Wydawało się, że nagle wraca do przeszłości: teraz widział Salazar swojej młodości, Salazar Nihal i złotego wieku, owego okresu, kiedy Aster nie podbił jeszcze Krainy Wiatru.
— Zwolnijcie trochę, proszę was — próbował go powstrzymać Lonerin, ale Sennar nie słuchał, pogrążony we własnych wspomnieniach. Jeszcze jeden zakręt i Lonerin stracił go z oczu.
A niech to.
Przyśpieszył kroku, podążając za dźwiękiem jego głosu. Potem — cisza. Nagła i głęboka.
— Gdzie jesteście?
Minął róg korytarza i zobaczył go. Nieruchomy. Otoczony ramą otwartych drzwi, za którymi panował melancholijny półcień. Lonerin zwolnił, świadomy tego, co się działo. Po raz pierwszy widział dom Nihal, czy raczej dom Tarika. Ido opisał go Radzie Wód z bogactwem szczegółów, a jednak nie był w stanie w pełni przekazać mrożącego krew w żyłach wyglądu tego miejsca, gdzie czas zatrzymał się w momencie, kiedy to wszystko się stało. Przez drzwi można było dostrzec dość obszerny pokój, którego zawartość została całkowicie powywracana do góry nogami. Na ziemi połamane meble, odłamki szkła, wszędzie krew. Na drewnianej podłodze widniały wielkie plamy, a niewyraźne ślady prowadziły do drzwi. Lonerin nie wiedział, co powiedzieć, jakich słów użyć, ale Sennar go uprzedził. Pochylił głowę, potrząsnął nią lekko, po czym utkwił w jego twarzy zdecydowany wzrok.
— Podzielmy się. Ty przeszukaj kuchnię, a ja pójdę do sypialni. Wiesz, jak wygląda talizman?
Lonerin nie był w stanie odpowiedzieć. Spojrzał na Sennara zasmucony i zrobił to z taką intensywnością, że czarodziej się zirytował.
— Nie stój jak osłupiały i nie gap się na mnie! Mamy mało czasu. No więc co, wiesz?
— Tak, czytałem o nim — odpowiedział cicho Lonerin.
— No to idź go szukać.
Sennar szybko wszedł do środka i depcząc po odłamkach, wsunął się do sypialni.
Lonerin podążył za nim chwilę później, niepewnym krokiem. Dziwnie się czuł, wchodząc tam. W tym miejscu pachniało Gildią. Gdziekolwiek się pojawiła, Sekta Zabójców zawsze pozostawiała za sobą aurę śmierci i rozpaczy. Młodzieniec okrążył największą plamę krwi, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie sposób się tam poruszać, nie depcząc rozsianych po podłodze zaschniętych kałuż. Przygaszony i zakurzony kolor krwi przywiódł mu na myśl niezatarte wspomnienie ciała jego matki leżącego pośród innych zmasakrowanych przez Gildię trupów. Gniew owładnął nim niespodziewanie, jak zawsze. Choćby nie wiem jak pędził, nienawiść zawsze była szybsza niż każda ucieczka, jak nieprzyjaciel, którego nie można się pozbyć.
Zamknął oczy, starając się odzyskać przytomność umysłu. Z drugiego pokoju dobiegały go odgłosy otwieranych drzwiczek, przesuwanych skrzyń i przestawianych przedmiotów. Ponownie rozejrzał się wokół, starając się przywołać obraz talizmanu, którego miał szukać: był to złoty medalion z wielkim okiem w środku i otaczającymi go ośmioma zagłębieniami, goszczącymi osiem kamieni w różnych kolorach. Na miejscu tęczówki znajdował się mieniący się wszystkimi barwami kamień — ten, który Nihal rozbiła w Nieznanych Krainach, kiedy postanowiła poświęcić życie dla swojego męża i syna.
Lonerin zaczął od przejrzenia warstwy połamanych kawałków drewna i potłuczonego szkła. Potem zaczął szperać wśród niewielu stojących jeszcze mebli, a nawet w palenisku, na wypadek, gdyby kryły się tam sekretne nisze. Czuł się kimś w rodzaju złodzieja, kiedy wsuwał dłonie w głąb tych ścian.
Ciekawe, czy Dubhe kiedykolwiek się tak czuła, kiedy kradła w czyimś domu? — zaczął się zastanawiać i obraz dziewczyny zawładnął jego umysłem wbrew jego woli. Ta rana wciąż się nie zabliźniała. A może była to już tylko duma, upokorzenie, że został tak okrutnie odepchnięty. W jego myślach wszystko się mieszało: miłość i przywiązanie, przyjaźń i nienawiść. Nawet twarze kobiet jego życia nakładały się na siebie: Dubhe i Theana; a wśród nich kilka niewyraźnych obrazów jego matki.
Gdzie mogą teraz być?
Lonerin zaczął badać ściany, opukując każdą cegłę. Wszystkie jednak wydawały się solidnie umocowane. Podniósł oderwane drewniane deski podłogi, aby pod nie zajrzeć: nic.
W którymś momencie hałas z pokoju obok stał się ogłuszający i dał się słyszeć krzyk. Natychmiast tam pobiegł, ale kiedy tylko zajrzał, zatrzymał się w progu. Zobaczył Sennara na ziemi, pośród stosów ubrań. Pewnie opróżnił całą skrzynię, a potem przewrócił ją na bok ze złości. Teraz klęczał z pięściami zaciśniętymi na poplamionej krwią pościeli, a jego twarz wykrzywiał straszliwy grymas.
— Nie ma, do diabła, nie ma! — krzyczał, patrząc z rozpaczą na Lonerina, z policzkami porysowanymi łzami. Spróbował wstać, ale noga ugięła się pod nim i znowu padł na kolana. — Do diabła! — huknął.
Jego głos przypominał ryk, ale szybko przeszedł w coś w rodzaju głuchego skowytu. Sennar zanurzył głowę w pościeli.
Lonerin podszedł blisko, prawie na palcach. Pochylił się i delikatnie położył mu dłoń na ramieniu. Tamten odwrócił się gwałtownie i go objął. Młodzieniec był oszołomiony tym nagłym i nieoczekiwanym gestem.
— Tu było jego życie, rozumiesz? Umarł na tym łóżku, a mnie przy tym nie było! Tego dnia był przy nim Ido, a nie jego ojciec. Nawet nie miałem okazji, żeby mu powiedzieć, ile mnie kosztowało, aby pozwolić mu odejść w taki sposób... Nigdy mu nie powiedziałem, jak bardzo za nim tęskniłem! Nie mogłem poprosić go o przebaczenie ani przeprosić za to, że dałem umrzeć naszej Nihal, nic nie zrobiwszy!
Lonerin poczuł, jak szczypią go oczy, i niespodziewanie zobaczył obraz swojej matki, w rozpaczy biegnącej do świątyni Thenaara, aby ofiarować własne życie w zamian za jego. Zrozumiał, jaki ból musiał ją przeszywać, jakie nieskończone cierpienie musiało popchnąć ją do tego kroku. Nie był w stanie nic powiedzieć, nie istniały słowa odpowiednie do takiej sytuacji, nie mogło być żadnego pocieszenia wobec czegoś tak pozbawionego sensu jak śmierć dziecka.
Pozostał w bezruchu, ściskając mocno ramiona starego czarodzieja.
Lonerin wyprowadził go z wieży. Po tamtej jednej chwili załamania Sennar znów był taki jak zawsze. Ze złością osuszył łzy z twarzy, starając się zachować godność, ale jego ciało było jeszcze umęczone, doświadczone wysiłkiem ekshumowania od lat pogrzebanych win.
— Znalazłeś coś? — spytał go, opierając się o ścianę w bocznym zaułku.
Lonerin potrząsnął głową ze smutkiem.
— Nie było go tam — powiedział Sennar, patrząc w górę. — Albo może był i go zabrali. Dom był pełen sprzętów i codziennych ubrań, ale nie było tam nic, co mogłoby zostać sprzedane dla zysku.
— Sądzicie, że zabrano stamtąd cenniejsze przedmioty?
Sennar przytaknął.
— Tarik wziął ze sobą broń swojej matki.
Lonerin przypomniał sobie miecz Nihal z czarnego kryształu, opisany we wszystkich książkach jako przedmiot o nieocenionej wartości. Być może Sennar miał rację, sama tak wyrzeźbiona rękojeść musiała być warta majątek.
Stary czarodziej oderwał plecy od ściany.
— Musimy znaleźć tego, kto zajmował się morderstwem, tego, kto prowadził dochodzenie i kto ostatecznie zajął się ciałami.
Ruszył drogą prowadzącą ku centrum miasta, ledwo dostrzegalnie kulejąc.
Lonerin długo za nim patrzył, po czym zebrał się na odwagę.
— Ja sądzę, że on wiedział.
Sennar odwrócił się.
— Tarik wiedział, jak bardzo go kochaliście, wiedział wszystko. I on też was głęboko kochał.
Błysk rozczulenia przemknął przez oczy czarodzieja. Nic nie powiedział; ograniczył się do krótkiego spojrzenia na Lonerina, po czym podjął wędrówkę.