łóżku i patrzył w sufit: myślał o Theanie. Przygotowując wszystko, co było niezbędne do wyruszenia razem z Dubhe, była tak zdecydowana, że prawie jej nie poznawał. Wydała mu się osobą całkowicie odmienną od kruchej i niepewnej asystentki Folwara, do której był przyzwyczajony. A przecież razem dorastali i podczas tych lat spędzonych na nauce magii dzielili ze sobą wszystko. Byli subtelnie związani ze sobą w sposób, z którego chyba nawet oni sami nie zdawali sobie sprawy. Lonerin dopiero w tamtej chwili zrozumiał, jak bardzo jego życie nabrało kształtu dzięki Theanie i jak dzięki jej obecności ten dziwny tercet, który tworzyli razem z Folwarem, osiągał równowagę. Nie potrafił zrozumieć powodu jej decyzji. Theana nie była kobietą czynu, przynajmniej na ile on ją znał. Dystans, jaki wyczuł między nimi, wywołał w nim niedowierzanie.

Sennar wszedł właśnie w chwili, kiedy jego rozmyślania zaczynały przybierać żałosny obrót. Był bardzo lakoniczny.

— Przygotuj swoje rzeczy.

Lonerin nie od razu zrozumiał.

— Co... W jakim sensie?

— W takim, że wyruszamy teraz. Czekam na ciebie na zewnątrz, na bastionach. Pośpiesz się.

Lonerin przygotował wszystko w wielkim pośpiechu, nie będąc w stanie w pełni zdać sobie sprawy z tego, co naprawdę robi. Potem, zadyszany, rzucił się do wyjścia z naprędce zawiniętym tobołkiem. Postać Sennara odcinała się na bastionach, na krawędzi wodospadu, w sinym świetle idealnie okrągłego księżyca. Nie miał ze sobą żadnego bagażu.

— Sporo ci to zajęło — rzucił nieporuszony.

— Wybaczcie mi, ale nie spodziewałem się, że będziemy podróżować nocą...

Sennar popatrzył na niego zirytowany, po czym po prostu machnął dłonią i zza murów wyłonił się olbrzymi czarny kształt, który zasłonił księżyc. Dwa przejrzyste, potężne skrzydła rozłożyły się w ciemności.

— Do granicy polecimy z Oarfem. Nie mamy czasu i lepiej nie tracić go na niepotrzebne piesze wędrówki.

Smok wbił swoje rozżarzone oczy w Lonerina, przewiercając go podejrzliwym wzrokiem. Młodzieniec przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie, w Nieznanych Krainach, kiedy Oarf prawie zabił jego i Dubhe. Podczas podróży powrotnej do Laodamei nauczyli się jakoś nawzajem tolerować, ale za każdym razem smok patrzył na niego drapieżnie. Było jasne, że teraz też słucha wyłącznie swojego pana.

Sennar miał nieco trudności, aby wdrapać się na grzbiet, z powodu kalekiej nogi, przez którą zmuszony był używać kija. Lonerin podszedł, aby go podtrzymać, ale on zatrzymał go złym spojrzeniem.

— Nie potrzebuję twojej pomocy, nie jestem jeszcze taki stary — powiedział lodowato. — Wsiadaj za mną.

Lonerin posłuchał, ale kiedy tylko spróbował wdrapać się na grzbiet smoka, poczuł, jak mięśnie Oarfa napinają się pod jego dłońmi. Trudno mu było znaleźć punkt zaczepienia na tych śliskich łuskach, ale w końcu mu się udało i w mgnieniu oka znaleźli się w przestworzach.

Przez cały czas trwania podróży Lonerin miał wrażenie, że Sennar od czegoś ucieka. Wyruszyli bez uprzedzenia, a teraz lecieli, jak gdyby nieprzyjaciel deptał im po piętach. Oarf pochłaniał milę za milą jednostajnym lotem, ale Sennar nigdy nie wydawał się zadowolony. Był niespokojny, pożerany przez gorączkę działania, i to działania w pośpiechu.

Wieczorami, przed ogniem obozowiska, jego oczy ani na chwilę nie zatrzymywały się w jednym punkcie, a jedynym tematem, który podejmował, była magia.

Sennar od razu rozpoczął szkolenie.

— Zaklęcie, które trzeba będzie wykonać, jest szczególnie złożone; będziesz musiał uwolnić Astera z więzienia, w którym jest teraz zamknięty, a zrobisz to, przyciągając jego ducha do talizmanu, który spełni funkcję katalizatora. Będziesz musiał położyć na szali własną duszę, a to wymaga mocy, których w tej chwili nie posiadasz.

To stwierdzenie zdumiało Lonerina. Był przekonany, że szczyt swoich mocy, najwyższy poziom, który dla każdego czarodzieja jest wrodzony, podobnie jak kolor włosów czy sylwetka, osiągnął wiele lat temu. Myślał, że od tej chwili wszystko będzie polegało wyłącznie na nauce nowych zaklęć, ale że jego moce już zawsze pozostaną na tym samym poziomie.

— Ale jeżeli ich nie posiadam, to co mogę zrobić?

— Każdy czarodziej ma utajoną moc, której nie wykorzystuje. Trzeba tylko sprawić, by się ukazała.

— Wybaczcie, ale sądzę, że już rozwinąłem wszystkie moje zdolności, i również mój nauczyciel...

Sennar uciszył go gestem dłoni.

— To są bzdury. Ja straciłem sporą część moich sił, ale z całą pewnością wiem, że ty jeszcze nie przebadałeś wszystkich swoich możliwości. Istnieją dość potężne zaklęcia, które teraz uważasz za niedostępne, a które mimo to są w twoim zasięgu. To tylko kwestia wyszkolenia.