Выбрать главу

— Ten gnom przybiegł zaaferowany i od razu zaprowadził mnie do tego człowieka. Zrobiłem, co w mojej mocy, aby go ocalić, ale było już za późno.

Kapłan, który leczył Tarika, był w raczej kiepskiej formie: jego tunika była w wielu miejscach pocerowana, a spojrzenie przypominało wzrok zranionego zwierzęcia. Nie mógł być bardzo stary, przynajmniej sądząc po głosie i sposobie, w jaki mówił, ale źle wyglądał jak na swój wiek. Lonerin i Sennar siedzieli przed nim w gospodzie w Salazarze, otoczeni gęstą zasłoną z dymu wydobywającego się ze zbyt wielu fajek oraz zapachem piwa.

— Kobieta już nie żyła — dodał kapłan — a rany mężczyzny były zbyt poważne, aby je można było uleczyć. Następnego ranka, kiedy wróciłem, już nie żył. Obiecałem gnomowi, że zajmę się ciałami, i tak też uczyniłem.

Lonerin zauważył, że przez dłonie Sennara cały czas przebiegało ledwo dostrzegalne drżenie.

— Pochowałeś ich? — spytał czarodziej bezbarwnym głosem.

Kapłan przytaknął z wahaniem.

— Zrobiłem to następnego dnia. Trzymali się bardzo na uboczu i naprawdę niewiele osób ich znało. Próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale ponieważ nie znalazłem nikogo, kto chciałby zorganizować pogrzeb, sam się tym zająłem. Podczas ceremonii było obecnych jakieś dziesięć osób.

— Gdzie? — spytał Sennar. Kapłan spojrzał na niego, nie rozumiejąc. — Gdzie ich pochowałeś? — uściślił czarodziej.

— Na cmentarzu poza murami. Sam wyryłem płyty nagrobne. Pochowałem ich jedno obok drugiego. Znaliście ich?

— Nie — odpowiedział pośpiesznie Lonerin. Następnie ponaglił go: — Czy przeprowadzono dochodzenie? A co się stało z ich rzeczami?

Wzrok kapłana błąkał się od jednego czarodzieja do drugiego. Bał się, to było widać, i ważył słowa. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zastanawiał się, skąd to przesłuchanie i kim jest ta dwójka.

— Nie było nic szczególnego do wyjaśniania. Włamanie zakończone tragedią, przynajmniej tak orzekł wysłannik starca. Jeżeli zaś chodzi o rzeczy, to nie było nikogo, kto mógłby je wziąć. W końcu przyjaciół mieli bardzo niewielu, a krewnych, tu w Salazarze, żadnych. Ona nie pochodziła z Krainy Wiatru i nikt nie potrafił nam powiedzieć, skąd wywodzili się jej rodzice. A z kolei jego rodzice... — uczynił niejasny gest dłonią.

Palce Sennara zacisnęły się, a kostki stały się białe.

— A zatem? — ciągnął Lonerin.

— A zatem nic. Sprzedaliśmy wszystko, co mogło zostać sprzedane. Ale bielizna, meble i reszta sprzętów jeszcze tam są. Kto mógłby chcieć ubrania osób tak brutalnie zamordowanych?

— Kto zajął się sprzedażą? — spytał Sennar.

— Molio, kupiec mieszkający na pierwszym piętrze wieży. To on wszystko wziął, myślę, że nawet coś sprzedał. Nie znam go dobrze, ale jego sklep jest raczej słynny: naprawdę można tam znaleźć wszystko.

Lonerin oparł się o krzesło. Zaczynało się naprawdę źle. Rzeczy Tarika mogły być wszędzie.

— Dziękuję ci, bardzo nam pomogłeś — powiedział z westchnieniem i wydawało się, że kapłan się rozluźnił.

— Powiedzcie mi prawdę, czy oni coś przeskrobali? Wiecie, ten gnom odszedł w pośpiechu, nie mówiąc nawet, kim jest... A poza tym sposób, w jaki zostali zabici... Pomijając oficjalną wersję, zawsze uważałem, że kryje się za tym coś podejrzanego.

Sennar rzucił mu karcące spojrzenie i kapłan skulił się na ławce.

— Chciałem tylko wiedzieć...

— Nie, nie. Jesteśmy kolekcjonerami — wyjaśnił pośpiesznie Lonerin. — Wiedzieliśmy, że ten człowiek posiada kilka ciekawych przedmiotów, głównie broń, którą z przyjemnością byśmy kupili. Kiedy do niego przybyliśmy, okazało się, że nie żyje.

— Rozumiem — skomentował niepewnie kapłan.

Lonerin i Sennar zapłacili za jego piwo, po czym w milczeniu wyszli z gospody.

Wynajęli na noc pokój w szynku na peryferiach. Obaj byli wykończeni, a Sennar z pewnością nie był w stanie iść od razu do kupca.

I tak czuł, że musi zrobić coś jeszcze.

— Gdzie znajduje się cmentarz? — spytał szynkarki. Pamiętał starą nekropolię, która wedle wszelkiego prawdopodobieństwa została już wchłonięta przez miasto.

— Na zachód, jakieś pół mili za zabudowaniami. Nie możecie się pomylić, jest otoczony wysokim czarnym murem.

Sennar odwrócił się do Lonerina.

— Tam muszę pójść sam.

Młody czarodziej spojrzał na niego z troską.

— Jesteście zmęczeni, a stąd będą to co najmniej dwie mile...

Sennar uciszył go gestem.

— Dam radę. Nie doceniasz mnie.

Zanurzył się w chaos miasta z bolącą nogą, ale przede wszystkim z sercem przygniecionym tym, co zobaczył. Wciąż dręczył go obraz domu Tarika zbrukanego przez niegodziwych morderców. Prawie widział swojego syna leżącego w tym łóżku, oddychającego z trudem, kiedy Ido trzymał go za rękę. Ido, a nie on.

Wiedział, że nie ma co tracić czasu na żale. Wiedział, że musi całkowicie skoncentrować się na misji, bo Nihal kochała Świat Wynurzony, a jego syn spędził w nim swoje krótkie życie. Wyłącznie dla tych powodów warto było go ocalić. Ale jak mógł zapomnieć?

Domy stopniowo zaczęły rzednąć, a czarny mur, o którym mu powiedziano, wkrótce pojawił się przed jego oczami, niezmierzony i majestatyczny, ostateczny jak śmierć. Sennar przeszedł przez próg z urywanym oddechem. Był poruszony, chociaż nie chciał się do tego przyznać. Słońce zaraz miało schować się za wysokie ogrodzenie i rzucało do wnętrza długie, ciemne cienie.

Czarodziej powoli poruszał się po alejkach, wśród puszczy nagrobków. Czuł się jak w jakimś melancholijnym ogrodzie, gdzie każdemu życiu odpowiadał anonimowy kamień.

Nieuważnie czytał imiona. Były tu całe rodziny. Zapytał kopiącego grób mężczyznę, gdzie może znaleźć mogiłę Tarika. Ten popatrzył na niego tak, jak patrzy się na byle starca, i niechętnie wskazał mu miejsce, gdzie miał się skierować. Nikt w Świecie Wynurzonym nie wiedział już, kim jest; z pewnością pamiętali o nim i o Nihal, czego dowodem były liczne posągi wznoszące się na skrzyżowaniach i placach, ale nikt nie był w stanie rozpoznać w tym starszym mężczyźnie bohatera, który uratował cały świat.

Zbliżał się na miejsce coraz wolniejszym krokiem, aż wreszcie się zatrzymał. Dwie płyty, żadnego kwiatka. Ślad niedawno poruszonej ziemi. Zresztą nie minęły jeszcze nawet trzy miesiące. Ich życie upłynęło w tym miejscu ulotnie i w milczeniu, i teraz nikt ich nie odwiedzał.

Wykończony Sennar padł na kolana. Talya i Tarik. Ciekawe, jaka była Talya. Nie potrafił wyobrazić sobie, jaki typ kobiet mógł się podobać jego synowi. Pamiętał go jeszcze jako młokosa, a jednak już wtedy był gotowy, aby podjąć decyzję o kapitalnym znaczeniu dla swojego życia. Ciekawe, jakim mężczyzną został, czy był do niego podobny, czy też raczej przypominał twarz matki. Ciekawe, czym się zajmował, czy był szczęśliwy, czy kiedy umierał, żałował czegoś, albo czy przynajmniej w części zrealizował swoje pragnienia.

— Ja nie — wymamrotał. — Zbyt krótko cieszyłem się tym, co miałem, a po śmierci twojej matki straciłem wszystko. Nawet ciebie.

Tu, pod ziemią, leży nieznajomy, osoba, której nie znam. Gdybym teraz zobaczył, jak przechodzi, nawet bym go nie rozpoznał — pomyślał. Ta świadomość odebrała mu oddech.

— Przykro mi, że mnie nie było, mój synu — powiedział drżącym głosem, wpatrując się w poruszoną ziemię. — To ty miałeś rację, teraz jasno to rozumiem. Być może jest już za późno, ale chcę to naprawić. Te ostatnie lata, które mi pozostały, pragnę spożytkować na zrealizowanie twoich marzeń. Widzisz? Wróciłem do walki i jeszcze w coś wierzę. To tego ode mnie chciałeś.